Rozdział 32.
Następne dni nie różniły się niczym od poprzednich. Wstawałam, sprzątałam, odpowiadałam na pytania, jak już się dowiedziałam — Marty. Tak miała na imię rudowłosa kobieta.
Stawała się bardzo życzliwa. Z dnia na dzień miałam wrażenie, że nawiązywała się między nami nić porozumienia. Dopiero w dniu, w którym odwiedził mnie u niej Aleksiej, zmieniła podejście.
- Witaj Zofio - usłyszałam za plecami jego niski glos z rosyjskim akcentem. Odwróciłam się niepewnie. Zamykał właśnie drzwi od pokoju, w którym spałam. Przełknęłam gule, która stanęła mi w gardle. - Płochliwa jesteś. Jak sarna... - zaśmiał się. - Nie musisz się mnie bać. A to co? - zapytał, wskazując na moje nadgarstki. Były na nich już resztki siniaków, jakie sprawił mi Sasha.
- Nic takiego. - odburknęłam, odsuwając się od niego.
- Twój rycerz dalej walczy. Uparty... - powiedział. Słysząc to, moje serce zaczęło bić szybciej.
Tomasz...
Uśmiechnęłam się do siebie na myśl, że on próbuje... Że stara się dotrzymać obietnicy. Gdzieś w środku poczułam, że jest jeszcze nadzieja.
- Uśmiechasz się... - stwierdził Aleksiej. Powróciłam na ziemię, widząc, jak mi się przygląda. Jego ciemne oczy były przeraźliwe. - Już go nigdy nie zobaczysz. Za kilka dni wyjeżdżamy do Rosji - wstał i poprawił ciemny płaszcz. - Marta cię przygotuje do wyjazdu - podszedł do mnie, złapał moja twarz w swoja dłoń, zacisnął i wbił się w moje usta. Starałam się ich nie otworzyć, jednak on sprawnie wsunął swój język i szalał nim, próbując odnaleźć mój. Chciało mi się wymiotować. Próbowałam się wyrwać. Jednak z jego siłą nie miałam szans. - Nie stawiaj mi się. Jesteś już moja... - uniósł jeden kącik ust ku górze. Patrzył na mnie z drwiną w oczach. Odwrócił się i wyszedł. Padłam na kolana. Byłam bezsilna. Chciałam krzyczeć ze złości. Nie wiem, jak długo siedziałam na podłodze, gdy do pokoju weszła Marta.
- Pomogę ci... - szepnęła. Podniosłam wzrok. Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie usłyszałam.
- Co...? Jak to...
- Ciii... Mów szeptem, tu ściany mają uszy - powiedziała i pomogła mi wstać. - Wiem, gdzie chcą cię zawieźć. Kurwa, wiem, że nie powinnam. Sama kręcę na siebie bicz, nie wiem, dlaczego, ale cię polubiłam. Słyszałam, że jesteś kobieta Tomka. Gdybyś mi powiedziała od razu...
- Jak... Znasz Tomasza? - byłam zszokowana tym, co właśnie usłyszałam.
- Znam. Bardzo dobrze go znam. Dlatego nie mogę pozwolić, by Kirylov cię stad zabrał. Jeszcze dziś skontaktuję się z Tomkiem. Powiem mu, że tu jesteś - oznajmiła. Zatkało mnie. Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji. Zastanawiałam się, skąd Marta znała Tomka.
Późnym wieczorem siedziałam w salonie i czekałam na powrót Marty. Miałam w sobie nadzieje na to, ze mnie stad uwolnią. Byłam wyczerpana fizycznie, jak i emocjonalnie. Tęskniłam za swoim dawnym życiem. Za spokojem, jaki miałam w Żórawinie, za dawna Zosia tęskniłam najbardziej. Patrząc na swoje odbicie w szybie okna, widziałam zupełnie kogoś innego. To miasto mnie zmieniło. Tomasz mnie zmienił. Miłość do tak złego człowieka sprawiła, że straciłam rozum.
Z letargu wyrwał mnie hałas dobiegający z korytarza.
- Myślałaś, że szef się nie dowie? Ty głupia suko! Jak możesz jej pomagać?! Po tym wszystkim, co szef dla ciebie zrobił! - po tych słowach padło uderzenie w twarz. Stanęłam na równe nogi. Serce pochodziło mi do gardła.
- Sasha, to nie tak. Proszę... Wysłuchaj mnie... - mówiła Marta przez łzy. Nagle drzwi do mojego pokoju otworzyły się z hukiem. Sasha trzymał Martę za włosy. - Sasha, proszę...
- Stul pysk! - wrzasnął. Patrzył na mnie z wściekłością. - Każdy, kto będzie próbował ci pomoc, skończy tak... - rzucił Martę na podłogę. Kobieta podniosła się na kolana i patrzyła na mnie ze łzami w oczach. Byłam przerażona. Nagle Sasha wyjął pistolet i bez żadnego słowa strzelił w tył głowy kobiety. Zamarłam. Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Podszedł do mnie, chwycił mocno za kark i pewnym krokiem wyprowadził z mieszkania. Szłam z nim, ale czułam się tak, jakbym była obok. Jakby mnie nie było. Jakbym została w mieszkaniu i ratowała Martę.
To sen... Pieprzony sen... Chce sie juz obudzic...
Sasha wepchnął mnie do ciemnego, dużego samochodu. Nie odzywałam się ani słowem. W środku czekał Aleksiej. Dotknął mojej twarzy. Chciałam się odsunąć, ale nie miałam jak.
- Nie bój się. Za dwa dni będziemy już w Rosji. Zaczniesz nowe życie.
Ruszyliśmy spod kamienicy, w której straciłam kolejną nadzieję. Nie reagowałam na to, że dotykał mojej dłoni. Trzymał mnie za nią mocno. Trzymał jakbym była jego. Miałam ochotę krzyczeć. Wydzierać się na cale gardło i przeklinać te cala Warszawę, za zniszczenie mi życia.
Po długiej drodze wjechaliśmy w las. Rozejrzałam się z przerażeniem.
- Tu nikt cię nie znajdzie... - szepnął mi na ucho. Kirylov przewiązał mi oczy opaska i zrozumiałam, że to już koniec mojego życia. Właśnie tu w tym lesie umarła Zofia Wolska...
***
Wiem, ze Was zaniedbuje... Bardzo mi zle z tego powodu... Nie mam motywacji a jak patrzę za okno i widze ten deszcz... Tym bardziej jedyne o czym marze to koc, herbata i dobry film.
Rozdzial jest krótki ale celowo. Chcialam by akcja nabrala tempa a Zosia odczula, ze swiat przestal istniec... Zosia trafiła w opuszczone miejsce, gdzie bedzie oczekiwala na wyjazd do Rosji... Czy to naprawde koniec?..... 🤔🤔🤔
Buziaki, A. 💋
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro