7.
Palce Jungkooka z gracją uderzały o kolejne klawisze pianina, które w wyniku wydawały z siebie przepiękną melodię. Jednak nie była ona perfekcyjna. Brunet nie musiał nawet spoglądać na nuty znajdujące się przed nim, ponieważ znał ten utwór wręcz na pamięć. Dinu Lipatti był jednym z jego ulubionych pianistów, których szanował i najwięcej ćwiczył.
Mężczyzna zdawał się nawet nie przejmować tym, iż kurz otaczał wokół niego grubą otoczkę, drażniąc jego oczy oraz nos. Nie dotykał instrumentu od czasu śpiączki. Nawet po niej czuł pewnego rodzaju strach, gdy tylko dłużej patrzył na to białe bóstwo. Jednak dziś gdy jadł śniadanie, zerkając kątem oka na zakurzone pianino, poczuł po raz pierwszy, iż wręcz potrzebuje go dotknąć.
Umierał bez nut, które wypełniały jego serce i nadawały jego krwi czerwony kolor. Umierał bez spokoju, który ogarniał jego ciało zawsze, gdy wygrywana przez niego melodia otulała go swoimi ramionami. Umierał bez muzyki, bo jeszcze przed wypadkiem była ona jego jedyną ucieczką od rzeczywistości, która go przytłaczała.
Jungkook grając od kilkunastu minut z przymkniętymi oczami, nie zauważył, jak dobrze znany mu mężczyzna opierał się o framugę wejścia do salonu, obserwując tak w ciszy jego cudowną grę. Można by nawet powiedzieć, że zaniemówił, ponieważ nigdy nie widział kogoś grającego z taką pasją i miłością do tego, co robił. Taehyung nie potrafił tego wyjaśnić, ale za każdym razem gdy widział Jungkooka, jak grał lub śpiewał, jego serce powoli topiło kawałki lodu, którym było ono pokryte.
Coś się zmieniało, ale on sam nie umiał powiedzieć jeszcze co.
- O, już jesteś - powiedział zdziwiony brunet i natychmiast oderwał swoje dłonie od instrumentu. Odchrząknął cicho, chcąc już wstawać, jednak Taehyung pokręcił przecząco głową.
- Nie musisz wstawać. To było przepiękne - odparł szczerze blondyn, podchodząc powoli do pianina. Przejechał po nim ostrożnie opuszkami palców, nie przejmując się, że spowodował tym małe wiry kurzu. W końcu dość długo nikogo tu nie było.
- To Dinu Lipatti, ja tylko próbuję odtworzyć jego dzieło - wymamrotał skromnie Jungkook, udając, iż szuka czegoś w swoich nutach. Tak naprawdę zrobiło mu się naprawdę miło, a za wszelką cenę nie chciał, by starszy zobaczył jego dojrzałe rumieńce.
- Jestem pewien, że ten Dino... Lipa...? Nieważne - Taehyung machnął dłonią i zaśmiał się nerwowo. Naprawdę nie znał się na muzyce. Nie wiedział nawet, czego aktualnie słucha młodzież. - Masz niesamowity talent i to jest pewne. Masz także swoje utwory?
- Jedynie fragmenty, których nie potrafię skleić w całość - mruknął nieco ściszonym głosem, patrząc na kolejne kartki, na których znajdowały się jedynie rzędy nut, gdyż brunet nigdy nie wiedział, jak je zakończyć. - Ale najlepiej chyba idzie mi ta piosenka... Pamiętasz? Ta, którą zaśpiewałem Ci wtedy przed snem.
Blondyn pokiwał głową i przełknął głośno ślinę, Doskonale pamiętał tę piosenkę, gdyż do dnia dzisiejszego nie mógł o niej zapomnieć. W końcu słyszał ją codziennie przez pół roku, gdy Jungkook nucił jej powtarzający się fragment. Jednak nie chciał jeszcze mu o tym mówić.
- Zawsze pisząc piosenki, myślałem o sobie, ale teraz... Teraz czuję, że przedstawia ona czyjeś uczucia do mnie, rozumiesz? - brunet spojrzał na zagubiony wyraz twarzy mężczyzny i machnął dłonią. - To głupie, nieważne.
- Ej, nieprawda. To w pewnym sensie... Piękne - przyznał Taehyung, samemu kiwając głową na swoje słowa. - Naprawdę piękne. Jungkook uśmiechnął się nieśmiało i zamknął ostrożnie klapę pianina.
Ciemność za oknem wydawała się pochłonąć już cały las, co sprawiło u bruneta nietypowe poczucie bezpieczeństwa. Zawsze wolał noc od dnia w odróżnieniu od nich. To właśnie w ciągu dnia czuł się zagrożony i bał się wszystkiego, co mogło czyhać na niego za rogiem. W nocy zaś czuł, jak natura przyjemnie otula go z każdej strony. Właśnie wtedy świat budził się dla niego do życia.
- Mam pomysł. Ufasz mi? - w odpowiedzi uzyskał jedynie stanowcze skinięcie głową ze strony lekarza, przez co uśmiechnął się szeroko, ukazując swoje dwa królicze ząbki. - Pokażę Ci pewne miejsce.
*
Droga przez las wydawała się nie mieć końca. A bynajmniej tak czuł się Taehyung, gdyż naprawdę nie przepadał za przebywaniem w takich miejscach, szczególnie w nocy. W odróżnieniu od Jungkooka, któremu uśmiech wciąż błąkał się po ustach, gdy patrzył w niebo, doszukując się tego jednego punktu. Doskonale wiedział, gdzie się znajdował.
- To tutaj - odparł brunet, gdy weszli na delikatny pagórek. Blondyn rozejrzał się dookoła, nie rozumiejąc do końca. Wszystko wydawało się być dokładnie takie same jak przez poprzednią część drogi. Dlaczego więc akurat to miejsce było dla młodszego wyjątkowe? - Spójrz do góry.
Taehyung niemal od razu uniósł swoją głowę, tak jak poprosił go o to Jungkook. Chciał już powiedzieć, że niczego nie widzi, ale właśnie wtedy jego oczom ukazało się coś pięknego. Spokojnie mógłby nazwać to miejsce ósmym cudem świata. Z pozoru nie było ono niczym wyjątkowym, jednak gdy doświadczyło się to już na własne oczy, całkiem zmieniało swoją wartość.
Drzewa, które ułożyły swoje korony do przodu, tworząc tym koło, w którym znajdowały się setki gwiazd. Przepiękne sklepienie, które w tym miejscu świeciło jaśniej niż gdziekolwiek indziej. Był pewien, że przez całą drogę nie było na niebie nawet śladu tak ogromnego skupiska gwiazd. Było ono wyjątkowe. Jedyne w swoim rodzaju.
Tak jak Jungkook.
- Ktoś kiedyś powiedział mi, że jestem gwiazdą, która do pełnego szczęścia potrzebuje znaleźć swoje własne niebo, na którym będzie mogła świecić już do końca swoich dni - odparł brunet, przerywając tym przyjemną ciszę, która otuliła ich ciała wraz z mrokiem.
- Znalazłeś je? - wyszeptał blondyn, jakby bojąc się, iż przy głośniejszym dźwięku gwiazdy uciekną ze swojego miejsca. Chciał patrzeć na nie bez końca.
- Nie jestem pewien - mruknął, mimo wszystko uśmiechając się ciągle szeroko. - Może nie świecę jeszcze wystarczająco mocno, by dostać swoje własne niebo. Albo to właśnie moje niebo nie pozwoliło nocy porwać się w jej ramiona.
Taehyung nigdy nie słyszał tak przepięknie dobranych słów. Nie wiedział także, że były to słowa, które usłyszał właśnie od niego. Kiedy brunet przebywał w śpiączce, właśnie te słowa usłyszał od blondyna, którego postrzelił, tym samym wybudzając się z koszmaru ubranego w strój najpiękniejszego marzenia.
- A co jeśli musisz pomóc twojemu niebu dojrzeć? Może nie rozumie ono, iż do pełnego szczęścia potrzebuje właśnie swojej gwiazdy? - części układanki zaczęły powoli składać się dla Taehyunga. Czuł, że brakowało mu już tylko ostatniej rzeczy. Jednak nie wiedział, o jaką mogło chodzić.
Brunet zmarszczył swoje brwi delikatnie i spojrzał po raz pierwszy na blondyna. - Co masz na myśli, Tae?
Cisza po raz kolejny stanęła między nimi. Taehyung sam nie wiedział, co miał na myśli. Słowa wypływały z niego niekontrolowanie. Po raz pierwszy od rozwodu słuchał się serca, a nie rozumu, tak jak miał to już wpojone.
Chciał stać się nocnym niebem.
Może właśnie tego potrzebował do szczęścia? Jego własnej święcącej gwiazdy.
A przecież nikt nie świecił tak jasno jak Jungkook.
- Powiedz mi, jak wyrwać się z ramion dnia i stać się częścią nocy, bym mógł w końcu znaleźć swoją gwiazdę - wyszeptał bez namysłu starszy, podchodząc bliżej chłopaka. Ułożył dłoń na jego policzek i pogłaskał go delikatnie ze słodkim uśmiechem. - Może to ty jesteś moją gwiazdą?
*
wszystko dzięki piosence naszego jiminka, która zmotywowała mnie do napisania tego rozdziału💜
miłego wieczorku, gwiazdki!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro