Rozdział 13
Był późny wieczór. Noc już właściwie. JK leżał w łóżku i czekał, aż Tae-hyung wyjdzie spod prysznica. Od kilku miesięcy mieszkali w jego rodzinnym domu i od dawna nie czuł się szczęśliwszy, gdyby nie to, że Tae-hyunga wiecznie nie było. Był zajęty zakończeniem budowy dwóch nowych hoteli w Tajlandii i ciągle podróżował w tę i z powrotem. Kiedy wreszcie się zjawił i wsunął pod pościel, JK objął go w pasie od tyłu i wtulił twarz w jego kark. Nosem przeciągnął tuż za jego uchem i pocałował ciepły płatek od spodu. Palce zacisnął na jego pasie mocniej. Strasznie za nim tęsknił, ale...
Ciało Tae-hyunga spięło się w ten specyficzny sposób i już wiedział, że zamyka się w sobie. Ucieka. To nie był „ten" moment, „ten" wieczór, „ta" chwila. To dlatego był tak długo pod prysznicem. JK znał już ten manewr, ale jeszcze go dobrze nie rozpoznawał. Tae-hyung liczył, że będzie już spał, gdy wyjdzie i właściwie nie wiedział, co było gorsze. Poczuł złość na siebie, że nie potrafi tego odgadnąć, zanim nie poczuje tego spięcia pod palcami i gdy jest już za późno na to żeby jakoś zgrabnie się wycofać. Pocałował jego ramię i położył głowę na poduszce.
— Dobranoc — powiedział szeptem.
Pożądanie rozrywało mu żyły, ale wiedział, że to byłoby samolubne, gdyby pogłębiał sytuację, z której Tae-hyung nie umiałby wybrnąć.
— Przepraszam... — powiedział cicho Tae-hyung.
JK westchnął ciężko.
— Za co? — zapytał rozdrażniony.
Pożądanie odpłynęło natychmiast, a w zamian pojawiła się irytacja.
— Wiesz, o co chodzi...
— Tak wiem, ale nie wiem, dlaczego za to przepraszasz. To chyba ja powinienem przepraszać.
— Bo wiem... że masz ochotę na seks... a ja...
— Zamknij się, dobra? — warknął i odwrócił się na drugi bok.
Chwilę leżeli bez słowa.
— Dobranoc — powiedział cicho Tae-hyung. — I jeszcze raz przepraszam.
JK zerwał się z poduszki. Odwrócił go na płasko i usiadł na nim. Objął jego policzki dłońmi i cmoknął w usta.
— Nie chcę i nigdy nie będę się z tobą kłócił o seks. Nie chcę, żebyś mnie przepraszał, Tae. To nienormalne.
Tae-hyung milczał. JK westchnął ciężko, rozgoryczony.
— Przepraszasz mnie za to, że jesteś przemęczony? — zapytał ostro.
Obaj wiedzieli, że Tae-hyung ostatnio się przepracowywał. JK nie pamiętał, kiedy ostatnim razem przespał ciągiem, chociaż pięć godzin, a na śniadanie zjadł coś konkretnego, zamiast wypijać litr białej herbaty.
— Nie...
— A może za to, że nie sypiasz tyle, ile powinieneś? — dopytywał, przekręcając przekornie głowę na bok.
— Nie, nie za to...
— To może za to, że nie dojadasz, nie odpoczywasz i nie dbasz o siebie? Żłopiesz ciągle tylko tę herbatę? Za to? — dręczył pytaniami JK.
— Nie, wiesz dobrze, że nie za to — bronił się Tae-hyung.
JK wymierzył w niego palcem.
— A powinieneś. Bo to jest prawdziwy powód — zarzucił mu z pretensją.
Tae-hyung zmarszczył brwi i uniósł lekko głowę, przygwożdżony wciąż do materaca.
— Nie mogę nic nie robić, tak, jak sobie to wyobrażasz. Mam budowę hotelu na karku i event otwarciowy w drugim — powiedział z pretensją. — Nie mogę leżeć i pachnieć jak róże w ogrodzie.
Spojrzenie JK'a złagodniało.
— Wiem i przecież nie mam ci tego za złe, ale to niestety jest przyczyna. Byłeś u lekarza, razem byliśmy — powiedział stanowczo.
— Nawet mi tego nie przypominaj — warknął Tae-hyung, ale prawdą było, że był skrępowany.
JK natychmiast zobaczył ten dzień przed oczami, jakby to było wczoraj. Pamiętał, jak siłą musiał go wciągać do kliniki, a potem wepchnąć go do gabinetu.
— Pamiętasz, co powiedział — przypomniał mu mimo wszystko. — Masz zmienić nawyki. Odpoczywać, zredukować stres, więc mnie nie przepraszaj za coś, na co nie masz wpływu, Tae. Nie zmienisz całkowicie swojej rutyny, ale póki nie przywrócisz i nie zachowasz balansu, musisz od czasu do czasu pogodzić się z jej skutkami. Poza tym tłumaczyłem ci tysiące razy, to nie jest koniec świata. Tak już po prostu jest i tyle.
Tae-hyung podniósł się do siadu i objął go w pasie. Twarz schował w jego klatce piersiowej.
— Tak mi wstyd. To takie upokarzające.
JK objął go za policzki i zmusił, żeby na niego spojrzał.
— Kocham cię takiego, jakim jesteś, rozumiesz? Walczyłem o ciebie, takiego, jakim jesteś. Takiego, jakim jesteś, cię akceptuję. Poza tym nie zawsze ma się ochotę, nawet jeśli wszystko „działa" poprawnie, nie rozumiesz?
Tae-hyung patrzył na niego zaszklonymi oczami, ale przytaknął skinieniem głowy. W chwilach takich jak ta zachowywał się jak nastolatek. Chował się w skorupie zbudowanej przez lata z ciężkich jak głazy kompleksów i spowodowanej nimi niedojrzałości emocjonalnej. Widząc go takiego, JK'owi wciąż ciężko było uwierzyć, że to Tae-hyung jest tym starszym z nich. Tym rozsądniejszym, bardziej doświadczonym, poważnym biznesmenem.
— Powtarzaj za mną — zażądał.
Tae-hyung próbował się wymanewrować z jego objęć.
— Nie, to głupie. Przestań. Czuję się jak palant, gdy każesz mi to robić.
JK przytrzymał go siłą.
— P o w t a rz a j — warknął. — Będziesz to robił tak długo, aż przestaniesz przepraszać.
Tae-hyung się poddał, ale patrzył wciąż na niego, tyle że teraz z wyrzutem, a JK uniósł brwi.
— Jestem... — powiedział pierwsze słowo.
Tae-hyung jęknął bezsilnie, ale JK uniósł brodę ostentacyjnie i nie miał innego wyjścia.
— Jestem.
— Dobry...
— Dobry.
— Taki...
— Taki.
— Jaki jestem...
— Jaki jestem.
— JK mnie kocha.
— JK mnie kocha.
— Brawo — pochwalił go JK. — Grzeczny chłopiec — dodał i cmoknął w usta. — Tae, pamiętaj, dla mnie jesteś najlepszy. Kocham cię — zastrzegł i poklepał po policzku władczo. — Jutro o siedemnastej, chcę cię widzieć na plaży Haeundae, zrozumiano?
Oczy Tae-hyunga się uśmiechnęły i znów tylko pokiwał głową, że się zgadza.
— Dobrze.
— Pójdziemy na długi spacer, poleżymy na piasku, pogapimy się w niebo — zaproponował. — Jak będziesz grzeczny, to cię przewiozę na motorze, ale bez mandatu, bezpiecznie. Kupiłem drugi kask.
Tae-hyung znów schował twarz w jego torsie.
— Dobrze, zrobimy, jak mówisz.
JK objął jego głowę i zakołysał nimi oboma. Cmoknął go we włosy.
— Zagramy w piłkę? Mam zabrać?
— Yhm.
— Może zacznie padać? — zapytał przekornie. — I może tym razem uda mi się pocałować te twoje zmoknięte usta.
Tae-hyung prychnął śmiechem.
— Zawsze wiedziałem, że tylko jedno ci w głowie.
JK też się zaśmiał, ale znów złapał go za policzki i spojrzał mu w oczy. Te jego uśmiechały się czule.
— Jesteś moją białą różą, pamiętaj. Na zawsze już będziesz.
🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹
KONIEC
🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹
Kochani, dobrnęliśmy do końca historii, ale... haha no jasne, czeka nas dodatek specjalny ;) Nie byłabym sobą, gdybym ich ot tak zostawiła.
Czekacie?
Do zobaczenia, może jeszcze dziś?
Sev.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro