Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Powietrze pachniało spalinami, a zachodzące słońce na horyzoncie najeżonym wysokimi budynkami miasta tonęło w smogu. Jeong-guk przeciskał się właśnie swoją hondą CBR pomiędzy samochodami stojącymi w korku i podjechał pod sam semafor. Trącił niechcący po drodze manetką lusterko niebieskiego Hyundaia i usłyszał za plecami przekleństwo kierowcy. Nic sobie jednak z tego nie zrobił. Zadarł głowę i spojrzał na semafor. Gdy czerwone światło zmieniło się na zielone, przegazował, a przeraźliwy pisk opon, a następnie trzask z rury wydechowej wystraszył przechodniów.

Usłyszał kolejnych kilka przekleństw i zaśmiał się głośno, rozbawiony. Pokazał środkowy palec jakiemuś dresowi, który groził mu pięścią, a potem pomknął już przed siebie, wciąż śmiejąc się głośno. W połowie drogi do kolejnych świateł usłyszał w słuchawce nadchodzące połączenie.

— Braciszku? Co tam? — odebrał przez zestaw głośnomówiący zamontowany w kasku. — Prowadzę, to coś ważnego? Jestem spóźniony do pracy — ponaglił.

Wiedział, po co dzwoni Jeong-hyun i jego usta skryte za szybką kasku zwinęły się w cienką linię. Po szerokim uśmiechu nie było już śladu.

— Tak tylko dzwonię, bo nie spotkałem cię, nim wyszedłeś, żeby ci przypomnieć, że w tym miesiącu twoja kolej na pamiątkę po starym — usłyszał po drugiej stronie.

Westchnął ciężko na tę wzmiankę i zatrzymał się na kolejnym czerwonym świetle. Prawą nogą z lekkością podparł ciężką jak smok maszynę. Busan, pomimo piątku było dziś wieczór wyjątkowo zakorkowane.

— Taaa pamiętam o tym przekleństwie — powiedział zrezygnowany. — Nie musisz mi przypominać. Czasem mam ochotę iść i napluć mu za to na nagrobek — warknął z irytacją, wspominając ojca.

Jeong-hyun prychnął z pogardą w słuchawce.

— Wiem, też mam czasem na to ochotę, ale potem przypominam sobie, że nawet tyle nie był wart. Poza tym on nie żyje. Nie powinniśmy mówić źle o naszym ojcu — zwrócił mu uwagę.

Jeong-guk znów westchnął ciężko. Jeong-hyun był od niego sporo starszy, a przez to prawdopodobnie był rozważniejszy. Czasem Jeong-guk miał wrażenie, że są wychowani inaczej. Jakby w dwóch różnych epokach.

— Szkoda mi mamy.

Na chwilę zapadła cisza.

— Wiem, że ci jej brakuje — powiedział Jeong-hyun. — Ja też za nią tęsknię, ale wyjdziemy z tego, zobaczysz.

Jeong-guk prychnął rozgoryczony.

— Wiem, wiem Jeong-hyun — przytaknął bratu. — Muszę kończyć, na razie — burknął i nie czekając na pożegnanie, rozłączył rozmowę.

Przełknął gulę w gardle, która zawsze się pojawiała, gdy wspominał matkę i ruszył z miejsca. Nie ujechał jednak daleko, bo znów utknął w korku. Nie miał już nawet ochoty wkurzać przechodniów.

Wyjdziemy, kurwa, jak osiwieję! — klął w myślach.

Miał dwadzieścia cztery lata, a pamiątki po starym, jak mieli w zwyczaju mówić z bratem o długu, który zostawił im po sobie ojciec, przewidywali pozbyć się za jakichś piętnaście. Ojciec zaciągnął kredyt hipoteczny, a gdy nie dawał sobie z nim rady, w kasynie przepuścił wszystko, co mieli, licząc na łut szczęścia. Potem zachlał się na śmierć.

Będę kurwa starcem! Kutas! — złorzeczył na niego, ale tak naprawdę był zły na ojca za to, co zrobił matce.

Z utrapienia zachorowała i zmarła, krótko po tym, jak bank odebrał im dom i jej ukochany ogród. Nagle z dobrze sytuowanej rodziny stali się niemalże żebrakami. Gdyby nie Jeong-hyun, który miał już wtedy swój dom i rodzinę oraz dobrze płatną pracę, to matka nie miałaby się gdzie podziać. Jeong-guk wstąpił do wojska i tym samym przetrwał jakoś najgorszy okres. Miał co jeść i gdzie spać. Teraz sam pomieszkiwał u niego kątem, a w rewanżu spłacał co drugi miesiąc ratę w banku. Nie stać go było na wynajem, poza tym szkoda było na to kasy. A wszystko przez to, że ojciec ukrywał przed nimi swój hazardowy nałóg, jak i kłopoty, których się nabawił z tego tytułu. Bank bowiem nie był ich jedynym zmartwieniem. Ojciec zaciągnął pożyczkę u jakiegoś gangstera, który teraz deptał im po piętach i straszył, że odstrzeli im obu jaja, a następnie ich głowy nabije na pal, jeśli nie spłacą zobowiązań.

Z kłębiącą się w głowie wściekłością na ojca i pełznącym pod skórą zirytowaniem na zakorkowane ulice, dotarł do miejsca przeznaczenia. Hotelu Golden Tiger w samym centrum nadmorskiej dzielnicy Haeundae, gdzie był barmanem w restauracji.

— Dobrze, że chociaż mam tę robotę — westchnął sam do siebie, gdy zaparkował na podziemnym parkingu.

Zdjął kask, uwalniając spod niego swoje przydługawe, pofalowane, czarne włosy, przeczesując je palcami. Rozpiął syntetyczną kurtkę do jazdy na motorze, a kask usadowił sobie między nogami. Z nostalgią spojrzał na motor. Kupił go, gdy tylko osiągnął pełnoletniość i zarobił pierwsze pieniądze, którymi nie musiał jeszcze wtenczas spłacać pamiątki po ojcu.

To była jedyna wartościowa rzecz, jaką posiadał, a Jeong-hyun nie kazał mu jej sprzedać na poczet długów. Jeong-hyun był naprawdę dobrym bratem i Jeong-guk to doceniał.

Zadudnił palcami po baku maszyny, a następnie z niej zsiadł i ruszył w stronę windy z kaskiem pod pachą.

Atmosferę ogólnego podniecenia panującą na zapleczu restauracji wyczuł niemalże od razu po przekroczeniu progu. Wiedział, co oznacza. Szef zawitał do baru i ciarki przeszły mu po plecach.

— JK przebieraj się, migiem — nakazał mu Aston, idący w jego stronę.

Kierownik zmiany. Chłopak o rysach twarzy bad boya, włosach pofarbowanych na blond i nonszalancko zaczesanych do tyłu na gładko i starszy od niego może rok albo dwa. Jego tatuaż na szyi, wychylający się spod kołnierzyka czarnej koszuli, był intrygujący i przyciągał wzrok.

— Dopnij koszulę pod szyją i dociśnij krawat, jeśli chcesz być dzisiejszym szczęśliwcem — poinstruował go nikczemnie brzmiącym głosem.

Minął go, klepiąc po męsku po ramieniu, a potem odwrócił się na pięcie i idąc wciąż tyłem, wymierzył w niego palcem.

— I trzymaj się za rozporek — dodał, puszczając do niego oczko zawadiacko. — Szef siedzi przy barze i bawi się kartą. Poluje. Może chcesz być dziś jego zdobyczą?

JK nawet się nie uśmiechnął. Poczuł, jak kolejny dreszcz przepływa mu przez ciało. Spojrzał w stronę drzwi wahadłowych prowadzących za kontuar. Po drugiej jego stronie siedział Kim Tae-hyung. Niebotycznie bogaty, nieziemsko przystojny, mroczny kolekcjoner męskich tyłków. Właściciel hotelowego imperium, którego pozazdrościł mu cały kraj, jak nie świat lub chociaż kontynent. Karta w jego ręku prowadziła do pokoju 609.

Miejsca, do którego każdy z nich chciał się dostać.

Do jego łóżka i portfela.

On zwłaszcza, bo prócz tego, że potrzebował pieniędzy, które oferował za seks, ten facet, którego widział raptem kilka razy, zwyczajnie mu się podobał. Zastanawiał się, jak to jest być z nim blisko. Poczuć ciężkość jego ciała na sobie lub patrzeć na niego z góry. Miał ochotę spełnić każdą jego erotyczną zachciankę.

Jestem popierdolony — karcił sam siebie w myślach, a chwilę później spychał to na tył głowy. Nie umiał wyrzucić tego ze swoich śmiałych fantazji. — Jesteś chory JK. Marzysz o tym, żeby facet cię przenicował?

Oczywiście, bo prócz pieniędzy, których potrzebował jak powietrza, był też najzwyklejszym facetem na świecie. Potrzebował fizyczności, dotyku, i żeby po prostu dać temu upust. A niby jak miał tego dokonać, gdy mieszkając kątem u brata, który nie miał pojęcia o jego homoseksualizmie, jedyne, na co miał czas i sposobność, to praca i zamartwianie się o kolejną ratę?

Niestety, ten wieczór nie okazał się dla niego łaskawy, ale zdarzyło mu się podać szefowi drinka. Dom Pérignon z mrożoną truskawką. Niezbyt wyrafinowanie, ale JK się nadtym nie rozwodził. To była jedna z wielu cech, która go w tym facecie pociągała. Prostolinijność i klasa. Ten spojrzał na niego powłóczystym spojrzeniem, jakby za chwilę miał go zjeść żywcem, a opuszkami palców trącił jego dłoń. Elektryzująca fala przebiegła mu wtedy przez ciało i spowodowała, że jego myśli zalała fala niepokojących wyobrażeń. Cały późniejszy wieczór czuł na sobie jego ciężkie spojrzenie i niemalże wpadł we wściekłość, gdy kartę do sześćset dziewiątki wręczył komuś innemu.

Intrygujące było jednak to, że kolejna szansa zawitała do baru dosłownie trzy dni później. Niestety znów okazała się nietrafiona, ale ciężki wzrok szefa Jeong-guk czuł na swoim tyłku i wiedział, że coś jest na rzeczy. Kazał właśnie jemu podać sobie drinka i obsługiwać bar po jego stronie. Wtedy nie wybrał nikogo. Tylko błądził chciwym wzrokiem po sali, ostatecznie wychodząc bez słowa. Nie minęły kolejne dwa dni, a znów siedział przy kontuarze.

— Chyba włączył mu się mood: niewyżyty — zażartował Aston, gdy znów spotkali się z Jeong-gukiem na zapleczu, tym razem na początku nocnej zmiany.

Było krótko przed północą.

— Znów przyszedł? — zapytał zaskoczony, zerkając w stronę drzwi wahadłowych.

Miał dziwne wrażenie, że on tu jest z jego powodu. Przychodził na JEGO zmiany. Trochę się tego obawiał, a trochę czuł z tego powodu podniecenie.

— Yhm — przytaknął mu Aston, falując brwiami i pognał w stronę spiżarni z winami.

To jest MÓJ wieczór! — obiecał sobie w myśli Jeong-guk.

Jeong-guk, a właściwie JK, bo taki przydomek na życzenie szefa nosił w pracy, najpierw dopiął ostatni guzik czarnej, eleganckiej koszuli, a następnie kamizelki i wyszedł za kontuar równo o północy. Celowo nie rozglądając się na boki, jakby nikogo szczególnego się tu nie spodziewał, podszedł prosto do ledowego panelu kasy i opuszkami palców zalogował się do swojego konta. Dyskretnie zerknął w stronę bocznej krawędzi baru i dostrzegł go od razu.

W jasnym, beżowym garniturze, blado-błękitnej koszuli i w wykwintnie zawiązanym krawacie, siedział półbokiem nonszalancko oparty łokciem o kontuar, a nogę miał założoną jedną na drugą. On. Właściciel hotelu, restauracji i wszystkiego, co się tu znajdowało, począwszy od pyłku kurzu po zbrojenie fundamentów.

Kim Tae-hyung.

Na oko facet koło trzydziestki, choć w rzeczywistości miał o dwa lata mniej. Wszystko przez ten jego surowy wyraz twarzy, grymas wiśniowych ust, gładko przyczesane włosy na bokach oraz znudzone spojrzenie. To one sprawiały, że wyglądał poważniej. Był jednak niewątpliwie najprzystojniejszym facetem, jakiego JK kiedykolwiek widział. Sam nie wiedział, skąd brało się to wrażenie. Czy z emanującego z jego osoby wdzięku i elegancji, czy samej wiedzy, że jest tak niebotycznie bogaty i wpływowy, a przy tym tak bardzo młody. Był jak syrena z oczami wilka. Wystarczyło raz na niego spojrzeć, by chcieć spełniać każdą jego zachciankę i kaprys. Jego aura dosłownie z daleka krzyczała szorstkością i oziębłością, a jednocześnie uwodziła, co miał wrażenie, bardziej go do niego przyciągało, niż powinno.

To było jakieś toksycznie chore i zdrożne, a mimo to niedające się zignorować. On był w tej swojej surowości i bezwzględności zwyczajnie intrygujący.

Długimi palcami obracał leniwie w dłoni czarną kartę ze złotymi zdobieniami, stukając co rusz jej krawędzią o błyszczący, czarny marmur kontuaru i równie czarnymi oczami rozglądał się powłóczyście po sali restauracji niczym dzikie zwierzę, gdzie reszta chłopaków kręciła się w tę i z powrotem.

Faktycznie znów polował.

Był niewyżyty?

Pewne było, że któryś z nich dzisiejszej nocy poda mu swój tyłek na tacy, a rano na jego rachunku w banku przybędzie dobrych kilka zer. Facet nie żałował im kasy. Zarówno tu za pracę przy barze, jak i tam u góry w pokoju 609 za erotyczne usługi. Każdy, kto spędził z nim noc, dostawał taką premię, że mógł kupić nazajutrz nowy samochód.

Było ich w barze dwudziestu trzech. Każdy musiał być zadbany, wysportowany i dobrze zbudowany, aby cieszyć jego oko i od czasu do czasu nie tylko oko, a przy tym nosić angielsko brzmiący przydomek, bo tak sobie tego życzył. Skąd ten kaprys? A kogo to obchodzi? Facet o takiej aparycji i z takim portfelem mógł zażądać, aby nazywali się imionami kucyków z bajki i każdy by na to przystał. Nie było wśród nich raczej nikogo, kto by nie chciał żadnej z tych rzeczy. Począwszy od kaprysu z ksywką a kończąc na pokoju 609.

Bar był ogromny, dwukondygnacyjny, plus restauracja i pracowali w nim na zmiany, często całą dobę. Klientela nie była byle jaka. W hotelu zatrzymywały się gwiazdy ekranu, modele i modelki oraz biznesmeni z górnej półki. Śmietanka wpływowych ludzi Busan i nie tylko. Śmiało, można powiedzieć, że całego kraju, jak i tych zza granicy, którzy nierzadko cierpiący na jet-lagi chcieli jeść, pić i wydawać pieniądze o każdej porze dnia i nocy. Nie było — zmiłuj się, a że zarobki w tym miejscu były o jedno zero większe niż gdziekolwiek indziej, to... nikt nie narzekał i nie odmawiał, a premia w postaci spędzonej nocy z szefem, była równie mile widziana co jego prącie w ich tyłkach. Facet zatrudniał tylko gejów, to był warunek podstawowy przy rozmowie kwalifikacyjnej prowadzonej przez najdyskretniejszą z firm HR-owych. Barmani! Zatrudniani przez firmę! Każdy gej w mieście chciał tu pracować, choć oficjalnie nigdy się o tym nie mówiło. Tak jak o nocach w pokoju 609.

Zatem... z czasem zaczęły o nich krążyć legendy.

A jak to z legendami bywa, czasem są straszne i napawają grozą, a innym razem kończą się na jednorożcu kopytkującym po tęczy.

Krążyły wzmianki, że facet jest niewyżyty, jak wspomniał o tym dziś Aton, a seks z nim nie należy do przyjemności. Z innej strony mówiono, że w sumie taki z niego miś z dużym kutasem i nic więcej, a jeszcze inni twierdzili, że znają kogoś, kto pracował tu kiedyś i musiał wziąć zwolnienie lekarskie, bo nie potrafił chodzić po takiej nocy przez kilka dni. Jedno co łączyło te przekazywane z ust do ust opowiastki, było to, że tak naprawdę nikt nigdy nic nie widział. Każda noc w pokoju 609 była osłonięta mrokiem w postaci opaski na oczach.

Dlaczego?

Tego nikt nie wiedział i wciąż to nikogo nie obchodziło, ale tym sposobem znów rodziły się kolejne legendy. Mówiono, że facet ma oszpecone ciało. Że jest dewiantem, co chyba nie mijało się z prawdą, albo że ma jakieś kompleksy, co było równie prawdopodobne.

JK nie miał wyrobionego na ten temat zdania. Zatrudnił się u niego pół roku temu na pewno nie przez wzgląd na możliwość spędzenia z nim nocy, bo przecież jeszcze wtedy nie miał pojęcia, jak facet wygląda, a ze względu na wysoki zarobek, którym mógł spokojnie spłacać pamiątkę po starym co drugi miesiąc. Jednak o nocy spędzonej z szefem myślał coraz częściej. To go dosłownie zaczęło dręczyć! Odsetki w banku rosły nieubłaganie, nie mówiąc o tych u tego przeklętego gangstera, który deptał im obu, jemu i jego bratu, po piętach. Czasem miewał chwile złamania, a wtedy szedł na grób matki i płakał w głos z rozgoryczenia. Nigdy nikomu o tym nie powiedział, ale życie wydawało mu się za ciężkie w obecnej postaci, jak na dwudziestoczteroletniego faceta. Marzył o chwili, gdy spłaci długi i będzie mógł żyć normalnie, spokojnie, nie bojąc się pukania do drzwi i listów poleconych w skrzynce pocztowej z kolejnym monitem ponaglającym do zapłaty. Nie wspominając o smsach z pogróżkami od gangstera. Czasem miał mieszane uczucia. Z jednej strony nie chciał być dziwką, a z drugiej wmawiał sobie, że tyłek nie szklanka. Był zdeterminowany spłacić długi i mieć spokój, a cena nie grała roli. Poza tym facet był przecież niczego sobie. Ba! Był powalający i JK nie mógł skłamać sam przed sobą, że on mu się zwyczajnie podobał.

Znów zerknął w jego stronę.

Jego oczy w tym samym momencie zwróciły się ku niemu i uniósł dłoń, w której trzymał kartę, przywołując go do siebie.

JK poczuł, jak mięśnie zamieniają mu się w watę. To nie mogła być prawda! Przełknął suchość w ustach, zmieszał się na moment, ale ruszył w kierunku przeciwległej strony baru.

— Dobry wieczór panu — przywitał się z nim. — Coś panu podać? — zapytał jak każdego innego klienta.

W sumie to pojęcia nie miał, jak niby miał się zachować? Co innego miał powiedzieć?

Facet patrzył na niego surowo. Jego twarz była tak przystojna, że JK nie mógł przestać się na niego gapić, jak idiota.

Facet uśmiechnął się kącikiem ust. Nikczemnie. A JK o mało nie padł na kolana.

— JK, prawda? — zapytał niskim, wywołującym w jego ciele wibracje, głosem.

JK skinął głową.

— Zgadza się, to ja — potwierdził, ledwo przepychając słowa przez krtań.

— Istotnie jest coś, co możesz mi dziś zaserwować — powiedział otwarcie. — Uciechę.

JK przełknął głośno. Stał i gapił się na niego oniemiały. Dosłownie zabrakło mu języka w gębie.

Facet chwilę milczał i patrzył na niego, jakby jeszcze ważył w głowie decyzję, a potem położył na kontuarze czarną kartę i jednym palcem posunął ją w jego stronę.

— Jak skończysz zmianę — poinstruował, a następnie wstał i wyszedł z baru.

Bez mrugnięcia okiem. Wstał i wyszedł. Ot, tak po prostu, jakby rozmawiali o pogodzie.

JK gapił się na kartę przez chwilę i nie bardzo wiedział, co ma z nią zrobić, a potem wziął ją i schował do kieszeni. Rozejrzał się na boki, czy ktoś to widział. Kilka par oczu patrzyło na niego z zazdrością, ale te Astonowe uśmiechały się szyderczo.

Kiedy przeszedł obok, klepnął go w tyłek zawadiacko.

— Szczęściarz — powiedział łobuzersko. — Wiesz już, na co wydasz kasę?

JK miał wrażenie, że zwymiotuje.

— Nie.

— Pokój 609 czeka — zakpił znów Aston.

JK tylko pokiwał głową i zniknął na zapleczu. Czuł, że coś jest nie tak. Zbierało mu się na wymioty. Pognał do toalety. Tam zamknął się w jednej z kabin i wyciągnął kartę z kieszeni. Zastanawiał się, co ma z nią zrobić? I czy powinien komukolwiek o tym powiedzieć.

Karta nie była tą do pokoju 609.

Pisało na niej PENTHOUSE.

🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹

Witam Was wszystkich bardzo serdecznie w pierwszym rozdziale mojej nowej opowieści PENTHOUSE. Dziś poznaliśmy nieco jednego z bohaterów i jego myśli oraz zarys fabuły. Nie wiem, czy poznamy myśli tego drugiego, raczej nie sądzę. Tae-hyung jest... jakby to ująć, nieco mroczny i tajemniczy, zdradzi nam tylko tyle, na ile... załużymy :D

Niestety ikonki róż muszą zostać czerwone, bo... nie ma białych :D

Do zobaczenia za tydzień i pamiętajcie jak działa algorytm. Penthouse przepadnie bez Waszych głosów i komentarzy!

Dodatkowo zapraszam w inne miejsca, jeśli czujecie potrzebę interakcji ;) instrukcja, jak mnie znaleźć na planszy u samego dołu.

A już tu zapytam, bo dręczy mnie to i sama nie wiem. Czy moje opowieści należą w skali ocen do typu:

- mature?

czy

- explicit?

Nigdy nie wiem, jak to oznaczyć, żeby było dobrze i przede wszystkim zgodnie z wymogami.

Sev.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro