Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Był późny wieczór. Noc już właściwie. JK leżał w łóżku i czekał, aż Tae-hyung wyjdzie spod prysznica. Od kilku miesięcy mieszkali w jego rodzinnym domu i od dawna nie czuł się szczęśliwszy, gdyby nie to, że Tae-hyunga wiecznie nie było. Był zajęty zakończeniem budowy dwóch nowych hoteli w Tajlandii i ciągle podróżował w tę i z powrotem. Kiedy wreszcie się zjawił i wsunął pod pościel, JK objął go w pasie od tyłu i wtulił twarz w jego kark. Nosem przeciągnął tuż za jego uchem i pocałował ciepły płatek od spodu. Palce zacisnął na jego pasie mocniej. Strasznie za nim tęsknił, ale...

Ciało Tae-hyunga spięło się w ten specyficzny sposób i już wiedział, że zamyka się w sobie. Ucieka. To nie był „ten" moment, „ten" wieczór, „ta" chwila. To dlatego był tak długo pod prysznicem. JK znał już ten manewr, ale jeszcze go dobrze nie rozpoznawał. Tae-hyung liczył, że będzie już spał, gdy wyjdzie i właściwie nie wiedział, co było gorsze. Poczuł złość na siebie, że nie potrafi tego odgadnąć, zanim nie poczuje tego spięcia pod palcami i gdy jest już za późno na to żeby jakoś zgrabnie się wycofać. Pocałował jego ramię i położył głowę na poduszce.

— Dobranoc — powiedział szeptem.

Pożądanie rozrywało mu żyły, ale wiedział, że to byłoby samolubne, gdyby pogłębiał sytuację, z której Tae-hyung nie umiałby wybrnąć.

— Przepraszam... — powiedział cicho Tae-hyung.

JK westchnął ciężko.

— Za co? — zapytał rozdrażniony.

Pożądanie odpłynęło natychmiast, a w zamian pojawiła się irytacja.

— Wiesz, o co chodzi...

— Tak wiem, ale nie wiem, dlaczego za to przepraszasz. To chyba ja powinienem przepraszać.

— Bo wiem... że masz ochotę na seks... a ja...

— Zamknij się, dobra? — warknął i odwrócił się na drugi bok.

Chwilę leżeli bez słowa.

— Dobranoc — powiedział cicho Tae-hyung. — I jeszcze raz przepraszam.

JK zerwał się z poduszki. Odwrócił go na płasko i usiadł na nim. Objął jego policzki dłońmi i cmoknął w usta.

— Nie chcę i nigdy nie będę się z tobą kłócił o seks. Nie chcę, żebyś mnie przepraszał, Tae. To nienormalne.

Tae-hyung milczał. JK westchnął ciężko, rozgoryczony.

— Przepraszasz mnie za to, że jesteś przemęczony? — zapytał ostro.

Obaj wiedzieli, że Tae-hyung ostatnio się przepracowywał. JK nie pamiętał, kiedy ostatnim razem przespał ciągiem, chociaż pięć godzin, a na śniadanie zjadł coś konkretnego, zamiast wypijać litr białej herbaty.

— Nie...

— A może za to, że nie sypiasz tyle, ile powinieneś? — dopytywał, przekręcając przekornie głowę na bok.

— Nie, nie za to...

— To może za to, że nie dojadasz, nie odpoczywasz i nie dbasz o siebie? Żłopiesz ciągle tylko tę herbatę? Za to? — dręczył pytaniami JK.

— Nie, wiesz dobrze, że nie za to — bronił się Tae-hyung.

JK wymierzył w niego palcem.

— A powinieneś. Bo to jest prawdziwy powód — zarzucił mu z pretensją.

Tae-hyung zmarszczył brwi i uniósł lekko głowę, przygwożdżony wciąż do materaca.

— Nie mogę nic nie robić, tak, jak sobie to wyobrażasz. Mam budowę hotelu na karku i event otwarciowy w drugim — powiedział z pretensją. — Nie mogę leżeć i pachnieć jak róże w ogrodzie.

Spojrzenie JK'a złagodniało.

— Wiem i przecież nie mam ci tego za złe, ale to niestety jest przyczyna. Byłeś u lekarza, razem byliśmy — powiedział stanowczo.

— Nawet mi tego nie przypominaj — warknął Tae-hyung, ale prawdą było, że był skrępowany.

JK natychmiast zobaczył ten dzień przed oczami, jakby to było wczoraj. Pamiętał, jak siłą musiał go wciągać do kliniki, a potem wepchnąć go do gabinetu.

— Pamiętasz, co powiedział — przypomniał mu mimo wszystko. — Masz zmienić nawyki. Odpoczywać, zredukować stres, więc mnie nie przepraszaj za coś, na co nie masz wpływu, Tae. Nie zmienisz całkowicie swojej rutyny, ale póki nie przywrócisz i nie zachowasz balansu, musisz od czasu do czasu pogodzić się z jej skutkami. Poza tym tłumaczyłem ci tysiące razy, to nie jest koniec świata. Tak już po prostu jest i tyle.

Tae-hyung podniósł się do siadu i objął go w pasie. Twarz schował w jego klatce piersiowej.

— Tak mi wstyd. To takie upokarzające.

JK objął go za policzki i zmusił, żeby na niego spojrzał.

— Kocham cię takiego, jakim jesteś, rozumiesz? Walczyłem o ciebie, takiego, jakim jesteś. Takiego, jakim jesteś, cię akceptuję. Poza tym nie zawsze ma się ochotę, nawet jeśli wszystko „działa" poprawnie, nie rozumiesz?

Tae-hyung patrzył na niego zaszklonymi oczami, ale przytaknął skinieniem głowy. W chwilach takich jak ta zachowywał się jak nastolatek. Chował się w skorupie zbudowanej przez lata z ciężkich jak głazy kompleksów i spowodowanej nimi niedojrzałości emocjonalnej. Widząc go takiego, JK'owi wciąż ciężko było uwierzyć, że to Tae-hyung jest tym starszym z nich. Tym rozsądniejszym, bardziej doświadczonym, poważnym biznesmenem.

— Powtarzaj za mną — zażądał.

Tae-hyung próbował się wymanewrować z jego objęć.

— Nie, to głupie. Przestań. Czuję się jak palant, gdy każesz mi to robić.

JK przytrzymał go siłą.

— P o w t a rz a j — warknął. — Będziesz to robił tak długo, aż przestaniesz przepraszać.

Tae-hyung się poddał, ale patrzył wciąż na niego, tyle że teraz z wyrzutem, a JK uniósł brwi.

— Jestem... — powiedział pierwsze słowo.

Tae-hyung jęknął bezsilnie, ale JK uniósł brodę ostentacyjnie i nie miał innego wyjścia.

— Jestem.

— Dobry...

— Dobry.

— Taki...

— Taki.

— Jaki jestem...

— Jaki jestem.

— JK mnie kocha.

— JK mnie kocha.

— Brawo — pochwalił go JK. — Grzeczny chłopiec — dodał i cmoknął w usta. — Tae, pamiętaj, dla mnie jesteś najlepszy. Kocham cię — zastrzegł i poklepał po policzku władczo. — Jutro o siedemnastej, chcę cię widzieć na plaży Haeundae, zrozumiano?

Oczy Tae-hyunga się uśmiechnęły i znów tylko pokiwał głową, że się zgadza.

— Dobrze.

— Pójdziemy na długi spacer, poleżymy na piasku, pogapimy się w niebo — zaproponował. — Jak będziesz grzeczny, to cię przewiozę na motorze, ale bez mandatu, bezpiecznie. Kupiłem drugi kask.

Tae-hyung znów schował twarz w jego torsie.

— Dobrze, zrobimy, jak mówisz.

JK objął jego głowę i zakołysał nimi oboma. Cmoknął go we włosy.

— Zagramy w piłkę? Mam zabrać?

— Yhm.

— Może zacznie padać? — zapytał przekornie. — I może tym razem uda mi się pocałować te twoje zmoknięte usta.

Tae-hyung prychnął śmiechem.

— Zawsze wiedziałem, że tylko jedno ci w głowie.

JK też się zaśmiał, ale znów złapał go za policzki i spojrzał mu w oczy. Te jego uśmiechały się czule.

— Jesteś moją białą różą, pamiętaj. Na zawsze już będziesz.

🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹

KONIEC

🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹

Kochani, dobrnęliśmy do końca historii, ale... haha no jasne, czeka nas dodatek specjalny ;) Nie byłabym sobą, gdybym ich ot tak zostawiła.

Czekacie?

Do zobaczenia, może jeszcze dziś?

Sev.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro