Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

пойманный

пойманный


Michael poprawił kołnierz swojej koszuli.

Był zdenerwowany.

Zdenerwowany.

Nigdy przedtem nie umawiał się na żadne oklepane rozmowy o pracę, miał prawo skakać z nogi na nogę i pocić się ze stresu.

Sterczał pod mahoniowymi drzwiami od dobrych sześciu minut, a potencjalny pracodawca wciąż nie otwierał.

Finalnie, klamka poruszyła się.

– Witaj. – Kobieta w średnim wieku wychyliła się zza framugi. – Ty musisz być Michael.

– Tak, to ja. Dzień dobry. – Jego policzki zaczerwieniły się delikatnie.

– Wejdź, proszę.

Chłopak na chwiejnych nogach przekroczył próg.

Marmurowa posadzka pod jego nogami wydawała się tak droga – tak cholernie droga – że aż szkoda było mu marnować ją pod swoimi butami. Cały ten dom musiał kosztować tak wielkie pieniądze, jakich nigdy pewnie nie zobaczy na własne oczy.

– Więc, Michael. – Blondynka usiadła na skórzanej kanapie i skinęła ręką w swoją stronę. – Usiądź. Ustalimy szczegóły.

Skinął głową.

– Bardzo zależy mi na tej pracy – zaczął. – Cóż, to nawet nie praca. Raczej przyjemność połączona z czymś pożytecznym.

Kobieta zachichotała pod nosem. – Nie stresuj się, słyszę to w twoim głosie.

– Przepraszam.

– Spokojnie. – Uśmiechnęła się. – Więc, uczysz się?

– Tak, chodzę do liceum.

– Weekendy będą ci odpowiadać?

– Tak, i tak nie mam zbyt wielu znajomych, z którymi spotykam się w sobotnie wieczory.

Po co to powiedziałem?, pomyślał.

– Dobrze – przeciągnęła ostatnią literę. – Chciałbyś poznać swojego potencjalnego podopiecznego?

– Z przyjemnością.

Kobieta wstała z siedzenia i ruszyła w stronę korytarza, a panika ponownie sparaliżowała ciało nastolatka.

To tylko dziecko, przecież nie zrobi mu krzywdy, prawda?

Chłopak pokiwał głową. Musiał odrzucić od siebie wszystkie negatywne myśli.

Te jednak uderzyły w niego ponownie, kiedy mały chłopiec stanął przed nim z wielkim uśmiechem i czekoladą na koszulce.

– Michael, to Charlie, mój synek.

Kolorowowłosy wybałuszył oczy, a dziewięciolatek, którego z n a ł, pomachał mu entuzjastycznie.

Cholera.


~*~

– Żartujesz? – Ann wypluła sok z powrotem do kubka.

Cała trójka siedziała na wybiegu szkolnym i kontemplowała sytuację, w jaką, chcąc nie chcąc, wkopał się Michael.

– Chciałbym żartować. – Westchnął.

– Nie wierzę, że dałeś wkręcić się w taką robotę. – Sylvester ugryzł kawałek swojej kanapki i przełknął ją z głośnym dźwiękiem. – Kiedy idziesz tam ponownie?

– W tę sobotę... Nie oceniajcie mnie, potrzebuję pieniędzy.

– Po co? – odpowiedzieli synchronicznie.

– Ja... Uh... – Zarumienił się. – Nieważne, to mój prywatny interes.

– Cóż, skoro tak mówisz.

Michael dostrzegł Luke'a z drugiego końca dziedzińca. Blondyn jak zwykle kręcił się tu i tam w towarzystwie swoich przerażających znajomych i tego okropnego grymasu na twarzy, który nie opuszczał go nawet na krok.

No, chyba, że jest ze swoim bratem, pomyślał.

Nie, Michael, skup się na zarobku.

– Halo? Ziemia do Michaela?

– Zapomnij. – Sylvester machnął ręką i schylił się w stronę przyjaciółki. – Michael jest zbyt zapatrzony na Hemmingsa, żeby zwrócić na nas uwagę.

– Nie wiem, o czym mówicie – odgryzł się.

– O, zobacz, wrócił do żywych. – Blondynka zagruchała nad jego uchem. – Może praca u Hemmingsów nie będzie dla ciebie aż tak straszna, jak myśleliśmy.

– Och, przestańcie. To będzie katorga. Luke mnie nienawidzi.

– Zawsze możesz to zmienić. – Sylvester mrugnął do niego konspiracyjnie.

– Nie będę nic zmieniał. Nie chcę nic zmieniać!

– Spokojnie. Odbębnisz opiekę i wrócisz do domu. Nawet nie wpadniesz na Hemmingsa.

Clifford odetchnął z ulgą.

Miał nadzieję, że słowa Ann się sprawdzą.


~*~

– Wszystko jest napisane na kartce, którą położyłam w kuchni. – Pani Hemmings wciągnęła na sobie płaszcz, a nastolatek skinął z powagą. – Mój syn powinien wrócić późno, na pewno będę przed nim.

Mój syn.

Michael zamarł w pół kroku. Ostatnim, czego potrzebował, była jakakolwiek konfrontacja z Hemmingsem.

– Dobrze. – Wymusił się na mały uśmiech. – Obiecuję, że ja i Charlie będziemy się super bawić.

– Liczę na to. – Kobieta odwzajemniła gest. – Lecę, nie mogę się spóźnić.

Z momentem, kiedy trzask drzwi odbił się od uszu licealisty, ten odetchnął z ulgą. Jego plecy przylgnęły do powierzchni ściany, a on sam zjechał na dół. Twarz szybko znalazła się w jego dłoniach.

W co ja się wpakowałem, myślał. Nawet nie znam się na dzieciach.

– Michael, poukładaj ze mną klocki, proszę. – Charlie znikąd pojawił się przed jego skulonym ciałem.

Chłopak przytaknął szybko, zanim podniósł się do pozycji pionowej, a jego ręka szybko znalazła się w tej mniejszej chłopca.

– Wiesz, mój brat nie byłby zadowolony, gdyby wiedział, że tu jesteś – chłopczyk powiedział nagle po paru minutach ciszy, przełamanej tylko dźwiękiem przekładanych zabawek.

– Luke nie wie, że tu jestem?

– Nie. – Charlie pokiwał głową przecząco. – Wie tylko, że siedzę dziś z opiekunem. Byłby zły, gdybym powiedział mu, że ty to ty.

Michael zachichotał pod nosem.

Jak ten słodki dzieciak mógł być w ogóle spokrewniony z tą okropną kreaturą nasączonego jadem blondyna.

– Czyli co? To nasz mały sekret? – Nastolatek dziobnął go w biodro, a dziewięciolatek podskoczył z ekscytacją.

– Tak!

– Czuję się jak tajny agent.

– Kocham tajnych agentów!

– Widzisz? – Zmierzwił mu włosy. – Teraz możesz stać się jednym. Tylko pamiętaj, to twój sekret tajnego agenta. Moja obecność tutaj – sprostował. – Musisz ukrywać to w sekrecie.

– Nie ma problemu, agencie Michael.

– Super, że się rozumiemy. – Parsknął. – To co, czas na mały podwieczorek dla tajnego agenta?

– Budyń! – Charlie wyrwał się z uścisku starszego i zbiegł po schodach.

Clifford nie miał już nawet siły, żeby pobiec za nim równie entuzjastycznie. Po prostu zszedł do kuchni i pomógł młodszemu w wyjęciu potrzebnych składników, w międzyczasie łapiąc swój własny oddech.

Skąd dzieci mają w sobie tyle energii?

– Michael? – Charlie pociągnął go za rąbek koszuli, gdy kolorowowłosy przelewał posiłek do kolorowych miseczek. – Nasz tajny plan chyba się nie udał.

– Co masz na myśli, maluchu? – Nastolatek podążył za wzrokiem dziewięciolatka tuż w stronę widzialnego za oknem parkingu i stojącego na nim czarnego samochodu.

Cholera.

Nie, nie, nie.

Miał wrócić później.

Dużo później.

Co on tu robi?

Zanim jednak Michael zgromadził wszystkie odpowiedzi na chaotyczne pytania, zirytowany głos, którego obawiał się tak bardzo, odbił się od ścian i trafił prosto do jego uszu.

– Co, do chuja, robisz w moim domu?


- - - - - - - - 

hej!

jak tam po zakończeniu roku? opowiadajcie:-) jak tam wasze świadectwa, emocje, plany na wakacje, cokolwiek. potrzebuję wiedzieć co u was, dziecioszki. (czuję, jakby minęły lata, odkąd was tak nazywałam)

(ps kocham franka oceana)

(pss musiałam to powiedzieć, słucham 'channel orange' i jestem emocjonalna)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro