Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20

Mystery Killer radośnie bryknął, kiedy poczuł luz na pysku. Dzisiaj miał zamiar odkryć tajemnicze miejsce za szczeliną w skałach.

Starannie omijając inne konie, dotrał energicznym kłusem na umówione miejsce. Miał nadzieję, że nikogo tam nie zastanie.

Bezszelestnie stawiał kroki, aby zaraz znaleźć się przy wejściu do lasu. Przecisnął się między sosnami, aż w końcu mógł wdychać lekki zapach igieł i drzew.

Przymrużył oczy, bo słońce na chwilę wychyliło się zza drzew i oślepiło gniadego, ale przez chwilę jego sierść stała się bardziej błyszcząca.

Przez kilka sekund stał w miejscu, ale zaraz gwałtownie się wzdrygnął.

- M-Mystery? - usłyszał znajomy głos.

Odskoczył w bok.

- Kogo tu mamy, witaj Deafness. - powiedział ze spokojem wpatrując się w jego dawną przyjaciółkę. - Gdzie podział się Yourself?

- Jest na treningu, przestań. Dlaczego tak bardzo nie chcesz, żebyśmy nadal byli przyjaciółmi? - klacz od razu przeszła do sedna. Nie miała innego wyjścia, bo gdy tylko Killer ją zauważył, uciekał w drugą stronę.

Wałach przewrócił oczyma.

- Po prostu miałem dość tego, że obgadujesz mnie z Yourselfem. Uważaliście mnie za najsłabszego, a tu jednak proszę, wygrałem Sham Stakes! - zarażał.

Na bokach Deaf pojawiły się ciemniejsze plamy. Mystery pomyślał, że już wystarczy.

- Mystery, już zrozumiałam. Proszę.

- Nie zamierzam się znowu z tobą przyjaźnić, ale mogę już nie być obrażony. - burknął foltblut.

Klacz westchnęła.

- Dzięki. Dzięki, że zrozumiałeś. - dodała. - Gdzie idziesz? W ogóle, co tu robisz? Myślałam, że unikasz tego miejsca, bo przypomina ci o mnie.

- Chciałem zobaczyć, co jest tam - wskazał pyskiem na szczelinę.

Niestety, przeszkodziłaś mi w tym, pomyślał.

- Mogę iść z tobą? Mieliśmy to kiedyś odwiedzić...

Killer przywołał dawne wspomnienia.

"Mystery poszedł w jej ślady i zanurzył się po kolana w wodę. Dopiero po chwili zauważył, że naprzeciwko jeziorka jest szerokie przejście ze skał.

- Co tam jest? - wskazał łbem na szczelinę.

- Pokażę ci później."

Odwrócił się zadem do klaczy.

- Zaraz wracam, poczekaj chwilkę.

Ruszył stępem w kierunku jeziorka. Kiedyś się w nim zanurzali, chociaż po stawy.

Umoczył w nim powoli kopyto po koronkę.

Tak naprawdę nie chciał się ochłodzić, tylko ukryć ewentualne łzy, które mogły by znaleźć ujście na dawne wspomnienie.

Killer otrząsnął się i postanowił, że jest już gotowy.

- Możemy już iść. - powiedział.

Klacz skinęła łbem i ruszyła w stronę skałek. Z łatwością zmieściła się między kamieniami. Gniady foltblut poszedł w jej ślady. Oślepił go blask, ponieważ już przyzwyczaił się do półmroku w lesie.

- I jak? - parsknęła cicho.

Wałach nie odpowiedział. Jego oczom ukazała się bezkresna łąka, która kończyła się na horyzoncie, w lesie. Trawa sięgała do zgięcia nóg. Wydawała się sucha.

Zieleń była gnieniegdzie przeplatana czerwieniem maków i błękitem chabrów.

- Tu jest...pięknie - wykrztusił.

- Wiem - parsknęła. - Ale nie możemy być tu za długo, stajenni zaraz mogą przyjść.

Deaf odskoczyła w bok.

- To co, może się ścigamy? - dodała.

- Jasne. Ze mną nie wygrasz - zarażał i ruszył cwałem przed siebie.

Okazało się, że po takiej trawie biega się jeszcze bardziej miękko, niż na trawie na padoku, chociaż ta tutaj nieprzyjemnie smyrała po nogach.

Raz Mystery wyprzedzał Deafness, a raz to klacz prowadziła, ale to tylko dlatego, że Killer specjalnie zwalniał. W mgnieniu oka dotarli do połowy łąki.

- Może już wracamy, co? - sapnęła ciemnogniada.

- Co, zmęczona? - zaśmiał się wałach. - Jasne, wracajmy.

Tym razem wracali spokojnym galopem, aby foltblutka mogła nabrać sił. Przy końcu klacz niepodziewanie go wyprzedziła.

- Chodź.-parsknęła.

Spocony wałach wrócił tą samą trasą na padok, jednak jeszcze na chwilę zatrzymali się w zagajniku, aby się ochłodzić i napić.

Ciemnogniady Killer nieufnie i powoli zanurzył pysk w chłodnym stawie. Deafness zrobiła to samo.

Pili tak przez chwilę, aż nagle Mystery gwałtownie zadarł łeb do góry i skoczył przednimi nogami do wody ochlapując wszystko dookoła, w tym Deaf.

- Ej! - zarżała.

Gniady zaśmiał się cicho.

- Dobra, chodźmy. Już się ochłodziliśmy.

Klacz przytaknęła i ruszyła stępem w stronę wejścia na padok. Zaraz stawiali kroki już na krótkiej, przystrzyżonej trawie pastwiska.

- Pamiętaj, wybaczyłem ci. I jeszcze jedno - nie jesteśmy przyjaciółmi, chociaż...ch...chciałbym.

-------

639 słów.

rozpisałam się, huh

podoba mi się ten rozdział ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro