
O nie...
Dziś mam jechać do obozu. Ale może najpierw, opowiem wam pokrótce, co działo się przez te dziesięć miesięcy. Po pierwsze: Co weekend wraz z Leo, Nico i Bartkiem ćwiczyliśmy szermierką, albo lataliśmy na smokach. Czasami też po szkole, gdy nie było nic zadane. Tia... Niezłe zabicie czasu.
Po drugie: W Święta, kiedy byliśmy u Percy'ego o mało nie wysadziłam fontanny. Pewnie zastanawiacie się jak. Nie zapanowałam nad mocą, gdy zauważyłam Stuu. Mój braciszek w ostatnim momencie mnie uspokoił. A mama Percy'ego okazała się bardzo miła i przyjazna. Z Paulem, ojczymem mojego brata, Dogadywałam się, jak z własną siostrą. Już wiem, dlaczego Glonomóźdźek go tak polubił.
Po trzecie: Od MeetUp'a Neerg nie dał o sobie znać. Co mnie niepokoi. Pewnie teraz siedzi w jakiejś jaski i knuje jak mnie zabić. Bałam się, że jak będę sama, to zaatakuje. Nie mówiłam nikomu o moich obawach, bo pewnie by mówili, że wszystko będzie dobrze. Ale jak?! Mój wróg powrócił z Tartaru, o mało nie zabił mnie i mojego chłopaka, a teraz jest na wolności. Moje życie to koszmar. Dobra A teraz powrót do rzeczywistości.
Wracałam właśnie z Biedronki rowerem. Zwykle zajmuje mi to jakiś kwadrans. No, ale musiało coś się stać. Jeszcze tylko dwa zakręty i prosto do domu. Zamierzałam pojechać skrótami. Skręciłam w polną dróżkę w lesie. Jechałam dość szybko, aby nie zauważyć wielkiego kamienia na drodze. Wjechałam na niego, zrobiłam obrót w powietrzu i wylądowałam plackiem na ziemi. Zdarłam sobie kolana i ręce. Cholernie bolało. Rower leżał jakieś dwa metry ode mnie, a zakupy były całe w koszyku. Przywiązane. Wstałam i chwiejnym krokiem podeszłam do mojego pojazdu. Kiedy już miałam podnosić rower i na niego wsiadać, z krzaków wybiegł chłopak. Czarne włosy i tego samego koloru oczy. Miał na oko trzynaście lat. Był ubrany na czarno i z początku myślałam, że to Nico, ale różnili się od siebie. Hadesiątko miało bladą cerę, a ten chłopak miał bardziej opaloną ode mnie. Na plecach miał plecak. Widać było, że uciekał. Wpadł na mnie i po raz drugi w ciągu pięciu minut zaliczyłam ziemię.
- Przepraszam.- powiedział dysząc. Podniósł się i pomógł mi wstać.
- Spokojnie, nic się nie stało. Przed kim...- nie zdążyłam dokończyć pytania, ponieważ z tych samych krzaków wyłonił się cyklop. Szybko wyciągnęłam piekło, które zawsze miałam przy sobie, i wcisnęłam guzik. Miecz pojawił się w mojej ręce.- Stań za mną.- rozkazałam chłopakowi.
Rzuciłam się na cyklopa. Ten był zdezorientowany, ale po chwili się ocknął i gdy byłam już blisko niego, odrzucił mnie ręką.
- Dwóch Herosów na obiad. Ale dziś mam szczęście.- powiedział jednooki.- I to na dodatek córka boga mórz.
Zignorowałam go i znów zaatakowałam. Tym razem byłam szybsza. Podcięłam mu nogę, a on klęknął na jedno kolano. Przecięłam mu brzuch, a on rozsypał się w proch. Schowałam miecz i podeszłam do osłupiałego chłopaka.
-Ty... Ty...- jąkał się.- Jesteś taka jak ja. Też go widziałaś.
- To był cyklop. Nie przepadam za nimi. I tak jestem taka jak ty. Jestem Jodie Blue, córka Posejdona. A ty to?
- Clavileno Montez. Ale tego drugiego nie wiem.
- Jesteś Hiszpanem?- zapytałam podnosząc rower, a on pokiwał głową.- Jak się dostałeś do Polski?
- Mieszkałem tam do ósmego roku życia, potem uciekłem.- Posmutniał, a ja nakazałam mu gestem kontynuować. Ruszyliśmy w stronę mojego domu, a ja słuchałam jego opowieści.- Zrobiłem to, ponieważ moja matka się nade mną znęcała. Kiedy nie byłem posłuszny, zamykała mnie na kilka godzin w pustym pokoju bez okien. Czasami tam siedziałam nawet trzy dni, ponieważ o mnie zapomniała. Kilka dni po moich ósmych urodzinach, o których oczywiście zapomniała, chciała mnie pobić, ponieważ przyniosłem do domu małego szczeniaka. Nazwałem go Dulce, co znaczy słodki. Moja matka się oburzyła i wywaliła Dulce za okno i niestety nie przeżył. Wtedy szybko pobiegłem do mojego pokoju, wziąłem plecak, do którego spakowałem pieniądz, prowiant i inne potrzebne rzeczy i po prostu uciekłem. Ten cyklop ścigał mnie kilka dni i gdybym na Ciebie nie wpadł, to chyba bym dalej uciekał. Dzięki za uratowanie mi życia. Niestety muszę już iść, dalej przed siebie.- powiedział i obrócił się na pięcie.
-Zaczekaj!.- krzyknęłam i złapałam go za ramię. Odwrócił głowę w moją stronę.- Mogę Cię zaprowadzić w miejsce, gdzie nauczysz się walczyć, będziesz bezpieczny i nie będziesz musiał uciekać.
- Jest takie miejsce?- zapytał zdziwiony.
- Tak i to nawet dwa. Pierwszy, ten do którego chcę Cię zabrać, nazywa się Obóz Herosów, a drugi Obóz Jupiter.Chodź ze mną, tam będziesz bezpieczny i wśród swoich.
- Idę.- uśmiechnął się do mnie promiennie, a ja to odwzajemniłam.
Dalsza droga minęła nam na tym, że opowiadałam swoja historię. Strasznie współczułam Clavileno. Miał straszne dzieciństwo. Moje w porównaniu z jego, to bajka. Doszliśmy do mojego domu. Zaparkowałam rower i wzięłam zakupy, a Montez mi pomógł. Weszliśmy do środka, gdzie, jak na razie, nikogo nie było. Położyliśmy zakupy na blacie w kuchni. Kazałam Clavileno usiąść w salonie, a ja zrobiłam dla niego kanapki. Po pięciu latach ucieczki, chociaż to mogę mu zagwarantować. Nastawiłam też wodę na herbatę. Kiedy już jako taki obiad był skończony, wzięłam tackę i poszłam do salonu. Położyłam przed nim talerz z kanapkami, a on podziękował i zaczął jeść. Po chwili rozmawiania, któś wszedł do domu. Raczej dwie osoby, ponieważ o czymś dyskutowali. Po głosach można było poznać, że to Nico i Leo.
- Ej! Chodźcie! Chce wam kogoś przedstawić!- krzyknęłam do nich, a oni od razu zjawili się w salonie. Spojrzeli pytająco na trzynastolatka.- To jest Clavileno Montez i jest herosem. Clavileno, to jest Nico di Angelo, syn Hadesa. A to Leo Valdez, potomek Hefajstosa.
-Hej.- przywitali się.
- Jod, co Ci się stało?!- Zapytał Nico, podbiegając do mnie i patrząc się na zatarte ręce.
- Wywrotka na rowerze. Spokojnie, nic mi nie jest.- Nie słuchał mnie. Poszedł do łazienki i wrócił za apteczką. Zaczął opatrywać mi rany, a potem dał mi trochę nektaru. Rany same się zagoiły, a Clavileno patrzył ze zdziwieniem, żując resztkę kanapki.- To nektar bogów.- oznajmiłam Hiszpanowi.- W odpowiednich ilościach ulecza rany, ale nie można za dużo go wypić. Może Cię spalić.
Gadaliśmy jeszcze z godzinę, po czym poszłam się dopakować. Założyłam strój i upięłam tarczę na plecach. Piekło przyczepiłam do pasa. Zeszłam na dół z torbę gdzie zastałam Leo i Monteza.
- Gdzie Hadesiątko?- zapytałam.
- Przeniósł się Cieniem, a my mamy już lecieć. Jeszcze musimy zgarnąć Rafała.
Skinęłam głową. Poszłam się jeszcze pożegnać z rodzicami i siostrą. Wyszliśmy na moje podwórko, gdzie czekał Szczerbek, Bartek i Kostek. Nocna Furia od razu na mnie naskoczyła i zaczęła lizać. Valdez i Monteza zaczęli się śmiać. Wstałam, wytarłam z siebie ślinę i wsiadłam na smoka. Leo usiadł wraz z Bartkiem, a Clavileno ze mną. Wystartowaliśmy i skierowaliśmy się w stronę domu Rafała. Zajęło to nam jakieś piętnaście minut. Monetza trzymał mnie lekko za brzuch. Z nim mogę latać. On mnie chociaż nie dusi. Kiedy dotarliśmy w miejsce spotkania, zauważyłam Vertora gadającego z kimś. Wylądowałam i przyjrzałam się tej postaci. To był Neerg. Serce mi stanęło. To nie może być prawda. Gadają jak starzy przyjaciele. Niestety nie podsłuchałam ich rozmowy, ponieważ chwilę po naszym przybyciu, zniknęli w zielonym dymie.
- O nie...- szepnęłam.
*****************************************************************************************************
Wiem, wiem, Polsat ze mnie xD No nic, jak się podoba pierwszy rozdział trzeciego tomu? Jak myślicie, kim będzie Clavileno? Albo co łączy Rafała i Neerg'a? z chęcią poznam wasze teorie :P Do zobaczenia! Wasza Iki!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro