"Wojownicze Święta"
Miau, miau, miau (po kociemu: ho, ho, ho), poświąteczna recenzja świątecznej książki to kocia specjalność! Moje upodobanie do opóźnień nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. W każdym razie, nadszedł czas na kolejną historię osadzoną w uniwersum „Wojowników”. Koty, koty, koty po trzykroć plączą się dosłownie wszędzie!
Uniwersum „Wojowników” jest zapewne państwu znane, jeśli zaś jakimś cudem NIE, cóż… mam tu ochotę odesłać do swojej poprzedniej recenzji, gdzie zgrabnie to wszystko wyjaśniłam (a przynajmniej mam taką nadzieję), lecz przecież nie można załatwiać recenzji na odwal się. Zrobimy zatem kopiuj-wklejkę z poprzedniej recenzji, dla komfortu czytelników. Chodzi mi tu jedynie o zasady uniwersum, proszę się nie denerwować!
Dzikie koty podzielone są od wieków na cztery klany: Pioruna, Wiatru, Cienia oraz Rzeki. Nie przepadają za sobą nawzajem, lecz muszą ze sobą jakoś współistnieć, gdyż las, w którym żyją oraz zdobywają pożywienie, jest tylko jeden. W każdym klanie zobaczyć można przeróżne funkcje, które można odczytać za pomocą imion. Uczniowie, starszyzna, karmicielki, wojownicy, kociaki, a przede wszystkim przywódca klanu oraz jego zastępca – oto i cała kocia zgraja. Przygody mają przeróżne, kłócą się nieustannie i godzą na przemian, zakochują się, miewają nawet zakazane romanse (pomiędzy wojownikami z dwóch różnych klanów). Fascynująca sprawa!
Tutaj jednak czeka na nas niespodzianka – zamiast poważnej historii opartej na dramatycznych wydarzeniach mamy tutaj… święta! Święta u Wojowników! Nie ukrywam, iż byłam z początku zaskoczona ową koncepcją. Nijak mogłam sobie wyobrazić taką chociażby wigilię pośród drzew, legowisk i pazurów. Potem jednak okazało się, iż mamy do czynienia z komedią! Muszę przyznać, że byłam zdumiona, nigdy się nie spotkałam z taką wersją kocich przygód. Satyra jak malowana, już poszczególne wydarzenia.
Zatem, drodzy państwo, mamy choinkę przytarganą przez koty z lasu, a którą inne klany zawsze próbują sobie nawzajem wykradać (bo przecież łatwiej ukraść choinkę, niż ścinać ją samemu, prawda?). Mamy czapki i sweterki, wydziergane samodzielnie, co nie jest łatwym zadaniem, gdy jest się kotem. Nie mam tu na myśli tylko niepraktycznych łap i braku kciuków, chodzi mi bardziej o nieodpartą chęć zabawy kłębkiem włóczki! Niektóre koty z lenistwa zamawiały swoje świąteczne wdzianka na… AliExpress. Podczas czytania tego kawałka najpierw uniosłam brwi wyyyysoko w górę, a potem parsknęłam niepohamowanym śmiechem, krusząc wszędzie świątecznym makowcem!
W obozie mamy też piec, by koty mogły upichcić słodkości, zaś wszyscy medycy chwilowo zatrudnieni są przy kolekcjonowaniu przypraw oraz ziół do wypieków. Z radością zarejestrowałam obecność Żółtego Kła, jednej z najciekawszych bohaterek pierwszej serii „Wojowników”.
Klan Rzeki, rzecz jasna, zorganizował lodowisko. Musiał użyczyć pozostałym klanom swych łyżew. Doprawdy komiczna scenka pojawiła się w mojej głowie, bo czy potraficie sobie państwo wyobrazić jeżdżącego na łyżwach kota?
Wiele innych elementów świąt trafiło do obozu Wojowników, lecz nie będę się w nie zagłębiać, by nie psuć państwu niespodzianki. Kto chce, niech czyta, zapraszamy do slonecznika! Teraz zaś pozwólcie, iż przejdę do recenzji właściwej.
Kreacja świata i fabuła przeplatają się pięknie satyrową komedią, która bardzo przypadła Kotu do gustu. Osoby znające uniwersum (bo w tym przypadku niestety znać je trzeba) naprawdę świetnie się bawią przy czytaniu, rozpoznając ulubione postaci ze wszystkich serii zgromadzone w jednym miejscu. Mamy tu do czynienia nawet z żartami internautów, takimi jak przedstawiona w przezabawny sposób „depresja” Błękitnej Gwiazdy czy… zioła Żółtego Kła ;). Bitwa na śnieżki, wspólne śpiewanie, gorąca czekolada, a do tego świąteczny brak sporów między klanami po prostu zachwyca i naprawdę wprowadza świąteczną atmosferę!
Najbardziej rozwala mnie wątek, który pozwoliłam sobie następująco zatytułować: „Koty VS. Media Społecznościowe” :D.
Każdy rozdział posiada inną pulę żartów, pięknie współgrającą z postaciami. Do bohaterów absolutnie się nie przyczepiam, może poza tym, iż panuje tam mały chaos, ale tego się nie uniknie – nawet w oryginalnej serii można się pogubić od nadmiaru imion. Dlatego też pochwalam znajdujący się w pierwszym rozdziale spis postaci. Chociaż… na miejscu autorki zredukowałabym nieco liczbę bohaterów, choćby o kilka kociaków. To dałoby większą klarowność historii.
Technika, jak to technika, nigdy nie jest perfekcyjna. Wspaniałe myślniki (które w ostatnich rozdziałach zamieniają się w dywizy, co mnie ciut zirytowało, ale to pewnie wina naszego wspaniałego pomarańczowego przyjaciela) cieszące kocie oko kolidują z literówkami typu „łyżw” lub „tą wigilię” (powinno być tę), ale przecież nie jest to jakiś straszny problem. Wystarczy udać się na randewu z betą. Nic prostszego!
Wrażenia po przeczytaniu? Ubawiłam się niesamowicie, zachwycając się stereotypowymi żartami o znanych mi postaciach Wojowników. Moja wyobraźnia działała na najwyższych obrotach, a każda kolejna scenka przywoływała na mą twarz koci uśmiech. Opowieść jako komedia zdecydowanie spełniła wszystkie swoje powinności! Dobrze jednak zaznaczyć, że to satyra, dlatego w środku rozdziału pojawiają się emotki. Ogółem: książka dla śmiechu fantastyczna, choć materiałem na wydanie średnio się nadaje, ale sądzę, iż autorka zdaje sobie z tego sprawę ;)
Punktacja Time!
○ fabuła 10 pkt
○ kreacja bohaterów 8 pkt
○ ortografia i interpunkcja 5 pkt
○ technika 6 pkt
○ spójność tekstu 7 pkt
○ kreacja świata przedstawionego 7 pkt
Suma: 43/48 pkt
Zapraszam wszystkich miłośników „Wojowników” do zapoznania się z tą uroczą satyrą i do zaplucia się świątecznym makowcem przy czytaniu!
Pozdrowienia z Cheshire dla autorki ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro