26. Powrót
Perspektywa Rose
Byłam już na Long Island. Szofer oczywiście otworzył mi drzwi i podał torbę. Ruszyłam ku bramie. Przekroczyłam próg i od razu usłyszałam tutejszy gwar rozmów czy ćwiczeń. Tego mi brakowało. Tego odpoczynku. Zarzuciłam torbę na plecy.
Kiedy szłam przez obóz niektórzy dziwnie się na mnie patrzyli, a inni witali. W końcu trafiłam na Percy'ego. Ten od razu mnie przytulił.
- Co tu robisz? - zapytał.
- A co nie wolno przyjechać? - zapytałam brata.
- A tak na serio? - zapytał.
- Musiałam się z tamtąd wyrwać. Nie mogłam już wytrzymać. Ciągle tylko papiery i papiery albo jakieś spotkania czy konferencje - powiedziałam, a brat się zaśmiał.
Nagle wpadliśmy na Chejrona w drodze do domku.
- Rose, co ty tu robisz? Nie powinnaś być u siebie? - zapytał, a Percy głośno się zaśmiał - A temu co?
- Rose ma po prostu dość papierków - mówił Percy między napadami śmiechu.
- Jak ja Cię zaraz uduszę... - powiedziałam do Percy'ego, który zaczął uciekać - Pa, Chejronie! - krzyknęłam.
Perspektywa Percy'ego
Zacząłem uciekać przed Rose, która prawie mnie doganiała. Nie daleko zauważyłem Annabeth.
- Annabeth! Łap go! - krzyknęła Rose.
Nagle znalazłem się w rękach Beth. Rose podbiegła do nas.
- Mogę go udusić? - zapytała.
- Co znowu zrobiłeś? Cześć Rose - zapytała mnie moja dziewczyna.
Tak, Annabeth i ja jestem razem.
- Cześć Annabeth - odpowiedziałam - Śmiał się ze mnie, bo uciekłam od papierków w moim biurze - powiedziała Rose.
Wtem poczułem jak ktoś uderza mnie w mój kochany łeb.
- Annabeth! Przestań - krzyknąłem.
- A przestaniesz się z niej śmiać? - zapytała.
- Tak, bo chcem jeszcze pożyć - odpowiedziałem.
Znowu poczułem uderzenie w głowę.
- A to za co? - zapytałem.
- Za chęci do życia. Pomóż jej z tą torbą - powiedziała Beth.
Z jej rozkazu wziąłem od Rose torbę. Od niej też dostałem w łeb.
- Jest Tyson? - zapytała.
- Nie ma go. Jest u ojca w kuźni - odpowiedziałem.
Skierowaliśmy się do naszego domku. Tam położyłem torbę na jej łóżku. Trochę ciężka. Dziewczyna zaczęła się rozpakowywać. Ubrania schowała do szafy. Z torby wyjęła jeszcze... papiery.
- Papiery? - zapytałem ze śmiechem.
- Jeszcze raz - powiedziała groźnie dziewczyna.
Nagle poczułem jak wylewa się na mnie masa wody.
- Rose! - krzyknąłem.
- Też Cię kocham braciszku! - odkrzyknęła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro