Rozdział 3.
Stałam z trzema walizkami na dworcu głównym w Warszawie. Nerwowo rozglądałam się za Antkiem. Boże, co ja tu robię... Czułam się jak zagubione dziecko. Nie wiedziałam, w którą stronę mam iść, gdzie powinnam zaczekać. Widok pędzących ludzi sprawiał, że moje tętno przyspieszało. Mogłam zostać w Żórawinie... Tam jest Rafał, dom... Mama...
- Zocha! Zooocha! – usłyszałam wołanie. Odwróciłam się i w tłumie spostrzegłam Antka. Ubrany w idealnie skrojony, ciemny garnitur, biegł w moją stronę. Wpadłam mu w ramiona – Jak się cieszę, że jesteś! Cholera – powiedział, spoglądając na moje bagaże – Ale mebli ze sobą nie przywiozłaś?
- Oj Antek... Idziemy? Jestem strasznie głodna – ponaglałam brata. Tak naprawdę byłam już ciekawa, jak wygląda jego życie tutaj. Szliśmy w kierunku wyjścia. Nieudolnie mijałam ludzi, nie byłam przyzwyczajona do toru z przeszkodami. Przeszliśmy przez ciemne drzwi i moim oczom ukazał się Pałac Kultury. Ostatni raz widziałam go na zdjęciu, które Antek mi wysłał zaraz, gdy tu zamieszkał. Nadal robił na mnie wrażenie. Przystanęłam, żeby dokładnie się przyjrzeć. Antek podszedł do ciemnego, eleganckiego samochodu i otworzył bagażnik. Spojrzał na mnie i śmiejąc się, pokręcił głową.
- Zośka, będziesz miała mnóstwo czasu na takie pierdoły. Chodź, ja mam dzisiaj jeszcze kilka spotkań – ponaglał mnie. Nim wsiadłam do samochodu, jeszcze raz rzuciłam okiem na budowlę.
Mijaliśmy przeróżne uliczki. Wszędzie było mnóstwo ludzi i samochodów. Nawet we Wrocławiu, gdy studiowałam, nie musiałam patrzeć na taki harmider. Antek poruszał się po ulicach swobodnie. Jakby płynął po spokojnym morzu. Po chwili wjechaliśmy na strzeżone osiedle. Widziałam nowe budownictwo, nie takie, w jakim mieszkałam w Żórawinie. Nasz blok był niski, stary i prawie się rozpadał.
- Tu mieszkasz? – zapytałam.
- Tak. I ty teraz tez tu mieszkasz – oznajmił. Uśmiechnęłam się do niego i niecierpliwe czekałam, aż zaparkuje. Podjechaliśmy pod blok. Wysiadłam, rozglądając się na wszystkie strony. Antek wyjął moje bagaże i podał je wysokiemu mężczyźnie w garniturze. Stanął naprzeciwko mnie i wyjął z kieszeni pęk kluczy.
- Trzymaj. Ostatnie piętro, środkowe drzwi. Pan Waldek cię pokieruje – oznajmił – ja muszę jechać na spotkanie.
- O której wrócisz? – zapytałam. Antek podszedł do samochodu, otworzył drzwi i odpowiedział:
- Zocha, jesteś moją siostrą, nie matką. Na razie!
Stałam zdezorientowana i patrzyłam, jak Antoni odjeżdża. Nie sądziłam, że będę się czuła w Warszawie tak źle. Jednak wierzyłam, że ten nowy rozdział to moja szansa. Z rozmyśleń wyrwał mnie pan Waldek.
- Młoda panno, musimy już iść na górę. Mam inną robotę niż dotrzymywanie ci towarzystwa – burknął niemile. Nie odpowiedziałam. Chwyciłam dwie torby w ręce i udałam się za nim. W ciszy wjeżdżaliśmy windą na ostatnie piętro. Mężczyzna postawił ciężką walizkę pod ciemnymi drzwiami i bez słowa odszedł. Mam nadzieje, że nie wszyscy są tu tacy naburmuszeni. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Byłam w szoku. Po raz pierwszy byłam u Antka w domu. Nigdy nie zapraszał ani mnie, ani mamy. Zawsze to on przyjeżdżał do nas. Nowoczesny styl nie należał do moich ulubionych. Przyglądałam się wszystkiemu, co znajdowało się w domu. Postawiłam torby i walizkę w jednym z pokoi. Stanęłam w kuchni, opierając się o marmurowy blat. Nieźle się braciszek urządził. Sięgnęłam do lodówki w poszukiwaniu czegoś do picia. Chwyciłam karton z sokiem i nalałam do szklanki, stojącej przy ekspresie. W salonie zobaczyłam schody, które prowadziły na górę. Wchodziłam powoli, jakbym bała się, że coś mogłabym zniszczyć. Gdy już weszłam, zobaczyłam duże szklane drzwi. Otworzyłam je i wyszłam na ogromny taras. W kącie stał duży grill i dwa ogromne podwieszane fotele. Wszędzie było mnóstwo iglaków. Tego się nie spodziewałam... Usłyszałam domofon. Szybko zbiegłam na dół.
- Halo? – zapytałam, podnosząc biała słuchawkę. Na niewielkim monitorze ukazał obraz. Byłam pewna, że zobacze twarz mezczyny, on jednak miał spuszczoną głowę.
- Witam, czy ja zastałem pana Wolskiego? – na ton głosu mężczyzny po drugiej stronie, ścisnął mi się żołądek. Nie był uprzejmy. Wyczułam, że był rozzłoszczony. Jednak barwa jego głosu, sprawiła, że moja wyobraźnia zaczęła działać.
- Bardzo mi przykro, brat pojechał na spotkanie. Coś przekazać? – w słuchawce nastała cisza. Słyszałam tylko jego oddech. Przyglądałam mu się. Pokrecił kilka razy głową.
- Brat? Czyli rozmawiam z siostrą Antoniego? – zapytał. Przełknęłam ślinę.
- Tak... Czy ja mam coś przekazać? – ponownie zapytałam. Zaczynałam tracić grunt pod nogami z niewiadomych mi przyczyn. Mężczyzna zaśmiał się cicho.
- Może mu pani powiedzieć, żeby przestał mnie unikać. I przekazać, ze następnym razem pofatyguje się wyżej niż do domofonu, a to dla niego może byc nieprzyjemna wizyta – oznajmił poważnie. Już chciałam go zapytać, jak się nazywa, ale odszedł od domofonu. Byłam zdezorientowana. Mój brat musi mieć poważne kłopoty. Ten facet to raczej nie kolega...
Wieczorem, gdy już byłam wykapana i siedziałam na kanapie, czytając książkę, wrócił Antek.
- Zośka! Jesteś? – usłyszałam.
- Tak. W salonie – odpowiedziałam. Odłożyłam książkę na szklany stolik i czekałam, aż go ujrzę. Szedł zmęczony w stronę lodówki. Sięgnął butelkę mleka i napił się prosto z niej – Antek! Nalej sobie do szklanki!
- Tak mi lepiej smakuje – rzucił, odkładając mleko na blat – Jak ci się u mnie podoba? Rozgościłaś się? – zapytał. Podszedł bliżej i zdjął czarną marynarkę.
- Masz piękne mieszkanie. Dziwię się, że nie zapraszałeś mnie i mamy do siebie – powiedziałam. Antek pokręcił głową i usiadł obok mnie.
- Mam dużo pracy Zośka, nie miałem kiedy. Co robiłaś, jak mnie nie było?
- Rozmawiałam z jakimś twoim kolegą – mruknęłam, sięgając po książkę. Antek odwrócił się gwałtownie w moją stronę. Nagle cały zbladł.
- Z jakim kolegą? Ktoś tu był? – dopytywał.
- Nie, spokojnie. To znaczy był ale na dole. Przez domofon rozmawiałam – patrzyłam na niego, unosząc brew ku górze – Antek, masz poważne kłopoty, co? – zapytałam. Wstał gwałtownie i zaczął chodzić z kąta w kąt. Był zdenerwowany – Antek... Co się dzieje? Mów.
- Co ten facet chciał? To znaczy, co ci powiedział?
- Czy to istotne?
- Tak, muszę wiedzieć ile już wiesz... - mruknął niepewnie.
- Niewiele. Nie powiedział nic, prócz tego bym ci przekazała, że masz go nie unikać. I cytuję „jego wizyta nie będzie należała do najmilszych" – oświadczyłam, podciągając nogi na sofę. Antek zmarszczył brwi. Wyglądał tak, jakby myślał, co ma mi powiedzieć. Zaczynałam się martwić. Starał się na mnie nie patrzeć, jednak ja nie spuszczałam z niego wzroku – Usiądź i proszę, wyjaśnij mi, co się dzieje.
- Dobra Zośka. Powiem ci wszystko, ale najpierw mnie wysłuchaj, dobrze? Nie potrzebuję zbędnych kazań, tylko planu. Pieprzonego planu – oznajmił. Głos miał poważny, jednak czułam, że w głębi serca jest przerażony. Usiadł obok mnie – Wpadłem w kłopoty, jak już wiesz. Mam długi. Ogromne długi – moje oczy poszerzały z przerażenia – Jestem hazardzistą Zosiu... Nie zapraszałem was tutaj, bo mi było wstyd. Miałyście o mnie takie dobre zdanie razem z mamą. Znany prawnik, dobrze zarabiający... Cała Warszawa go zna. A ja co? Kurwa, wstyd mi. Po prostu wstyd. Zacząłem grac rok temu. Straciłem większość oszczędności. I tak szukałem 'pomocy'. Poznałem kilku, powiedzmy kolegów, którzy pomogli mi, udzielając wysokich pożyczek. Z początku nawet spłacałem. Jednak hazard jest dla mnie jak ukojenie. I wciągało mnie to coraz mocniej. Ja wiem, wiem Zośka, że jesteś w szoku – powiedział, widząc moją minę – Ale co ja mogę zrobić? Teraz się ukrywam. Kilku tych kolegów mnie szuka. Rozmawiałaś jak mniemam z jednym z nich. Przedstawił się? – zapytał.
- Nie zdążyłam spytać, po prostu sobie poszedł. Boże, Antek... I co teraz? Musimy znaleźć jakieś rozwiązanie – oznajmiłam. Pokiwał przecząco głową.
- Nie mogę cię w to wciągać, Zosia. Nie chce, byś musiała płacić za moje błędy, jestem dorosły. Chce jedynie pomocy w znalezieniu rozwiązania... – głos mu drżał. Widziałam, że jest przerażony. Złapałam go za rękę, by dodać mu otuchy.
- Antek, znajdę tu pracę i będziemy spłacać te długi. Damy rade, słyszysz? – starałam się, jak mogłam, by mi uwierzył. Ja sama nie byłam tak optymistycznie nastawiona. Zdawałam sobie sprawę, jak ciężko spłaca się pożyczki czy zadłużenia. Kiedyś widziałam, jak do sąsiadki przyszedł komornik. Zabierał jej wszystko, co miała. Bardzo płakała. Nie chciałam, by ktoś zabierał cokolwiek mojemu bratu. Nie chciałam, by ktoś go skrzywdził. Chciałam znaleźć rozwiązanie za wszelką cenę. Stanę na głowie a mu pomogę.
***
Od dwóch dni szukałam pracy. Chciałam spróbować sama, bez pomocy Antka. Jednak to nie było takie łatwe. Przechodziłam ulicami Warszawy. Szłam powoli. Byłam już zrezygnowana. Weszłam do małej kawiarni, by napić się kawy.
- Dzień dobry, poproszę czarną kawę – powiedziałam do sprzedawczyni. Młoda dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i nabiła coś na monitor komputera.
- Może ciastko zbożowe? – zapytała. Spojrzałam na nią i podziękowałam uprzejmie za ciastko, zabrałam kawę i usiadłam do stolika, przy oknie. Chwyciłam z półki obok gazetę. Spokojnie przeczesywałam ogłoszenia o pracę. Myślałam, że to będzie łatwiejsze... Po chwili usłyszałam dźwięk telefonu.
- Antek? – rzuciłam do słuchawki.
- Zosiu?! Gdzie jesteś? Musimy porozmawiać.... Szybko – powiedział. Wystraszona jego głosem, powiedziałam gdzie się znajduję. Kazał mi czekać na siebie w kawiarni. Niecierpliwie kręciłam się na krześle. Wpadł blady do środka. Nerwowo się rozglądał w poszukiwaniu mnie. Machnęłam mu ręką. Podbiegł szybko i usiadł naprzeciwko. Był zdenerwowany i to bardzo. Nerwowo poluzował szary, cienki krawat.
- Antek, co się stało? Czemu jesteś taki blady? – zapytałam.
- Nie mogę wrócić do domu. On tam jest. Zośka, on tam na mnie czeka...- mówił.
- Przestań się denerwować. Wrócimy tam razem i wszystko mu wyjaśnimy. Chodź – oznajmiłam, wstając od stołu. Antek patrzył na mnie przerażony.
- Zocha, ty nie wiesz, co on jest w stanie mi zrobić. I jeszcze jak ciebie zobaczy... Nie, nie wracamy do domu. Zatrzymamy się w hotelu.
- Braciszku, nie pleć głupstw. Ludzie nie są źli. To świat ich takimi czyni. Zobaczysz, że się dogadamy. Już moja w tym głowa – powiedziałam, uśmiechając się do niego.
- Kurwa mać! Czy ty nie rozumiesz, że nie zbawisz świata swoją dobrocią? Ty nie wiesz do czego Tomasz jest zdolny. To nie jest porządny facet – mówił. Tomasz... Wiec tajemniczy głos należy do Tomasza... Zamyśliłam się, jednak po chwili zeszłam na ziemię. Podniosłam głowę do góry. Nie mogłam pozwolić, by mój brat wiecznie uciekał. Nie wiedziałam, co czeka mnie w jego mieszkaniu, jednak nie zamierzałam dać się zastraszać.
Podjechaliśmy pod blok. Antek kurczowo trzymał ręce na kierownicy. Pobladł jeszcze bardziej. Nigdy nie wiedziałam go w takim stanie. To on zawsze bronił mnie przed złem, a nie ja jego. Wysiadłam pierwsza i pewnie podeszłam do drzwi, on jednak niepewnie szedł za mną. W windzie nie zamieniliśmy ani słowa. Im bliżej ostatniego piętra byliśmy, tym i ja bardziej się denerwowałam. Nie mogłam jednak dać po sobie poznać, że się boje. Przed ciemnymi drzwiami Antek się zatrzymał.
- Wejdę pierwszy – powiedział, wchodząc do środka. Drzwi były otwarte. Ze środka słychać było dźwięk muzyki klasycznej. Zawsze, gdy słyszałam skrzypce i wiolonczele, uspokajałam się. Tym razem było inaczej. Czułam niepokój słysząc melodie w tle. Szłam za Antkiem jak cień. Starałam się nie wychylać, by mężczyzna mnie nie zauważył.
- Witam, panie Wolski. Jak cudownie, że zaszczycił mnie pan swoją obecnością.... – usłyszałam. Ton głosu był dosłownie taki sam jak ten ze słuchawki. Moje ciało spięło się, gdy tylko go usłyszało – Nie wie pan, że niegrzecznie jest pozwalać, by goście czekali? – mówił.
- Przepraszam... - powiedział mój brat. Głos miał potulny. Jak małe dziecko. Nie mogłam pozwolić, by ten facet sprawiał, że mój brat zapominał, kim jest. Wyszłam zza jego pleców.
- A pan nie wie, że nie grzecznie przychodzić bez zaproszenia? W dodatku siedzi pan tutaj pod nieobecność gospodarza, to również niegrzeczne – powiedziałam zdenerwowana. Gdy mężczyzna wstał i się odwrócił, zaniemówiłam. Był wysoki i cholernie przystojny. Miał kruczoczarne włosy, ciemny zarost i piekielnie wnikliwe spojrzenie. Widząc mnie, poprawił marynarkę i krawat.
- Widzę, że twoja kobieta zna się na dobrych manierach – rzucił. Antek spojrzał groźnie na mnie i oznajmił:
- To nie moja kobieta, to moja siostra.
Mężczyzna lekko się uśmiechnął. Zagryzłam wargi, bo rozsadzało mnie ze złości. Po chwili skierował wzrok na mojego brata. Uśmiech zniknął z jego twarzy.
- Niech ta mała zostawi nas samych. To jej nie dotyczy – rzucił.
- Nie ma mowy, nigdzie się nie wybieram – nie zamierzałam zostawiać brata samego. Nie ufałam takim ludziom.
- Zosiu, proszę... - szepnął Antek.
- Zosia... - powtórzył mężczyzna, jakby do siebie – Pani Zofio proszę, niech pani wyjdzie. Antoni to dorosły mężczyzna. Chyba da sobie radę bez pomocy siostry? – zapytał z kpiną. Antek szarpnął mnie za ramię, wyprowadzając z salonu. Stanęliśmy przy drzwiach od mojego pokoju. Wepchnął mnie do środka i zamknął drzwi. Usiadłam na łóżku zrezygnowana. Chciałam wiedzieć, o czym rozmawiają. Próbowałam podsłuchać, ale mówili za cicho, a muzyka grała za głośno. Stałam przy oknie, spoglądając na park. Co teraz będzie? Jak Antek odda mu te pieniądze? Kwota musi być duża, inaczej ten mężczyzna wcale by tu nie przyszedł... Czekałam niecierpliwie, aż mężczyzna wyjdzie. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę – mruknęłam niepewnie. W drzwiach stanął on. Wszedł powoli do środka, nie spuszczając ze mnie wzroku. Cofnęłam się do tyłu, natrafiając na parapet.
- Nie musi się pani mnie bać – powiedział – Chciałem się tylko pożegnać, już wychodzę. Miło mi było panią poznać, pani Zofio...
- Panno – poprawiłam go. Uśmiechnął się.
- No tak, panno — podał mi dłoń, lekko ściskając — Tomasz Nowakowski — przedstawił się. Nie uśmiechnęłam się, tak jak zapewne liczył. Starałam się być obojętna. Tacy mężczyźni to zupełnie inna bajka. Wiedziałam, że nie był zły. Jednak miał w sobie coś przerażającego – Proszę na siebie uważać, tu w Warszawie... Do widzenia – rzucił i wyszedł. W pokoju unosił się zapach jego perfum i ta dziwna przestroga.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro