Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

O nie...

Dziś mam jechać do obozu. Ale może najpierw, opowiem wam pokrótce, co działo się przez te dziesięć miesięcy. Po pierwsze: Co weekend wraz z Leo, Nico i Bartkiem ćwiczyliśmy szermierką, albo lataliśmy na smokach. Czasami też po szkole, gdy nie było nic zadane. Tia... Niezłe zabicie czasu.

Po drugie: W Święta, kiedy byliśmy u Percy'ego o mało nie wysadziłam fontanny. Pewnie zastanawiacie się jak. Nie zapanowałam nad mocą, gdy zauważyłam Stuu. Mój braciszek w ostatnim momencie mnie uspokoił. A mama Percy'ego okazała się bardzo miła i przyjazna. Z Paulem, ojczymem mojego brata, Dogadywałam się, jak z własną siostrą. Już wiem, dlaczego Glonomóźdźek go tak polubił.

Po trzecie: Od MeetUp'a Neerg nie dał o sobie znać. Co mnie niepokoi. Pewnie teraz siedzi w jakiejś jaski i knuje jak mnie zabić. Bałam się, że jak będę sama, to zaatakuje. Nie mówiłam nikomu o moich obawach, bo pewnie by mówili, że wszystko będzie dobrze. Ale jak?! Mój wróg powrócił z Tartaru, o mało nie zabił mnie i mojego chłopaka, a teraz jest na wolności. Moje życie to koszmar. Dobra A teraz powrót do rzeczywistości.

Wracałam właśnie z Biedronki rowerem. Zwykle zajmuje mi to jakiś kwadrans. No, ale musiało coś się stać. Jeszcze tylko dwa zakręty i prosto do domu. Zamierzałam pojechać skrótami. Skręciłam w polną dróżkę w lesie. Jechałam dość szybko, aby nie zauważyć wielkiego kamienia na drodze. Wjechałam na niego, zrobiłam obrót w powietrzu i wylądowałam plackiem na ziemi. Zdarłam sobie kolana i ręce. Cholernie bolało. Rower leżał jakieś dwa metry ode mnie, a zakupy były całe w koszyku. Przywiązane. Wstałam i chwiejnym krokiem podeszłam do mojego pojazdu. Kiedy już miałam podnosić rower i na niego wsiadać, z krzaków wybiegł chłopak. Czarne włosy i tego samego koloru oczy. Miał na oko trzynaście lat. Był ubrany na czarno i z początku myślałam, że to Nico, ale różnili się od siebie. Hadesiątko miało bladą cerę, a ten chłopak miał bardziej opaloną ode mnie. Na plecach miał plecak. Widać było, że uciekał. Wpadł na mnie i po raz drugi w ciągu pięciu minut zaliczyłam ziemię.

- Przepraszam.- powiedział dysząc. Podniósł się i pomógł mi wstać.

- Spokojnie, nic się nie stało. Przed kim...- nie zdążyłam dokończyć pytania, ponieważ z tych samych krzaków wyłonił się cyklop. Szybko wyciągnęłam piekło, które zawsze miałam przy sobie, i wcisnęłam guzik. Miecz pojawił się w mojej ręce.- Stań za mną.- rozkazałam chłopakowi.

Rzuciłam się na cyklopa. Ten był zdezorientowany, ale po chwili się ocknął i gdy byłam już blisko niego, odrzucił mnie ręką.

- Dwóch Herosów na obiad. Ale dziś mam szczęście.- powiedział jednooki.- I to na dodatek córka boga mórz.

Zignorowałam go i znów zaatakowałam. Tym razem byłam szybsza. Podcięłam mu nogę, a on klęknął na jedno kolano. Przecięłam mu brzuch, a on rozsypał się w proch. Schowałam miecz i podeszłam do osłupiałego chłopaka.

-Ty... Ty...- jąkał się.- Jesteś taka jak ja. Też go widziałaś.

- To był cyklop. Nie przepadam za nimi. I tak jestem taka jak ty. Jestem Jodie Blue, córka Posejdona. A ty to?

- Clavileno Montez. Ale tego drugiego nie wiem.

- Jesteś Hiszpanem?- zapytałam podnosząc rower, a on pokiwał głową.- Jak się dostałeś do Polski?

- Mieszkałem tam do ósmego roku życia, potem uciekłem.- Posmutniał, a ja nakazałam mu gestem kontynuować. Ruszyliśmy w stronę mojego domu, a ja słuchałam jego opowieści.- Zrobiłem to, ponieważ moja matka się nade mną znęcała. Kiedy nie byłem posłuszny, zamykała mnie na kilka godzin w pustym pokoju bez okien. Czasami tam siedziałam nawet trzy dni, ponieważ o mnie zapomniała. Kilka dni po moich ósmych urodzinach, o których oczywiście zapomniała, chciała mnie pobić, ponieważ przyniosłem do domu małego szczeniaka. Nazwałem go Dulce, co znaczy słodki. Moja matka się oburzyła i wywaliła Dulce za okno i niestety nie przeżył. Wtedy szybko pobiegłem do mojego pokoju, wziąłem plecak, do którego spakowałem pieniądz, prowiant i inne potrzebne rzeczy i po prostu uciekłem. Ten cyklop ścigał mnie kilka dni i gdybym na Ciebie nie wpadł, to chyba bym dalej uciekał. Dzięki za uratowanie mi życia. Niestety muszę już iść, dalej przed siebie.- powiedział i obrócił się na pięcie.

-Zaczekaj!.- krzyknęłam i złapałam go za ramię. Odwrócił głowę w moją stronę.- Mogę Cię zaprowadzić w miejsce, gdzie nauczysz się walczyć, będziesz bezpieczny i nie będziesz musiał uciekać.

- Jest takie miejsce?- zapytał zdziwiony.

- Tak i to nawet dwa. Pierwszy, ten do którego chcę Cię zabrać, nazywa się Obóz Herosów, a drugi Obóz Jupiter.Chodź ze mną, tam będziesz bezpieczny i wśród swoich.

- Idę.- uśmiechnął się do mnie promiennie, a ja to odwzajemniłam.

Dalsza droga minęła nam na tym, że opowiadałam swoja historię. Strasznie współczułam Clavileno. Miał straszne dzieciństwo. Moje w porównaniu z jego, to bajka. Doszliśmy do mojego domu. Zaparkowałam rower i wzięłam zakupy, a Montez mi pomógł. Weszliśmy do środka, gdzie, jak na razie, nikogo nie było. Położyliśmy zakupy na blacie w kuchni. Kazałam Clavileno usiąść w salonie, a ja zrobiłam dla niego kanapki. Po pięciu latach ucieczki, chociaż to mogę mu zagwarantować. Nastawiłam też wodę na herbatę. Kiedy już jako taki obiad był skończony, wzięłam tackę i poszłam do salonu. Położyłam przed nim talerz z kanapkami, a on podziękował i zaczął jeść. Po chwili rozmawiania, któś wszedł do domu. Raczej dwie osoby, ponieważ o czymś dyskutowali. Po głosach można było poznać, że to Nico i Leo.

- Ej! Chodźcie! Chce wam kogoś przedstawić!- krzyknęłam do nich, a oni od razu zjawili się w salonie. Spojrzeli pytająco na trzynastolatka.- To jest Clavileno Montez i jest herosem. Clavileno, to jest Nico di Angelo, syn Hadesa. A to Leo Valdez, potomek Hefajstosa.

-Hej.- przywitali się.

- Jod, co Ci się stało?!- Zapytał Nico, podbiegając do mnie i patrząc się na zatarte ręce.

- Wywrotka na rowerze. Spokojnie, nic mi nie jest.- Nie słuchał mnie. Poszedł do łazienki i wrócił za apteczką. Zaczął opatrywać mi rany, a potem dał mi trochę nektaru. Rany same się zagoiły, a Clavileno patrzył ze zdziwieniem, żując resztkę kanapki.- To nektar bogów.- oznajmiłam Hiszpanowi.- W odpowiednich ilościach ulecza rany, ale nie można za dużo go wypić. Może Cię spalić.

Gadaliśmy jeszcze z godzinę, po czym poszłam się dopakować. Założyłam strój i upięłam tarczę na plecach. Piekło przyczepiłam do pasa. Zeszłam na dół z torbę gdzie zastałam Leo i Monteza.

- Gdzie Hadesiątko?- zapytałam.

- Przeniósł się Cieniem, a my mamy już lecieć. Jeszcze musimy zgarnąć Rafała.

Skinęłam głową. Poszłam się jeszcze pożegnać z rodzicami i siostrą. Wyszliśmy na moje podwórko, gdzie czekał Szczerbek, Bartek i Kostek. Nocna Furia od razu na mnie naskoczyła i zaczęła lizać. Valdez i Monteza zaczęli się śmiać. Wstałam, wytarłam z siebie ślinę i wsiadłam na smoka. Leo usiadł wraz z Bartkiem, a Clavileno ze mną. Wystartowaliśmy i skierowaliśmy się w stronę domu Rafała. Zajęło to nam jakieś piętnaście minut. Monetza trzymał mnie lekko za brzuch. Z nim mogę latać. On mnie chociaż nie dusi. Kiedy dotarliśmy w miejsce spotkania, zauważyłam Vertora gadającego z kimś. Wylądowałam i przyjrzałam się tej postaci. To był Neerg. Serce mi stanęło. To nie może być prawda. Gadają jak starzy przyjaciele. Niestety nie podsłuchałam ich rozmowy, ponieważ chwilę po naszym przybyciu, zniknęli w zielonym dymie.

- O nie...- szepnęłam.

*****************************************************************************************************

Wiem, wiem, Polsat ze mnie xD No nic, jak się podoba pierwszy rozdział trzeciego tomu? Jak myślicie, kim będzie Clavileno? Albo co łączy Rafała i Neerg'a? z chęcią poznam wasze teorie :P Do zobaczenia! Wasza Iki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro