Rozdział 40.
- Zosiu, wstań. Nie możesz tak leżeć... - usłyszałam ciepły glos mamy. - Skarbie, od kiedy wróciłaś z Warszawy, znowu zamknęłaś się w pokoju. Co się dzieje córcia? - zapytała. Leżałam w starych dresach plecami do mamy. Nie wychodziłam z domu od kilku dni. Walczyłam. Sama ze sobą walczyłam o odpowiedni wybór. Mama delikatnie gładziła moje włosy. Dodawała mi tym otuchy. Czułam jej wsparcie, mimo że nie wiedziała, co się dzieje. Odwróciłam się w jej stronę.
- Mamo, mogę się ciebie o coś zapytać?
- Oczywiście kochanie. - odpowiedziała z lekkim uśmiechem. Podniosłam się i usiadłam, podciągając kolana po samą brodę.
- Chciałam spytać o tatę... Dlaczego o niego nie walczyłaś? Czemu się poddałaś? - zapytałam. Mama zmarszczyła brwi i ciężko westchnęła. W pokoju zapanowała cisza. - Mamo?
- Zosiu to nie jest odpowiedni temat. - powiedziała oschle. Jednak ja nie dawałam za wygraną. Uparcie prosiłam, by mi wyjaśniła swoje zachowanie. Liczyłam na to, że pomoże mi to w podjęciu decyzji. - Dobrze już dobrze. Wasz tata odszedł chwilę po twoich narodzinach, ale nie dlatego że was nie kochał. Bo kochał was niesamowicie mocno. Po prostu pragnął czegoś więcej. Chciał zostawić wieś i ruszyć za czymś wielkim. Ja niestety nie. Odszedł w kłótni. Bardzo walczył o to, bym zmieniła zdanie. Ty byłaś taka malutka, Antek bardzo mi pomagał. A tata wyjechał...
- I nie próbował cię już więcej namawiać? Ty nie próbowałaś o was walczyć? - pytałam.
- Próbował. Kilka razy. Przyjeżdżał tutaj i prosił. Chciał bardzo byśmy byli razem. Jak rodzina... - przerwała, ocierając łzy. - Teraz zrobiłabym inaczej. Nie probowałabym za wszelką cenę niszczyć szczęścia. Wtedy chciałam jak najlepiej dla was, a tu w Żórawinie, było spokojnie i bezpiecznie. Kontakt między nami urwał się, jak skończyłaś trzy lata. Wtedy ostatni raz dzwonił. A ja nauczyłam się żyć samotnie. - oznajmiła. Zamilkłam. Obie siedziałyśmy w ciszy. Mama na nowo przeżywała utracona miłość, a ja bałam się swoją stracić. Nagle mama złapała mnie za rękę. - Zosiu, jeżeli go kochasz, powinnaś dać wam szansę. Krzywdy, jakie cię spotkały, jedynie umocniły to uczucie, pokazując ci, ile jesteś w stanie znieść dla prawdziwej miłości. Jednak musisz podjąć decyzję sama. Musisz być fair wobec samej siebie. - uśmiechnęła się przez łzy i zostawiła mnie sama w pokoju.
W głowie panowała mi pustka. Nie chciałam stracić życia, tak jak straciła je moja mama. Zrobiła coś dla nas, a nie dla siebie. Nie mogłam postąpić tak samo.
Zarwałam się z łóżka, zdjęłam z siebie stare dresy i koszulkę. Włożyłam jasną koronkową sukienkę, włosy związałam w koka i wybiegłam na korytarz. W pośpiechu wsunęłam na stopy balerinki, a z szafki chwyciłam torebkę. Mama stała w progu i przyglądała mi się bez słowa. Wychodząc, spojrzałam na nią.
- Mamo...
- Jedź Zosiu. - odpowiedziała.
Wybiegłam z domu jak szalona. Nie wiedziałam, skąd nagle miałam w sobie tyle sił, by biec i nie odczuwać zmęczenia. Na peronie stało już kilka osób, czekając na pociąg do Warszawy. Kupiłam bilet i nerwowo miętoliłam go w dłoniach.
Ja oszalałam... Naprawdę oszalałam...
***
Gdy tylko dojechałam do Warszawy, poczułam motyle w brzuchu. Byłam w amoku. Ani przez chwilę nie czułam wątpliwości.
Wsiadłam do pierwszej wolnej taksówki, podałam kierowcy adres i dopiero jadąc do Tomasza, złapał mnie stres. Nie wiedziałam, jak on zareaguje. Nie wiedziałam nawet, co powinnam mu powiedzieć.
Przecież nie pójdę i nie powiem „cześć. Jestem. Zaczniemy od nowa?"
- Panienko, jesteśmy na miejscu. Halo!
- Ach tak... Przepraszam, zamyśliłam się... - mruknęłam. Zapłaciłam kierowcy i wysiadłam. Ręce zaczęły mi się pocić. Zadzwoniłam domofonem i czekałam jak na ścięcie. Gdy zabrzęczał dźwięk otwieranej bramki, niepewnie zrobiłam krok do przodu. Przystanęłam na moment, jednak po chwili uznałam, że skoro już tu jestem, muszę tam iść.
Zapukałam do drzwi. Usłyszałam glos i śmiech Amelki.
- Ja otworzę! Ja! Ja!
Drzwi się otworzyły i ujrzałam najpiękniejsze oczy świata.
- Pani Zosia! Wróciła pani! - krzyknęła i wyrzuciła z rąk kulę, które musiała używać przy złamanej nodze. Wpadła mi w ramiona. - Pani Lucynko! Tatusiu! Wróciła! - jej głos wypełniał już teraz nie tylko wnętrze mieszkania, ale i całe osiedle. Weszłyśmy do środka. Amelka trzymała mnie cały czas za rękę. Nagle w progu pojawiła się pani Lucyna z ogromnym i szczerym uśmiechem.
- Jak dobrze panienkę widzieć. - przywitała się ze mną. Widząc je uśmiechnięte i ja zaczęłam się szczerze uśmiechać.
- Zosia? - usłyszałam jego głos i całe szczęście stanęło mi w gardle. Odwróciłam głowę w kierunku schodów. Schodził z nich powoli, patrząc na mnie. Chyba nie do końca wierzył, że tu jestem. Stał naprzeciwko mnie, a powietrze jakby gęstniało jeszcze bardziej. Pani Lucyna doskonale wiedziała, że czeka nas rozmowa i dyskretnie zabrała Amelkę z salonu. Nerwowo poprawiałam włosy. Serce waliło mi jak szalone.
- Możemy usiąść? - zapytałam. Tomek bez słowa skierował się w stronę kanapy. Usiadłam obok niego, zachowując bezpieczną odległość. - Chciałam porozmawiać... - mój głos drżał z każdym wypowiedzianym słowem. On milczał. Czekał, aż wreszcie powiem, o co chodzi. - Powiedziałeś mi kilka dni temu, że za mną tęsknisz...
- Bo to prawda. - rzucił.
- No właśnie... Nie powiedziałam ci, że ja też tęsknię. Wiem, że ostatnio uciekłam. Zostawiłam cię bez odpowiedzi i rozmowy. Ja chyba nie umiem tak bez ciebie... Bez was... - mruknęłam cicho. W jego oczach pojawiła się jakby iskra.
- Czy to znaczy, że wrócisz?
Milczałam. Wbiłam wzrok w jasny dywan i sama nie wiedziałam, co powinnam mu odpowiedzieć. Nie wiem, jak długo trwaliśmy w tej ciszy. Poczułam jego ciepłą dłoń na swojej.
- Zacznijmy od nowa. Jestem Tomasz, miło mi cię poznać Zosiu... - szepnął. Jego głos był jak melodia dla mojego serca. Uśmiechnęłam się niepewnie, ale ten uśmiech był początkiem czegoś, co mogło zmienić wszystko.
***
Rozdział niesprawdzany.
Ah, wydaje mi się, że to już koniec historii... Czy ma pojawić się jeszcze epilog? Chcecie wiedzieć jak to się dalej skończyło z mojego punktu widzenia? Czy zostawić Was ze swoim własnym zakończeniem?
Dajcie znać.
Buziaki A. 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro