would you know my name
----------
now
----------
Cisza. Cisza wypełniająca każdy kąt ogromnego domu, w którym mieszkała nieszczęśliwa para. Głęboka ciemność, zupełnie jak wysuszona studnia, do której brakuje szukanego dna. Na parterze nikt zazwyczaj nie przebywał, więc było tam najczyściej. Co prawda, zdarzało się ujrzeć małe kłębki kurzu i cienkie pajęczyny tych długonogich, okropnych stworzeń, ale to dlatego, że nikt nie miał czasu ani nastroju na wielkie porządki. Jeśli mowa o piętrze i strychu, to ciężko było poruszać się po pomieszczeniach, gdyż wszędzie walały się przeróżne graty właściciela domu. Czasami w powietrzu unosił się zapach substancji chemicznych, pochodzących z domowego laboratorium Jooheona. Nie wpuszczał nikogo do odizolowanego pomieszczenia. Nie dlatego, że ktoś mógłby się tam zatruć np. oparami bądź poparzyć kwasem. Nic z tych rzeczy. Po prostu dbał o doskonały stan swojego 'małego domu' i nie chciał, aby coś uległo uszkodzeniu. Ostatnim razem, gdy Minhyuk zbił probówkę z substratem potrzebnym do badania kolejnej reakcji chemicznej, wpadł dosłownie w szał. Najpierw pod wpływem emocji obrzucił go wiązanką przekleństw, a następnie brutalnie wyrzucił z sali. Biedny Minhyuk przez kilka dni płakał i nawet nie wychodził z pokoju gościnnego, w którym postanowił się zamknąć. Akurat nie obchodziło go to, że jego chłopak ponownie nie wrócił do domu. Nie miał co liczyć na przeprosiny Jooheona. Zdecydował się otrząsnąć i nie dać robić z siebie idioty. Cóż... Jak miał to zrobić, skoro na sam widok mężczyzny jego serce biło mocniej, a on miał tylko ochotę wpaść w jego szerokie ramiona i ucałować te pełne usta? Dla Lee pracownia była jego 'dzieckiem', zaś sama chemia- miłością. Szkoda tylko, że każde uczucie chemika do drugiego człowieka po jakimś czasie wietrznieje. Ha! To zupełnie jak trucizna.
Był jesienny, deszczowy wieczór. Na każdej ulicy świeciły się lampy, a dziesiątki ludzi mijały się na chodniku, zapewne wracając z pracy. No, właśnie. Przynajmniej z niej wracają...
Blondyn właśnie brał długą, nudną kąpiel, kolejny raz zamartwiając się o ukochanego. Jest już dwudziesta pierwsza. Z racji, iż był piątek, kruczowłosy powinien być już przy Minhyuku dwie godziny temu. Dlaczego blondyn codziennie zadręczał się takimi myślami? Przecież mógł się spodziewać, że jedyne, co spotka w swoim domu, to ciemność i pustka.
Po dwóch godzinach chłopak wyszedł z wanny i wytarł swoje ciało żółtym ręcznikiem. Stanął przed lustrem, a następnie spojrzał na swoje włosy, twarz, klatkę piersiową. Chciał doszukać się w sobie tego najgorszego elementu, przez który Jooheon może się go brzydzić.
-Cholera, wyglądam okropnie -wyznał z trudem, dotykając dłońmi swoich policzków -Jutro zrobię sobie piękny makijaż -powiedział entuzjastycznie, a na jego twarzy pojawił się ciepły uśmiech- Z pewnością spodobam się mojemu Honey!
Uśmiechnięty, szybko założył na siebie bieliznę i dużą koszulkę ukochanego. Uwielbiał czuć jego zapach. Przynajmniej on choć trochę odrzucał okropną samotność od Minhyuka.
Od razu wyszedł z łazienki i w szybkim tempie zbiegł schodami na dół, aby następnie wyjrzeć przez okno w salonie i mieć nadzieję na zobaczenie czarnego Audi na podjeździe. Niestety, jedyne co znajdowało się na obszarze wyłożonym kostką, to liście kasztanowca, pod którym blondyn bardzo lubił wypoczywać latem.
-Pewnie są korki -wzruszył ramionami- Zaraz wróci -uśmiechnął się do siebie nieco przeraźliwie, ale to tylko przez ten częsty, nieopanowany stres.
Nie miał, co robić samemu, a telewizji przecież nie oglądał. Jooheon zawsze tłumaczył mu, że ludzie są tam fałszywi, a każde ich słowo i każdy ruch są wyreżyserowane. O programach naukowych nie było nawet mowy, bo Lee uważał, że on sam najlepiej zna się na chemii, a ci wygenerowani naukowcy nie mają o niczym pojęcia.
Chłopak podszedł do barku i wyjął z niego kieliszek wraz z jakimś drogim winem, o którym nigdy w życiu nie słyszał. Wlał do naczynia czerwony płyn i zaczął delektować się jego smakiem. Delektować, czyli krzywić się przy każdym łyku i narzekać, jak bardzo jest to kwaśne. Ale czego się nie zrobi dla zabicia nudy? Zaczął chodzić po salonie i podśpiewywać swoją ulubioną piosenkę. Po chwili rozpoczął swój elegancki taniec, wyobrażając sobie, że jego partnerem jest sam Jooheon.
Faktycznie po kilkunastu minutach Lee wrócił do domu. Jak najciszej zrzucił swoją kurtkę i zdjął buty, aby w razie czego nie obudzić współlokatora. Poluzował krawat i udał się do salonu, lecz cóż za niespodzianka, gdy poczuł, jak na jego szyi zawieszają się ręce, a przed jego oczyma pojawia się uśmiechnięta twarz uroczego blondynka. Jooheon położył dłonie na biodrach młodszego i mimo zmęczenia wysilił się na uśmiech.
-Cześć, Honey -zawołał radośnie i pocałował go w policzek.
-Hej, Minhyukkie -przytulił go do siebie- Dlaczego jeszcze nie śpisz?
-Przecież dobrze wiesz, że nie potrafię bez ciebie zasnąć, bo strasznie się martwię -oparł głowę o tors czarnowłosego i przymknął oczy.
-Ach, tak. Mówiłeś mi to wcześniej -pogłaskał dłonią włosy blondyna.
Dla Minhyuka chwila ta mogłaby trwać wiecznie. Mógłby pozostać wtulony w ukochanego i niczym się nie martwić, nie widzieć świata. Cóż, w końcu wszystko w naszym życiu ma jakiś haczyk.
Niższy zaciągnął się jak zazwyczaj pięknym zapachem swojego chłopaka i po uświadomieniu sobie, że koszula mężczyzny pachnie damskimi perfumami, otworzył szeroko oczy, wyrywając się z uścisku.
-Jooheon -zaczął poważnie- Gdzie byłeś?
-Kochanie, już tyle razy ci mówiłem, że muszę zostawać w pracy do późna. Pracujemy nad nowymi kartami dla studentów chemii. Muszą mieć najnowsze informacje z tej dziedziny nauki.
-Tak? Ostatnio mówiłeś, że pracujecie nad prezentacją i przemową, bo wasza ekipa będzie przyjmować ważnego gościa -założył ręce na klatce piersiowej i patrzył uważnie na Lee- Ach, Jooheon... Gubisz się już w swoich kłamstwach. Przyznaj, że mnie zdradzasz. To nie są twoje perfumy -wyznał drżącym już głosem.
-Nie zdradzam cię -zaprzeczył szybko, podchodząc do niższego, lecz ten zaczął się cofać.
-Nie kłam. Znam każdy skrawek twojego ciała. Wiem, co trzymasz w swojej garderobie. Wiem, czego ci najbardziej potrzeba, więc nie mydl mi oczu.
Chemik spuścił wzrok i przygryzł nerwowo wargę. I tak nie miał żadnej wymówki. Wyczerpał już limit propozycji od swojej wyobraźni. To prawda, był dzisiaj z kobietą z pracy, ale tym razem do niczego nie doszło.
-Dobrze, a więc rozumiem. Pójdę po rzeczy do naszej sypialni i zaniosę je do pokoju gościnnego. Mam ochotę wymiotować, gdy czuję zapach tej suki -rzucił szybko i uciekł z miejsca rozmowy.
Starszy schował twarz w dłoniach i głośno westchnął.
-Masz rację. Gubię się w swoich kłamstwach, ale nikt mnie nigdy nie zrozumie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro