wybór metafizycznego marzenia
— Landon! — Rose rzuciła walizkę przed wejściem do swojego domu, w którym się wychowywała, po czym przytuliła syna. — Jak ja się za tobą stęskniłam, nawet sobie nie wyobrażasz.
Matka chłopaka zaczęła go ściskać, a gdy już Perry miał dość czułości z jej strony wziął na ręce swoją siostrzyczkę.
— Moja maleńka! — krzyknął, unosząc ją ponad ziemię, a Jenny wzięła do ręki swój medal i przystawiła go do twarzy brata.
— Patrz. Teraz możesz go podziwiać z bliska — uśmiechnęła się, a szatyn z radością przejrzał się wybitnemu osiągnięciu młodszej siostry.
— Teraz będzie przypał jak nie zdobędą złota — powiedział, a czternastolatka o długich włosach wskazała na niego palcem.
— Musisz mieć złoto inaczej ktoś się będzie z ciebie śmiał — uniosła kąciki ust, a następnie zrobiła taką minę, jakby coś ważnego jej się przypomniało. — Właśnie! A czy twój przyjaciel przyjedzie ci kibicować? — spytała, a w jej oczach dostrzec można było iskierki.
Landon zmrużył lekko swoje oczy, bo nie był pewien kogo miała na myśli Jenny.
— Mój przyjaciel?
— No tak! Ten chłopak z ładnymi, niebieskimi oczami, Ethan. Był kiedyś u nas, a potem ty mówiłeś, że poszedłeś do niego jak byliśmy w Hiszpanii.
Rose nagle spojrzała na syna, słysząc rozmowę swoich dwóch pociech. Kobieta witając się z ojcem i mamą, zmieniła swój wyraz twarzy, będąc zmartwiona nieco tym, o czym mówili Landon oraz Jenny. Przypomniała sobie także kto zaproponował wyjazd do Hiszpanii i dopiero teraz do niej dotarło, że... To miało swój cel, a nie było losowym przypadkiem.
— Czemu robisz taką minę? — dziewczynka wysunęła dolną wargę w przód, nie mając pojęcia dlaczego Perry tak się zachowywał.
— Nie przyjedzie. Masz rację, że Hiszpania jest na tym samym kontynencie co Anglia, ale to wciąż daleko — zaśmiał się, po czym dotknął jej noska.
— Wchodźcie wszyscy do domu — zarządziła Margaret. — Na pewno jesteście zmęczeni po podróży. Landon szykuj się na trening, a reszta do kuchni na kakao.
***
Czarnowłosa z hukiem weszła do pokoju swojego starszego brata i z wściekłością rzuciła w niego zeszytem, a następnie kilkoma książkami, które zabrała razem ze sobą z pokoju. Hałas oczywiście nie spodobał się ciotce rodzeństwa, która zaczęła krzyczeć oraz grozić podniesieniem czynszu za kolejne wybryki.
Caden nie bronił się przed atakami Emmy i tylko kiedy miał wolny dzień od przytłaczającej go pracy siedział na łóżku nie robiąc niczego poza użalaniem się nad sobą.
— Do cholery! — krzyknęła, ponownie trzaskając drzwiami, tym razem, aby je zamknąć i nie słuchać kolejnego, durnego skrzeczenia jej ciotki. — Masz ruszyć tyłek i iść na Mistrzostwa — powiedziała z zaciśniętymi zębami, trzymając w dłoni bilet, który kupił jasnowłosy. — Nie po to tyle pracowałeś na ten bilet, żeby tam nie pójść. Wykupiłeś ten przy samej mecie! Najdroższy jaki mógł tylko być! — wyznała, próbując opanować swoją złość na brata, który zachowywał się jak dziecko.
— I co z tego? — wzruszył ramionami, będąc otoczony przez materiał różnych ciuchów, które zaczął przerabiać, aby przestać myśleć o Landonie. — Skoro on... Pewnie wcale nie będzie chciał mnie oglądać. Nie chcę, żeby przeze mnie przegrał...
— Caden White! Idź do niego... — cisnęła bilet w jego klatkę piersiową. — Perry będzie miał niedługo rozgrzewkę. Dlatego masz tam teraz pójść i powiedzieć, że nie możesz bez niego żyć.
— Emma... To nie takie proste. Przecież wiesz, że... Dowiedział się o mnie okropnej rzeczy...
Czarnowłosa dziewczyna z tatuażami i skąpych ciuchach westchnęła głośno.
Jaki brat taka siostra - pomyślała, sama przypominając sobie, o tym jak sprzedawała swoje ciało dla narkotyków.
— W naszym popapranym życiu nic nie jest proste, ale jak nic nie zmienisz to nie poczujesz szczęścia, a ja nie zobaczę już brata, który się ciągle uśmiechał od ucha do ucha.
— Myślisz, że... — jasnowłosy popatrzył na bilet VIP, na który odkładał przez parę dobrych miesięcy.
— Musisz spróbować, Caden.
White spojrzał na swoją prawie osiemnastoletnią już siostrę i uśmiechnął się delikatnie, ocierając łzy, które już dawno zaschnęły na jego policzkach. Młody mężczyzna nawet nie zauważył, że przestał je ronić.
— Za ile ma ten trening?
— Około 10 na bieżni przy stadionie. Zawody odbywają się dopiero o 17 także masz czas, aby z nim szczerze porozmawiać.
— Dobrze — dwudziestoczterolatek zszedł z łóżka, do którego się przykuł na kilka miesięcy, będąc z dala od baru, z dala od znajomych i przyjaciół. — Muszę... Muszę z nim porozmawiać.
***
Trening Perry'ego zaczął się od godziny 9 i trwał przez pół godziny. Później szatyn miał już tylko czas na to, aby się koncentrować przed dzisiejszymi zawodami. Mistrzostwa były dla niego furtką do wielkiej kariery, jego dyspozycja oraz gotowość były niesamowite, forma tego zawodnika mogła zadziwić nawet tych, którzy biegali od lat jako zawodowcy.
Trener odszedł od swojego wychowanka, dając mu chwilę oddechu. Dzień miał rozplanowany do samego zakończenia zawodów, a więc musiał skupić się w stu procentach na swoich zadaniach.
Nie przewidział jednak, że... Ktoś do niego przyjdzie.
— Cześć głupku — słysząc te słowa, a także głos, który rozpoznał by nawet po kilkumiesięcznej rozłące.
Szatyn uchylił swoje usta i przestał ocierać czoło ręcznikiem, z niedowierzaniem oraz presją spojrzał na jeden z torów bieżni, na której stanął chłopak ubrany w czerń. Czarne, długie spodnie mimo upalnego lata, podkoszulek z rękawkami sięgającymi do łokci i trampki z białymi sznurówkami.
Biegacz stanął przed dziewiętnastolatkiem, który kończył palić papierosa i z pewnym spojrzeniem przyjrzał się szatynowi, którego nie widział cały rok. Landon Perry nie wiedział czy to był sen czy naprawdę stanął przed nim Ethan Waddigham.
— Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha — czarnowłosy przechylił delikatnie głowę w bok, tym samym ukazując swoje piękno, jak i lisie tęczówki. — Albo swojego ulubionego bohatera z allenowskich filmów — parsknął śmiechem przypominając sobie wieczór, gdy zasnął w trakcie seansu, który wcale nie był taki zły.
Perry niekontrolowanie uśmiechnął się pod wpływem każdej emocji, widzą osobę, której podświadomie pragnął, lecz po chwili się ocknął, powstrzymując swoje chęci, a także pragnienia, bo zobaczył tylko fałszywą część Waddighama. Niemniej jednak postanowił wykorzystać tę chwilę i z nim porozmawiać.
— Co ty tu robisz? — zadał najbardziej oczywiste pytanie, które przypomniało Ethanowi o tym za co polubił tak Perry'ego.
— Już wiem jak wyglądasz — zignorował go jak niezliczoną ilość razy w czasach liceum. Twarz fałszywego Waddighama znów dała o sobie we znaki. Landon na moment zastygnął w jednej pozie, patrząc na niższego, którego czarne kosmyki stykały się z brwiami. — Wyglądasz jak ten Perry, którego chciałbym oglądać przez cały czas, ponieważ nie patrzysz na mnie tak jak w Sewilli — Ethan posmutniał, lecz nie okazał tego w widoczny sposób. — Tamtego dnia, w twoje urodziny, zobaczyłeś we mnie kogoś zupełnie innego. Niby widziałeś tą samą twarz, moje oczy, ale ujrzałeś prawdziwego mnie, który cię rozczarował.
— Ethan... — Perry nawet nie wiedział, co powiedzieć, tak bardzo żałował tego, że Waddigham dostrzegł w nim takie emocje.
— Nie musisz się tłumaczyć. Przecież nie po tu przyjechałem — niższy uśmiechnął się, a następnie znów spojrzał w zielone oczy Perry'ego. — Przyjechałem, bo chciałem mieć pewność czy coś nas naprawdę łączy. Teraz znam odpowiedź — uniósł prawy kącik ust zarówno z ulgą, jak i lekkim rozczarowaniem.
Między tą dwójką nastała dłuższa cisza, a oni przyglądali się sobie wzajemnie, myśląc o tym czy kiedykolwiek było im pisane być razem? Czy mieli by na to szansę?
Landon po chwili uśmiechnął się, bo dotarło do niego, że zafascynowanie chłopakiem z trzeciej ławki przy oknie było naprawdę silne i przez prawie rok, od momentu, w którym cokolwiek poczuł do Waddighama szukał odpowiedzi. Nieważne było to czy stał przed nim Ethan, czy ten fałszywy on. Był osobą, którą się uzależnił, stał się dla niego czymś nowym, niespotykanym, lecz w dużej mierze był tylko iluzją, kimś nieprawdziwym, a szczerość dla Perry'ego była priorytetem.
— W życiu najbardziej zapamiętuje się te złe momenty. Tak jak w filmach — odparł krótko na jednym tchu, jakby nadal nie mógł uwierzyć w to, że silna więź między nim a Waddighamem zaczęła się kruszyć. — Pamiętam o tych smutnych, wykreowanych przez reżysera chwilach, lecz nawet jeśli były tylko fikcją i tak dobrze je zapamiętałem to znaczy, że... były wyjątkowe — uśmiechnął się promiennie do Ethana, który wyjął swoje dłonie z kieszeni spodni, a na jego palcu Perry dostrzegł obrączkę.
Szatyn nieco się zdziwił, ale nie miał ani cienia wątpliwości, co do tego, że życzył Ethanowi jak najlepiej.
— Czyli... Pozwolisz mi odejść? A ja mam pozwolić tobie pójść oddzielną drogą? — zapytał, jednak ich decyzje przesądziły o tym.
— Tak — Landon krótko się zaśmiał czym sprawił, że jego szmaragdowe oczy zabłysnęły od łez.
— Rozumiem — czarnowłosy włożył ręce ponownie do kieszeni. — Może w innym życiu uda wam się być razem. Ty i ten chłopak z trzeciej ławki.
Landon Perry nie przestawał się uśmiechać do Waddighama, który wyglądał dokładnie tak jak w liceum. Był mu bliski, lecz teraz musiał dać mu odejść, zaraz po tej ostatniej wymienia bliskości, jakim było przytulenie niższego z całych sił.
— Będę oglądał twoje zawody na trybunach. Może ci pokibicuje — wyznał ze łzami w oczach Ethan.
— Czyli jakieś szanse są? — Perry otarł jedną z kropelek na swoim policzku.
— Ponabijam się z Dylana — powiedział, odchodząc od Landona, do którego się odwrócił.
To miały być jego ostanie słowa, jakie chciał wypowiedzieć przed biegiem Perry'ego. Ethan dał mu tym samym odpowiedź. Waddigham będzie go wspierał, tak jak wtedy... w liceum.
W tym samym czasie, Caden biegł, co sił w nogach w miejsce, o którym powiedziała mu Emma. Jasnowłosy w żadnym wypadku nie był osobą, która uprawiała sport, a bieganie tym bardziej było mu obce. Jedyny dystans, który zwykle pokonywał to bieg na przystanek widząc nadjeżdżający autobus, lecz nie tym razem. Aby tylko spotkać się z Perrym był gotów nawet przebiec najdłuższy dystans, jaki tylko istniał dla zawodowych biegaczy. Choćby musiał się doczołgać do mety, zedrzeć swoje stopy aż do krwi, nie miał zamiaru się poddawać.
— Nie mogę uwierzyć, że tutaj jesteś — uśmiechnął się do przyjaciela z liceum, który stanął na jeszcze jedną chwilę w miejscu.
— Kiedy nie dzieli nas już ocean. Jesteśmy prawie sąsiadami — spojrzał na Landona przez ramię, a szatyn uniósł swój wzrok, pokazując palcem na piękne, błękitne niebo ozdobione białymi chmurami.
— Spójrz Ethan. Teraz patrzymy na to samo niebo.
Jasnowłosy dobiegł do bieżni, lecz widząc tam Landona z jakimś innym chłopakiem, postanowił się ukryć za budkami, w których chowano sprzęt sportowy. Do oczu Cadena momentalnie napłynęły łzy, gdy usłyszał ostatnią wypowiedź szatyna do chłopaka, o jakim powiedział mu Perry.
Czy to ten Ethan? - zapytał sam siebie, przykładając do ust dłoń, aby powstrzymać gorzkie łzy. - Po co tutaj przyszedłem? Po co...? Skoro on ma jego. Ethan do niego wrócił!
White nie mając pojęcia, o tym czego dotyczyła ich wcześniejsza rozmowa bez wahania zaczął uciekać w przeciwnym kierunku. Nie chciał go już nigdy zobaczyć, nie było szans na to, aby kiedykolwiek mogli ze sobą zamienić chociażby dwa zdania.
— Wszystko przepadło — szeptał, uciekając przed słowami Landona Perry'ego.
Spójrz Ethan. Teraz patrzymy na to samo niebo.
***
Landon pożegnał się z Ethanem, którego miał nadzieję jeszcze zobaczyć na trybunach. Wsparcie dodatkowej, bliskiej osoby było dla niego ważne, ale wiedział, że nie mógł pobiec biegu swojego życia bez chłopaka, za którym tęsknił każdego dnia.
Wyjął telefon z kieszeni plecaka, który zostawił w szatni i od razu wybrał numer do siostry jasnowłosego. Nie chciał dzwonić bezpośrednio do Cadena, ponieważ nie miał pojęcia czy ten... kiedykolwiek mu wybaczy jego zachowanie.
Teraz po spotkaniu z Waddighamem wiedział już na pewno, że nie było nikogo innego poza Cadenem Whitem. Chłopakiem z trzeciej ławki mógł się zauroczyć, uzależnić, lecz głębokie uczucie należało do jednego z nich.
— Landon? I jak? Rozmawiałeś już z Cadenem?
Szatyn zmrużył swoje oczy, ponieważ nie miał pojęcia czemu nastolatka od razu wybrała taki temat. I co oznaczało to już?
— Chwila. Dzwonię do ciebie, bo chciałem, żebyś przyszła razem z nim na Mistrzostwa. Planowałem z nim porozmawiać po biegu, jeśli tylko by tego chciał.
— O czym ty mówisz? Przecież mój brat pobiegł do ciebie na trening, gdy sprawdził, że żaden autobus nie jechał w tym kierunku o tej porze. Nie chciał czekać i mówił, że za wszelką cenę cię odnajdzie.
— Co...?
— Powinien tam być już dawno. Myślałam, że już po rozmowie.
Landon zmierzwił swoje włosy, po czym nerwowo zacisnął kosmyki.
— O nie... Caden musiał mnie zobaczyć ze znajomym i pewnie coś głupiego sobie pomyślał — szatyn zaczął się denerwować i spoglądać w każdą stronę, próbując dostrzec jasnowłosego albinosa.
— W tym pośpiechu nie wziął telefonu, ale jeśli myślisz, że cię zobaczył z jakimś innym facetem to może być tylko w jednym miejscu.
— Dokąd poszedł?!
***
Nie było czasu na zastanowienie.
Nie było czasu na rozmyślanie o tym, co powiedziałby w tej chwili trener, czy też mama pragnąca sukcesu swoich dzieci.
Perry wybiegł z szatni i nie oszczędzając swoich sił, biegł, stykając podeszwy sportowych butów z asfaltową, boczną drogą prowadzącą na jeden z placów zabaw należącego do londyńskiego osiedla. Rozgrzane mięśnie, pot pojawiający się na ciele, równy oddech, kontrolowana inhalacja i kamień, który spadł z serca widząc jasnowłosego, młodego mężczyznę na pojedynczej huśtawce, na jakiej bujał się bez żadnego entuzjazmu.
Landon przestał biec, ale nie zaprzestawał iść po ścieżce prowadzącej do Cadena White'a. Krok za krokiem, a także pewność, będąca budulcem trwałej drogi, która mogła być stworzona tylko i wyłącznie z albinosem.
Caden nie podnosząc głowy zauważył obok swojego cienia, kolejny. Sylwetkę tę rozpoznał bez problemu, jednak nie potrafił zrozumieć czemu Perry tutaj przyszedł? Jakim cudem go odnalazł? Czemu nie został z Ethanem? Po co wrócił do świata nie będącego idealnym oraz prostym tylko do tego pełnego problemów?
— Caden — słysząc swoje imię, jasnowłosy przestał się bujać huśtawce, hamując ten stan szorując końcówką buta po ziemi, na której trawa nie mogła urosnąć.
— Egzystencja rodzi sentyment — powiedział, kierując swoje złote spojrzenie na twarz biegacza, który nie mógł uwierzyć, że na tak długo pozwolił sobie na rozłąkę z mężczyzną, który dał mu największe szczęście. — Nie potrafię tak bez ciebie... Przepraszam, przepraszam cię za wszys... — dolna warga White'a zaczęła drżeć, a łzy spływać po policzkach nadal czując wstyd do samego siebie.
Landon natomiast uklęknął na jednym kolanie przed chudzielcem, któremu nie do twarzy był tak przeraźliwie smutny wyraz. Łamał serce Perry'ego, który tak samo jak White czuł do siebie osobistą urazę.
— To ja przepraszam... — Caden nie dowierzał temu, co usłyszał i spojrzał na biegacza, który od razu ujął jego twarz. Tak bardzo za nią tęsknił. — Masz rację. Jestem osobą, która zawiniła. To, co powiedziałeś w dniu naszego rozstania. To, że jestem z innego świata, odległego od twojego. To prawda... Nigdy pewnie nie zrozumiem, na czym polega poświęcenie takie jak twoje względem Emmy. Żyłem zawsze w dostatku, rodzina włożyła wszelkie starania w to, abym został zawodowym biegaczem, opłacają mi studia, mój przyjazd tutaj. Zachowałem się impulsywnie, bo nie potrafiłem zrozumieć, że można się posunąć do takich rzeczy będąc na krawędzi... — pokiwał głową na boki, a jasnowłosy ujął dłonią jego nadgarstek, powoli badając ciało oraz duszę, za którą tak tęsknił. — Obwiniałem ciebie, powiedziałem tak okropne słowa, a nawet nie pomyślałem o tym jak ty musiałeś się z tym czuć... — wyznał, spotykając swoje drugie kolano z ziemią. — Przepraszam cię, Caden. I jeśli mogę to powiedzieć... Jeśli tylko dasz mi drugą szansę, to obiecuję, że zadbam o ciebie. Postaram się wydostać ciebie, a także Emmę spod kontroli waszej rodziny. Sprawię, abyś poczuł rodzinną miłość, abyś doświadczył dziecięcych zabaw, które zostały ci odebrane, bo musiałeś szybciej dorosnąć i stać się za kogoś odpowiedzialny. Mam młodszą siostrę, więc na pewno się nam uda.
— Landon — jasnowłosy przerwał Perry'emu, który z niepokojem spojrzał w oczy, z jakich smutek zaczął odchodzić w niepamięć. — Nie musisz nic robić. Nie jesteś winny niczemu — powiedział, przygryzając dolną wargę, aby powstrzymać kolejny przypływ łez. — Tylko nie odchodź już więcej — odparł, pokazując Landonowi bilet na dzisiejsze wydarzenia, jakim były Mistrzostwa.
Widząc jeden z najdroższych biletów Perry poczuł w sobie kolejny żal, ale po chwili zniknął, bo poczuł się kochany. Kochany inaczej. Nie tak jak przez babcię i dziadka, nie tak jak rodziców czy siostrę, nie tak jak przez przyjaciół.
Dotarło do niego, że wybrał właściwą drogę.
***
Ręce ułożone na białej linii wyznaczającej punkt ułożenia palców. Przyjrzenie się z bliska tartanowi, a także poczucie jak buty umieszczane są w metalowych częściach ustawionych na torach.
Landon Perry startował z czwartego toru, a więc miał zaszczyt być obok swojego największego rywala, broniącego tytuł, złotego medalisty w biegu na 100 metrów - Fina Tattum.
Pierwszy sygnał, uniesienie bioder w górę aż wreszcie w uszach każdego z zawodników, a także publiczności rozbrzmiał dźwięk wystrzału z pistoletu.
Perry ruszył z niebywałą siłą, a także determinacją, wprawiając każdy mięsień w ruch, odpychając się kolcami od bieżni. Lecz... pędząc przed siebie wcale nie myślał o zwycięstwie, o wyniku, o czasie jaki osiągnie.
Cały świat zniknął, a dostrzegł na mecie czekającego na niego siostrę, mamę oraz tatę, babcię, a także dziadka, Emmę stojącą przy nich, dopingujących z całych sił. Jednak... przyćmiły ich sylwetki dwóch osób. Na pozór podobnych, lecz w rzeczywistości kompletnie różniących się od siebie.
Ethan Waddigham i Caden White.
Oboje w życiu Landona Perry'ego dodali coś od siebie, pozostawili ślady, a także utorowali ścieżki, które stały się powodem wielu myśli, jak i wyborów. Smutek, żal, rozczarowanie, uczucia, nieznane emocje, łzy, radość, zakłopotanie, prawda i kłamstwa.
Pokazali szatynowi coś, czego nie był świadomy i odmienili go tak, że już nigdy nie mógł wrócić do pierwotnej postaci. Udział Waddighama w tej historii przestał być istotny, a Landon zaczął biec już tylko do jednej osoby, która z rozłożonymi rękami na boki czekała na niego na mecie.
— Landon Perry!!! — speaker krzyknął do mikrofonu i ogłosił imię zwycięscy tegorocznego biegu na Mistrzostwach Europy.
Szatyn nie mógł zebrać swoich myśli, czując jak nadlatywały one z każdej strony. Tak jak powiedział mu kiedyś trener Kirk o tym, że nie będzie myślał w trakcie biegu o samym jego wykonywaniu.
Kluczem zwycięstwa było skupienie się na tym, co dla nas w życiu jest najważniejsze.
Biegacz został poklepywany i przytulany przez rywali, wręczono mu kwiaty, a także flagę Wielkiej Brytanii, którą z dumą okrył swoje ciało, szukając na trybunach jasnowłosego, który jak zawsze wyróżniał się z tłumu.
Landon Perry uniósł swoje kąciki ust ciesząc się, że na twarzy jego chłopaka w końcu zagościł uśmiech, szczery uśmiech, który chciał oglądać każdego dnia bez względu na wszystko.
—
——
———
Epilog pojawi się w najbliższym czasie razem z rozdziałem końcowym ❤ Mam nadzieję, że się spodoba ☺
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro