Rozdział 27 Droga bez wylotu
POV Dekashi
- Kurestwo w moim domu!!!!!??? – Po raz pierwszy widziałam Fugaku w takiej furii . Gdyby miał przy sobie pistolet ewidentnie by nas zastrzelił na miejscu.
- Jak śmiałeś! To twoja matka! – krzyczał patrząc na Sasuke, który szyderczo się zaśmiał
- Moja matka od lat leży w piachu i nawet to jest lepsze niż życie z tobą!
- Nie daruje wam tego!!! Zniszczę was! A ciebie w szczególności!!!- tu spojrzał na mnie adresując ostatnie zdanie.
Myślałam, że rzuci się za chwilę na syna albo da upust dalej swoim wrzaskom i groźbom, ale zamiast tego wypadł z gabinetu jak oparzony. Nim zniknął zobaczyłam jak jego twarz wykrzywia się w okropnym grymasie
- zostań tu – Sasuke nawet nie słuchał moich protestów tylko wybiegł za ojcem, cały kipiący ze złości. Szybko się „ogarnęłam" po czym pobiegłam za nimi. Nim jednak zdążyłam ich dogonić usłyszałam huk, przekleństwo, a następnie zobaczyłam jak Fugaku leży nieprzytomny na podłodze, a nad nim Sasuke.
Pobladłam...
- Co ty zrobiłeś...- wyszeptałam bojąc się, że go zabił i teraz pójdzie siedzieć
- Nawet nie zdążyłem go tknąć – odparł brunet – w pewnym momencie zachwiał się i podparł o komodę, po czym stracił przytomność.
- Trzeba wezwać karetkę- w amoku zaczęłam szukać telefonu, ale Sasuke złapał mnie za rękę
- Zostaw... niech zdycha. Zasłużył na to...
Miałam przez chwilę impuls by zignorować to co mówi brunet, ale gdy spojrzałam na leżącego Fugaku w korytarzu, przypomniało mi się jakie piekło ostatnio mi zgotował.
Zagłuszyłam wyrzuty sumienia. Patrzyliśmy jak mężczyzna leży bezwładnie na podłodze, ale dokładnie w tym momencie w korytarz weszła jedna z pokojówek. Widząc swojego pracodawcę w takim stanie zaczęła krzyczeć wołając o pomoc. Zbiegło się resztę służby i nie było już innej rady jak wezwać pogotowie, by nikt nawet nie pomyślał, że planowaliśmy pozwolić mu umrzeć...
POV SASUKE
To była jakaś paranoja... przez wzgląd na pokojówki musiałem udawać, że martwię się o tego gada. Nawet jechałem z nim w karetce. Teraz Siedzieliśmy na szpitalnym korytarzu razem z Deki czekając aż dojedzie Itachi, a lekarze ratowali życie ojca.
W międzyczasie Madara załatwiał nam mieszkanie w którym przeczekamy i ukryjemy się na dwa tygodnie. Wiedziałem, że musimy szybko zniknąć nim ojciec zdąży rozpowiedzieć wszystkim co się stało. Gdybyśmy nie zdążyli klan zjadłby nas żywcem. Nie mogłem na to pozwolić. Tak niewiele nas dzieliło od wolności, spokoju i wspólnego życia. Gdyby ojciec nie wrócił wcześniej wszystko potoczyłoby się gładko, a tak nie wiedziałem czy uda mi się uratować Yumi.
Oczywiście nie powiedziałem tego Dekashi, bo gotowa była spłonąć na stosie za swoją siostrę, a ja nie mogłem na to pozwolić. Zapewniłem ją, że bez względu na sytuację uciekniemy wszyscy. Najlepiej dla wszystkich byłoby gdyby ojciec nie przeżył....
- Co z nim? – Itachi wparował na oddział pytając mnie o stan ojca
- Operują go, ale nie wiedzą czy przeżyje. Udar w jego wieku może mieć różne skutki – odparłem odciągając go by Deki nie słyszała naszej rozmowy.
Siedziała przygnębiona na krześle i blada nie odzywała się.
- Jest jeszcze coś- powiedziałem do brata, któremu nerwowo drgnęła brew.
- Powiedz, że to nie ma z tobą żadnego związku- westchnął błagalnie wiedząc, że ma.
- Widział nas... mnie i Dekashi...
Przez Twarz Itachiego przebiegło wiele emocji jednocześnie. Mój brat zawsze emanujący spokojem coraz bardziej nie wyrabiał nerwowo.
- Ja poprostu nie wierzę co z ciebie wyrosło Sasuke... to, że zawsze wplątywałeś się w kłopoty było oczywiste, ale TAKIE!? I to na dodatek wciągasz w nie coraz więcej osób. Jak ojciec się ocknie to każe was ukatrupić na miejscu!
- Więc miejmy nadzieję, że się nie ocknie, a jeśli nawet to zdążę razem z Deki znikać.
- O czym ty mówisz? Doskonale wiesz, że ojciec przeszuka nawet mysią norę by was znaleźć.
Miał rację, ale ja miałem asa w rękawie. Opowiedziałem bratu co zamierzałem zrobić przed tą całą aferą i jak nasz plan się pokrzyżował, ale dalej mógł dojść do skutku. Był tylko jeden mankament.
- Yumi...a co z Yumi?- widziałem, że pyta z lekkim przestrachem.
Przywiązał się do niej, a nawet śmiałem twierdzić, że obdarzył ją jakimś uczuciem, mimo że nawet nigdy nie usłyszał jej głosu. Miałem wrażenie, że świadomość, że już nigdy może nie zobaczyć młodszego brata była mniej wstrząsająca niż fakt, że nie zobaczy dziewczyny w śpiączce... ale to ja w rodzinie uchodziłem za tego dziwnego...
- Nie mogę teraz nigdzie przewieźć Yumi. Za duże ryzyko że nie przeżyje. Nowe miejsce, które przygotowuje Madara nie jest przystosowane pod kątem warunków dla niej. Jednak wiem, że gdy znikniemy ojciec będzie chciał się zemścić, a wie że to Yumi jest słabym punktem w tej grze.
- Nic jej nie zrobi...zadbam o to – odparł poważnie mój brat, a ja wiedziałem że dotrzyma słowa.
Gdy już chciałem odejść i usiąść przy roztrzęsionej białowłosej Itachi złapał mnie za ramię i powiedział:
- Nie czekajcie na to co z ojcem. Ukryjcie się już teraz
- za późno- wyszeptałem widząc jak do korytarza wchodzi Tijama Uchiha razem z moim kuzynem.
- Dlaczego do mnie nie zadzwoniliście!- warknął na mnie i Itachiego – przywódca klanu walczy o życie, a ja dowiaduje się tego od byle jakiej pokojówki!?
- Jeszcze go operują wuju, byliśmy w szoku, a jednocześnie liczyliśmy na to, że ojciec wydobrzeje – odparł Itachi oddając ojcze Madary przepraszający ukłon.
Madara zerknął na mnie zdenerwowanym wzrokiem. Już po tym wiedziałem, że nie zdążył wszystkiego załatwić bo jego ojciec się dowiedział o Fugaku i ściągnął syna krzyżując nam doszczętnie plany.
Zdawałem sobie sprawę, że skoro Tijama zaangażował się w tę sprawę, to jako zastępca przywódcy klanu jest gotowy na jego przejęcie, a wtedy dopiero zacznie się piekło. Był dociekliwy i niezwykle inteligentny. Jako nowy przywódca zapewne przepytałby wszystkie pokojówki w sprawie ojca, a jeśli którakolwiek coś słyszała, powie. Nawet opłacenie jej milczenia wyszłoby na jaw. Tijama miał w sobie coś co zmuszało ludzi do mówienia prawdy. To przez to Madara nie miał łatwego życia i fakt, że był tak radosnym człowiekiem było cudem...
Mój mózg musiał przetworzyć setki informacji, szukał luki którą mogliśmy wykorzystać by się uratować. I dokładnie w tym momencie podszedł lekarz ojca, który go operował.
POV DEKI
Doskonale zdawałam sobie sprawę z sytuacji w jakiej się znaleźliśmy, a było już tylko coraz gorzej. Pojawienie się Tijamy nie tylko nam komplikowało życie, ale wszystkim obecnym w korytarzu. Gdy zza horyzontu pojawił się lekarz Fugaku, spięłam wszystkie mięśnie jak zwierzę, które wie, że za chwilę otrzyma ostateczny cios.
- Państwa ojciec żyje- powiedział lekarz, kładąc dumnie rękę na ramieniu Sasuke, który tak jak ja na pewno rozpadał się od środka.
- Była to niezwykle skomplikowana operacja, bo jednocześnie prócz udaru dostał zawału serca. Musieliśmy działać szybko i zdecydowanie.
-"Udar i zawał jednocześnie a mimo to dalej żyje... to nie jest człowiek a jakiś mityczny potwór”- pomyślałam ironicznie słuchając dalej lekarza
- W jakim dokładnie jest stanie? Jest przytomny? – zapytał Sasuke starając się być jak najbardziej naturalnym
- Cóż... Musieliśmy poczekać aż się wybudzi z narkozy dlatego to tak długo trwało. Stan jest dość kiepski, ale dzięki rehabilitacji może się znacznie poprawić
- Konkrety proszę – tu Tijama nie wytrzymał napięcia. Był wspólnikiem Fugaku i jego przyjacielem, ale teraz gra tu toczyła się o władzę.
- Jest przytomny, jego mózg rejestruje co się dzieje wokoło, ale nie może się ruszać ani mówić.
- Co to znaczy!?
- To znaczy, że jest uwięziony we własnym ciele. Nie może sam jeść i się komunikować ani ruszać. Ale może sam oddychać i jego umysł dalej działa sprawnie jak przed wypadkiem
-" czyli może los potrafi czasem być sprawiedliwy – pomyślałam zdając sobie sprawę, że nasza tajemnica jest bezpieczna. Przynajmniej ze strony Fugaku.
- Czy ojciec przechodził na chwilę przed wypadkiem jakieś silne stresy? – lekarz uzupełniał wywiad rodzinny.
- Nie – odparł Sasuke perfekcyjnie kłamiąc, widziałam że jemu również ulżyło. Myśleliśmy, że jesteśmy bezpieczni, ale jak to zwykle było w naszym przypadku była to cisza przed burzą...
POV SASUKE
Zupełnie nie pojmowałem jak życie może nas tak kopać po dupie. Zamiast bezpieczeństwa ciągle mieliśmy nad sobą wizję szubienicy. Siedziałem właśnie w pokoju z Madarą i obmyślałem jak wybrnąć z tej patowej sytuacji.
Odkąd Tijama wplątał się nam w scenariusz wszystko szło nie po naszej myśli. Wzburzał cały klan, by powołać nowego przywódcę bo pomimo iż obecny żyje jest całkowicie niezdolny do wykonywania swoich obowiązków. Logicznym byłoby by to Itachi jako syn obecnego przywódcy nim został, ale wiedziałem dokładnie, że jad sączony przez wuja sprawi, że zbyt mało osób nas poprze. Itachi był jeszcze zbyt młody, a na dodatek nie miał żony. Nie bez przyczyny mój ojciec się ożenił chcąc ustabilizować swoją pozycję.
Ojciec Madary walczył o przywództwo nie tylko dla siebie, ale i dla niego. To jego syn byłby wtedy w kolejce do tego zaszczytnego stanowiska, a potem wnuki i tak dalej. Mimo że współpracował z ojcem, zawsze było widać, że chętnie zajmie jego miejsce.
- No to musimy zniknąć teraz – powiedziałem do kuzyna, który nie zamierzał być przyszłą głową klanu.
- Nie da rady. Ojciec nie dowierza, by wuj tak poprostu bez żadnej przyczyny doprowadził się do takiego stanu. Planuje przesłuchać naszych kontrahentów z którymi się spotykał, obsługę w hotelu i całą służbę tutaj. Wiesz, że jako emerytowany detektyw ma bzika na punkcie zagadek i masę znajomości by coś wyhaczyć. Jeśli znikniecie będziecie pierwszymi podejrzanymi, a wtedy... nie chcę nawet o tym myśleć. Na dodatek nie wiemy czy któraś z pokojówek nie słyszała waszej kłótni. Starałem się je wypytać delikatnie, ale jeśli będę bardziej naciskał będzie to już mega podejrzane. Tak czy inaczej nie ma dobrego rozwiązania Sasuke. Jedynie co by uratowało sytuację, to przejęcie władzy przez Itachiego i jego szybki ożenek. Ciebie klan nie poprze bo jesteś zbytnim lekkoduchem według opinii publicznej i każdy wie, że nie sypiasz z żoną.
- A fakt, że ty tez nie i masz kochankę na boku im całkowicie umknął? – zironizowałem
- Nie, ale mój ojciec nie leży jak świeże warzywo w szpitalu, tylko porywa tłumy swoją osobowością. Pewnie mydli wszystkim oczy, że jeśli go poprą zmusi mnie bym dał mu dziedzica... albo sam zapłodni Karin dla dobra ogółu...
Obaj wzdrygnęliśmy się na to stwierdzenie doskonale zdając sobie sprawę, że w ostateczności tak mogłyby się potoczyć te losy.
- Cały klan już popiera twojego ojca? – zapytałem po chwili
- Nie...część głów rodzin chce swoich korzyści, a zwłaszcza tych którzy mają córki. Chcą wykorzystać Itachiego i dać mu przywództwo po czym wtrynić mu za żonę swoją córkę. Jednak według prawa klanowego syn nie może przejąć władzy po ojcu jeśli ten jeszcze żyje. W wypadku, gdy jest niezdolny do przywództwa, władze obejmuję jego zastępca. To wszystko jest tak pochrzanione, że jestem w szoku jak Itachi jako prawnik to ogarnia. Mój ojciec, gdy raz zdobędzie władzę już jej wam nie odda. Na dodatek jeśli zdobędzie poparcie klanu będzie nie do ruszenia.
Westchnąłem doskonale rozumiejąc już, że istnieje tylko jedno wyjście.
- No to nie mam innej możliwości
- O czym ty mówisz? – zapytał kuzyn
- Muszę go zabić... dla dobra nie tylko mojego i Dekashi, ale całego klanu. Gdy twój ojciec przejmie władzę, nie będzie już miejsca na jakiekolwiek odstępstwa od zasad i reguł. Ja i Deki możemy nie wyjść z tego cało, Itachi dalej będzie robolem korporacji Uchiha, a ty będziesz zmuszony tańczyć jak ci zagra ojciec bo dobierze się do Sory, o której pewnie wszystko wie. Będziesz z nią w takim samym potrzasku jak ja z Deki.
Cisza... ogarnęła nas cisza. Obaj zdawaliśmy sobie z tego sprawę, ale wypowiedzenie tego na głos było koszmarne.
- Jeśli kogoś wynajmiemy, może to się wydać
- Nie zamierzam cię w to wplątywać Mada. Ani nikogo innego. Sam się tym zajmę. Jestem to winny ojcu. Jutro odwiedzę go w szpitalu...
Musiałem sobie wszystko poukładać na spokojnie. Czy przerażał mnie fakt, że zabiję własnego ojca? Na ten moment nie. Schowałem wyrzuty sumienia głęboko w kieszeń wiedząc, że na to zasłużył. Robiłem to dla nas wszystkich... nie sadziłem jednak, że moją rozmowę z Madarą podsłuchuje Dekashi, która siedziała cicho skryta w bibliotece pomiędzy regałami, a to doprowadzi do tragedii...
POV DEKASHI
Gdy wyszli z biblioteki ja dalej cała zesztywniała dalej siedziałam skulona w kącie. Informacje aż pulsowały w moim mózgu, a serce o mało co nie wyskoczyło z piersi. Nie mogłam pozwolić, by Sasuke tak się poświęcił. Miałam złe przeczucie co do tego. Najpierw chciałam za nim pobiec i błagać by zmienił zdanie, ale wiedziałam doskonale, że tego nie zrobi... mieliśmy za dużo do stracenia. Przez ostatni tydzień nie mieliśmy też zbytnio chwili dla siebie. Tijama na pewno kazał służbie obserwować domowników czy się nie zachowują jakoś dziwnie i donieść mu w razie potrzeby.
Musieliśmy być ostrożni. Jednak jednej nocy gdy przytulaliśmy się w ogrodzie, Sasuke powiedział coś co sprawiło, że całkowicie byłam przekonana o jego miłości
„Choćby cały świat stanąłby nam na drodze i tak go pokonam. Nawet jeśli miałbym za to trafić do piekła".
Było to piękne zarazem, ale i niebezpieczne. Głównie dla niego samego. Tak bardzo chciał mnie chronić, że był gotów żyć z okropnymi wyrzutami do końca swych dni. Nie mogłam na to pozwolić. Ja miałam do stracenia mniej...
Wchodząc do pokoju Yumi popatrzyłam na moją siostrę jak błogo śpi. Czasem miałam jej za złe, że być może śni o czymś pięknym podczas gdy tu się wszystko wali. Jednak teraz dziękowałam niebiosom za jej spokojnie wyglądającą twarzą. Chciałam by się obudziła, ale nie na ten moment. Gdyby zobaczyła to cale bagno załamałaby się. Była bardzo delikatna... pogładziłam jej policzek po czym go ucałowałam.
- Wybacz mi Yumi... tak bardzo chciałam cię chronić przed światem, a to ja byłam twoim najgorszym koszmarem. To ja sprawiłam, że twoje oczy się zamknęły, a teraz nie możesz się obudzić. Wybacz mi siostrzyczko... czując, że za moment się rozkleję na dobre wyszłam z jej pokoju. Musiałam działać trzeźwo i stanowczo.
Idąc do łazienki uczesałam się w ciasny kok i zmyłam resztę rozmazanego makijażu z twarzy. Z apteczki wyjęłam strzykawkę. Był w niej lek wzmacniający dla mnie. Po incydencie z tabletkami i pogotowiem lekarz zalecił mi je przez kolejne trzy miesiące w celu wzmocnienia i oczyszczenia organizmu. Teraz schowałam jedną do torebki i wyszłam by odwiedzić swojego męża.
Nawet nie zarejestrowałam, że już stoję przed jego salą. Całą drogę byłam pochłonięta myślami. Postanowiłam, że to ja zabije Fugaku. Mnie pewnie Tijama i tak podejrzewał najbardziej. Widać przecież po mnie było, ze nie pałam zbyt wielkim uczuciem do męża. Nie mogłam jednak pozwolić by powiazał ze mną Sasuke i odkrył nasz romans. Musiałam go chronić tak jak on do tej pory mnie.
Od wypadku byłam u męża tylko raz... potem mówiliśmy wszystkim, że to dla mnie zbyt trudne patrzenie na niego w takim stanie. Bajeczka dla mas.
Teraz dochodziła godzina 20.00, wizyty teoretycznie się już skończyły, ale ja przemknęłam niezauważona. Wiedziałam, że pani z recepcji prędzej czy później musi wyjść do toalety, a obchód lekarzy zaczynał się dopiero za godzinę. Miałam więc około czterdziestu minut by zabić Fugaku...
Usiadłam przy jego łóżku i chwyciłam jego głowę tak by patrzył na mnie centralnie. Nie spał. Jego źrenice zwęziły się na mój widok.
- Nie dziwię się, że jesteś zaskoczony. Gdyby nie ważny powód nie przyszłabym tu - odparłam na jego nieme pytanie.
Spojrzałam mu głęboko w oczy, starając się wykrzesać w sobie jakieś współczucie. Nie miałam go.
„ a wiec to chyba ja jestem potworem" pomyślałam wzdychając.
- Pamiętasz Fugaku jak po jednym z twoich...gwałtów na mnie powiedziałeś, że współczujesz mojej siostrze że jest zależna od innych? Że jest przyczyną moich problemów mimo że tak na prawdę nie ma na to wpływu? Cóż... obecnie z tobą jest podobnie. – zaczęłam wyjmując strzykawkę z której wypompowałam lek, a obecnie zasysałam powietrze.
Oczy mojego męża zaszkliły się łzami. Nie cierpienia czy bólu ale strachu. Doskonale wiedział co planuję.
- wiele razy powtarzałeś mi, że by coś osiągnąć trzeba wiele poświęcić. Nauczyłeś mnie tego, dlatego dziś poświęcę ciebie, swojego męża by osiągnąć święty spokój. Czy nasze relacje mogły być inne? Przyjacielskie? Mogły...ale ty ze mnie zrobiłeś swoją dziwkę, traktowałeś niegodnie. - kontynuowalam, zrzucajac z siebie ciężar zycia z nim
-Nie miałeś litości dla nikogo ze swoich bliskich. Nawet dla pierwszej żony, która z tego co słyszałam naprawdę cię kochała... wyobraź sobie, że kiedyś gdy pilnie wyjechałeś do kancelarii i zostawiłeś otwarty swój gabinet poszperałam w nim trochę... chciałam znaleźć coś na ciebie w razie, gdybyś chciał się pozbyć mojej siostry z domu. Życie nauczyło mnie, że nie warto ufać ludziom u władzy w ich obietnice bo zawsze je zmieniają. I takim sposobem znalazłam twój pamiętnik...
Tym razem źrenice mojego męża się rozszerzyły.
- Musze ci powiedzieć, że zupełnie nie masz stylu do pisania ani umiejętności. Może dlatego też tak mało stron było zapisanych. Ale jeden wątek szczególnie przykuł moją uwagę. Fragment, gdzie każesz lekarzowi zaprzestać leczenia Mikoto. Mimo że informował cię on o tym, że może znacznie przedłużyć jej życie ty z tego zrezygnowałeś. A dlaczego? Bo twój przyjaciel Tijama, powiedział że widział ją jak obściskuje się ze swoim przyjacielem przed jego domostwem... serio Fugaku? Tak zaślepiła cię zazdrość, że nie widziałeś różnicy pomiędzy przyjacielskimi relacjami, a romansem? Opisanie zlecenia zabójstwa jej przyjaciela, krótko po jej śmierci, a także wyjście po latach nowych szczegółów, że ów przyjaciel był homoseksualistą i nie mógł posuwać twojej żony był zapewne szokiem. Mikoto chroniła tylko sekret przyjaciela, a ty zabiłeś ich oboje bo sadziłeś na podstawie plotek, że przyprawiają ci rogi... na dodatek spisałeś to wszystko... wielokrotnie zastanawiałam się czemu...czyżbyś chciał zrzucić z siebie tę okropne brzemię? Jeśli tak, to trzeba było lepiej pilnować swojego sekretu. Nie ujawniłam go tylko z jednego powodu. By Sasuke i Itachi nie cierpieli mając pełną świadomość, że to ich ojciec zabił ich kochaną matkę. – gdy mówiłam łzy z oczu Fugaku płynęły jak potok.
Tylko ta reakcja byla pod jego kontrolą. Teraz widziałam w tych łzach całą gamę uczuć. Żal, złość, żałość poczucie wstydu i winy. Gdy znalazłam ten pamietnik i go przeczytałam chodziłam jak struta po domu przez tydzień. Dotarło do mnie z kim mieszkam i jak niebezpiecznym jest człowiekiem i jak muszę uważać na Tijame. Ograniczyłam wtedy kontakty telefoniczne z Takumim by przypadkiem nie spotkało go to co przyjaciela Mikoto. Nie mogłam też powiedzieć o tym Sasuke ani Itachiemu... to by ich dobiło. Pozwoliłam sobie tylko zrobić zdjęcia stron z pamiętnika a telefon ukryłam w skrytce pod podłogą. Próbowałam o tym zapomnieć, ale świadomość że ta kanalia Pozwoliła umrzeć kobiecie która go kochała była straszna. Teraz mogłam mu to powiedzieć prosto w twarz.
- ale nie martw się, pomogę ci odpokutować za swój czyn tak jak pragnąłeś pisząc na kartkach pamiętnika. Zabije cię druga żona dla wyrównania rachunków- gdy to powiedziałam wstrzyknęłam pęcherzyk powietrza do jego wenflonu.
"Nim trafi do serca miałam kilka minut" - pomyslalam
- żegnaj Fugaku – powiedziałam wstając chcąc odejść, ale gdy się odwróciłam to moje serce stanęło. Na gorącym uczynku przyłapał mnie nikt inny jak sam Tijama Uchiha...
Gwiazdeczki! Naczekaliscie sie aż 2 tygodnie dlatego dostajecie megaaaa dlugi rozdział xD
Nie mozecie mnie zabić bo to jeszcze nie koniec opowiadania, a na pewno zechcecie sie dowiedzieć co było dalej? XD przed nami ostatni rozdział. Chce go dopracować, ale tez nie chce byście czekali tak długo wiec juz biorę sie za psianie! XD
Ale powiedzcie, spodziewaliście się takiego obrotu spraw? XD
Kocham!
Wasza/Twoja
Juri/Deki
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro