Odpowiednie środki, czyli..?
***Pov Jodie***
Jęknęłam cicho, wybudzając się z jakże słodkiego snu. Nie śniło mi się nic, więc jest dobrze, chyba... żebra bolą coraz mniej, więc żyje, jej! Uchyliłam delikatnie powieki i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nico leżał odwrócony do mnie plecami i równomiernie oddychając. Może drzemał..? Za okienkiem jeszcze widno, więc nie wiem.. Podniosłam się delikatnie na łokciu i pochyliłam w jego stronę, chcąc sprawdzić, czy aby na pewno śpi. Słysząc ciche chrapnięcie, odetchnęłam cicho i podniosłam się z łóżka powoli. ubrałam buty i ruszyłam ostrożnie do wyjścia, nie chcąc obudzić di Angela. Chciałam się dowiedzieć, kto jest bezpieczny jak na razie.
Wyszłam po cichu z kajuty i ruszyłam pustym korytarzem. Z niektórych pokoi dało się słyszeć ciche skomlenia rannych herosów. Zabiję tego czarnoksiężnika za to, co zrobił mi i moim towarzyszom. Nawet jeśli będe musiała przypałcić za to życiem, nie popuszczę mu tego.
Warknęłam cicho pod nosem, wchodząc po chwili do jadalni.Na szczęście nie było Willa, który zapewne był zajęty rannymi. Przy stoliku siedziała Annabeth z nadopiekuńczym Percym.
- Hejo..- pomachałam im, siadając przy nim i zadałam jedno, nurtujące mnie pytanie:- ile nas tu jest?
- Powinnaś leżeć, moja droga- oznajmił Percy, spoglądając na mnie, a ja tylko pokręciłam głową, stukając palcem o stół i czekając na odpowiedź- trzydziestu dziewięciu nie licząc Wielkiej Siódemki, ciebie i Nica- wyjaśnił, a ja pokiwałam głową delikatnie, spoglądając w stół.
Większość herosów jest teraz uwięzionych bądź zabitych przez Neerga.. Zabije tego gnoja, jak tylko go spotkam. Ale najpierw trzeba dowiedzieć się, jak go zabić i tu tkwi problem. nie mam zielonego pojęcia co robić, by raz na zawsze go powstrzymać. Nie jest zwykłym człowiekiem, herosem czy jeźdźcom, by odciąć mu łeb. Jakbym to zrobiła, pewnie i tak by mu odrosła... Jak go zabić..? Jak..?
- Jodie, nie myśl o tym, tylko skup się na wyzdrowieniu- oznajmiła Annabeth, kładąc delikatnie dłoń na moich plecach, a ja westchnęłam, spoglądając na nią.
- Ann, to nie jest takie proste, jak się wydaje.. Nie chcę więcej trupów z mojej winy.. Nawet nie wiesz, jakie to przytłaczające..- oznajmiłam i wstałam, ruszając do części kuchennej, by zrobić sobie coś do jedzenia.
- To nie twoja wina, Jodie- oznajmił pewnie Percy, na co tylko przewróciłam oczyma, zaczynając sobie robić kanapkę z czekoladą, a co mi tam, raz się żyje.
Zapadła między naszą trójką cisza, przerywana tylko i wyłącznie dźwiękiem smarowanego chleba i odkładanego noża. Gdy zrobiłam sobie dwie kanapki, szybko je zjadłam i ulotniłam się z mesy, idąc do pokoju, gdzie zostawiłam Nica. ten dalej spokojnie spał otulony kołdrą, więc odetchnęłam i usiadłam w fotelu, który stał niedaleko łóżka. Odchyliłam głowę i przymknęłam oczy, poczułam, jak nagle odlatuje z niewiadomych mi przyczyn...
***Pov Emiś***
- A co z Olką i Zuśką?- zapytałam, na co Julia machnęła ręką, przechodząc przez barierki, by ruszyć w stronę samolotu. Wzięliśmy ze sobą tylko dokumenty, oszczędności, ciuchy na zmianę i trochę prowiantu.
- One się na to nie piszą.. Za bardzo się boją- oznajmiła, spoglądając na mnie.
pokiwałam głową i wraz z Szopem ruszyliśmy za nią na swoje miejsca. Na szczęście były one trzyosobowe i wszystkie siedziałyśmy razem. Zapiełyśmy pasy i czekałyśmy na start samolotu, włączając telefony. Bałam się o Jodie jak nigdy.. potrafiła poświęcić cały swój czas, by pomóc mi w trudnych chwilach, to co poświęci, by pomóc światom w trudnych chwilach..? Nogę? Rękę? Życie? Nawet nie chcę myśleć, co ona znów wymyśliła.
Westchnęłam przeciągle i spojrzałam przez okienko, widząc, że już startujemy. Jodie, nie rób nic głupiego, lecimy do ciebie.
***Pov Nico***
Znów ten sam koszmar. Znów przebudziłem się cały upocony, starając się uspokoić. To prześladowało mnie odkąd Jodie została przeniesiona sama do świata Prophetae. To nie daje mi spać po nocach. Przez to martwię się o nią jeszcze bardziej niż zawsze. Bo to, to półboski koszmar i mam pięćdziesięcio procentową pewność, że to może się wydarzyć już niedługo.
Przetarłem oczy, chcąc się do końca wybudzić i uspokoić, następnie rozejrzałem się po pokoju. jodie siedziała na fotelu i wyglądała jakby spała, gdyby nie uchylone oczy i całe czarne oczy. spanikowany wstałem i podszedłem do niej, szturchając delikatnie jej ramię.
- Jodie.. - szepnąłem, patrząc na nią, lecz ta ani drgnęła- Jodie!- podniosłem lekko głos, lecz dalej nic. Gdy traciłem już nadzieję na wybudzenie jej, ta wzięła głęboki wdech i spojrzała na mnie przerażona, zaczynając normować oddech.
- Nico..- szepnęła cicho i przytuliła się do mnie delikatnie, zamykając oczy- wiem jak uśmiercić Neerga na stulecia..- szepnęła, odsuwając się delikatnie od niej a ja już wiedziałem o co chodzi i wcale nie chciałem, by to się stało. Ale chyba oboje wiedzieliśmy, że nie ma wyboru.
- powiadomić resztę?- zapytałem, na co ona pokiwała głową, podnosząc się z moją pomocą.
Ruszyliśmy w stronę mesy. Było już dość jasno na dworze, więc przespałem całą noc na szczęście.. I większość podróży. Westchnąłem przeciągle, prowadząc ją do pomieszczenia, gdzie po chwili weszliśmy. Na całe szczęście Wielka siódemka i Will byli tu, więc nie musieliśmy się rozdzielać i chodzić po całym statku w poszukiwaniach. Posadziłem Jodie przy Percym, samemu siadając obok. spojrzałem po reszcie, która milczała, mając utkwiony wzrok na nas.
- wiem jak pokonać Neerga na kolejne stulecia- oznajmiła moja dziewczyna, zagryzając przy tym wargę. Westchnęła cicho, po czym kontynuowała, nie słysząc żadnych odpowiedzi- Muszę na pewno być z nim sam na sam...
- Pogięło cię?- zapytał Percy, otwierając szerzej oczy- Nie ma mowy- dodał, kręcąc głową i zakładając ręce na torsie.
Nie dziwię mu się, sam bym jej nie puścił, bo wiem, co może się zdarzyć.. Ale każdy wie, że i tak to zrobi. To Jodie. Jej nikt nie zmieni.
- Wiesz, że to nic nie zmieni- Jodie przewróciła oczyma, wzdychając cicho.
Percy mruknął coś pod nosem, garbiąc się, a Annabeth przytuliła go delikatnie, czochrając mu włosy. Spojrzałem na resztę. Każdy był jakby w innym świecie, zastanawiając się, o co może chodzić. Każdy chyba wiedział, że kładziemy na szali swoje życia i trzeba podjąć odpowiednie środki, ale nikt nie wiedział, jakie.
- Jodie, pomyśl jeszcze nad tym, bo heloł.. Nie jestes sama, a Percy prędzej wyrzeknie się niebieskiego jedzenia, niż cię puści- zachichotał Leo, kręcąc lekko głową.
- Nie zrobię ani tego, ani tego!- oburzył się syn Posejdona, mrużąc przy tym oczy i patrząc na Leo.
I tak o to zaczęła się kłótnia między Valdezem a Jacksonem, przez którą każdy się choc trochę rozluźnił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro