Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Róża siódma

Tae-hyung stanął na środku pokoju i sam nie wiedział, co właściwie chce zrobić. Na łóżku leżał chłopak w samej bieliźnie, a oczy miał przesłonięte opaską i ani mruknął. Tae-hyung przełknął głośno i rozpiął koszulę. Właściwie nie wiedział, co i komu chciał udowodnić, ale chciał po prostu spróbować. Podszedł bliżej. Ciało chłopaka było wątłe i wcale niepociągające. Wsparł się jednym kolanem o materac i położył dłoń chłopakowi na torsie. Jego skóra była gładka, ciepła, ale wciąż nie taka, jakiej oczekiwał. Przeciągnął dłonią po jego brzuchu, a chłopak stęknął cicho. Ten dźwięk wydał mu się obcy i zniechęcający. Tae-hyung złapał się za czoło i skrzywił się zdegustowany.

On po prostu nie jest JK'em — pomyślał i rozzłościł się sam na siebie.

Kompletnie nie czuł nic. Energia, jaką wzbudzał w nim JK, zniknęła i zaszyła się znów gdzieś głęboko w jego umyśle. Jak wystraszone zwierzątko, zwinęła się w kłębek i nawet zamknęła oczy.

Tae-hyung też na chwilę zamknął swoje. Z irytacji. Na siebie i na całą tę popieprzoną sytuację.

Jesteś tchórzem Tae-hyung! — warknął na siebie w myślach.

To było jak próba generalna, niestety jedyne, na co miał ochotę w tej chwili to pójść do toalety i zwymiotować.

Nagle przed drzwiami do pokoju zaczął się ktoś awanturować.

— Wpuść mnie Ki-bo! — wrzeszczał na cały korytarz. — Kurwa, słyszysz! Bierz te łapy! — darł się na ochroniarza.

Tae-hyung spojrzał w stronę drzwi. Znał ten głos.

— Leż spokojnie — poinstruował chłopaka, a sam udał się przez niewielki hol do wyjścia.

Otworzył je na oścież. Tuż za nimi stał potargany, pijany i zapłakany JK. Kiedy go zobaczył w drzwiach, znieruchomiał, zmierzył pogardliwym wzrokiem z góry na dół i skrzywił się nienawistnie, wycierając łzy rękawem.

— Ty gnoju... — jęknął na niego. — Obiecałeś mi! Zakłamany złamasie!

W Tae-hyunga uderzyło otrzeźwienie. Był pewny, że jest zwolniony z obietnicy danej na plaży.

— Nie rób sceny — upomniał go surowo.

JK zaśmiał się kpiąco, a po jego policzkach przetoczyły się dwie kolejne, wielkie łzy. Bolały na wskroś. Cały jego stan bolał gdzieś w najczulszy punkt jestestwa.

— Już nie będę, proszę pana, może pan wracać, ruchać się z Nolanem — warknął nienawistnie. — Ty brudna świnio! Nienawidzę cię! Jesteś zwykłym zwierzęciem. Popaprańcem. Brzydzę się tobą! — zaczął złorzeczyć, a Ki-bo już wyciągał do niego ręce, żeby go uciszyć.

JK jednak odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę schodów chwiejnym krokiem, unikając z nim konfrontacji.

Tae-hyung spojrzał na Ki-bo i skinął głową w stronę znikającego w mroku JK'a.

— Idź za nim i pilnuj go. Niech nie narobi głupot — nakazał.

Sam wrócił do pokoju i złapał się za boki. Chłopak wciąż leżał na łóżku nieruchomo i czekał. Był podniecony, miał erekcję, co jeszcze bardziej obrzydziło Tae-hyunga.

— Zjeżdżaj — warknął na niego.

Ten usiadł na materacu, zdjął opaskę i spojrzał na niego zaskoczony.

— A co z...

— POWIEDZIAŁEM, SPIERDALAJ! — wydarł się jak lew Tae-hyung.

Chłopak zmył się w popłochu, a Tae-hyung usiadł na podłodze przy łóżku i wspierając się łokciami o kolana, dłońmi złapał się za głowę.

Czuł się dokładnie tak, jak powiedział JK. Jak brudna świnia. Popapraniec. Brzydził się sam sobą. Jedynej osobie, której na nim zależało i która prawdopodobnie była jego lekarstwem, pozwolił uwierzyć, że taki właśnie jest. Zepsuty do szpiku kości. Brudny i zwleczony.

🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹

Doigrałeś się Tae-hyung. Ty brudna świnio.

Do zobaczenia juuuuutroooo!~

Sev.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro