Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VI

Nową okładkę wykonała dla mnie TheDarkSideOfMoc

---------------------------

-Jonathan? Jesteś tu? - Spytała zapalając w światło.

-Do kogo mówiłaś? - Jej zchorowana matka siedziała na kanapie.

-Mamo, dlaczego nie jesteś w łóżku? I dlaczego siedzisz po ciemku? - Zmartwiona podeszła do niej.

-Chciałam posiedzieć tutaj. A od tego światła bolała mnie głowa więc je wyłączyłam.

-Rozumiem. Chcesz coś zjeść? - Usmiechnęła się.

-Jeśli mi coś dobrego przygotujesz - odwzajemniła gest.

Tak więc wraz ze swoją mamą zjadła wspólną, wczesną kolację. Dziewczyna bardzo kocha swoją matkę i nie chce jej tracić choć wie, że już niedługo odejdzie z powodu swojej choroby. Lekarze dają jej jeszcze zaledwie pół roku. Mimo to ma nadzieję, że tak się nie stanie i jej mamie uda się wyzdrowieć.

Odprowadziła ją do pokoju i nakryła kocem by nie zamarzła i nie złapała przeziębienia. Następnie wróciła do kuchni, gdzie na stole siedział Jonathan, który czekał na dziewczynę.

-Co się tak przyglądasz? Pomógłbyś - zaśmiała się.

-Bardzo zabawne - spojrzał na nią spod byka. - Uśmiałem się.

-Musisz mieć trochę więcej dystansu do siebie wiesz?

-To może przestań się wreszcie ze mnie naśmiewać?

-Wybacz, nic na to nie poradzę - wzruszyła ramionami. Nagle złote sznurki oplotły jej ciało. - Co ty robisz?

-Dam ci nauczkę za naśmiewanie się ze mnie - uśmiechnął się.

-Boże, Jonathan, ale ty jesteś wrażliwy.

-A ty niemiła.

-No i co mi zrobisz? - Spojrzała na niego pytająco, a ten uśmiechnął się szyderczo.

-Nie! Przestań! - Krzyczała przez śmiech, gdy ten ją łaskotał. To był jedyny sposób by dać jej "nauczkę"  i nie skrzywdzić zarazem. Gdyby to był, któryś z tych popaprańców, z którymi wcześniej mieszkał, to nie byłby taki miły. Ale to jest Veronica - jego ukochana przyjaciółka, której nigdy w życiu nie mógłby zranić. - No już serio. Jonathan!

-Dobra. Chyba ci wystarczy - uśmiechał się mierząc ją wzrokiem.

-Czy mogę wreszcie w spokoju sprzątać naczynia?

-Ależ proszę.

Z uśmiechem na ustach wkładała naczynia do zmywarki.

-Vera, jest sprawa - zaczął niepewnie.

-Jaka? - Spojrzała na niego.

-Muszę coś załatwić. Spotkać się z kimś i nie będzie mnie przez kilka dni.

-No dobrze - odparła. Nie podobał jej się ten pomysł, ale z drugiej strony będzie to dobry moment na wprowadzenie w życie planu, który obmyśliła. - Tylko wróć do mnie - uśmiechnęła się.

-Wrócę - odwzajemnił gest. - Obiecuję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro