5.
Dzisiaj w końcu wyszłam z łóżka, Harry i Niall kategorycznie zakazali mi robić cokolwiek, gdy Niall przyjechał z Harry'm z zakupów świątecznych, mój brat zakazał mi chodzić nawet do łazienki! Gdy rzuciłam w niego książką, która leżała na stoliku nocnym pozwolił mi wychodzić z łóżka jedynie jeśli będę otulona kocem. Wywracałam oczami za każdym razem gdy zachowywał się jak nadopiekuńczy brat ale wiedziałam, że się martwi więc gdy przychodził zapytać jak się czuję odpowiadałam to co zawsze wywoływało uśmiech na jego twarzy " czuję się lepiej bo ty i Harry się mną opiekujecie". To było dla nich najlepsze podziękowanie, Harry był taki sam jak Niall, czasem nawet gorszy ale właśnie to była jedna z cech, które w nim kocham.
- Już nie rozsiewasz zarazków? - zapytała Harry gdy weszłam do kuchni.
- Ciebie też miło widzieć kochanie - westchnęłam siadając mu na kolanach i pocałowałam go w policzek, a później zabrałam jego kubek z kawą.
- Dobrze się już czujesz? - zapytał ignorując fakt, że wypijam jego kawę, oplótł moją talię ramionami i przyciągnął bliżej siebie.
- Bardzo dobrze, pięknie choinkę ubraliście - pochwaliłam wpatrując się w drzewko stojące w salonie.
- Dzieciaki dużo nam pomogły, zdążyły ci się pochwalić jak wiele w tym roku bombek potłukły .
- Bombki można odkupić - powiedziałam. - Jedziesz dzisiaj do firmy?
- Nie, rozłożyłem wszystko tak żebym mógł do końca roku pracować w domu.
- Nawet nie wiesz jak dobrze jest mieć cię przy sobie - stwierdziłam wtulając się w jego klatkę piersiową.
- Tak?
- Tak, musimy iść na zakupy, święta już za tydzień, a dzieciaki zjadły większość słodyczy, które kupiliśmy, poza tym trzeba jeszcze pomyśleć nad tym co będziemy jeść.
- Myślałem, że podzieliłyście się już między sobą, która ugotuje daną potrawę.
- Jeszcze nie, gdy byłam chora nie było za bardzo jak się spotkać bo zakazaliście mi wychodzić z domu pamiętasz? - zapytałam unosząc brew.
- No tak.
- Zanim pojedziemy na zakupy do niech zadzwonię - zapewniłam i wstałam żeby zrobić sobie śniadanie.
- Myślałem ostatnio dużo o tym jak wszyscy z twoim bratem na czele namawiają nas na dziecko - zaczął Harry gdy smażyłam jajecznice.
- I do czego doszedłeś? - zapytałam lekko zaniepokojona.
- Do tego, że nie ma się z czym śpieszyć - powiedział a ja odetchnęłam. - Myślałaś, że zmieniłem zadanie?
- Tego się bałam, ustaliliśmy, że najpierw firma - powiedziałam nadal odwrócona do niego plecami.
- Wiem - stwierdził kładąc ręce na moich biodrach i odwrócił mnie do siebie uprzednio zdejmując posiłek z palnika. - Ucieszy ich fakt, że po nowym roku trzy dniowy wyjazd będzie ostatnim.
- Wszystko już jest pozałatwiane? - zapytałam uśmiechając się.
- Tak, będziemy w końcu mogli wyjechać w naszą podróż poślubną - uśmiechnął się i pocałował mnie.
- Fuuuu - usłyszeliśmy gdzieś zza pleców Harry'ego więc oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy w stronę głosiku.
- Hej mały, z kim przyjechałeś? - zapytałam wracając do robienia jajecznicy.
- Z mamą i tatą, zabierają zakupy z bagażnika - oznajmił.
- Harry weź to ode mnie - jęknął Niall, jak się później okazało niósł siatkę pełną owoców, które mało brakowało, a zaliczyły by spotkanie z podłogą.
- Dobrze się składa bo mieliśmy akurat jechać na zakupy - powiedziałam stawiając patelnię na stole. - Co chcesz na śniadanie maluchu?
- Kanapkę z Nutellą .
- Ja ci zrobię - oznajmił mój mąż. - Idź zapytaj Caroline i Niall'a co chcą.
- Ok - powiedziałam i poszłam do mojego brata. - Hej co chcecie na śniadanie?
- Cokolwiek zrobisz.
- Pomóc wam? - zapytałam widząc Niall'a i tachającego dwie torby pełne zakupów.
- Damy sobie radę, idź przypilnuj Max'a - powiedziała Caroline na co Niall jęknął niezadowolony.
- By pomogła a nie...
- Jesteś mężczyzną kochanie, udowodnij nam co potrafisz - uśmiechnęła się do niego słodko i za jego plecami mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro