2
Rozdział drugi, w którym Percy zaznajamia się z różową landryną.
Następnego poranka, ubrany w szaty Gryffindoru zbiegłem po schodach spóźniony na śniadanie. Udało mi się dobiec do Wielkiej Sali mniej więcej w połowie czasu wyznaczonego na posiłek. Z małą zadyszką zająłem miejsce przy swoim stole naprzeciwko Harry'ego i Rona. Harry pomachał mi z uśmiechem, a Ron łypnął spode łba. Nie zwracając uwagi na Weasley'a zająłem się śniadaniem. Nałożyłem sobie na talerz gorę jedzenia i zanurzyłem w nim widelec. Kątem oka przyłapałem przewracającą oczami Hermionę.
Byłem tak zaaferowany jedzeniem, że nie zauważyłem Dracona Malfoy'a stojącego z uśmiechem za moimi plecami.
- Cześć, Jackson! - poklepał mnie po ramieniu ślizgon.
- Draco. - przywitałem się, wkładając do ust tosta z masłem.
- Ślizgoni mają dziś Zielarstwo z gryfonami. Czuj się zaproszony, by z nami siedzieć. - powiedział ciepło, poklepał mnie ponownie po ramieniu i odszedł. Ron wbijał we mnie takie spojrzenie, że gdyby wzrok mógł zabijać, byłbym kupką pyłu.
- Percy?! Co to miało być? - powiedział Ron cały czerwony na twarzy.
- O co ci chodzi? - konsternacja biła ode mnie falami.
- Malfoy to ślizgon! Ślizgoni nie kumplują się z gryfonami! - syknął Ron. Mówił o ślizgonach i gryfonach, jak gdyby to były dwie mafie, które nie mogą znieść siebie nawzajem. Ale Draco był dla mnie miły. Dlaczego nie miałbym odwdzięczyć się tym samym? Stwierdziłem, że przyjmę ofertę Draco. Siądę z kimś kto mnie lubi, a przy okazji zrobię na złość Ronowi.
- Neville? Jaką mamy pierwszą lekcję?
- Ummm... Obronę Przed Czarną Magią. - stwierdził lekko zaskoczony. Chyba niewielu ludzi pytało go o pomoc.
✴
Zająłem miejsce gdzieś z tyłu klasy, nie chcąc zostać zauważonym przez nauczycielkę. Przede mną rozciągało się pięć rzędów ławek, w których siedzieli gryfoni i puchoni.
- Witajcie, moi kochani! - pisnęła wysokim głosem nauczycielka, uciszając przy tym klasę. Stała obok tablicy obrzucając klasę słodkim, acz surowym spojrzeniem. - Proszę, odłóżcie różdżki. Nie chcemy by stała się wam krzywda, prawda? Ministerstwo Magii zapewnia całkowicie bezpieczny program Obrony przed Czarną Magią. Będziecie się uczyli z podręczników, a wasze różdżki pozostaną w torbach do końca lekcji. - wytłumaczyła nam przesłodzonym tonem Umbridge. - A teraz proszę wyciągnijcie podręczniki i zacznijcie czytać.
Pochyliłem się nad moją torbą i wyciągnąłem podręcznik do OpCM. Na moje szczęście kupiłem go w wersji greckiej, a ostatnimi czasy dużo czytałem, więc nie dziw, że skończyłem czytać jako jeden z pierwszych. No dobra, pominąłem kilka stron. Z niepotrzebnym hukiem zamknąłem podręcznik i poczułem wzrok całej klasy na mojej osobie.
- Panie Riddle... - zaczęła ropucha.
- Jackson. - przerwałem nauczycielce gniewnie. Nie będę nosić nazwiska tego węża.
- Proszę mi nie przerywać, panie Riddle. A teraz, może zechciałby mi pan powiedzieć dlaczego po pięciu minutach lekcji i mając do przeczytania dwadzieścia stron tego podręcznika, zamknął pan książkę? - zapytała słodko, choć jej głos ociekał jadem. Z każdym słowem zbliżała się do mnie o krok. Czułem na sobie spojrzenia całej klasy.
Przybierając znudzony wyraz twarzy, oparłem podbródek na prawej ręce i rzuciłem jej niechętne spojrzenie.
- Myślę, że odpowiedź na to pytanie jest oczywista, profesor Umbridge. - powiedziałem.
- Więc może mnie pan olśni, panie Riddle? - oparła obie dłonie na ławce przede mną.
- Po pierwsze: skończyłem, po drugie: nazywam się Jackson. - splunąłem, biorąc moją torbę do ręki i wypadłem z sali nie zważając na piski ropuchy.
W pierwszej chwili mój plan wydawał sie nie mieć słabych punktów. Wkurzyć landrynę, wyjść z sali, wrócić do dormitorium. Jednak okazało się, że miałem problem. Mianowicie nie miałem zielonego pojęcia gdzie na Hadesa jestem. Większość korytarzy wyglądała identycznie, a ja jestem w tym zamku zaledwie dwa niecałe dni. Dlatego, sfrustrowany przysiadłem w losowej wnęce korytarza i westchnąłem.
- Cóż to? Drogi panie, czemuż siedzisz samotnie na tym odludziu? - staromodny głos rzekł z mojej prawej. Podskoczyłem.
- Kim jesteś? - chociaż tym razem powiedziałem coś właściwego, pomyślałem mając w pamięci moje spotkanie z Malfoyem.
- Sir Cadogan! Do usług panicza. A panicza imię?
- Percy Jackson. Jesteś obrazem? - Oczywiście, że jest obrazem Percy. Co to jest w ogóle za pytanie? pomyślałem, wstając. Podszedłem do portretu przedstawiającego rycerza na koniu.
- Cóż to za pytanie? Oczywiście, że tak! Czyżbyś nie mógł zobaczyć mej lśniącej zbroi? - zapytał oburzony Cadogan.
- Przepraszam, głupie pytanie.
- Nie szkodzi! - odparł Sir Cadogan prężąc pierś.
- Mógłbyś mi pomóc? Próbuję znaleźć drogę do dormitorium Gryffindoru, ale nie wiem jak tam trafić. - zapytałem, gdy do głowy wpadł mi ten pomysł. W końcu mógł przemieszczać się między obrazami.
- Z wielką checią! Chodźże więc. Wskażę ci kierunki twej krucjaty. - zawołał entuzjastycznie rycerz.
Z uśmiechem na twarzy opuściłem wnękę i z pomocą Cadogana, w końcu udało mi się dotrzeć do Pokoju Wspólnego.
- Dziękuję ci. - powiedziałem stojąc przed portretem Grubej Damy.
- Nie masz za co! Jam zawsze gotów do pomocy zabłąkanym wędrowcom! Jeśli kiedykolwiek zgubisz się w tymże zamku nie wahaj się: wołaj Sir Cadogana! - powiedział dumnie rycerz i odszedł. Co prawda Gruba Dama przysłuchiwała się całej rozmowie, ale nie odezwała się nawet po tym jak podałem jej hasło.
Z ulgą zasiadłem w najbliższym fotelu, który zapadł się pode mną.
- Percy? - zapytała Hermiona, której nie zauważyłem. Siedziała dokładnie naprzeciw mnie z założonymi rękami. - Co tu robisz?
- Możnaby powiedzieć, że ja i Ropucha się trochę nie lubimy. - odparłem, zapadając się głębiej w miękkim siedzeniu. - A ty?
- Miałam okienko. - mruknęła dziewczyna. Wstała i wygładziła szatę. - Chcesz iść ze mną do biblioteki? Zazwyczaj właśnie tam idę, gdy mam wolne.
- W sumie czemu nie? - odparłem z uśmiechem i dźwignąłem się z fotela.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro