Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dziwne zachowania Nica

Tego nigdy bym się nie spodziewała. Nawet jeśli by mi ktoś powiedział to prosto w twarz: "Nie zasypiaj. Wtargną do obozu! Wezmą zakładników! Będziecie musieli uciekać!" Wyśmiałabym go i powiedziała grzecznie "spierdalaj". A tu co?! Will nawet nie pozwolił mi wstać, lecz wziął mnie na ręce i czym prędzej wybiegł z infimerii. Cudem omijając strzały wbiegają sobie w las. i wiecie co widziałam? Herosów walczących ze sobą. Od tak. Nie no.. Może nie od tak, ale walczyli. Jako iż nie mogłam określić, którzy to nasi, nie mogę powiedzieć, kto wygrywa, ale jeśli uciekamy- to chyba wiadomo.

Will biegł ze mną na rękach przez las, a odgłosy walk powoli ucichały.

- Co tu się do cholery dzieje?- krzyknęłam na willa, a ten zatkał mi usta dłonią, nakazując mi ciszę samym wzrokiem.

Milczałam przez dalszą drogę, jak się okazało, na Argo II. Oprócz nas biegło jeszcze kilka herosów, w tym Wielka Siódemka. Mojego Nicusia nigdzie nie widziałam, gdy Will zaczął wbiegać na pokład. Po krótkiej
Chwili już każdy znalazł się na pokładzie, a Nico rzucił mi się na szyję z ulgą. Także odetchnęłam, mocno się do niego tuląc, gdyż Will już mnie postawił na nogi.

- A teraz może mi ktoś powiedzieć, co tu się na Trójząb mego ojca dzieje?!- krzyknęłam, po chwili przytrzymując się Nica, gdy Argo II wznosiło się do lotu.

- Neerg. Atak. Zwiewamy do Rzymian- wyjaśnił Percy jak najkrócej się dało.

Westchnęłam cicho i mocno przytuliłam do mojego chłopaka, gdy Will oznajmił, bym położyła się w jednym z pokoji na pokładzie. Di Angelo jak na zawołanie wziął mnie na ręce, niosąc pod pokład. Rozglądałam się po uratowanych obozowiczach, których było mało- zapewne większość została przechwycona i zniewolona przez podwładnych Neerga, bądź co gorsza- zginęło. Mogłam go zabić podczas naszego pierwszego spotkania w moje urodziny, lecz nie, mnie musiał sparaliżować strach. Ale wtedy na wyspie go zabiłam... Nie na długo.. Musi być sposób, by zabić go na jak najdłużej, by gnił w Tartarze z innymi potworami.

Ugh.. Każdy popełnia głupie błędy. Może nie przez które muszą ryzykować życie, bo to rzadko się zdarza, ale jednak.

- Jodie, nie przejmuj się..- westchnął Nico, wchodząc do jednego z pokoi i kładąc mnie na łóżku- damy radę.. Popytam ojca, czy ktokolwiek zginął..

Kiwnęłam lekko głową i przykryłam się kołdrą, uśmiechając się lekko do niego. W końcu... Dobro zawsze wygrywa, co nie? Nie ważne jakim kosztem...

- Buona notte*.. - szepnął i cmoknął mnie w czoło, czochrając włosy. wyszedł po chwili a mnie zmorzył sen.

***Oczyma Percy'ego***

- i Jak Jodie?- zapytałem, spoglądając na Nica, który wyszedł spod pokładu.

- Śpi, na szczęście. Teraz do rzymian, a potem wołamy magów?- zapytał, podchodząc do barierek i opierając się o nie jak ja- tyłem do świata.

- O ile Reyna się zgodzi. Wiesz, że nie za bardzo o sobie wiedzą, a rzymianie nie są zbyt otwarci na nowe znajomości... - westchnąłem cicho, przecierając skroń.

- Percy, najważniejsze jest, by znaleźć sposób na zabicie Neerga. Annabeth mówiła, że jest ze średniowiecza, ale nic nie ma w tym, no.. internecie. Ani na laptopie Dedala. Było tylko, że żył- mruknął pod nosem, obracając się, by wychylić się poza barierki i przymknąć oczy z delikatnym uśmiechem

Delikatnie się uśmiechnąłem, widząc go w tak dziwnym stanie...Niby jesteśmy w stanie wojny i nie wiemy, jak ją skończyć, a on i tak się uśmiecha, gdyby to było codziennością... Chociaż może... Patrząc na ostatnie kilka lat, a nawet kilkanaście, to jest codziennością. Pokręciłem głową z chichotem, na co oberwałem od Nica kuksańca.

- Przymknij się łaskawie Jackson, myślę- mruknął, pochmurniejąc nagle.

Spojrzałem na niego pytająco, lecz nawet nie drgnął, dalej będąc pochylonym. Na serio nie wiem, o co mu chodzi czasami.. Odkąd pojawiła się Jodie i Neerg, on czasem zawiesza się i po prostu myśli, wyglądając przy tym jak przed wojną z Gaią. Czasem nawet, jak moja siostra była z rodziną, zamykał się na kilka dni w domku, przychodząc tylko czasem po coś do jedzenia. Niestety tylko ja i reszta Wielkiej Siódemki to dostrzegliśmy.. Nie mówiliśmy o tym Jodie, by jej nie martwić, ale to zaczyna być coraz częstsze.. Boję się.. boimy się, że Nico wie o czymś ważnym, ale nie chce nam powiedzieć...

- Lampisz się- Nico wyrwał mnie z zamyślenia, szturchając lekko łokciem. Spojrzałem na niego pytająco, na początku nie rozumiejąc, lecz po chwili westchnąłem.

- Ty za to coś ukrywasz - oznajmiłem, na co ten spojrzał w stronę horyzontu, lekko się garbiąc- Nico, powiesz, o co chodzi?

Syn Hadesa tylko pokręcił głową, po chwili spoglądając na mnie z pustką w oczach. Szepnął coś po włosku i odepchnął się od barierek, ruszając w stronę wejścia pod pokład. Westchnąłem przeciągle, odprowadzając przyjaciela wzrokiem. Gdy tylko zniknął, opadłem tyłkiem na podłoże, spoglądając przez barierki w morze, nad którym lecieliśmy.

- Posejdonie... Tato.. Daj mi do niego siłę, bo czasem mam ochotę go zatopić przez jego tajemniczość..- westchnąłem, delikatnie się uśmiechając. Obróciłem się do barierek, przerzucając przez nie nogi, by spokojnie zwisały, na co głowa Festusa ryknęła na mnie, patrząc jednym okiem- Daj spokój, nic mi nie będzie- przewróciłem oczami, spoglądając na stworzenie, by po chwili znów spojrzeć na wodę i zatopić się w swoim własnym świecie.

***Oczami Emilii (ktoś pamięta?)***

Jodie nie widziałyśmy od dawna. Nie pisała, nie dzwoniła, nawet przez tą mgłę, czy coś. Dużo rzeczy pozmieniało się od jej wyjazdu do Nowego Jorku. Chociaż może nie? W skrócie to tak: Wszystkie poszłyśmy na inne kierunki, prócz Ani i Zuzi, gdyż te poszły obie do gastronomika, ja na biochem, Paulina na matfiz, Ola humanistyczne, Julia mundurówka natomiast Milena odcięła się od nas. Trochę przykro, ale no cóż, nikt tego nie zmieni.

- Emiś, żyj człowieku- spojrzałam na Szopa (Paulinę), który szturchał mnie w ramię i patrzył na mnie wyczekująco- zaraz wysiadamy- oznajmiła i wskazała głową za szybę autobusu, gdzie właśnie było widać pola i lasy- znów myślałaś o Jodie?- zapytała, na co tylko kiwnęłam głową, łapiąc za plecak w kształcie kota- mam na ich punkcie fioła.

- Szopie, martwię się o nią... Nie daje znaku życia i mam złe przeczucia.. A wiesz, że te przeczucia często się sprawdzają- dodałam, widząc lekki grymas na jej twarzy.

To była prawda. Często przed jakimś złym zdarzeniem mam koszmary bądź przeczucia. I teraz też tak było. Od tygodnia mam sny o tym, jak Jodie umiera na różne sposoby. Spadnięcie z klifu, zawalenie się budynku, pożarcie przez ogromnego smoka czy nawet wbicie sztyletu w jej serce przez jakiegoś gościa w czarnych szatach.

- Emiś... Ma Nica, Percy'ego i innych, da sobie radę, jasne?- zapytała, wstajać z miejsca, gdy autobus podjeżdzął na przystanek. Powtórzyłam jej czynność lekko zgarbiona, już po chwili stojąc z nią na przystanku, gdzie zaatakowała nas Julia.

- Coś się dzieje na Long islands!- krzyknęła mi do ucha i po chwili pokazałą mi i Paulinie telefon, na którym leciał filmik.

Odgrywała się na nim scena płonącego lasu przy morzu. Spojrzałam na nagłówek wiadomości. "Zamachy w Long Islands. Podpalono las na wzgórzu w akcie protestu. Sprawca jak na razie nieznany". Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, czemu Papuga nam to pokazuje, lecz przeczuwałam, że zaraz nam opowie.

- Przecież Jodie mówiła kiedyś, że tam znajduje się obóz!- krzyknęła na nas, wymachując rękami, a ja starałam się połączyć fakty- Emiś! Szopie! Ludzie! Coś się stało z obozem! Musimy jak najszybciej im pomóc!- złapała za nasze nadgarstki i zaczęła ciągnąć w stronę jej domu. Nie protestowałyśmy.

Gdy tylko weszłyśmy do jej domu, który okazał się być pusty, skierowałyśmy się dębowymi schodami na górę, wprost do fioletowego pokoju naszej przyjaciółki. Na środku był puchaty, bordowy dywan, po lewo łóżko z wojskową pościelą, po prawo szafki a pod oknem na przeciwko biurko z laptopem. Na ścianie, gdzie znajdowało się okno były dwie tablice korkowe z mnóstwem faktów i wiadomości z regionu Long Islands i Nowego Jorku. Podeszłam do kartek i zaczęłam je przeglądać. różnorodne zdjęcia, informacje, dopiski czerwonym bądź zielonym markerem.

- Odkąd Jodie urwała z nami kontakt, zbierałam informacje - zaczęła Julia, podchodząc do mnie. Szop natomiast patrzył się na wszystko z daleka- Wątpię, by zerwała z nami kontakt bez powodu. Jednym z branych pod uwagę był taki, że nie chciała nas narażać, więc chciałam się dowiedzieć, o co chodzi.

- To dlatego Emiśka ma złe przeczucia?- zapytał Szop, podchodząc do nas i zakładając ramiona na piersi- Ugh.. No nie wierzę.. Serio chcecie się wplątywać w sprawy mityczne?- dodała, patrzac to na mnie, to na Julie. razem pokiwałyśmy zgodnie głową, a Szop jęknął przeciągle, zdejmując okulary z nosa- Wy jesteście rąbnięte, ale jestem z wami..

Julia od razu wyszczerzyła się do nas i usiadła przed laptopem. Włączyła go, a po dość długim czasie na ekranie pojawiła się mapa USA. Szop i ja spojrzałyśmy na ekran, marszcząc brwi, a Julia przybliżyła obraz na Long Island.

-To tak.. Kupiłam nam bilety lotnicze do Nowego Jorku.. Podobno Percy mieszka na Manhatanie, nie?- pokiwałyśmy głowami, na co ona wyszczerzyła się do nas- no to, lecimy zapytać mamy Jacksona, co się dzieje. 

***********************************************************************************************

Prosz. Pierwszy rozdział, który czeka na publikacje już chyba rok.. <hihihihihi> xD
Na moim profilu znajdziecie peny tajny link do serveru na discordzie, gdzie będziecie mogli ze mną pogadać, bądź pomóc mi w tworzeniu~ Zapraszam! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro