Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Słońce tego dnia mocno przygrzewało na ulicach. Czemu się jednak dziwić, skoro był środek lata? Jedynie wiatr łagodził możliwą odczuwalną temperaturę, przynosząc ulgę mieszkańcom oraz turystom zatłoczonego Seulu. Delikatnie unosił on liście, wprawiając korony drzew w taniec, który sprawiał, iż miasto wyglądało na bardziej spokojne, niż naprawdę było. Dzięki temu też nikomu nie powinno się śpieszyć, a popołudnie było bardziej leniwe niż zazwyczaj. Środek wakacji... A każdy, nawet uczniowie byli zabiegani w Korei Południowej, a dokładniej jej stolicy. Cóż, taki naród i dla obcokrajowców na pewno było to niezwykłe, lecz dla tubylców jak najbardziej normalne.

I był także Kim SeokJin. Jeden z niewielu Koreańczyków, którzy raczej nigdzie się nie spieszyli. Do wszystkiego podchodził ze spokojem, wcześniej się przygotowywał, aby nic nie pozostało mu na ostatnią minutę. Zawsze uznawany za osobę dobrze zorganizowaną, w szkole jeden z najlepszych uczniów, potem także pracowników. I choć pracy miał nawał, zawsze znajdował czas także na przyjemności oraz hobby. Spacery i gotowanie stanowiły całe jego życie. Nigdy się nie zdarzyło, aby któreś z nich go zawiodło. Dzięki temu odpędzał od siebie złe myśli i mógł się uspokoić, przynajmniej ostatnio. Teraz już naprawdę stanowiły jego ucieczkę od wszystkiego.

Znacie to uczucie, kiedy coś bardzo chcecie, ale nie potraficie tego dokonać za żadne skarby? Właśnie tak czuł się teraz SeokJin i nic mu na to nie pomagało, choć rozwiązania szukał wszędzie. Na szczęście była taka jedna rzecz, oprócz dwóch wyżej wymienionych, która potrafiła wynieść go pod niebiosa... Ale to teraz nie ważne.

Przystanął przy jednym z wielu wejść do budynków i rozejrzał się dokoła z lekkim uśmiechem na twarzy. Czuł się wyjątkowo dobrze. W końcu miał go przy sobie. Nie potrzebował nic ani nikogo innego, oprócz właśnie jego. Był szczęśliwy dzięki tej jednej osobie. To ona była całym jego światem.

Wszedł do środka, rzucając jeszcze krótki uśmiech osobnikowi, jaki miał na niego zaczekać. To tylko jednogodzinna wizyta, nic długiego, a on i tak miał wiele czasu... Obaj mieli go bardzo dużo.

Podszedł do recepcji nowoczesnej kliniki i uniósł kąciki ust w górę, w uprzejmym geście.
- Dzień dobry, ja do Pana Min Yoongiego. Miałem umówioną wizytę na godzinę trzynastą trzydzieści – zwrócił się do młodej recepcjonistki najmilej, jak tylko potrafił. Jej czarne włosy spięte były w starannego koka, z którego nie odchodził nawet najmniejszy kosmyk. Szara garsonka idealnie dopasowana była do ciała kobiety, podkreślając to, co powinna. I może gdyby Jin nie był orientacji homoseksualnej, to nawet ta oto Koreanka by mu się spodobała.
- Proszę usiąść wygodnie w poczekalni i poczekać na wezwanie – odpowiedziała, nieco zarumieniona. Młody mężczyzna skinął jej głową i usiadł na jednym z wygodnych foteli, czekając na swoją kolej. Z nudów nawet chwycił za jakieś czasopismo. Doskonale wiedział, że ma jeszcze trochę do poczekania, ponieważ jak zwykle zjawił się przed czasem, a zależnie od pacjentów... Możliwe, że będzie opóźnienie.

Dwadzieścia siedem minut – dokładnie tyle musiał czekać, nim drzwi od gabinetu Min'a się otworzyły i wyszła z niego młoda blondynka, ocierając opuchnięte i zaczerwienione oczy. Najwidoczniej musiała przed chwilą wylewać wiele łez. W sumie, nie był to wcale rzadki widok. Rozmowy u psychologów wcale nie były łatwe, przynajmniej te początkowe, a Jin tę dziewczynę widział raczej pierwszy raz. Przynajmniej nie przypominał sobie, aby widział ją tutaj wcześniej.

Nim drzwi za jego poprzedniczką się zamknęły, usłyszał ciche wezwanie do środka. Zdecydowanie głos, jaki je wypowiedział, należał do bardzo zmęczonej już osoby. Nie było w tym jednak nic dziwnego. Pan Min miał naprawdę wiele klientów, przecież szczycił się tytułem jednego z najlepszych w całym Seulu, o ile nie Korei Południowej. I nawet jeśli nie miał już sił, to i tak zawsze zwracał na swoich klientów szczególną uwagę, aby wychwycić wszelkie niedoskonałości w tym, co mówią. Ponad wszystko stawiał sobie to, aby pomóc tym, którzy tego potrzebują. Niektórzy oczywiście przybywali do niego z przymusu rodziców, czy znajomych, ale swoim językiem potrafił przekonać do siebie nawet najtwardszego zawodnika. Był dobry w tym, co robi i nikt nie miał nawet zamiaru temu zaprzeczać.

- Dzień dobry – przywitał się cicho Jin, obawiając się, że psychologa znowu chwyta migrena. Przez ten czas, jak chodził do niego na wizyty, zdążył już go trochę poznać i wiedział, że ten czasem miewa takie bóle głowy. Każdy wie, że zaufanie w innych najlepiej buduje się, zdradzając im pewne fakty o sobie. W ten sposób ludzie się przecież zaznajamiają ze sobą.

- Dobry, dobry – mruknął Yoongi w odpowiedzi ze swoją skwaszoną miną. Prawda była taka, że chyba tylko przed Jinem pokazywał to swoje nieco wredne oblicze. Kim był od niego starszy, fakt, ale potrafił przekonywać do siebie ludzi i nawet Min twierdził, że mogliby się zaprzyjaźnić. Może jak Seok skończy swoją terapię... W sumie już i tak niewiele jej zostało. Wszystko zależy od paru czynników, nic więcej. Rok, przez jaki tu przychodził, to i tak wiele. A może wcale nie? Różni ludzie – różne przypadki. SeokJin już w tym momencie zachowywał się jak w pełni zdrowy psychicznie człowiek i Gi nie widział powodów, aby dłużej go tutaj trzymać. Chyba, że starszy po prostu udawał na tyle dobrze, iż psycholog tego nie zauważał.

Kim usiadł w miękkim, czerwonym fotelu, wręcz się w nim zapadając. W porównaniu do szarej poczekalni wraz z recepcją, gabinet Min Yoongiego był naprawdę ciepły. Ściany koloru kawowego i ciemnobrązowe, lecz nie aż za bardzo, meble. Obok biurka stał ogromny kwiat w donicy, lecz Jin nie wiedział, jakiego gatunku był, tak samo jak i Yoon. Już raz o tym dyskutowali, ale obaj byli tak samo beznadziejni w roślinki, więc dali sobie z tym spokój. Dodatkowo pomieszczenie to było na tyle duże, że mieściło jeszcze także kanapę, która ustawiona została w rogu i była tego samego koloru, co fotel, a naprzeciwko niej był szklany stolik, po którego bokach stały dwie czerwone pufy. No i oczywiście drugi fotel do kompletu. Na sofie leżało parę miękkich pluszaków oraz różowy kocyk. Zdecydowanie zadbano o to, aby każdy pacjent czuł się tutaj dobrze i znalazł coś dla siebie.

Przyjaciele SeokJina dokładnie zadbali o to, aby było mu dobrze. Chcieli, by wyzdrowiał, a nie szlajał się po pseudo psychologach, którzy by mu wmawiali, że to jego wina, iż tak jest. Przecież gdyby miał inny charakter, to by inaczej to przyjął, prawda? A on zamiast być twardo stąpającym po ziemi mężczyzną, to był tylko człowiekiem, który miał swoje marzenia i chciał je spełniać.

Między pacjentem, a psychologiem panowała cisza. Młodszy uzupełniał coś w swoich papierach, a starszy przypatrywał mu się z zaciekawieniem. W końcu jasnowłosy (bo się ciołek rozjaśnił do blondu, o mało nie spalając przy tym swoich miękkich włosów) zaprzestał swojej czynności i spojrzał prosto w oczy Kim'a. Westchnął i odchylił się w swoim obrotowym fotelu, który zwykle zajmował.

- Opowiedz mi jeszcze raz swoją historię, Jin – poprosił i poprawił swoją pozycję na wygodniejszą, wiedząc, że czeka go długa opowieść, która zdecydowanie trwać będzie więcej niż godzinę. Był już na to jednak przygotowany. Specjalnie zrobił tak, aby Seok był na ten dzień jego ostatnim klientem. W ten sposób nikt nie będzie zwracał uwagi na czas, jaki biegnie nieubłaganie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro