Rozdział 22.
– Kiedy wyjeżdżasz? – zapytał Antek.
– Za tydzień maks dwa. Muszę jeszcze skończyć semestr z Amelką i wracam do Żórawiny. – mruknęłam, popijając kawę. Brat nie był zadowolony. Widziałam, że coś go trapi. – Antek? Co jest?
– Bo ja chciałem cię przeprosić Zosia. Bo to ja wciągnąłem cię w to wszystko. Gdybyś tu nie przyjechała, nie spotkałabyś na swojej drodze Nowakowskiego. – doskonale wiedziałam, że spotkałabym. Obserwował mnie już jakiś czas. Wiedział o mnie niemalże wszystko. I tak perfidnie okłamał. Wykorzystał moją miłość do brata i chciał mnie...sprzedać. – Wybacz mi, proszę...
– Kochany, jesteś moim bratem, a ja sama zgodziłam się na przyjazd tu. A to, że sprawy się skomplikowały...wiesz, takie jest życie. Nie mam do ciebie żalu. – oznajmiłam. Ja naprawdę nie miałam mu za złe, że mnie tu ściągnął. To ja byłam głupia i naiwna. Zgodziłam się na bycie Perłą dla Nowakowskiego. Oddałam mu siebie, wiedząc, że on nigdy nic do mnie nie poczuje. To, że przyznał się do jakiegoś uczucia, nie oznaczało, że mu uwierzyłam. Miałam tylko nadzieję, że się nie zakochałam.
Dwa tygodnie zajęło mi pozbieranie się po tamtej sytuacji. Mieszkałam jeszcze w apartamencie wynajętym przez Tomasza. Na dniach miałam wrócić do brata. Chciałam doprowadzić Amelkę do końca semestru i wrócić do mamy. Nowakowski zrobił tak, jak mówił. Nie odzywał się. Po prostu zapadł się pod ziemię. Nie widywałam go nawet w jego mieszkaniu.
Tamtego dnia miałam kolejną lekcję z Amelką. Weszłam na osiedle, na którym sama jeszcze mieszkałam. Pogoda jak codziennie, nie raczyła nas niczym urokliwym. Śnieg z deszczem padał każdego, samotnego dnia. Drzwi jak zawsze otworzyła mi pani Lucynka. Miała dziwny wyraz twarzy. Przywitałam się z nią i zdejmując kurtkę, zapytałam:
– Pani Lucynko, wszystko w porządku? – nim kobieta mi odpowiedziała, z salonu dobiegły mnie krzyki.
– Ty masz do mnie pretensje!? Ty?! Poważnie Aśka?! Miałaś kurwa wszystko! Wszystko, rozumiesz?! – to głos Tomasza. Bałam się iść dalej. Znałam doskonale ton tego głosu i wiedziałam, że twarz, jaka ujrzę, znowu zniszczy mi serce. – Zdradzałaś mnie! Z moim najlepszym kumplem! I co? Uważasz, że to ja źle zrobiłem? – na moment przerwał. – Tak! Masz rację... Źle zrobiłem. Bo cię kurwa kochałem! – szłam powoli. Nie chciałam, by mnie zauważył. Musiałam przejść przez salon, żeby dotrzeć do pokoju Amelki, która na pewno była przerażona.
– Tomek, dobrze wiedziałeś, co się dzieje! Nie mów mi, że cię to zaskoczyło. Nie byłeś dobry. Nigdy cię nie było. Znikałeś na noce. Pachniałeś damskimi perfumami! – krzyczała. – Co? Myślałeś, że nie wiem?
– Co ty pieprzysz?! Harowałem dniami i nocami, żebyś się pławiła w luksusach! A ty co? Na boku robiłaś lewe interesy! Zdradzałaś mnie i zaniedbałaś naszą córkę!
– Nie wciągaj w to Amelii! Doskonale wiesz, że kocham ją najbardziej na świecie! – kobieta również miała przerażający głos.
– To gdzie byłaś przez te wszystkie lata, co?! Nawet nie wiesz, czym interesuje się twoja córka! Nie wiesz, że uczy się gry na skrzypcach i języka francuskiego! Gówno wiesz o miłości, Asia! – nigdy nie byłam świadkiem takie burzliwej awantury. Nie mogłam nazwać tego rozmowa. Ludzie tak ze sobą nie rozmawiają.
– Zamknąłeś mnie w więzieniu! To jak według ciebie miałam uczestniczyć w jej życiu!? Teraz wróciłam i nie pozbędziesz się mnie tak łatwo! – ujrzałam drobną kobietę, stojąca tyłem do mnie. Miała długie blond włosy.
Czemu mnie to nie dziwi...
Powoli weszłam w strefę, w której czułam się niekomfortowo.
– Po co wróciłaś?! – pytanie Tomasza sprawiło, że zamarłam. Przez chwilę pomyślałam, że może kieruje je do mnie. – Wyszłaś dwa lata temu! – warknął – Co? Myślałaś, że nie wiem, tak? Miałaś w dupie własną córkę! Nie zrobiłaś nic, by się z nami skontaktować! Kurwa Asia, nic! – przełknęłam ślinę i już chciałam zrobić kolejny krok, gdy ze schodów zbiegła Amelia.
– Pani Zosia! – krzyknęła ze łzami w oczach. Oboje na mnie spojrzeli. Tomasz ciężko oddychał i bacznie obserwował zachowanie córki. Mała wpadła w moje ramiona. Była przestraszona. Tuliła się mocno, jakby bała się, że coś się jej stanie.
– Nie płacz aniołku...– szepnęłam jej do ucha i powoli szłam w kierunku schodów.
– Kto to jest?! – warknęła Asia. Odwróciłam głowę w stronę Tomka i sama czekałam, co powie. Patrzył na mnie, nie zwracając uwagi na swoją byłą żonę. – Zadałam ci pytanie! Kim jest ta dziewucha?! To twoja kolejna kurwa?
– Zamknij się. – rzucił oschle w jej stronę i podszedł do mnie. Był tak blisko, że i ja odczuwałam lęk. Nadal oddychał szybko i nierówno. Patrzył raz na mnie raz na Amelkę. Wyciągnął dłoń w stronę dziewczynki i delikatnie pogłaskał ją po włosach. Mała oderwała zapłakana twarz ode mnie i przez chwilę patrzyła na ojca.
– Amelko... – powiedział czule. Jego głos złapał moje rozerwane serce. Dziewczynka ponownie wtuliła się we mnie. – Zosiu, proszę, zabierz ją na górę. Zaraz do was przyjdę. – skierował wzrok na mnie. Mimo że pałałam do niego złością, w tej chwili potulnie skinęłam głową i weszłam z małą na górę. Nie słyszałam dalszej rozmowy Tomasza z Asią. Zamknęłam się z dziewczynką w jej pokoju. Usiadłyśmy na podłodze obok łóżka. Po chwili wgramoliła się niezdarnie na moje kolana i powoli się uspokajała.
– Pani Zosiu, czy mama sobie już pójdzie? Bo ona tak strasznie brzydko do taty mówi... I o pani źle powiedziała... Pójdzie już? – zapytała.
– Nie wiem kochanie, nie wiem...– ta cała sytuacja, jaka się tu wydarzyła, poruszyła mną. Wiedziałam, że jak wyjadę, zostawię Amelkę całkowicie sama z tym wszystkim. A tego chciałam najmniej. To było tylko dziecko. Niewinne dziecko, które cierpiało przez rodziców.
– Bo ja nie chcę mamy tu... Chce panią... – mruknęła. Do oczu napłynęły mi łzy.
I co teraz? Maluszku... Co ja mam zrobić?
Do pokoju Amelki, po niespełna dwudziestu minutach wszedł Nowakowski. Był spokojniejszy. Z pewnością potrzebował chwili, żeby doprowadzić się do ładu. Ustał w drzwiach i przyglądał się bacznie mi i jego córce na moich kolanach.
Powoli podszedł w naszym kierunku. Kucnął naprzeciwko.
– Przepraszam... – wydusił z siebie. Nie wiedziałam, czy kierował to słowo tylko do córki, ale patrzył w moje oczy. Tak głęboko i intensywnie, że znowu poczułam znajomy ucisk między nogami. Do oczu napłynęły mi łzy. Mrugnęłam lekko i po policzku poczułam stróżkę, która powoli spływała w dół. Nowakowski zmarszczył brwi, wyciągnął rękę w kierunku mojego policzka, ale pokiwałam przecząco głową. Nie chciałam, by mnie dotykał. Nie chciałam, by zostawiał mnie z tym dotykiem samą. Westchnął ciężko. Usiadł na ziemi obok mnie. Nie mówił nic. Po prostu został z nami w tym pokoju.
Milczeliśmy, a atmosfera między nami aż wrzała. Amelka zasnęła. Z pewnością była wykończona od płaczu. Powoli ułożyłam dziewczynkę na łóżku i przykryłam kocem. Wyszłam razem z Nowakowskim z pokoju. Minęłam go bez słowa i skierowałam się do wyjścia. Szedł za mną.
– Nie wychodź. – rzucił, gdy wkładałam buty. – Proszę...
– Pan wybaczy, ale nie mam o czym z panem rozmawiać. – burknęłam. Złapał mnie za nadgarstek i obrócił w swoją stronę. Stałam z nim twarzą w twarz. Po raz pierwszy od dwóch tygodni poczułam jego dotyk. Był aż palący.
– Skończ z tym panem... Musisz mnie wysłuchać.
– Błąd. Ja nic nie muszę. A na pewno nie muszę z panem rozmawiać. Za dzisiejszą lekcję, nie musi mi pan płacić z wiadomych przyczyn. – mówiłam groźnie i stanowczo. – Proszę mnie puścić.
– Dobrze panno Zofio. W takim układzie odwiedzę panią w domu. Mamy zawartą umowę. Zapomniała pani? – rzekł, puszczając moją rękę. Nie odpowiedziałam. Zapięłam kurtkę, zawiązałam szalik, naciągnęłam czapkę na uszy i bez słowa wyszłam z mieszkania. Chciałam jak najszybciej oddalić się od niego. W głębi serca ponownie umierałam. To, co się wydarzyło, strasznie mną wstrząsnęło. Teraz chodziło mi tylko o Amelkę. Przy furtce minęłam się z mężczyzną, którego widziałam w klubie. Mężczyzna przystanął i się odwrócił. Zmarszczył brwi i bacznie mi się przyglądał. Obawiałam się jednego....
A co jeżeli mnie rozpoznał?
***
Kochani 💋 spodziewajcie się dzisiaj jeszcze jednego rozdziału 🙈 powinno udać mi się go wrzucić wieczorem ❤
Buziaki, A.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro