Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Kolacja przygotowana przez panią Walewską była przepyszna. Już dawno nie jadłem naleśników, bo nie potrafię ich zrobić tak jak trzeba i za każdym razem je przypalam.

Po zjedzeniu posiłku, zaproponowałem, że umyję naczynia, jednak tata Gabriela stanowczo mi zabronił mówiąc, że mam się u nich czuć jak na wakacjach.

Cała rodzina Walewskich ukazywała zupełne przeciwieństwo mojej. Wszyscy- począwszy od najmłodszego członka, do najstarszego- dogadywali się niemalże bez słów. Patrząc na nich zazdrościłem Gabrielowi. Blondyn miał wszystko, czego od zawsze mi brakowało. Mowa tu nie o rzeczach materialnych, bo przez te trzy lata zdążyłem nauczyć się, że ów rzeczy szybko przemijają, a o miłości, szczęściu i rodzinie.

Kiedy dochodziła godzina dwudziesta pierwsza, niebieskooki podał mi ubrania złożone w kostkę i zaprowadził pod łazienkę, gdzie wziąłem prysznic.

Jedną trzecią czasu spędzonego w pomieszczeniu, zajęło mi uregulowanie wody na odpowiednią temperaturę. Pomimo tego, gdy polewałem nią lewe przedramię, czułem na nim nieznośne szczypanie i pieczenie, przez co na początku cicho syknąłem, a już po jakimś czasie tylko zaciskałem zęby.

Dopiero po przebraniu się w ubrania Gabriela, które okazały się być na mnie nieco za luźne, zorientowałem się, że nie mam przy sobie zapasowego elastycznego bandażu, którym mógłbym opatrzyć ten nieszczęsny lewy nadgarstek, a przecież głupio będzie mi prosić o taki opatrunek kogokolwiek z Walewskich, bo jeszcze zaczną się dopytywać, do czego mi on potrzebny, a wolałbym, żeby rany na mojej ręce, pozostały moją tajemnicą.

Po krótkiej chwili namysłu podniosłem ze sterty moich ubrań wcześniej użyty opatrunek, namoczyłem go wodą, a następnie zacząłem zapierać go mydłem. Na koniec dokładnie go wypłukałem i wysuszyłem do sucha, przy okazji susząc włosy. Na moje nieszczęcie podczas tej czynności z jednej z ran puściła mi się krew, dlatego po odłożeniu suszarki, szybko podłożyłem przedramię pod strumień lodowatej wody w celu zatamowania krwotoku.

Kiedy opanowałem sytuację, owinąłem wcześniej zapranym bandażem lewą rękę od nadgarstka prawie po łokieć, a następnie założyłem bluzę i wyszedłem z pomieszczenia, po czym skierowałem się do pokoju blondyna. Idąc w jego stronę zauważyłem, że w salonie jest rozłożona kanapa, dlatego wszedłem do pomieszczenia i zobaczyłem w nim chłopaka.

-Co ty tu robisz?- Zapytał patrząc na mnie.

-No... Przyszedłem spać. To takie dziwne?

- Ale ty masz spać u mnie w pokoju- posłał mi uśmiech. -Tam jest wygodniej niż tu, a ty musisz się porządnie wyspać.

-Kiedy ja naprawdę mogę spać tu. Mi jest wszystko jedno. Naprawdę.

-W takim razie marsz do mojego pokoju! -Rozkazał z uśmiechem.

-Dziękuję, dobranoc.

- Dobranoc Domi!

***

Mama Gabriela obudziła mnie około siódmej trzydzieści. W niecałe pół godziny przebrałem się ponownie w moje ubrania i wyszedłem z domu Walewskich, nie żegnając się z blondynem, ponieważ ten ciągle pogrążony był we śnie.

Otwierając drzwi do mojego mieszkania, a raczej piekła modliłem się w duszy, by domowy kat ciągle spał przez nadmierną ilość alkoholu spożytą przez niego wczorajszego dnia.

Moje modlitwy chyba po raz pierwszy zostały wysłuchane, gdyż jedyne co mnie powitało, to smród środku odużającego, od którego moi rodzice są uzależnieni.
Korzystając z okazji wszedłem do mieszkania, zamknąłem drzwi na klucz i zacząłem sprzątać.

Kiedy było już w miarę czysto, rodzice ciągle spali w najlepsze, dlatego udałem się do mojego pokoju, chcąc nacieszyć się chwilowym spokojem. Usiadłem na moim łóżku, oparłem się o ścianę i zamknąłem oczy wsłuchając się w ciszę. Nawet nie pamiętam kiedy udało mi się zasnąć.

Z krainy Morfeusza wyrwał mnie odgłos tłuczonego szkła. Otworzyłem oczy, a następnie je przetarłem, a kilka sekund później ukazała mi się postać kata.

-Gdzie jest moja wódka, skurwysynie?! -wrzasnął mężczyzna, a ja zamierzyłem go zdezorientowanym i przerażonym spojrzeniem. -ZADAŁEM CI PYTANIE! -uderzył mnie w policzek, a następnie pociągnął za materiał bluzy tak, że stałem przed nim.

-J-ja... Nie wiem... Chy-yba wypiłeś...

-ŁŻESZ! -wrzasnął i przyparł mnie do ściany. Naciskał pięścią na moją klatkę piersiową, przez co ciężko było mi złapać oddech. -Czeka cię kara! -Przejechał swoim obleśnym palcem po moim brzuchu i biodrze, a po chwili odwrócił mnie plecami do siebie i usłyszałem jak ściąga swój pasek od spodni. Po kilku sekundach usłyszałem huk, który spowodował ojciec, naprężając przedmiot, a następnie tym hukom towarzyszył pulsujący i okropny ból na moich plecach. Z trudem powstrzymywałem się od krzyków i płaczu oraz od osunięcia się na podłogę z bólu.

-Co jest?! Już nie boli? Przyzwyczaiłeś się...? -mruknął pogardliwie. -Czas wymyślić nową karę! -Mężczyzna zaczął powoli zsuwać ze mnie spodnie, a ja zamarłem.

-N-NIE! ZOSTAW MNIE! -krzyknałem przez łzy i zacząłem się szarpać. -PÓJDĘ NA POLICJĘ!

-ANI MI SIĘ WAŻ! Chciałem cię tylko nastraszyć... Nigdzie nie pójdziesz! Zrozumiano?! -zacisnął palce na moich policzkach.

-O-oczywiście... -szepnąłem cały roztrzęsiony.

Gdy tylko ojciec opuścił mój pokój zamknąłem się na klucz. Na trzęsących nogach nie byłem nawet w stanie dojść na łóżko, dlatego cały obolały, roztrzęsiony i bezsilny osunąłem się po ścianie na podłogę i zalałem łzami.

Czym ja zawiniłem temu światu?

_

_________

Coś dawno mnie tu nie było, ale dostałam mobilizacji po przeczytaniu kilku komentarzy pod ostatnim rozdziałem, a szczególnie ostatniego. Dlatego też rozdział ten dedykuję Demon_of_flames.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro