Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ludzka kanapka

- Szczerbek!

Krzyknęłam, patrząc na mojego smoka, który był uwięziony w klatce. Spojrzał na mnie swoimi kocimi oczyma, w których widziałam strach, ale i szczęście. Tak, dziwne połączenie, ale prawdziwe. Szczerbek zaczął się rzucać po całej klatce, próbując się wydostać. 

- Uspokoić go!- warknął ojciec Huga, na co strażnicy zaczęli biczować smoka, który się skulił.

- Zostawcie Szczerbatka!- krzyknęłam, nie kontrolując łez, spływających po moich policzkach.

Smok zaskomlał cicho i upadł zmęczony, ciągle na mnie patrząc.Muszę się jakoś uwolnić! Tylko, że ledwo trzymam się na nogach, nadgarstki i łydki cholernie pieczą, a ogólnie, jestem przywiązana do krzesła! Spojrzałam na Neerga, który uśmiechał się do mnie.

Nie wytrzymamy do jutra...

***Oczami Huga***

- Co to za krzyki?- zapytała się szeptem Jo.

- A bo ja wiem? Szczerbatek to chyba jej smok- przypomniał sobie Octavian.

- Chyba musimy przyśpieszyć plan- oznajmiłem, po czym schyliliśmy się lekko do siebie- Jo, leć na brzeg wyspy i oznajmij, że mają zaatakować teraz, a my zaraz tam wparujemy...

- Czekaj- przerwał mi przyjaciel- Jak my dwoje mamy zaatakować ich? Porąbało cię?

- Tak. Porąbało- potwierdziłem, kiwając głową.

- Czyli mnie też- oznajmił, po czym skierował się do Jo- uważaj na siebie. 

Moja siostra tylko skinęła głową i odeszła od nas. Spojrzeliśmy po sobie. 

- Na trzy?- zapytałem, na co pokręcił głową.

- na raz- oznajmił, po czym obydwoje wparowaliśmy do więzienia Jodie. 

Bez planu, z nędznymi mieczami straży i wielkim strachem przed ojcem. Choć to ostatnie, to tylko ja, ale oj tam... Kto się będzie czepiał? 

Ruszyliśmy pewnym krokiem do przodu, w stronę Jodie, Neerg'a i mego ojca, a po chwili zdjęliśmy hełmy, rzucając je na bok. Ich zaskoczenie, dało nam lekką przewagę. Podeszliśmy spokojnie do Jodie i uwolniliśmy ją, a straż pilnująca czarnego smoka oraz dwaj panowie, którzy stali przed naszą nową przyjaciółką stali jak zamurowani. No to nam się udał element zaskoczenia. Szkoda, że nie potrwał długo. Już po chwili, ten czarnoksiężnik rzucił się na Jodie, a mój ojciec na mnie. Octaviana zaatakowali strażnicy. Trójka. Gdyż reszta pilnowała smoka. 

Wylądowaliśmy z ojcem na podłodze. Ja pod nim. Oj wspomnienia powróciły, a ja zamiast się stawiać, zasłoniłem twarz przedramionami.

-Zawsze byłeś tchórzem..- warknął, waląc z pieści moje ręce. Bolało- Nigdy nie byłeś wikingiem!- krzyknął, waląc mnie w brzuch, na co się zakrztusiłem.

Po chwili nie czułem go na sobie. A nade mną stała Jodie. Podała mi rękę, więc złapałem za nią i wstałem.

- Trzymasz się?- zapytała, patrząc na moje sine już ręce.

- T-tak... Nie umiem walczyć..- przyznałem się, spuszczając głowę.

- To nic. Wystarczy, byś celował w twarz i szyję. Albo po prostu czułe miejsce. Dasz radę. Wierzę w ciebie- uśmiechnęła się do mnie, mimo swojego stanu.

Po chwili odbiega, rzucając się na czarnoksiężnika.

Drugą rundę z ojcem czas zacząć.

Pewnie teraz myślicie sobie, że po tej jakże długiej i motywującej przemowie pokonałem wroga jednym ciosem, Jo przyleciała ze smokami i zaatakowali, a po wszystkim moja siostra i Octavian zostali parę. 

Jasne... W bajki wierzycie. 

Od razu, jak ojciec się na mnie rzucił, zacząłem uciekać, przez co potrąciłem Czarnoksiężnika i Jodie i całą czwórką wylądowaliśmy pod klatką. Na nogach stali strażnicy przy klatce i Octavian, który załatwił już swoich wrogów, lekko spocony. Zepchnąłem cudem ojca ze mnie i sam spadłem na niego. Zrobiliśmy kolejną ludzką kanapkę. Ale chociaż byłem na górze. Jodie zrzuciła z siebie czarnoksiężnika, waląc go w czułe miejsce. Oj... Musiało boleć... 

***Oczami Jodie***

Gdy Hugo wywalił się na nas i zrobił ludzką kanapkę, chyba połamałam sobie żebra... ale żyję i mam się dobrze. Chyba... Nie ważne. Po tym, jak zepchnęłam z siebie czarnoksiężnika, wstałam jak najszybciej, mimo bólu, i zaczęłam walczyć ze strażnikami. Musiałam dotknąć Szczerbatka. Nie wiem czemu... Po prostu coś mi kazało. Jakby... jakby moje wcześniejsze pokolenie. Bardziej doświadczone pokolenie. Nie wiem jak to wytłumaczyć. Po prostu instynkt. Waląc kolejnego strażnika, zauważyłam Neerga, podnoszącego się z podłoża, po czym na niego rzucił się Octavian. Nie no. Gdyby nie sytuacja, w której się znalazłam, ten widok rozśmieszyłby mnie. Hugo nieumiejętnie bił swojego ojca po twarzy, siedząc na nim okrakiem, a jego przyjaciel zrobił z czarnoksiężnika swojego dzikiego wierzchowca i biegali po całym pomieszczeniu. 

Przez moją nieuwagę, o mało strażnik mnie nie pokonał. Ale ich ciężka zbroja nie nadawała się zbytnio do walki wręcz czy ataku, lecz obrony. Kiedy już nie pozostało żadnych strażników przy Szczerbatku, podeszłam i położyłam dłoń na pysku smoka. Błysło niebieskie światło. Mój przyjaciel, "włączył" tryb alfy, a ja poczułam wodę. w końcu czuję się pełna. Coś, co zostało mi odebrane, wróciło do mnie z podwójną siłą. 

Szczerbek uwolnił się z klatki i stanął obok mnie, rycząc głośno. Wsiadłam na niego i oboje polecieliśmy w górę, rozbijając żelazne kraty i wylatując na świeże powietrze. Wzięłam głęboki oddech, ponownie czując się wolna. Czując, że mogę zrobić wszystko. Złapałam mocniej za lejce, po chwili nurkując do klatki. Szczerbek pochwycił Huga w jedną łapę, Octaviana w drugą i znów wylecieliśmy, lecz tym razem mieliśmy towarzystwo w postaci zielonej mgły. Złej, zielonej mgły. Neerg bowiem nie zamierzał puścić nas tak łatwo. A szkoda... 

Nie będę z nim walczyć w locie, gdy Octavian i Hugo są ze mną. Muszę gdzieś ich odstawić. w bezpieczne miejsce... Ale gdzie..?

- Tam! To Jo!- krzyknął klon Nica, wskazując w stronę plaży, skąd leciały smoki- Jodie! Odstaw nas na smoka!

Pokiwałam głową i przyśpieszyłam, po chwili przelatując nad Cerberusem, na którego spadli Hugo i Octavian. Zawróciłam od razu, a Szczerbek strzelił plazmą w mgłę, która się rozproszyła. Okej... Myślałam, że nas goni, a to była tylko mgła. 

- Wylądujmy na tamtej polanie!- usłyszałam krzyk Jo i spojrzałam na nią przez ramie.

Polecieliśmy na polanę nie daleko. Tam wylądowaliśmy i zebraliśmy się w jednym miejscu.

- J-Jodie? Twoje w-włosy...- wyjąkał Hugo, wskazując na moją głowę. 

- Moje włosy co?- spojrzałam na niego pytająco.

- Twoje włosy są niebieskie- oznajmił, a mnie zamurowało.

- Nie-niebieskie?- zapytałam, łapiąc za kosmyk i spoglądając na niego. Rzeczywiście były tego koloru- jakim cudem?

- To się stało po tym, jak dotknęłaś smoka. Niebieskie światło i puff. Masz tego samego koloru włosy- oznajmił Octavian- Nie zwróciliśmy uwagi, bo za dużo się działo.

Okej... Mam niebieskie włosy i czuję wodę... A co jeśli..? Skupiłam się i przywołałam trochę wody z jeziorka niedaleko. Po chwili usłyszałam stłumione piski. rozejrzałam się. Każdy miał zdziwione miny, patrząc na moje ręce. Także tam spojrzałam i zauważyłam wodę. Wodę z jeziora.  Wspięła się po moich ramionach i przesiąkła strój, po chwili poczułam lekko piekący ból na żebrach. Woda mi pomogła. Odzyskałam moce! 

Uśmiechnęłam się głupkowato, a każdy z zebranych wikingów się zaśmiał. 

- No dobra ludzie!- krzyknęłam, wskakując na Szczerbatka i stojąc na jego grzbiecie, jak na podium- może nie mamy przewagi liczebnej, gdyż ich jest całe wojsko, a nas zaledwie garstka, ale mamy coś, czego oni nie mają!

- Odwagi?! Oni mają tego w zanadrzu!- krzyknął jeden z wikingów.

- Chodziło mi o smoki! I nie tylko! Mamy wiarę, że to się uda, czy nie mam racji?!- zapytałam, na co odpowiedzieli donośnym, potwierdzającym krzykiem- Mamy siebie nawzajem! Myślimy sami! Nie jesteśmy pod władzą jakiegoś egoistycznego czarnoksiężnika! Mam jedno pytanie...- tutaj nieco ściszyłam głos, tak by nikt nie mógł usłyszeć- czy damy radę?

***********************************************************************************************

Moim zdaniem, rozdział nieudany. Ale to do was idzie ocena. Przepraszam, za taki długi okres oczekiwania, ale zapraszam za to na moja inne opowiadanie, dotyczącej mojej ekipy z Youtube, "Bohaterowie istnieją naprawdę". Dziękuję za przeczytanie, komentowanie i gwiazdkowanie! Do Zobaczenia! Wasza Iki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro