One shot - Łowcy
Drzewik. Nietypowy potwór o długich na pare metrów nogach zakończonych płaskimi łapami z haczykowatymi pazurami. Jego ciało samo w sobie jest płaskie. Jest kompletnie ślepy i jego charakterystyczną cechą jest idealnie okrągły, wiecznie otwarty pysk który ma kilka otworów pokolei wiodących do jego gardła. Na początku pierwszy, ten wiecznie otwarty, otwór zwany jego ustami jest zakończony haczykowatymi ale tępymi szponami. Służu do trzymania ofiary za szyję podczas gdy reszta głowy znajduje sie w dalszej części. Drugi otwór jest miękki i ma wysuwane ostre zęby. Służą one do straszenia ofiary i powstrzymują ją od zbytniego wiercenia sie. W końcu ostatni otwór prowadzący już za sobą prosto do gardła zaciska sie przy uszach i wprowadza jedne z wielu umieszczonych na otworze wici do uszu ofiary. Wici zakończone szpilkami wypijają soki mózgowe z wnętrza czaszki ogłupiając ofiare i zabierając jej wspomnienia. Drzewik nie chce jednak złych wspomnień lub głupoty więc musi wbić sie dokładnie w odpowiednia część mózgu. Drzewik owy jest potworem polującym w nocy. Przylepia sie swoim płaskim ciałem do drzewa a gdy samotna ofiara przechodzi pod nim Drzewik pochyla sie całym ciałem nadal kończynami trzymając drzewa, niczym trebusz ładujący kamienie do strzału, łyka głowe ofiary i unosi ją wysoko w powietrze. Nawet jeśli ucieknie - zginie.
Czemu zapytacie pewnie jest potrzebne to wyjaśnienie? A no właśnie dlatego że od około sekundy wisze w powietrzu złapany za głowe przez owego Drzewika. Plecak dynda mi na jednym ramieniu a telefon już dawno spadł na asfalt i sie roztrzaskał więc nici ani z obrony własnej ani z wezwania pomocy. Jest jednak sposób aby sie uwolnić. Jeśli jesteście początkującym łowcą jak ja macie w plecaku zapewna przetransmutowane ekliksiry i trucizny na książki i zeszyty. Jeśli pamiętacie znaki alchemiczne tak jak wam kazano będziecie wtem być w stanie sie uwolnić. A stamtąd to całkiem proste. Najpierw należy unieść dłonie w pozycji jak do modlitwy. Następnie łapie sie za cel a w tym przypadku określa go znakiem Okrąg. Łapiemy za plecak a następne znaki to kolejno Zmiana i Prawda.
- Właśnie tak
Mruknąłem w gardło tego monstrum i upuściłem plecak pod drzewo którego sie trzymał. Butelki roztrzaskały sie i wybuchły na Drzewika wywołyjąc różne efekty ale głównie zgnilizne wywołaną mieszaniem mikstur. Drzewik natychmiast puścił mnie by krzyknąć z bólu. Pisk - bo takie odgłosy wydawały Drzewiki - przeszył powietrze podczas gdy ja spadałem z wysokości drugiego piętra na asfalt. Bez plecaka jednak byłem w stanie zrobić przewrót bezpieczeństwa i stanąć po chwili na nogi.
- Parkour suko.
Jedno spojrzenie na Drzewika wystarczyło by określić jego rodzaj. Ten tutaj to liściasty rodzaj bo trzyma sie obecnie drzewa klonu a jego wicie są zakończone białymi kolcami. Tak propo wici to własnie nimi miotał tak jak zresztą i sobą w powietrzu. Jak sie okazuje opłacało sie być nerdem na lekcjach łowieckich. Jednak Drzewik zrobił niepodręcznikowy ruch. To jest miotnął sobą i uderzył mnie całym swoim ciałem. Odleciałem na kilka metrów w tył i przeorałem asfalt ręką i kolanami zdzierając boleśnie skórę. Bolało i to mocno. Piekło strasznie. Liściasty Drzewik czyli kontrą na niego będzie zimno. Rozejrzałem sie leżąc w bólu i zobaczyłem strumyk. No tak. Zawsze tędy płynął strumyk. Wstałem szybko i podbiegłem do barierki mostku. Zeskoczyłem w dół i wywaliłem sie w zimną wode. O jak przyjemne to było na rany. Oblałem je jeszcze troche wodą i rozpoczałem transmutacje. W walce z potworami, my Łowcy używamy sił przyrody do zabicia bestii czyhających na ludzkie życia. Robimy tak bo szanujemy nature oraz nikt poza nami nie może sie dowiedzieć o istnieniu potworów. Bronią tego stare rytuały i ustalenia. To coś jak magiczna Konwencja Genewska.
Kolejno więc. Dotykasz wody jedną ręką i drugą kreślisz znaki. Zmiana, Woda, Mróz. Zmiana, Mróz, Broń. Potem wysuwasz dłoń określając długość. Zgodnie ze znakami najpierw woda w strumyku zamarzła a następnie względem tego jak daleko wysunąłem dłoń tak długi wyrósł z niej miecz. Osobiście wolałem dwuręczne więc i taki transmutowałem. Trzymając lodowy miecz w jednej ręce wyszedłem z wgłębienia na strymuk spowrotem na ulice. Dzisiejszej nocy nikogo na szczęście nie było w okolicy. Żadnych aut, nic. Ścisnąłem więc miecz i ruszyłem ku Drzewikowi. Ten pochylał sie gotowy do ataku jedną z macek. Przytwierdzone raz do drzewa Drzewiki nie potrafią podczas walki sie uwolnić z nich. Zmiana miejsca to długi proces dla tego typu potwora. Tak więc gdy walczy sie z Drzewikiem należy pamiętać by nie dawać mu przewagi i nie odcinać jego kończyn bo to one trzymają go w miejscu. Zwłaszcza że kończyny mu potem odrosną a wy zostaniecie martwi na stałe.
Drzewik miotnął sobą o ziemie przede mną. Nie sięgnął mnie ale nawet nie chciał. Wicie z jego paszczy wystrzeliły w moim kierunku. Zrobiłem zgrabny obrót wprawym kierunku od dołu odcinając wicie. Te wyleciały z paszczy potwora a jego krew trysnęła na chodnik. Kontynuując zrobiłem dwa kroki w przód idąc za ciosem. Pierwszy od prawej do lewej szerokim łukiem - przeciął usta Drzewika nie pozwalając im sie domknąć do końca. Następny z obrotem spowrotem, także szeroki - jeszcze bardziej rozbebeszył usta Drzewika. W końcu ostatni, pchnięcie w sam środek jego paszczy. Nie sprawiło mi oczywiście żadnych proble...
- AUA!
Zęby potwora zacisnęły sie na mojej ręce wbijając sie płytko ale boleśnie w cały łokieć i wokół niego. Bolało jak skurwysy... no... mocno bardzo. Najwyraźniej pierwsze dwa cięcia były zbyt płytkie. Puściłem szybko miecz a ten rozprysł się przez brak kontaktu z Łowcą w nicość. Odsunąłem sie i opadłem z bólem na tyłek na asfalt. Drzewik także odsunął sie ale nie z bólu. Gdy Drzewiki umierają ich ciało sie prostuje. A to oznacza jedno. LECI DRZEWO! Chciałem wstać ale nie miałem już za dużo sił. Drzewo już wyrywało korzenie z ziemii pod naporem pełnego ciężaru potworowego ciała. Zaczęło powolnie opadać w moim kierunku.
- AAA!
Zdążyłem jedynie sie szybko przeturlać w bok i całe szczęście że zdążyłem. Zadowolony z siebie odetchnałem.
Następnego dnia siedząc w domu przed telewizorem oglądałem wiadomości. Jadłem także płatki z mlekiem moją lewą ręką zamiast zranioną prawą która teraz była obandażowana. Uśmiechałem sie jak diabeł sam do siebie widząc w wiadomościach informacje o korkach spowodowanych przewaleniem sie spruchniałego drzewa na ulice. Ciało Drzewika! Ciało Drzewika! Tak pewnie teraz krzyczycie. No właśnie nie. Potwory nie są z naszego świata. Tak samo jak magiczne bronie z transmutacji tak samo i potwory po zużyciu swojej siły życiowej znikają w nicość zostawiając jedynie pustke po sobie. Tak więc jak znowu spotkacie sie z przewalonym drzewem, albo liście zaczną sie ruszać przy ziemii mimo braku wiatru, obcy pies będzie dziwnie spokojny na wasz widok czy nawet coś pod wodą nad morzem muśnie was po nodze wiedzcie że to potwory. Albo to co po nich zostało. Hehe!
Uwaga ode mnie:
Całkiem dobrze sie bawiłem przy pisaniu tego także moge zrobić z tego mini serie lub osobną opowieść jeśli znajdzie sie duży odzew. Oczywiście to by znaczyło że zamiast brać sie do roboty to będę miał dodatkową prace... znowu XD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro