Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

счастливый

счастливый



Luke przekręcił się na swoim łóżku. Nie chciał wstawać. Chciał leżeć cały dzień i nic nie robić, tak jak zwykł spędzać każdy dzień przez sześćdziesiąt dwa dni lata.

Słońce coraz mocniej uderzało go w tył głowy. Myśli biegały mu po głowie plącząc się w supły i supełki, zostawiając po sobie bolesne odciski wrzynające się w jego podświadomość. Dopiero po szóstym alarmie, który nastawił, podniósł się do pozycji siedzącej.

– Wrzesień – powiedział do siebie szeptem. – Nienawidzę siebie i tej całej szkoły.


~*~

Michael przekręcił się na łóżku. Niczego nie pragnął bardziej, niż tego, aby wreszcie podnieść się z łóżka. Chciał wreszcie otworzyć nowy rozdział tej cholernej książki, w której żył już siedemnaście lat. Chciał zamknąć stary rozdział, który stopniowo kończył przez całe sześćdziesiąt dwa dni lata.

Słońce ledwo uderzało go przez poszarzałe żaluzje. Nie umiał nawet pomyśleć o niczym błahym, myśl o nowym dniu zbyt zadręczała każdą pojedynczą komórkę jego ciała. Chłopak pierwszy raz stanął na nogi po pierwszym sygnale budzika.

– Wrzesień – szepnął. – Pora rozpocząć życie, które pokocham.


~*~

Luke rozejrzał się dookoła. Sama myśl o tym śmierdzącym korytarzu i o tych wszystkich twarzach, których tak bardzo nienawidził, przyprawiała go o odruch wymiotny pozostawiający gorzki niesmak w ustach.

Blondyn mrugnął do swojego przyjaciela, który topornie zbliżał się w jego stronę. Ashton był jego jedyną opoką. To jego ramię podtrzymywało Luke'a, gdy upadał.

– Hej – powiedział, gdy znaleźli się w jednej linii. – To co, znów rozpoczynamy to gówno?

Irwin zachichotał lekko. – Na to wygląda. Czym zaczynasz?

– Chemią. – Westchnął. – A ty?

– Angielskim.

– Cholera. - Blondyn przeklął pod nosem. – Czemu chociaż raz nie możemy zacząć tygodnia razem? Umrę bez ciebie.

– Spokojnie. – Parsknął. – Wiem, że jestem niesamowitym przyjacielem, ale musisz dać radę. Widzimy się na przerwie.

Ashton zniknął z pola widzenia blondyna tak szybko, jak przyszedł. Nie czekał nawet na odpowiedź Luke'a, odszedł bez zbędnych słów i pożegnania.

Hemmings był do tego przyzwyczajony.

Był przyzwyczajony do tego, że jego obecność nie była ważna, a cała jego egzystencja była tylko pozorna i nikomu niepotrzebna.

Nastolatek odetchnął, kiedy stanął wreszcie pod salą lekcyjną. Nie chciał tam wchodzić. Nie chciał siadać w tej obskurnej ławce i oglądać tyłu pleców posiwiałej nauczycielki.

Ze zdenerwowaniem wypatrywał jej w oddali korytarza, gdy zajął już swoje miejsce. Kobieta finalnie zjawiła się w klasie, ale nie była sama.

Niski, chuderlawy chłopak nieudolnie krył się za jej plecami i bawił się rękawami swojej bluzy, jakby nieświadomy tego, że reszta uczniów jest w stanie dostrzec go zza niskiej nauczycielki.

– Michael, podejdź do przodu – powiedziała łagodnym głosem. Luke pierwszy raz słyszał jej ton w tak subtelnej postaci. – No już, nie wstydź się.

Kiedy nastolatek wreszcie robił krok do przodu, kontynuowała:

– To Michael, wasz nowy kolega. – Uśmiechnęła się. – Nie będę zmuszać cię do mówienia o sobie, po prostu zajmij miejsce w którejś ławce.

Michael, bo tak miał na imię nieznajomy dzieciak, skinął głową i chwycił za ramiączko swojej torby.

Kłamstwem byłoby powiedzenie, że Luke nie modlił się w duchu o litość. Nie po to walczył o wolne miejsce, żeby teraz dosiadał się do niego jakiś obcy chłopak. Blondyn kochał dzielić ławkę sam ze sobą i swoją nienawiścią do całego świata.

Jednak, i tym razem jego prośby nie zostały wysłuchane.

– Hej – Michael odezwał się. – Jak masz na imię?

– Luke – burknął, odwracając głowę w stronę zeszytu. Nie ciągnęło go do rozmowy, nigdy.

– Nie jesteś rozmowny.

– A ty nie jesteś interesujący – odpowiedział.

Statystycznie, Luke'owi wystarczały dwa słowa, aby odstraszyć od siebie niechcianego, nachalnego człowieka. Tym razem użył ich trochę więcej, a i tak nie pomogły.

Chłopak wyraźnie czuł na sobie wzrok nowego dzieciaka i coraz mniej mu to odpowiadało. W końcu dyskretnie spojrzał na niego, a kiedy zarejestrował wielki uśmiech na twarzy niższego, zmrużył oczy w zdezorientowaniu. Sam nie pamiętał, kiedy ostatni raz szczerze się uśmiechnął, tym bardziej mimowolnie. Michael nie przestawał obserwować Luke'a z tym irytującym kącikiem ust uniesionym do góry.

– Czemu się uśmiechasz? – zapytał wreszcie, kiedy kolorowowłosy wciąż nie spuszczał z niego wzroku.

Wzruszył ramionami. – Po prostu jestem szczęśliwy.


~*~

Luke bił się z myślami. Przez całe życie nie tętnił energią i optymizmem tak bardzo, jak ten chłopak przez kilkadziesiąt minut.

Być może był zbyt popsuty, żeby móc cieszyć się z błahych rzeczy. Być może był zbyt głęboko złamany w środku, że musiał dać temu upust na świetle dziennym.

~*~

Michael nigdy nie był bardziej pewien swoich myśli. Od tak dawna nie tętnił energią i optymizmem, a teraz otaczał się tym cały.

Kiedyś powiedziałby, że był zbyt popsuty, żeby cieszyć się z małych rzeczy, ale teraz widział więcej kolorów, niż przez całe swoje życie.

Nie chciał wracać do przeszłości. Nawet jeżeli był złamany w środku, wierzył, że w środku może to też ukryć.  


przyszłe rozdziały powinny być dużo dłuższe, ale nic nie obiecuję. w każdym razie - to tylko przedsmak.

odczucia, przemyślenia, uwagi? co sądzicie?:-)

(ps mam nowego tumblra, który jest piękny, I swear. dan-towell.tumblr.com, zapraszam.)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro