rozmaryn i kłódka
Zielone, szmaragdowe oczy spotkały się z samego ranka z białym sufitem z żółtym odbarwieniem od ostatniego, ulewnego dnia. Landon przeciągnął się na drugi bok, aby móc przywitać się ze śpiącym młodym mężczyzną, któremu ustąpił wczoraj swoje łóżko.
Zasnął tak nagle przy drzwiach prowadzących na niewielki balkon, oparł się o futrynę tylko po to, aby biegacz mógł go ująć w swe ramiona. Pamiętał każdy szczegół, delikatna, biała skóra, lśniące usta, które nie potrzebowały żadnego błyszczyka. Naturalne piękno... Jak ono mogło być przyczyną choroby? Piękno z natury powinno być dobre, lecz Perry już nie raz się przekonał o tym, że za najcudowniejszym widokiem mogły się kryć czarne chmury.
Jednak nigdy nie uwierzyłby w to, że Caden mógłby być przyczyną jakiegokolwiek smutku. Wydawało się to być nierealne, zwłaszcza kiedy ujrzał jego wczorajsze oblicze.
— Dobry wieczór. Przepraszam, że przychodzę o tak późnej porze — jasnowłosy przywitał się z babcią oraz dziadkiem Landona.
— Nie przepraszaj — odezwała się Margaret. — Zapraszamy, zaraz wam zrobię kanapki i kakao. Tak, kakao będzie najlepsze — uniosła palec w górę i szturchnęła swojego męża, który o mało co nie przewrócił się razem z laską, na której się podpierał.
— Czy ty kobieto chcesz mnie szybciej zapędzić do grobu? — zapytał i żółwim tempem zaczął iść za żoną, z jaką żył już prawie czterdzieści lat.
— Jakby tu jakiś dołek był to już byś dawno w nim leżał. Ledwo stoisz, a latasz po całej chałupie! — powiedziała, a następnie znów zaczęła mówić sama do siebie pod nosem, natomiast Landon szybko pchnął Cadena w stronę schodów i oboje uśmiechnięci ruszyli w stronę pokoju biegacza. — A tak! Kakao. Kakao musi być.
Perry uniósł swe powieki i spojrzał na materac, na którym kołdra oraz poduszka były starannie ułożone. Pierwsze promyki miały zawitać na bladej twarzy Cadena, lecz ten poranek zmienił się w zagadkę. Perry momentalnie podniósł się do siadu i rozejrzał wokół. Drzwi do łazienki były otwarte, a więc tam na pewno nie było White'a. Biegacz wylądował na kolanach i sprawdził także pod łóżkiem, potem w szafie, a następnie podbiegł do drzwi balkonowych.
Nie było z nim Cadena...
Szatyn nałożył na swoje biodra szare dresy i szybko zbiegł ze schodów o mało co nie wpadając na Victora.
— Chryste Panie, powoli chłopcze — odparł i przyłożył swoją laską prosto w tyłek wysokiego studenta.
— Ajć! Dobrze, będę uważał. Babciu! — zawołał za Margaret, która wyjrzała z kuchni na swojego wnuka.
— O! Wstałeś już? Czemu? Przecież zajęcia masz dopiero o 10.
Perry podszedł do babci, ale jego wzrok wędrował po każdym z pomieszczeń w tym domu. Zastanawiał się czy to był sen, czy naprawdę wczoraj przyszedł z Whitem do pokoju? Czy te wszystkie uczucia jakie mu towarzyszyły były realne?
— Jest tutaj Caden?
— Caden? Nie, wyszedł z samego ranka. Chciał stąd wyjść bez śniadania! Mówił, że spieszył się bardzo do pracy to wtedy wiedziałam, że na pewno nie może wyjść głodny. Zrobiłam mu jajecznicę, a gdy jadł to przygotowałam mu kanapki. Nikt stąd nie wyjdzie bez posiłku.
Landon odetchnął z ulgą, że chociaż babcia wiedziała dokąd poszedł jasnowłosy. Dziadka nawet nie pytał, ponieważ ze starości nie zapamiętywał osób, które widział pierwszy raz w życiu. Pewnie nawet nie zwróciłby na niego uwagi, myśląc, że to jego wnuk.
— Ale muszę ci przyznać, że twój kolega jest uroczy. Przeprosił mnie z dziesięć razy za kłopot, potem za to, że tutaj zasnął przypadkiem. Zabawny chłopiec — pokiwała głową, a następnie spojrzała na Landona, którego oczy skupione były na babci mówiącej o Cadenie w taki sposób.
Perry w głębi serca ucieszył się bardzo, że Margaret zdołała dostrzec w jasnowłosym pozytywne aspekty.
— Dziękuję — odparł, po chwili milczenia, a potem uniósł swój kącik ust myśląc nad Whitem.
— Także się nie bój o niego. Głodny nie jest i nie będzie. Powinien tutaj częściej przychodzić, będę go karmić, bo wygląda jak patyczek.
Szkoda, że jego siostry nie widziałaś. Na pewno zadzwoniłabyś po karetkę mówiąc, że znalazłaś anorektyczkę - pomyślał.
Landon uśmiechnął się po chwili do babci i złapał za poręcz przy schodach prowadzących na górę. Szatyn chciał pójść jeszcze do swojego pokoju, aby móc odpocząć, ale wtedy zatrzymały go przez moment słowa babci :
— O co chodzi z rozmarynem? — zapytała, a wtedy Perry zmarszczył brwi i poparzył na prawie siedemdziesięcioletnią kobietę. Nie miał pojęcia o czym ona plotła.
— Jakim rozmarynem? — dopytał, a w głowie miał różne scenariusze, które rozpoczęły się od swojej ostatniej próby gotowania w kuchni. Szatyn zastanawiał się czy przypadkiem nie zerwał gałązek rozmarynu ze szklarni, ale nie przypominał sobie, aby w ogóle tam zaglądał. Gotowanie było dla niego obce, ale przede wszystkim niebezpieczne.
Kobieta posłała młodzieńcowi skromny uśmiech, a następnie sama była zaskoczona niewiedzą wnuka.
— Pytam, ponieważ ten chłopak, Caden, zamiast powiedzieć mi na pożegnanie do widzenia on odparł rozmaryn — Margaret wzruszyła ramionami przeglądając się zmieszaniu na twarzy szatyna.
— Rozmaryn? — powtórzył, kiedy babcia wróciła do kuchni.
Dziewiętnastolatek wrócił do swojego pokoju i pozostawiając wszystko na podłodze sam rzucił się na materac, na którym leżał wczorajszej nocy White. Szatyn przymknął oczy i nabrał powietrza do płuc rozkoszując się ciepłem jakie towarzyszyło nadal opuszczonemu posłaniu. Landon uśmiechnął się niekontrolowanie i wyobraził sobie, że jasnowłosy był teraz z nim.
Leżenie we dwoje na łóżku byłoby dla Perry'ego pewnego rodzaju nowością, choć niecałe dwa lata temu oglądał film wraz z Waddighamem, który zasnął tuż przy jego ramieniu. Czarnowłosego męczyły nocne koszmary, zadręczanie się przeszłością, a także stres związany z Andresem powodował u niego bezsenność dlatego szatyn dobrze wspominał tamten wieczór. Nawet jeśli Ethan wcale nie oglądał allenowskiej produkcji to nie był zły, lecz szczęśliwy, że udało mu się odpocząć i spać w spokoju.
W przypadku Cadena było inaczej, mógł chyba zasnąć w każdym miejscu i pozycji, a powodem jego zmęczenia była praca. Landon chciał zadzwonić do chłopaka, ale zdał sobie sprawę z tego, że i tak by teraz nie odebrał.
Perry otworzył swoje oczy, a jego uśmiech nie zniknął nawet na moment z twarzy, ponieważ wiedział gdzie znajdzie White'a wieczorem. Dziś mają przyjść do baru LGBT sławne osobistości jak łyżwiarz oraz były piłkarz, a więc nie było możliwości, aby Caden się nie zjawił. Sam namawiał Perry'ego tyle razy, aby przyszedł dlatego nie miał wyboru.
Student podniósł się wreszcie z łóżka, aby wziąć szybki prysznic, bo miał mało czasu, aby spakować się i ruszyć na uczelnię. Później czekała go krótka przebieżka, a następnie miał już czas wolny. Chciał się przygotować przed wyjściem do baru, miał zamiar ubrać swoje najlepsze ciuchy, ponieważ nie chciał czuć się gorzej w towarzystwie kogokolwiek, ale najbardziej zależało mu na tym, aby to Caden zauważył jakąś zmianę, chociażby najmniejszą, ponieważ...
Dla Perry'ego White stawał się kimś więcej. Kimś kogo bardzo lubił.
***
Wieczór nastał szybciej niż Perry mógłby się tego spodziewać i mimo tego, iż dostał mnóstwo pracy domowej do wykonania to ciągle nie przestawał się uśmiechać. Ekscytował się jak małe dziecko przy wzroście metra osiemdziesięciu pięciu i z dużym entuzjazmem wrócił do domu, aby przyszykować się do wyjścia.
Drugi prysznic tego samego dnia, szorowanie zębów przez ponad pięć minut, suszenie włosów raz na ruski miesiąc. Każdy ze swoich obowiązków, Landon odhaczał jak za pomocą magicznej różdżki robiąc ptaszki w kwadratowych okienkach.
Prawdziwe schody zaczęły się jednak kiedy szatyn stanął przed swoją szafą. Aż strach go obleciał widząc tak wiele różnych ciuchów.
— Może pomóc? — dziewiętnastolatek odwrócił się za siebie i ujrzał babcię, która pomimo swojego wieku skradała się jak James Bond.
— Babciu — Perry zasłonił koszulką swój tors, a wtedy Margaret podeszła bliżej i zaczęła szukać między wieszakami jakiś porządnych ciuchów do wyjścia.
— Co my tu mamy... — mówiła coś pod nosem, a Landonowi zrobiło się głupio.
Jego mama dała mu warunek. Wyjazd do Londynu miał wiązać się przede wszystkim z treningami oraz studiami, a także poznawaniem miasta, a nie imprezami oraz szukania w sobie homoseksualnego pierwiastka. Babcia i dziadek dobrze o tym wiedzieli, usłyszeli przez WhattsAppa każdą wytyczną. Rose to gadatliwa, choć konkretna kobieta, która zrobi wszystko dla swoich pociech, aby dotarły na szczyt.
— Babciu? — z jego ust padło tylko jedno słowo.
— Tak? — Margaret dalej szperała w szafie wnuczka.
— Czy... Nie przeszkadza ci to, że co tydzień, już od jakiegoś czasu chodzę na imprezy? — spytał niepewnie, obawiając się słów kobiety, która nagle przestała szukać koszul, bo właśnie jedną z nich wybrała i położyła ją na materacu.
— Landon — zwróciła się do szatyna, uśmiechającą się. — Czemu miałoby mi przeszkadzać to, że wreszcie widzę, że żyjesz? Cieszę się, że wykonujesz swoje obowiązki, podziwiam to jaki jesteś sumienny i zawzięty do sportu oraz nauki. Nawet, jeśli coś jest dla ciebie trudne ty nadal potrafisz przeskoczyć płotki, jak ci inni biegacze. To miała być taka metafora, nie wiem czy trafna — Perry zaśmiał się cichutko, lecz po chwili jego babcia podeszła do sprawy poważniej. — Chodzi mi o to, że jesteś naprawdę cudowny, ale żyjesz w czasach, których ja nie rozumiem. Sms, te całe komputery, szkoła, praca, trening, wszystko na raz. Pogoń za pieniądzem, podkładanie innym kłód pod nogi. Nie rozumiem tego dlatego tak drobne momenty jak wyjście ze znajomymi na imprezę, czy też zaproszenie przyjaciela do domu na kakao — kobieta położyła pomarszczoną dłoń na klatce piersiowej Landona. — Proste chwile, a mogą dać więcej szczęścia niż sława czy bogactwo. Czasami warto się zatrzymać i nie szukać więcej siebie w tłumie. Nie ma też, co dla tego tłumu się zmieniać — dodała, a potem zerknęła w oczy przepełnione zieloną barwą, które spojrzały z przerażeniem na Margaret.
Kobieta widząc ten strach i niepokój jeszcze szerzej zdołała się uśmiechnąć, aby tylko okazać swoje wsparcie.
— Ty... Wiesz?
— Wiem więcej niż ty sam.
— Ale babciu ja...
— Znam Rose od dawna. Często słyszę jak namawia cię do znalezienia dziewczyny, jak za wszelką cenę starałeś się jej nie zranić, raniąc przy tym i siebie oraz dziewczyny, z którymi się spotykałeś — Landon stał jak kołek i nie wiedział, co miał powiedzieć. Był w szoku, że babcia potrafiła zauważyć taką zmianę w nim, choć mieszkał tutaj od kilku miesięcy, a z mamą... Od urodzenia. — Nie jestem z tych babci, które mówią, że homoseksualizm się teraz narodził, czasy się zmieniły. Nie ma takiej opcji. Czasy się zmieniły, ale z tego co wiem, to miłość istniała zawsze, prawda?
Do oczu Landona napłynęły łzy szczęścia, a także poczuł jak z jego serca spadł olbrzymi kamień, który mu ciążył od prawie dwóch lat. Z czasem rósł, dominował, zaburzał jego życie aż do chwili, w której... Ktoś go zaakceptował, co pozwoliło mu zaakceptować samego siebie.
— No już, już. Ubieraj się golasie — odparła, a potem zniknęła z pokoju wnuczka, aby dać mu w spokoju się przebrać.
***
Zanim szatyn wszedł do klubu LGBT to już z daleka słyszał głośną muzykę. Śniegu było około dwudziestu centymetrów, a na chodnikach trzeba było uważać ze wzgledu na to, że było ślisko po wczorajszym deszczu. Temperatura spadła o kilka stopni w dół, ale ciepło w barze otuliło zmarznięte policzki Perry'ego.
Chłopak szedł w stronę baru, ale nagle ktoś mocno pociągnął go za rękę i przyciągnął do okrągłego stolika w ciemniejszej strefie. Landon od razu go poznać. To był jeden z przyjaciół Cadena - rudowłosy Alex.
— Laaandon skarbie! Przyszedłeś! — pocałował wyższego w policzek, a potem znów zabrał go w głąb pomieszczenia. — Patrzcie kto się zjawił chłopcy!
Perry popatrzył na stół, przy którym siedział Michael - narzeczony Alexa, a także jakiś Azjata, którego biały człowiek trzymał za dłoń. Landon połączył fakty i to z pewnością musieli być ci sławni goście, których dosłownie w tym klubie czcili.
— Mike! To właśnie o nim ci mówiłem. Czyż nie jest uroczy? A w dodatku taki męski? — szatyn zrobił się czerwony na twarzy i będąc nieco speszony popatrzył na mężczyznę o brązowych włosach, który wstał z miejsca i przywitał się z nim.
Byli mniej więcej tego samego wzrostu, oboje pochodzili z Ameryki, a także mieli coś wspólnego z Anglią, bowiem nieznajomy grał tutaj w jednym z klubów jeszcze za czasów swej kariery.
— Cześć, Mike jestem — powiedział, wyciągając dłoń ku młodszemu i lekko się ukłonił, po czym zrozumiał swój nietakt. — Jeju! Wybacz, tak długo siedzę już w Japonii, że mi się udziela ich mowa ciała.
Landon nie miał bladego pojęcia o tamtym kraju dlatego też nerwowo się uśmiechnął, bo sadził, że szatyn jest nieco bardziej... poważny? A tymczasem zaczął pleść jakieś dziwne słowa po japońsku i tłumaczył, że takie coś się mówi na powitanie, ale zbytnio nie da się tego przetłumaczyć.
Japończyk siedzący przy stoliku zauważył zakłopotanie w zielonych tęczówkach dlatego szybko podszedł do Mike'a i zaczął go uspokajać. Wymienili kilka zdań po japońsku, a Perry wreszcie poznał imię Azjaty.
— Kasahara Takumi — przedstawił się normalniej niż Amerykanin. — Miło mi cię poznać Randon san. Aleksu san i Mikeru san powiedzieli mi dużo o tobie.
Ra... Randon?
— Także ci pomożemy! — wykrzyknął Mike, który nagle chwycił Perry'ego za rękę i usiadł razem z nim przy osobnym stoliku, aby swobodnie móc porozmawiać.
Mike Lloyd wydawał się być pewny siebie, ale kiedy przyszło, co do czego to oboje siedzieli w ciszy słysząc tylko rytmiczną muzykę. Landon przerwał wreszcie tę chwilę i niepewnie zwrócił się do starszego faceta :
— Słyszałem od chłopaków, że kiedyś byłeś piłkarzem.
— Tak, to prawda. Oni mi za to powiedzieli, że jesteś biegaczem, który podobno nie potrafi się określić w sprawie swojej seksualności. W czym problem? — Landon popatrzył na głupkowatą, choć przystojną twarz byłego gracza i poczuł się jak na jakieś rozmowie u taniego psychologa.
— Jeżeli ci na nim zależy to działaj — rzucił kilka słów, a Perry na jedno z nich zareagował w taki sposób, że spiął każdy swój mięsień.
— Zależy mi na pewnym chłopaku, ale... Jestem sportowcem, a jeśli to by się wydało... — chłopak przypomniał sobie o rozmowie z babcią, która dodała mu siły, ale gdy rozmyślał o reakcji mamy czuł olbrzymi strach.
— Posłuchaj Landon — Mike uśmiecha się od ucha do ucha i nabiera powietrza do płuc. — Matko nie sądziłem, że kiedykolwiek będę dawał jakiś złotych rad, hah, ale... Jeżeli naprawdę go lubisz to nie pozwól sobie na tracenie czasu. Nie myśli o byłych partnerach, nie myśl o tym, co inni ludzie powiedzą, ponieważ nigdy nie znajdziesz takiej siły jak przy osobie, którą kochasz. Dla Takumi'ego... — Perry oraz Lloyd przenieśli swój wzrok na Japończyka, który prowadził jakąś zabawną rozmowę z parą narzeczonych. — Dla niego zrobiłbym wszystko, dosłownie wszystko, ponieważ popełniłem kiedyś błąd. Zostawiłem go na drugim końcu świata, a sam chciałem wrócić do dawnego życia, którego tak naprawdę nie lubiłem. Prawda jest taka, że jeśli spotkamy na swojej drodze kogoś dla nas cennego to... Już nigdy nie będziemy tacy sami — Mike uśmiechnął się, a Landon słuchał starszego z uwagą.
— Porzuciłeś sport dla Takumi'ego? — zapytał.
— I tak, i nie — odparł. — Piłka nożna była dla mnie ważna, gdy grałem w nią z kolegami na boisku, które zrobiliśmy. Wiesz, bramki ustawione na nierównym podłożu, krzywe kołki wbite w ziemię... Profesjonalny sport... Nigdy go nie lubiłem. Faule, taktyki jak udawać na murawie... To nie było dla mnie dlatego zrezygnowałem, ale gdyby nie Takumi to pewnie nadal bym szkolił się w Madrycie albo wrócił do Manchesteru.
— Ale ja kocham biegać. Nie chce z tego zrezygnować.
— Nie musisz tego porzucać, ale sport nie zastąpi prawdziwego człowieka — wyznał. — Wiem, że się boisz. Geje, biseksualiści. Niby XXI wiek, ale czasem przypomina średniowiecze — zaśmiał się, biorąc do ręki zamówionego wcześniej drinka. — Nie przekonasz się, co do swojej seksualności dopóki nie spróbujesz. To moja rada — odparł, a następnie zerknął na wieloletniego partnera.
Landon dokładnie przyjrzał się mężczyźnie, a zwłaszcza jego oczom, które wyrażały tak wielkie uczucie jakim darzył Japończyka. Perry wiedział, że za ich miłością kryła się cudowna historia niczym z filmów Allena, ale przecież to nie był czas, ani miejsce by ją opowiedzieć. Niemniej jednak każda historia ma swój początek.
— A jak się poznaliście? — zapytał chociaż o ten jeden aspekt.
Mike uśmiechnął się na samą myśl o wydarzeniu z Tokio, po czym odparł :
— Dostał ode mnie piłką w głowę. Chciałem wtedy trafić nią pomiędzy drzewa aż tu nagle pojawił się Japończyk wyglądający młodziej niż ja i... Dostał — oboje zaśmiali się w głos, a Landon nie mógł uwierzyć, że tak właśnie było.
— Czekaj? To on jest od ciebie starszy? — zapytał Mike'a czując się w jego towarzystwie bardziej swobodnie.
— Noo, weź mi nie mów. Nawet nie pytaj o ile jest starszy, bo spadniesz z krzesła — powiedział, a następnie wstał spojrzał w tłum ludzi, którzy tańczyli. Jego uwagę przykuł chłopak, który stał naprzeciw nich, będąc oddalony o kilka metrów. — To chyba do ciebie — wyznał i odszedł od stolika wracając do Takumi'ego.
Landon tymaczem odwrócił głowę w kierunku, na którym przed chwilą skupił się Mike Lloyd, a w tłumie od razu zobaczył jasnowłosego, który wyróżniał się spośród wszystkich gwiazd na niebie
Perry stał z miejsca i z uchylonymi wargami patrzył na Cadena, który był ubrany w czarne rurki i połyskujący golf bez rękawów, ozdobiony kryształkami. W kącikach jego powiek zauważył przyklejone diamenciki, a jego uniesione włosy dopełniały wyjątkowość całej stylizacji. Landon poprawił swoją błękitną, rozpiętą koszulę odsłaniającą czarną bokserkę i podszedł zdenerwowany jak nigdy do pięknego, nieziemskiego anioła.
— Caden... — przyjrzał mu się jeszcze raz z bliska i ledwo zdołał złapać oddech. — Wyglądasz... — na twarzy młodszego pojawiły się rumieńce. — Wyglądasz cudownie — wreszcie zdołał wykrztusić z siebie te słowa, na które dostał niezrozumiałą odpowiedź.
— Hasło — odparł niższy, który zbliżył się do szatyna i zaczął poruszać w rytm muzyki. — Nie odezwę się do ciebie dopóki nie powiesz hasła.
Landon zgłupiał przez chwilę, bo nie wiedział o co chodziło White'owi. Zastanowił się nad tym przez chwilę, ale szybko przypomniał sobie o pytaniu jakie zadała mu babcia.
Wysoki student popatrzył na Cadena, który spoglądał na biegacza wzrokiem, który tak bardzo pociągał Perry'ego. Flirt przemieszany z nutką zadziorności oraz tajemniczości był przepisem na to, aby zdobyć serce, które nie chciało już przed niczym uciekać.
— Rozmaryn — szepnął, ujmując dłonie White'a, który nagle odsłonił szereg śnieżnobiałych zębów.
Dłonie niższego spoczęły po chwili na klatce piersiowej biegacza. Wyższy wziął głęboki wdech czując jak przestrzeń pomiędzy nimi przestawała powoli istnieć. Landon nie mógł oderwać wzroku od złotych tęczówek jasnowłosego, za którym tęsknił od samego poranka.
Perry położył swoją silną dłoń na biodrze Cadena, które przysnęło się bliżej jego torsu. Landon nachylił się bliżej do twarzy filigranowego, pięknego młodzieńca, ale mimo wszystko nadal coś go powstrzymywało. Tym razem był to rozum, a nie serca bijące niegdyś dla Ethana.
White czekał na pocałunek ze strony szatyna z niecierpliwością, ale nie chciał go zainicjować, wiedział, że nie do niego należał pierwszy krok. Jeśli Perry tego nie chciał to nie będzie nalegał i da mu odejść. Da odejść osobie, która zawróciła mu w głowie.
Landon po chwili zamknął oczy i oparł swoje czoło o wygolony bok niższego, by móc szepnąć do jego ucha :
— To wszystko nie dzieje się zbyt szybko? — zapytał, choć jego ciało oraz serce rwały się do tego, aby w końcu zniszczyć przeszłość jaką był Waddigham oraz bezsensowne zasady.
Caden zwilżył swoje usta i wypuścił zalegające powietrze w swoich płucach. Dreszcz przeszedł po obu ciałach, które pragnęły tego samego.
— Nie buduj żadnych ograniczeń — powtórzył słowa z wczorajszego wieczoru.
Landon nie wytrzymał dłużej, złapał z pełnym przekonaniem oraz uczuciem za biodra niższego, a po chwili nachylił się i złożył pocałunek na malinowych ustach chłopaka, od którego próbował uciec. Wyścig ten był przegrany od początku, ale jeśli nagrodą za porażkę był Caden White, to Landon uznał, że mógłby żyć bez podium bez końca.
—
——
———
Aww, nareszcie ten rozdział napisałam i zacznie się ciekawie ❤ Co sądzicie jak na ten moment o kontynuacji "Chłopaka z trzeciej ławki przy oknie"?
Bardzo się cieszę z opisania Mike'a oraz Takumi'ego, bo tęskniłam za moimi bąbelkami 🖤
Do następnego ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro