Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Resztę dnia chciałem spędzić w zamkniętym na klucz pokoju, jednak moja sytuacja na to nie pozwalała. Tego popołudnia musiałem wyjść jeszcze do baru, by zarobić trochę pieniędzy, które pozwolą mi przeżyć kolejne tygodnie.

Do godziny osiemnastej musiałem wziąć się w garść i otrząsnąć po porannej sytuacji.  Gdy dochodził powoli czas mojego wyjścia wziąłem prysznic, zmieniłem opatrunek na ręce i przebrałem się w czarną koszulę z długim rękawem oraz w spodnie o kontrastującym kolorze.

Wychodząc z bloku, na klatce minąłem się z Gabrielem, który pytał gdzie się wybieram o tej godzinie. Twierdząc, że ta informacja nie jest mu potrzebna, rzuciłem zwykłe "nieważne" i ruszyłem w stronę miejsca pracy.

W barze zjawiłem się punktualnie, a tuż po wejściu przywitała mnie znajoma pracująca tu barmanka, która jest ode mnie cztery lata starsza i pracuje tu, żeby dorobić sobie pieniędzy na studia. Mimo tej różnicy wieku to właśnie z nią dogaduję się lepiej, niż z moimi rówieśnikami. Jej uwadze nie umknęło to, że mam dziś gorszy dzień. Kurde. Będzie z niej dobra pani pschycholog.

-Ojciec? -zapytała, a ja jedynie pokiwałem głową i ruszyłem na zaplecze, gdzie znajdowały się szafki pracowników. Szybko założyłem swój fartuszek kelnera i ponownie wszedłem na teren baru.

Po kilku godzinach, gdy obsłużyłem kilkudziesięciu klientów i zauważyłem, że póki co nie ma żadnych nowych podszedłem do Anity -wcześniej wspomnianej barmanki- i poprosiłem ją o szklankę wody. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie lekko i podała napój, który wpiłem w kilka sekund.

Po jakimś czasie nabyli nowi klienci, których musiałem obsłużyć.

-Mój drogi... Nie chciałbyś szybko zarobić gotówki? -Zapytał pewien mężczyzna, gdy podszedłem do jednego że stolików. Zaskoczył mnie, a także zaintrygował tą propozycją, dlatego wdałem się z nim w rozmowę.

-W jaki sposób?

-No wiesz... Jesteś przystojnym młodzieńcem...-zaczął. -Nawet nie wiesz miłoby było, gdyby taki śliczny chłopiec jak ty dosiadł się tu do mnie, a później odwiedził mój dom... Jesteś taki smutny. Mógłbym to zmienić. Wiesz... Moglibyśmy się zabawić, a ty przy okazji zarobiłbyś niemałą sumkę. Dam ci pięć stówek za godzinę. Co ty na to?- Słuchając jego wypowiedzi, przeszyły mnie lodowate ciarki, a przy końcówce miałem ochotę zwymiotować.

-N-nie... Ja chyba podziękuję... To... Chciałby pan coś zamówić?

-Whisky-odpowiedział, a ja podszedłem do barmanki zrealizować zamówienie.

Kiedy moja zmiana dobiegała już końca, a ja odebrałem od szefa swoją wypłatę poszedłem na zaplecze i oparłem się o ścianę. W tym momencie do pomieszczenia weszła Anita, która zmierzyła mnie wzrokiem i zapytała czy wszystko w porządku, a ja w odpowiedzi westchnąłem i powiedziałem, żeby się nie przyjmowała. Nie musi wiedzieć, że jakiś typ chciał mnie wykorzystać jako męską dziwkę.

Starsza znajoma zaproponowała, że podrzuci mnie pod dom, bo to niebezpieczne, żebym się sam jak palec włóczył po mieście i to o tak późnej godzinie.

Cała droga minęła nam w milczeniu, i jedynie dźwięki radia wypełniały ciszę. Siedziałem w fotelu i opierałem głowę o szybę, a w myślach cały czas miałem sytuację z tym oblechem. Ile on mógł mieć lat? Z czterdzieści?! Mógł być wieku mojego ojca!

Po kilkunastu minutach samochód zatrzymał się pod moim blokiem. Podziękowałem znajomej za podwózkę i wyszedłem z samochodu, a następnie wszedłem do odpowiedniej klatki. Obok moich drzwi siedziała jakaś postać, przez co aż podskoczyłem ze strachu, jak później okazało się niepotrzebnie.

-Chcesz, żebym dostał zawału? -Zapytałem przejeżdżając dłonią po swojej twarzy.

-O to samo mogę zapytać ciebie!-Wyszeptał Gabriel i podszedł do mnie. -Gdzieś ty tyle czasu był?

-W pracy-odpowiedziałem zażenowany.

-W pracy?

-Tak, to takie dziwne?- powiedziałem. -Niepotrzebnie się martwisz.

-Wypraszam sobie. Jestem twoim przyjacielem więc nie mów, że się martwię niepotrzebnie. Gdzie pracujesz?

-Jezus Maria, Gabriel. To nie jest czas na takie rozmowy. Jestem zmęczony. Wytłumaczę ci to Kiedy indziej, okay? A teraz błagam... Daj mi spać, bo usnę na stojąco.

-No dobrze, jak wolisz. Dobranoc Domi.

-Dobranoc- wszedłem do mieszkania, a na moje szczęście wszyscy domownicy spali, dzięki czemu i ja mogłem pogrążyć się w tym błogim stanie snu.

***

Obudziłem się nieco po dziesiątej i spojrzałem na wyświetlacz telefonu, by sprawdzić dzień tygodnia. W takim chaosie w jakim żyję, łatwo można stracić rachubę.

Niedziela. Spojrzałem na stertę ubrań, które wczoraj zostawiłem na krześle przy biurku i zabrałem z niej spodnie, które na siebie założyłem, a następnie wyciągnąłem z szafy podkoszulek i także go ubrałem.

Po godzinie wyszedłem z pokoju, który zamknąłem na klucz i schowałem mały przedmiot do kieszeni spodni. Gdy opuszczałem mieszkanie, mój ojciec stanął w drzwiach.

-Gdzie idziesz, skurwysynie?!

-A gdzie moje iść?! Może do kościoła?! -trzasnąłem drzwiami tuż przed jego nosem i ruszyłem przed siebie.

Nie jestem jakimś zagorzałym katolikiem, szczególnie od pogrzebu Sylwestra, dlatego chyba nikogo nie dziwi, jeśli powiem, że poszedłem po prostu na dłuższy spacer, a kościół był jedynie wymówką, by móc się wyrwać z małego ziemskiego piekła.



Nie dodaje rozdziałów zbyt rzadko... Prawda? ;_;

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro