Środek '4
Achilles, gdy tylko usłyszał moje słowa pobladł. Jego mina pokazywała rozpacz? Ale dlaczego?
Nie powinien się mną martwić, ktoś taki jak ja zepchnie go na dno, na samo dno morza, z którego żadne z nas nie da rady uciec.
Ciężkie fale goryczy jedynie zatopią nasze ciała, a te wypłyną martwe, bez duszy w środku na powierzchnie, by pokazać okrutną historię dwójki nastolatków.
Gdzie jeden nie powinien tam nawet trafić, bowiem, jedynie był związany z drugim przyjacielską relacją.
A drugi nie potrafił unieść na swoich barkach młodocianej zbrodni, która sprawiła, że znalazł się na tym dnie i pociągnął innych na nie.
Nie chciałbym, by Achilles znalazł się na tym dnie, gdzie ja nie będę mógł go uratować, bo sam będę się topił w przykrych wspomnieniach, od których nie mogę uciec.
A słowa mojego ojca niczym potwory morskie będą atakować moje ciało, nie dając szans oraz nadzieii na ratunek.
- Patroklosie...- zaczął - czy ja mogę jakoś..--
Chamsko mu przerwałem, mówiąc suche i bezuczuciowe "nie".
Troche mi głupio, że to zrobiłem, ale ja naprawdę nie chcę go widzieć na tym smutnym dnie, na które nigdy nie powinien trafić. To nie miejsce dla niego, jest zbyt ładny, oczywiście mówię o jego charakterze i usposobieniu, jego charakter oraz pogoda ducha to nie miejsce na zimne odchłanie wody, nie mówię też oczywiście , że Achilles jest brzydki - bo nie jest. Jego oliwkowa karnacja i blond włosy są cudowne, jeszcze jego skóra jest tak delikatna i zadbana. Może gdybym był dziewczyną, to też bym krzyczał za nim przez pół korytarza. Ale nie jestem, a nie mam upodobania w mężczyznach.
- Wszystko dobrze? - zapytał po czasie, gdy zauważył, że wgapiam się w niego od paru minut, zmieniając co chwilę ekspresję.
- Yhy, zamyśliłem się tylko, nie ważne - odpowiedziałem ochryple, podnosząc się. - Idę do pokoju, jak coś - dodałem.
- Zachowujesz się jakbyś się zakochał we mnie - powiedział Achilles, "puszczając mi oczko" i uśmiechając się jak idiota w moją stronę. Moja mina z obojętnej szybko przybrała barwę obrzydzonej.
- Debilu, dosłownie chwilę temu powiedziałem ci, że chcę umrzeć, a ty mi wyjeżdżasz tym, że miałem się w tobie zakochać? - Oburzyłem się. - po drugie, moje serce dalej jest za karaluchillesem - powiedziałem, śmiejąc się delikatnie, bo jednak nadal nie byłem w humorze na żarty, no tak w połowie. Bo może ten blondynek nie jest rozgarnięty, a inteligencją (w mojej opinii) to on napewno nie przewyższa przeciętnego kowaleskiego po OHPie, to jedno musimy powiedzieć głośno - Achilles ma talent do naprawiania atmosfery, nawet po takiej rozmowie.
- JEZUU, PRZESTAŃ, NIE BĘDĘ Z ŻADNYM KARALUCHEM - wydarł się blondasek. - SAM Z NIM BĘDZIESZ.-
- Jak będę z kimś takim jak ty w życiu, to będę musiał przyznać ci rację, że będę z karaluchem.- Tutaj przerwałem. - W sumie, ty możesz być moim karaluchem - mówiąc to przygryzłem wargę.
- Ale z ciebie bad bo--- HEJ. - wydarł się oburzony.
- Czyli mnie odrzucasz?.. -
- TEGO AKURAT NIE POWIEDZIAŁEM
- co.
- czekaj, co ja powiedziałem?‐‐
---
Tego comebacku nikt się nie spodziewał, rozdział 2/10, no ale muszę jakoś wybrnąć z tej sytuacji by było ciekawiej w nastepnym rozdziale.
Następny rozdział? Może być i po egzaminach w maju... ;>>
No i ogólnie to tak. Przepraszam, że tyle mi zajęło napisanie tak krótkiego i durnego rozdziału.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro