2 || Erystium
Myślała, że zabicie go nie będzie stanowiło żadnego problemu. Już zdążyła się na niego nawet zamachnąć, ale w momencie kiedy ostrze miało przebić jego skórę, złapał ją za nadgarstek i przerzucił tak, że przetoczyła się po drugiej stronie łóżka i wylądowała na podłodze.
Kurwa.
To właśnie pomyślała, kiedy kucała na ziemi. Że też miała takie "szczęście", że akurat się obudził.
Ale przecież była cicho! Nie miał prawa jej usłyszeć, wstrzymała też nawet oddech!
W tym momencie wiele myśli przebiegło przez jej głowę, lecz nie było czasu by się rozwodzić. Skoro już wyszło jak wyszło to musiała podjąć walkę. Schowała sztylet do pokrowca, a zamiast niego wzięła swój ukochany, magiczny metalowy walec, który obecnie wydłużył się i zyskał ostrza po obu końcach.
Nie zwlekając ani chwili rzuciła się na mężczyznę, który z początku uniknął kilku jej ataków, zanim złapał za kij w połowie, zatrzymując jej atak. Nie wahała się ani chwili, by przykucnąć i podciąć mu nogi.
Wszystko rozgrywało się bardzo szybko. W jednym momencie jego gardło było już blisko spotkania się z ostrzem broni, jednak udało mu się kopniakiem przerzucić ją nad sobą tak, że trafiła w regał z książkami.
To będzie cud, jeśli nikt nie usłyszy tego huku wypadających książek.
Jednak Lorisy wcale nie zniechęcił ten hałas. Skoro już dostała takie wyzwanie od losu, to zamierzała się go podjąć. Dlatego też znowu ruszyła w jego stronę. Kręciła bronią już jakby na pamięć, zupełnie jakby trenowała z nią jakiś układ taneczny dzień w dzień, aż do znudzenia. Gdyby ktoś obserwował ją w trakcie walki z boku, mógłby opisać to, jako piękny taniec. Lekka, niebieska poświata unosiła się wokół ostrzy, zostawiając po sobie na krótko ślad w powietrzu, co... Cóż, dodawało uroku, co tu dużo mówić.
Zaczynało ją powoli denerwować to, że pomimo małej przestrzeni za każdym razem jej przeciwnikowi udaje się uniknąć ataku, więc nagle niespodziewanie podskoczyła, kopiąc go w bok z półobrotu. To trafienie tylko zachęciło ją do jeszcze szybszego atakowania. W swoim zapomnieniu się w walce nie zauważyła nawet, kiedy jej przeciwnik postanowił wykonać swój ruch. W ten sposób dała się złapać. Prawie dusił ją jej własną bronią, kiedy przylegała mocno plecami do jego ciała.
— Kto kazał ci mnie zabić?! — jeśli myślał, że mu odpowie, to złudne nadzieje.
Puściła jedną ręką kij, przez co zaczęło jej trochę bardziej brakować tlenu, ale mogła przynajmniej sięgnąć po nożyk, który miała przy pasku. Wyciągnęła go i od razu chciała wbić mu w pierś, ale wtedy on sam puścił z jednej strony jej broń, by zatrzymać ten atak.
Nie mówiąc nic wykorzystała swoją okazję. Czując, że może już złapać więcej powietrza puściła broń przy swojej szyi też drugą ręką, wkładając całą swoją siłę w to, by pchnąć go nożykiem. Ten wbił się praktycznie cały w bok mężczyzny, a ona wtedy mogła już swobodnie się uwolnić z uścisku, odpychając go jeszcze potem kopniakiem na ścianę.
— Jaka to różnica? — dopiero teraz odpowiedziała pytaniem, przerzucając splecione włosy przez ramię.
— A gdybym to ja zechciał zabić tego, kto kazał zabić mnie i zapłaciłbym więcej? — zwykle nie miała okazji rozmawiać ze swoimi celami. Szybko załatwiała sprawę i się zmywała. Takie propozycje słyszała już wielokrotnie i tylko raz się zgodziła.
No i później żałowała, bo obaj zainteresowani jej usługami przerzucali się cenami, aż skończyło się na tym, że zdenerwowali ją na tyle, że pozbyła się obu, zabierając im wszystkie pieniądze, jakie po sobie zostawili.
— Nie wplączę się w błędne koło. — dlatego też odpowiedziała tak jak odpowiedziała.
Stała pośród porozrzucanych książek, w pełni gotowa do tego, by zakończyć tę sprawę, kiedy usłyszała kroki z korytarza. Spuściła na chwilę wzrok na książkę, która leżała pod jej butem i... Pozostała na niej wzrokiem na dłużej. Wydawało jej się w jakiś sposób, że ją zna.
Musiała szybko podjąć decyzję co zrobić - bić się dalej i być może szybko wykonać zlecenie, z jednoczesnym ryzykiem, że zaraz nie wiadomo ile osób tu wejdzie albo mogła też uciec i wrócić skończyć robotę za jakiś czas.
Szybko kalkulując sobie wszystko w głowie, wolała złapać interesującą ją książkę pod pachę i wybrać drugą opcję.
— Kto powiedział, że mam cię zabić? — rzuciła przez ramię, biegnąc już w stronę otwartego okna. Bez lęku wyskoczyła przez nie i wspomagając się nieco swoimi mocami wylądowała gładko na ziemi, biegnąć już prosto w stronę murów i jednocześnie swojej wolności.
***
Sama krzywo patrzyła na to, że nie udało jej się za pierwszym razem wykonać zlecenia. Teraz siedziała przy ognisku w lesie, przyglądając się książce, którą zabrała. W jednej ręce trzymała ją, a w drugiej swoją, odziedziczoną po rodzicach. Wyglądały praktycznie identycznie, z tym że ta zabrana była mniej zniszczona i nie miała w sobie dopisków, jakich dokonali rodzice dziewczyny.
Erystium — chyba tak mówili na tę książkę, ale to było tak dawno że już nie pamiętam...
Kiedy już zorientowała się, że księgi są praktycznie identycznie, zaczęła szybko łączyć fakty i zdała sobie sprawę, że mężczyzna dający jej zlecenie wcale nie kłamał. Chociaż ten blondyn mógł mieć ją przecież przez przypadek, to szczerze w to wątpiła. Nikt z kim walczyła nie unikał tak długo jej ataków, szczególnie tych szybkich. Jedyne czego nie spróbowała i za co pluła sobie w brodę to to, że nie zastosowała techniki szybkiego zmieniania broni. Raz obustronna włócznia, zaraz potem sztylety a potem szybko miecz. Mogło go to zdezorientować i być może miałaby okazję go zabić zanim ktoś przybiegł.
Westchnęła cicho, nie było już co o tym rozmyślać. Stało się to się stało, po prostu jutro jakoś tam wróci i go dobije, przynajmniej już wie czego się spodziewać.
— Dziewczynko... — usłyszała nagle za sobą równocześnie z tym, jak poczuła mocny uścisk na swojej szyi. Ktoś szarpnął ją do tyłu tak, że spadła z pieńka na którym siedziała. — Zdaje się, że na coś się umawialiśmy.
— Zdaje się, że nie minął jeszcze termin. — odpowiedziała, jakoś łapiąc kolejne wdechy. Absolutnie nie czuła się komfortowo, kiedy ciągnął ją po ziemi za szyję. — Skoroś taki silny, to czemu zleciłeś zabójstwo "dziewczynce"? — dodała, kiedy dalej je nie puścił i musiała to na nim wymusić, rzucając w jego stronę nożem, przez co musiał wykonać unik.
Mówiąc to i używając jego własnego zwrotu przeciwko niemu rozjuszyła go tylko, samej prowokując swoją już kolejną tego dnia walkę. Szybko podniosła się z ziemi, blokując ostrzami sztyletów ataki Asha. Metal odbijał się z charakterystycznym dźwiękiem od jego zbroi, pozostawiając na niej jedynie lekkie zadrapania.
Szczerze powiedziawszy to myślał, że ma nad nią znaczną przewagę. W końcu była jedynie faery parającym się mordowaniem za pieniądze, a takich było dużo w Eldaryi. On natomiast był smokiem, nie powinien mieć problemów z pokonaniem jej, w szczególności patrząc na to, że była kobietą.
Ha, gdyby Lorisa słyszała w tym momencie jego myśli zapytałaby go, dlaczego zlecił czyjeś zabójstwo nędznej kobiecie, skoro jest taki potężny. Chociaż... Nie, na pewno powtórzyłaby tamto swoje pytanie i znowu nie otrzymała żadnej odpowiedzi.
Wracając, Ash nie spodziewał się, że Lorrie będzie w stanie stawić mu taki opór. Chociaż prawdziwie w niebezpieczeństwie poczuł się dopiero wtedy, kiedy udało jej się przejechać krańcem ostrza po łączeniu jego maski z resztą zbroi, czym zraniła go w twarz i przejęła kontrolę nad rytmem walki.
Wykorzystała ten szok jaki u niego wystąpił po tym jak został ranny i zepchnęła go do obrony. A przynajmniej do momentu, kiedy nie złapał jej mocno za rękę i nie przerzucił sobie przez ramię. Co prawda wprawiona w swoim fachu wylądowała na nogach, a nie na plecach, ale przez tę chwilę zdążyło zdarzyć się coś, co mogło potencjalnie zmienić jej życie.
Wzrok Ashkore'a powędrował do dwóch ksiąg, leżących na trawie przy ognisku. Obraz jednej z nich miał w głowie i doskonale przez to wiedział, do kogo ona należała i co zawierała. A wtedy już szybko zaczął łączyć fakty.
— Czym ty...? — "jesteś", chciał jeszcze powiedzieć, ale nie zdążył, gdyż Lorisa mu przerwała.
— Castero onvik mnemorine. — powiedziała prędko, robiąc przy tym szybko kilka znaków rękami, na samym końcu wbijając w mężczyznę spojrzenie i wskazując też na niego złączonymi dłońmi. Gdyby tylko Ash przyjrzał jej się w tym momencie uważnie, zauważył by przebłysk innego koloru jej oczu, kiedy zwykłe błękitne tęczówki zmieniły się w jedno czarno-niebieskie oko, a drugie we wręcz krystalicznie białe.
Było to jedno z tych zaklęć z jej księgi, którego wyryła się na pamięć, bo wydało jej się praktyczne. W dosłownym tłumaczeniu z tych słów wychodziła jakaś niezrozumiała papka, ale ogólnie znaczyło to mniej-więcej tyle co "Zapomnij ostatnie chwile". Używała tego zaklęcia kilka razy w swoim życiu, ale nie zawsze niestety działało, pomimo zużycia dużej ilości swojej energii na to, by je rzucić.
Czasem ofiara była zbyt silna umysłowo, innym razem zapominała trochę mniej, niż ostatnie kilka minut...
W każdym razie, ratowała się tym zaklęciem w chwilach takich jak ta, kiedy jej sekret już praktycznie został ujawniony, a to była jej ostatnia deska ratunku.
Stali tak oboje przez chwilę naprzeciwko siebie, nie wiedząc co powiedzieć albo zrobić, aż Lorrie postanowiła się odezwać.
— W ciągu kilku następnych dni umrze, obiecuję. — powiedziała, nie mogąc nawet dobrze odgadnąć jego emocji, bo przecież miał na sobie cholerną maskę. Mówiąc to ledwo już trzymała się na nogach, ale wiedziała, że musi jeszcze chwilę przeboleć.
— A, tak... — potrząsnął krótko głową. — W porządku.
Nie wiedziała jak to odebrać, ale dziękowała Wyroczni za to, że już sobie poszedł i mogła paść na ziemię nie przejmując się tym, że ktoś ją tak zobaczy. Znowu była w tym okropnym stanie, kiedy ma w sobie na tyle mało energii, że jest praktycznie bezużyteczna. Nie było mowy o walce, a co dopiero o użyciu jakiejkolwiek magii, dopóki nie odpocznie i nie zregeneruje sił.
Miała przy tym jedynie nadzieję na to, że jej zaklęcie w pełni zadziałało i Ashkore zapomniał o książkach, które przy niej zauważył.
W mniej-więcej podobnym czasie Leiftan leżał w przychodni już opatrzony i w całkiem dobrym stanie. Skończyły się już pytania w jego stronę co do tego kto go zaatakował i jak to się stało, więc miał względny spokój.
Obracał w dłoniach nożyk, który Lorisa wbiła mu w bok i który na szczęście już w tym boku nie jest, rozmyślając jednocześnie nad tym, co od niej usłyszał.
Kreste orium siterog vaxima.
Dawno nie słyszał tego zdania ani w ogóle tego języka. Znaczyło jednak to tyle co "Zwracam twą duszę diabłu".
Auć. Większość faery i faelien powiedziałoby, że to jakieś okropne stwierdzenie i brzmi jak nie tylko zapowiedź szybkiej i nieuchronnej śmierci, albo i jakiejś klątwy czy coś w ten deseń. On jednak wiedział dlaczego zostało powiedziane właśnie to tuż przed próbą zabójstwa.
Nie wiedział jedynie tego, skąd prosty zabójca na zlecenie miał znać to zdanie, jego znaczenie i jeszcze w dodatku zastosowanie.
Liczył po cichu na to, że uda mu się znaleźć jakąś wskazówkę na ostrzu, ale jedyne co z niego wyczytał to to, że dziewczyna kocha dobrze się prezentować niezależnie od tego co robi. Odłożył ostrze na stolik obok łóżka i cofnął się myślami do momentu ich walki.
Nie, nie szeptała nic pod nosem ani nie wykonywała specyficznych ruchów dłońmi, więc nie korzystała z żadnych zaklęć. Jedynym co mógł wziąć pod uwagę w swoich rozważaniach był jej styl walki. Była szybka i zwinna, potrafiła gładko przejąć kontrolę nad walką. Nie bała się ryzykować, ale jednocześnie była rozsądna, jak wtedy kiedy uciekła, słysząc kroki dochodzące z korytarza.
Ciężko było mu stwierdzić czy wygrałby tę walkę, bez budzenia w sobie większych pokładów swojej mocy. Szczególnie po tym jak udało jej się go zranić, co też było dla niego zaskoczeniem. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz został ranny z jakiegokolwiek powodu. Jeśli już to tylko dlatego, że potrzebował tego akurat w którejś ze swoich gierek z osobami ze Straży Eel. A przez swój własny błąd? Nie przypominał sobie.
Być może uda mu się ją znaleźć? Czarno-błękitne włosy i tak samo błękitne oczy, z tego co zdążył zauważyć. Nie spotkał zbyt dużej ilości osób o dwukolorowych włosach, umiałby wymienić może z kilka imion faery, którzy mogliby się pochwalić takimi równo oddzielonymi kolorami włosów na dwie strony głowy.
Jedno było pewne, wygląda na to, że ta kobieta która go zaatakowała jest o wiele bardziej złożoną personą i mogą mieć ze sobą o wiele więcej wspólnego niż pierwotnie zakładał.
~od Autorki~
No ja myślę, że już powinniście się domyśleć czym takim jest Lorisa 😅😂
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro