Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pierwsze spotkanie

Już po kilku godzinach lądowaliśmy w Obozie Jupiter, witając się z daleka z przyjaciółmi. Nic się nie zmieniło, domki stały tam gdzie powinny, miasta strzegł bóg, a Reyna oraz Frank nosili na sobie fioletowe szaty Pretorów.Gdy tylko opuściliśmy Argo i przywitaliśmy się ze wszystkimi, Reyna podeszła do mnie, uśmiechając się delikatnie. Zgarnęła nas do uścisku, by następnie walnąć po głowach.

- jak można tak bez walki oddać swoje terytorium?!- naskoczyła, zakładając ręce na torsie.

Zachichotałam niewinnie i podrapałam się po karku, by po chwili schować się za Nico. Ten przewrócił oczami i spojrzał na pretorkę, mrucząc coś po włosku. Na tym przywitanie się skończyło. Za Reyną ruszyliśmy do swojego tymczasowego miejsca zamieszkania. Dowiedzieliśmy się też, że magowie będą wieczorem, tak więc do tego czasu mieliśmy się ogarnąć. 

Z mimowolną ulga ułożyłam się na łóżku, czując, jak moje żebra dają o sobie znać. no nic.. Musiałam się z tym przemęczyć, gdyż sama się na to nadziałam. rozejrzałam się po pomieszczeniu, nie zauważając nic nadzwyczajnego. Tak więc przymknęłam oczy i przysnęłam.

***Oczami Emiś***

Siedzenie w samolocie mi nie służy. Tak więc, gdy tylko wysiadłam, od razu rozciągnęła swoje kości i spojrzałam na dziewczyny.

- To teraz gdzie? - zapytałam, nie za bardzo znajac się na tym wszystkim. Byłyśmy na lotnisku w Nowym Jorku. I co dalej?

- Gdy wyjdziemy, złapiemy taxi. Mam adres mamy Percyego- oznajmiła Julia i posłała nam uśmiech, idąc spokojnie w stronę wyjścia.

Coraz bardziej myślałam, że to zły pomysł.. jesteśmy trzema zwykłymi dziewczynami, które nawet nie potrafią się bić.. no chyba z Julka. Co my możemy zrobić, by pomóc Jodie? Napisać na kartce "Na przód Jodie" i jej dopingować?

Gdy tylko wyszlysmy z lotniska, zagwizdalam na taxi i weszliśmy wszystkie trzy do żółtego samochodu. Spojrzałam na Julkę, która od razu podała adres. Gdy ruszyliśmy, spojrzałam na dziewczyny.

- Coraz bardziej nie podoba mi się ten pomysł.. zrobimy jej tylko kłopotów.. - oznajmiła Paulina, patrząc przez przednią szybę.

- Ogromnych kłopotów, ale musimy zobaczyć, czy ta jest jeszcze cała. Cała nasza banda zna mity i Jodie. Wiecie, że potrafi rzucić się pod pędzący pociąg, byleby ratować kogokolwiek- burknęła Julka, spoglądając na nas. Wyciągnęła notatnik i postukała o niego palcami- nie bez powodu zbierałam informacje - dodała, kierując swój wzrok za okno.

Nie odzywaliśmy się resztę drogi. Chciałam zapytać się, jak mamy zagadać do mamy Percyego, czy diabolicznej matki Jodie, jednak wolałam nie przerywać tej ciszy. Mijając kolejne budynki oglądałam się na niebie za wszystkim, byleby odciągnąć swoje myśli od całego tego zgiełku. Po chwili jakby mi się coś przewidziało, ale widziałam konia. Na niebie.

- Dziewczyny, chyba mam zwidy - oznajmiłam cicho, starając się znów zauważyć to niecodzienne zjawisko.

- po prostu się stresujesz - oznajmił Szop i poklepał mnie po głowie. Warknelam cicho i udałam focha, nie mówiąc już nic na ten temat.

Gdy tylko dojechaliśmy pod wskazany blok, Julka zapłaciła za przejazd. Wyszlysmy z taxi i spojrzałam na niebo. Nic jednak nie ujrzałam.

- Szybko, do góry - oznajmiła Julka i złapała nas za ręce, ciągnąc na górę. Gdy tylko znaleźliśmy się przed mieszkaniem Jackson, drzwi otworzyła nam matka Percyego, nim jeszcze zapukaliśmy. Spojrzała na nas zdziwiona, poprawiając teczkę.

- Dzień dobry.. - zaczęła Szop i spojrzała po nas- Jesteśmy przyjaciółkami Jodie.. Chyba pani ją zna.. jest siostra przyrodnia Percyego.. chcieliśmy się dowiedzieć, bo pewnie jest pani na bieżąco.. - zaczęła się płatać, co było do niej niepodobne.

Pani Jackson przyjrzała nam się, po czym spojrzała do środka mieszkania. Widać było, że nie była za bardzo pewna, jednak po dłuższej chwili wpuściła nas do środka, bez słów. No to czas zacząć. Wytrzymaj Jodie, jesteśmy coraz bliżej.

***Oczami Percyego***

- I jak z Jodie? - zapytałem Nico, gdy tylko zauważyłem, że wyszedł z ich pokoju. Spojrzał na mnie, mając jeszcze większe wory pod oczami niż zawsze, po czym wystawił kciuk w górę.

- Solace mówi, że będzie dobrze. Jej plan jednak nie powiedzie się, jeśli dalej będzie w tym stanie, dlatego stara się jej pomóc jak najlepiej potrafi - oznajmił spokojnie, poprawiając swój miecz.

- W takim razie nie ma co się martwić. Wiesz, że Will to najlepszy medyk. Ty też powinieneś odpocząć - stwierdziłem, patrząc na przyjaciela. Ten spojrzał na mnie, burknal coś pod nosem i po prostu poszedł, nie zwracając już na mnie uwagi- powiedziałem coś nie tak?

***Oczami Nico***

Już widzę jak nie mam się czym martwić. To nie oni znają całą prawdę. Co może się stać, gdy Plan Jodie wejdzie w życie. Przecież to tylko walka jeden na jednego. Tylko szkoda że ta walka skończy się śmiercią obu stron. Nie ważne co bym nie zrobił we śnie, zawsze widzę zakrwawioną Jodie, umierającą w moich rękach. Śmiejąca się z tej sytuacji i obwiniającą mnie za to wszystko. Bo nie potrafiłem jej pomóc.

- Hej Nico - poczułem dotyk na ramieniu i drgnalem, odwracając się w stronę blondyna.

- Nie strasz mnie, Solace - burknąłem cicho, wyszarpując swoje ramię i chowając ręce do kieszeni. Rozejrzałem się i dopiero teraz zorientowałem się z Kohort znalazłem się przy Bramie głównej.

- Przepraszam.. Jodie się o ciebie martwiła, dlatego gdy te śpi, kazała mi cię obserwować.

- Nie ma o co się martwić. Muszę się tylko wyspać, ale nie mogę ostatnio zasnąć - mruknalem, spoglądając na niego. Spróbowałem wymusić uśmiech, ale słysząc jego śmiech, zorientowałem się, że wyszedł mi jedynie grymas.

- Jesteś po prostu zestresowany. Chodź, wiem co ci pomoże - oznajmił i złapał mnie za nagrastek wbrew mojej woli. Pociągnął mnie w stronę, w która nie chciałem. Prosto do Łaźni.

Starałem się wyrwać z uścisku syna Apolla, ale nie dawałem rady. Po dłuższej chwili się poddałem i dałem zaciągnąć do sauny. Spojrzał na mnie tymi dziwnymi oczami, a ja zacząłem się rozbierać, choć tak naprawdę chciałem po prostu stąd uciec do cienia u sobie iść.

- Odpręż się- oznajmił Will i walnął mnie ręcznikiem w łeb. Spojrzałem na niego z lat i ściągnąłem swoją koszulkę, zostając w bokserkach. Gdy walnął mnie ręcznikiem w tyłek, niemal się na niego rzuciłem z krzykiem. I tak wylądowałem z nim w małej komorze pełnej pary, czując, jak moje mięśnie się odprężają..

***Oczami Annabeth***

Już za chwilę magowie mieli dotrzeć do nowego Rzymu. Nie mam bladego pojęcia, gdzie podział się Glonomóżdżek, ale zostawił wszystko na mojej głowie. I Reyny. Westchnęłam przeciągle i rozejrzałam się za Carterem i Sadie.

- Na pewno zdołają nam pomóc? - zapytała Reyna, jak zwykle ubrana w swoją togę i stojąc wyprostowaną.

Jedynie pokiwałam głową, gdy poczułam powiew wiatru. Od rrazu wiedziałam, że to oni. Gryf wylądował tuż przed nami, a z powodu, który ciągnął, wysiadły dwie osóbki.

- Hejo! - przywitała nas Sadie, machając i od razu podbiegła, przytulając mnie mocno.

- Sadie! Przestań! Jesteśmy tu z misją! - oznajmił jej brat i podszedł, kłaniając nam się- Jestem Carter Kane. Mag z Dwudziestego Pierwszego Nomu w Brooklynie i przyszliśmy na wezwanie Percyego Jacksona w sprawie pokonania Neerga.

- Reyna, Pretor Dwunastego Legionu. Witamy was, rodzeństwo Kane i liczymy na owocną współpracę.

***********************************************************************************************
Trochę długo mnie nie było, ale dzięki takiej jednej osobie, a nawet kilku coś mnie ciągnęło do dalszego pisania. Będzie mi to raczej szło opornie, ale mam nadzieję, że nie będziecie na mnie źli T-T i tak się dziwię, że ktoś jeszcze to znajduje i czyta.. ale no nie ważne. Dzięki, że jesteście!! Wasza, Iki ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro