Rozdział 3
Gdy znalazłem się na terenie blokowiska, na którym mieszkam, zaczęło się ściemniać co znaczyło, że powinienem wracać do mieszkania, a ja tak bardzo tego nie chciałem. Kiedy doszedłem pod swoją klatkę zauważyłem Gabriela, który wyglądał tak, jakby na kogoś czekał. Nie wiedziałem czy powinienem się odezwać, gdyż jego wzrok był skierowany w przeciwnym kierunku, przez co do tej pory mnie nie zauważył. Ostatecznie jednak, po chwili namysłu postanowiłem zagadać.
-Czekasz na kogoś?- Rzuciłem, a chłopak momentalnie odwrócił główę. Na początku pomyślałem, że się po prostu przestraszył czy coś, ale odrzuciłem tę myśl, gdy do mnie podszedł.
-Śpisz u mnie! - Powiedział, a jego słowa dotarły do mnie dopiero po kilkunastu sekundach. Powaliło gościa?!
-Co ty gadasz? Przecież nawet mnie za dobrze nie znasz! Z jakiej racji miałbym niby u ciebie spać?
-Wiem o tobie na tyle dużo na ile powinienem. Może ci się to wydać dziwne, ale wiem więcej niż myślisz- odpowiedział, jednak ja dalej nie rozumiałem powodu jego propozycji o ile tak to można było nazwać.
-Nie rozumiem cię- powiedziałem, patrząc na niego pytająco.
-Ugh... Wytłumaczę ci na miejscu! Okay? - Powiedział, po czym złapał mój nadgarstek, przez co ledwo słyszalnie syknąłem. Gabriel zaczął iść po schodach do swojego mieszkania, a ja będąc przez niego ciągniętym, podążałem jego śladem. Chłopak wyglądał na zdenerwowanego.
Po wejściu do mieszkania, w którym mieszka rodzina Walewskich, zostałem przez nich życzliwie przywitany.
-Dobry wieczór- powiedziałem niepewnie.
-Dominiku? Wszystko w porządku? Jak się czujesz? - Zapytała kobieta, badając mnie wzrokiem.
-Tak, wszystko w porządku- odpowiedziałem, dalej nie rozumiejąc zaistniałej sytuacji.
-Chodź- powiedział Gabriel, ponownie łapiąc mój nadgarstek, by pociągnąć mnie do swojego pokoju. Będąc w pomieszczeniu chłopak usiadł na łóżku i poklepał część materaca obok siebie, tym samym dając mi do zrozumienia, bym i ja to zrobił. Już po kilku sekundach znalazłem się obok niego.
-Możesz mi to wszystko w końcu wyjaśnić?- Zapytałem niepewnie, a chłopak spuścił głowę.
-Mhm...- spojrzałem na niego pytająco. - No, bo twój tata bardzo się awanturował. Krzyczał i w ogóle był agresywny- szronął, a ja otworzyłem oczy szeroko.
-M-mój o-ojciec?- wydukałem, a moje ciało zaczęło drżeć. Co najgorsze nie potrafiłem nad nim w żaden sposób zapanować. -B-Boże... P-przepraszam za niego...- w moich oczach pojawiła się przeźroczysta słona ciecz. Wtedy chłopak złapał mnie za ramiona i przeszywająco spojrzał w moje oczy. Jego oczy wydawały się być nieskazitelne, niczym najczystrzy ocean świata. Odnosiłem wrażenie, że za moment utopię się w ich błękicie.
-Nie przepraszaj. To przecież nie twoja wina-powiedział i starł z mojego policzka łzę.
-A-ale to mój ojciec... -wyjąkałem. Przez dłuższą chwilę ani ja, ani on nie odzywaliśmy się. Dopiero gdy cisza stała się niezręczna, a ja wszystko sobie przemyślałem, odważyłem się zabrać głos. -M-muszę wracać. I-inaczej on mnie zabije...-szepnąłem i wstałem na równe nogi, ciągle się trzęsąc. Szybka zmiana pozycji wywołała u mnie zawroty głowy, ale w porównaniu do blondyna zbytnio się tym nie przejąłem. Chłopak wstał i złapał mnie za ramiona i siłą zmusił mnie do tego, bym z powrotem usiadł.
-Nigdzie nie idziesz! Zrozumiano?! Nie pozwolę by działa ci się krzywda!
-Tak czy inaczej kiedyś będę musiał wrócić do domu! Jeśli u ciebie zostanę ojciec będzie się awanturował jeszcze bardziej! Nie rozumiesz tego?- załkałem. Wtedy w pokoju pojawiła się mama niebieskookiego.
-Dominiku ja tak samo jak mój syn uważam, ze powinieneś tu zostać. Twój tata nie jest trzeźwy. Mój mąż próbował z nim rozmawiać, ale z marnym efektem, dlatego sądzimy, że jeśli wrociłbyś do domu koło siódmej lub ósmej rano, nie zorientowałby się, że spędziłeś noc poza domem. A tutaj będziesz mieć spokój.
-T-tak pani myśli...? -Zapytałem cicho.
-Tak... Prześpisz się w spokoju, a rano Cię obudzimy. Zgoda?
-Skoro pani tak mówi... D-Dobrze, zostanę- kobieta posłała mi ciepły uśmiech, a po chwili pogłaskała mnie po głowie, po czym wyszła oznajmiając, że za piętnaście minut mamy przyjść na kolację.
-Dziękuję za wszystko- powiedziałem szeptem.
-Daj spokój. To nic takiego- odpowiedział blondyn, a po kilkunastu sekundach dodał. -Zostań moim przyjacielem. Tyle razy widuję cię samotnego...
-Nie musisz się nade mną litować. Przywykłem do samotności- spuściłem głowę.
-Nie lituję się! Naprawdę chcę się z Tobą zaprzyjaźnić! -Oburzył się, a ja uniosłem ręce do góry w geście kapitulacji.
- Spokojnie... To nie miało tak zabrzmieć- obroniłem się, a chłopak uśmiechnął się.
- To co? Będziesz moim przyjacielem?
-Tak. Będę, pod warunkiem, że ta przyjaźń nie przysporzy tobie i twojej rodzinie problemów.
-Spokojna głowa. Wszystko będzie okay, przyjacielu. A i od teraz nie mów mi tak oficjalnie. Po prostu Gabi. Okay, Domi?
-Okay- odpowiedziałem z lekkim uśmiechem. Właśnie zyskałem pierwszego przyjaciela.
-Idziemy zobaczyć, czy jedzenie jest gotowe- oznajmił niebieskooki.
-Przecież nie minęło jeszcze piętnaście minut- zdziwiłem się nieco.
- Ale ci burczy w brzuchu- zachichotał, a ja zarumieniłem się. Nie masz co robić głupi brzuchu tylko burczeć?
-Masz gorączkę?
-Nie, dlaczego?
-Bo jesteś zarumieniony- odpowiedział chłopak, przyglądając mi się.
-Nie mam to przez brzuch.
-Boli cię?
-Nie... Burczy mi w nim... To żenujące- odpowiedziałem.
-E tam żenujące... To urocze! -zaśmiał się cichutko, a dopiero po chwili dopowiedział- Ja tego nie powiedziałem!
-Powiedziałeś blondasku- tym razem to chłopak się zarumienił i ulokował swoje dłonie na policzkach. Odezwał się dopiero po chwili.
- To idziemy już? - Zmienił temat.
- No dobrze, chodźmy.
Rozdział trzeci chyba troszkę krótki, ale ważne, że jest. Prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro