Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

o19

Przez wszystkie lekcje siedziałam jak na szpilkach i kiedy na następnych przerwach spotykam się z resztą ekipy, widzę, że nie ja jedna. Tylko Marcel wydaje się być wyjątkowo pozytywnie nastawiony do sprawy, ale on jest już taki zawsze.

Przerwę po szóstej lekcji spędzam z Julią w klasie plastycznej. Jest to miejsce z reguły zajęte przez lemury, ale pozwalają mi spędzać ze sobą czas, jako że blisko przyjaźnię się z jedną z nich. Do tego sama czasem rysuję i już nieraz zdarzyło mi się tworzyć coś wraz z nimi.

- Coś planujecie – stwierdza i wypluwa na podłogę łupinę słonecznika. Nigdy nie przejmowała się specjalnie ocenami, a już przede wszystkim opiniami nauczycieli. Do tego nikt nie zwraca jej tu na takie rzeczy uwagi poza mną. Podłoga pod naszymi nogami jest już cała usłana łupinami.

- Tak sądzisz? – pytam spokojnie i podciągam nogi, by usiąść po turecku. Teraz gdyby tylko Julka chciała, mogłaby zajrzeć mi pod spódniczkę.

- Mhm. Ostatni raz się tak zachowywaliście, gdy planowaliście podrzucenie do pokoju nauczycielskiego dżdżownic. Znowu chcecie to zrobić? – Unosi podkreśloną czarną kredką brew. Jej ciemnobrązowe spojrzenie jest ostre jak stal.

- Jasne, że nie, fuj! – mówię szybko i obie wybuchamy krótkim śmiechem. Właśnie tego mi było trzeba od tych kilku dni zamartwiania się i dołowania. Zwykłego pośmiania się z rzeczy totalnie bezsensownych wraz z koleżanką. Właśnie tak powinnam spędzić okres dojrzewania. Nie na poszukiwaniu zwłok przyjaciela.

- W takim razie o co chodzi? – pyta, a uśmiech nie schodzi z jej twarzy. Sama też się uśmiecham.

- Chodzi o Aleksa. Ale jak ci powiem, to uznasz mnie za idiotkę.

Julka unosi brew jeszcze wyżej, tak że teraz wydaje się niemal oderwana od oka.

- Jeśli twoi zwariowani przyjaciele nie będą mieli nic przeciwko, to mogę pomóc. No wiesz, mam kontakty. Zwłaszcza wśród szpaków, a tam jest całkiem niezły informator.

- Chodzi ci o Olczaka, tak? – pytam szybko nieco przestraszonym tonem i rozglądam się po pomieszczeniu, jakby ktoś miałby nas usłyszeć albo jakby on sam miałby tu być.

- Przecież to jasne. Jego rodzice są cholernie bogaci. Zdobywa więcej informacji, niż powinien. Ale wiesz, to mój kuzyn. Nie jest taki zły, gdy się nie wkurza.

- Oh, błagam – prycham i odgarniam włosy z twarzy. – On zawsze jest wkurzony. Powiedziałabym, że może tylko z wyjątkiem chwil, gdy śpi, ale zło nigdy nie śpi.

Julka znów się śmieje, klepie mnie po kolanie i wstaje.

- No dobrze, Królewno Balonowa, nic mu nie powiem.

Lubi nazywać mnie Królewną Balonową, co jest nawiązaniem to jednej z moich ulubionych kreskówek, „Pory na Przygodę". Stwierdziła, że jest do niej całkiem podobna, ponieważ obie mamy różowe włosy i wciąż ubieramy się na różowo, dlatego od tamtego czasu tak na mnie mówi. Sama porównała się wtedy do wampirzycy Marceliny.

***

Zastanawiam się, dlaczego ja się na to w ogóle zgodziłam. I to dopiero w momencie, kiedy stoję już z Michałem, Marcelem i Elą przed szkołą. Czekamy na Kamilę, a Elka rozgląda się po parkingu przed szkołą. Nie wiem, kogo tak wypatruje, dopóki nie dostrzega Krystiana Olczaka, który stoi przy swoim motocyklu i grzebie w plecaku. Dziewczyna od razu podrywa się z murku, na którym siedzimy, i biegnie do niego. Z początku mam ochotę ją zatrzymać, bo naprawdę nie wiem, to strzeliło jej do głowy, by rozmawiać z tym chłopakiem, nim Olczak nie uśmiecha się delikatnie na jej widok. Kątem oka dostrzegam na twarzach chłopaków obok mnie taki sam wyraz zdziwienia, jaki zapewne widnieje na mojej. Kompletnie nie spodziewałabym się, że ta dwójka kiedyś się jakkolwiek dogada. Może w takim razie faktycznie mieli się ku sobie, a żadne z nas tego nie dostrzegło?

Dokładnie w tej chwili z budynku szkoły wybiega wyjątkowo rozochocona Kamila. Ona również zdaje się mieć wyjątkowo optymistyczne myśli co do naszej małej wyprawy. Kiedy tylko dostrzega Elę i Krystiana obok siebie, delikatny uśmiech zamiera na jej twarzy. Marszczy brwi, co zdarza się jej ostatnio nad wyraz często, i łapie się pod boki, jakby nagle się obraziła.

- Czyli to dlatego nie mieliśmy pytać, tak? Idziemy z nim? – zwraca się do okularnicy, a ja czuję, że nie rozumiem, co się dzieje. Wygląda to tak, jakby Kamila spodziewała się zastać tu chłopaka i kompletnie nie zdziwiła się, widząc go. Ela też zdaje się być trochę zdziwiona, za to Kamila i Olczak piorunują się wzrokiem, jakby oboje dzielili jakiś sekret, o którym w milczeniu przysięgają sobie nikomu nie mówić.

Zaczynam czuć się trochę nieswojo i po nietęgich minach chłopaków wnioskuję, że oni też. Patrzymy tylko bezradnie na zaistniałą scenę między tą dwójką, którą w końcu przerywa Olczak, odwracając wzrok od blondynki i mierząc nim nas ze zmarszczonymi brwiami.

- Czyli to jest ta ekipa poszukiwawcza? – zwraca się do stojącej obok niego dziewczyny, na co ona żarliwie kiwa głową.

- Ekipa poszukiwawcza? – powtarza Michał, a pode mną uginają się nogi.

- Wy chyba nie chcecie szukać teraz Aleksa? – pytam tak cicho, że nikt tego nie usłyszał, więc powtarzam, tym razem głośniej.

- No... Taki był plan. Wczoraj z Krystianem stwierdziliśmy, że chodzenie we dwójkę po tak ogromnym lesie na nic się nie zda i...

- Hola, hola, poczekaj moment – przerywa jej zszokowany Marcel. – Czy ty właśnie próbujesz powiedzieć, że byłaś SAMA z tym kundlem w lesie?

- Kogo ty nazywasz kundlem, debilu? – warczy Olczak i już zaciska dłonie w pięści. Marcel odruchowo też to robi i posyła tamtemu wyzywające spojrzenie, które tylko jeszcze bardziej go wkurza. Obyło się bez bójki tylko dlatego, że Ela chwyta szybko bruneta za nadgarstek i kręci głową, bez słów przekazując mu, żeby lepiej tego nie robił.

- No dobra – odzywa się w końcu i zaciera ręce, z wyraźnie sztucznym optymizmem. Teraz już nie jest tak zdeterminowana jak wcześniej i sama zdaje się dostrzegać wady zebrania przy sobie właśnie takiej grupy ludzi. – Możemy już iść? Czy ktoś jeszcze ma jakieś obiekcje?

Z wyraźną niechęcią, ale kręcimy przecząco głowami i podchodzimy do tamtej dwójki, by zbić się w ciaśniejszą grupę. Razem wychodzimy poza teren szkoły. Nigdy nie szłam taką trasą. Zazwyczaj szerokim łukiem omijałam las, bo zwyczajnie się go bałam, więc teraz, idąc otoczona przyjaciółmi i jednym nie-przyjacielem, staram się dostrzec jak najwięcej. Domów jest coraz mniej, a większość terenu zaczynają pokrywać drzewa. Z początku niskie, potem coraz większe, rzucając pod siebie cienie, które w końcu robią się tak wielkie, że zlewają się w jedną wielką plamę ciemności.

- Jeśli nie przeżyję tej wędrówki, to niech ktoś powie mojej starej, że tak naprawdę nigdy nie lubiłem jej rosołu, dobra? – odzywa się po jakimś czasie Marcel, chyba dla rozluźnienia atmosfery, ale wtedy jeszcze bardziej się spinamy. Mimo wszystko to bardzo realna wizja.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro