Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

One shot - Alishka Koćpiergała Wojny

Krew trysnęła na wszystkie strony gdy łeb w hełmie jednego z atakujących został zmiażdżony przez wystrzał z balisty. Czerwona posoka obryzgała wszystko dookoła bez względu na płeć, status czy stan fizyczny. Krew tego jednego żołnierza dodana do palety innych plam, nie pomijając błota, własnej a także cudzej krwi nie stanowiła niczego nowego na ubraniach obrońców. Mury upadły a razem z nimi wiele z walczących na nich żywych, a aktualnie umarłych i rannych ludzi. Do miasta wbiegła duża grupa elitarnych najeźdźców z pustyni. Mimo bardzo surowych klimatów i śniegu wygrali bitwę o tą ziemię ale czy na pewno? Pośród uciekających między budynkami obrońców jeden wyróżniał się nieprzeciętnie.

Stała lekko zgarbiona w kole martwych zarówno tych po jej jak i po przeciwnej stronie. Blond włosy na czarnym niedźwiedzim futrze poplamione krwią. Niebieskie barwy teraz przypominające bardziej brązowe i czerwone. Strzała wbita w prawe ramię. Miecz w lewej ręce, widać że starannie wykonany, toporek w drugiej, tani i ewidentnie do zbycia poprzez rzut, broń miotana. Hełm już dawno spadł jej z głowy. Tarcza z krukiem noszona na plecach dawno pękła pod naporem strzał. Stała i dyszała gapiąc się w pełnej furii w stojących teraz jak wrytych z wrażenia atakujących. Mieli już atakować ale podbiegł jej sojusznik. Stanął między nią a grupą. Zerknął na swoją Panią niepewnie a potem znowu na wroga. Nosił niebieskie barwy jak ona ale w przeciwieństwie do niej był czysty od błota czy krwi. Bał sie śmierci i nie zamierzał oddawać życia. Zrobił krok w tył i padł zaraz potem na ziemię. Martwy. W tył jego hełmu wbity tani toporek. Stojąca za nim Pani zrobiła krok w przód przerzucając miecz do prawej ręki. Zdjęła poniszczoną tarczę z pleców i wystawiła strzałami w stronę przeciwnika. Analogicznie grupa przed nią zrobiła krok w tył. Niebo odsłoniło się rozsuwając chmury wzdłuż siebie. Padał śnieg ale nie na nią. Nawet natura bała sie jej dotknąć.

- Alishka! Dziwka Wojny!

Krzyknął ktoś z muru. To wrodzy łucznicy zajmujący tam pozycję. Na dźwięk tego imienia zawiał mocniej wiatr a śnieg sypać począł gęściej. Istna kara boska za wypowiedzenie jej przydomku. Możnaby ją nazwać boginią wojny gdyby nie pogłoski. Możnaby ją sławić gdyby nie jej brutalność w walce. I to jak nienaturalnie morduje każdego kto stanie jej na drodze. Nawet w ponad pięćdziesięciu chłopa, rosłych i wytrenowanych żołnierzy bano się podejść.

Śnieżyca gęstniała aż w końcu zasłoniła budynki a także samą Alishkę. Zasłonięte zostało wszystko. Prawie. Sylwetki martwych poczęły wstawać. Nieważne czy wróg czy przyjaciel zaczęły podcinać gardła najeźdźcom. A wcale nie było tak że ci sie nie bronili. Widząc swoich braci wyżynanych chcieli ale nie nadążali bo coraz to więcej martwych wstawało i wbijało noże w plecy żywych. Łucznicy w panice skakali na zewnątrz murów. Szczęśliwcy zjechali po drabinach wież oblężniczych czy zwykłych drabin. Gdy śnieżyca ustała martwi zniknęli zostawiając zwłoki najeźdźców i jedną kobietę w ruinach bram miasta.

Alishka uśmiechnęła się dziarsko a martwy chłopak którego zabiła za dezercje jeszcze kilka chwil temu wstał powolnie. Podszedł do niej i uderzył ją w ramię. Oboje sie zaśmiali.

- Oh nie. To Alishka Kurwa Wojny. Uciekajmy.

Udawał przerażonego martwy chłopak. Wyciągnął sobie topór z hełmu i oddał go kobiecie. Ta zaczepiła go na pasie odpowiadając:

- Nie poszczaj sie Batt. Słyszałam że potrafi wyczuć twój strach a jak sie posikasz to ci jaja utnie.

- Nie mów tak. Wiesz że to krzywdzi mnie niezwykle psychicznie.

- Żebyś ty jeszcze wiedział co połowa tych słów znaczy głąbie.

W wesołym nastroju wrócili do reszty martwych i zaczęli sprzątać. Martwi wrogowie którzy wstawali by zabijać prawdziwego wroga teraz przebierali sie spowrotem w swoje zimowe stroje. Dużo z nich narzekało że ci pustynni debile nie potrafią sie ubierać. Zmazywane w śniegu były barwy wojenne i inna kosmetyka która nadawała martwym martwości.

- Skądżeś wiedziała że akurat dzisiaj bogowie ześlą śnieżyce?

- Możnaby powiedzieć że sama ją sobie zesłałam.

Batt nie wiedział do końca o co chodziło kobiecie ale nie musiał. Ona wiedziała co ma robić. Wszystko było zaplanowane. Od urodzenia aż po śmierć. Zerknęła w stronę wschodu skąd wiał wiatr, tam, daleko o ponad kilometr u podnóża gór robiła hałas kompania Omóra. Stamtąd wysyłali kruka z klepsydrą jeszcze kilka dni temu by wymierzyć czas. I to właśnie prędkość ptaków pozwoliła przewidzieć prędkość wiatru. A kilku uczonych wyliczyło drogę. Tak. Prawie równo jeden i pół kilometra. Ognie sygnałowe skryte w lesie za miastem ciągnące sie w linii aż do gór zostały wygaszone przez śnieg. Teraz ludzie sprzątali je aby ukryć cwany plan Alishki.

Lud tępy i niedouczony nazwał ją Dziwką Wojny...

...choć bardziej trafnie byłoby ją nazwać bogiem tego świata.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro