Rozdział 18 Koszmar
Zapraszam do video. Stara piosenka ale dla mnie niezwykle sentymentalna i pasująca do sytuacji...
Trzymając się jego ramienia miałam wrażenie, że upadnę. Szliśmy wieczność do tego cholernego ołtarza, a ja miałam irracjonalną nadzieję, że nigdy tam nie dojdziemy.
Mój niepokorny charakter wyrywał się z mojej duszy, chciał dać upust emocjom, uciec i wykrzyczeć wszystkim w twarz co o nich myślę. Na próżno jednak układałam różne scenariusze w mojej głowie. Musiałam być pokorna niczym pies na łańcuchu, a to wszystko dla Yumi. Tak bardzo ją kochałam, tak bardzo czułam się winna sytuacji w jakiej się znalazła, że odrzuciłam miłość swojego życia.
Spojrzałam delikatnie na niego. Prowadził mnie na rzeź i doskonale o tym wiedział. Cierpiał. Podobnie jak ja, a z każdym krokiem jego twarz pochmurniała coraz bardziej. Po raz ostatni mogłam być tak blisko niego... z ogromnym bólem puściłam jego dłoń, by stanąć przy moim narzeczonym. Zamarłam niczym słup soli.
Nie słuchałam i nie przyswajałam słów całej ceremonii. Resztkami sił jakie mi zostały, zmuszałam się by zostać na miejscu.
Dla niej... wiedziałam, że jestem jej to winna, że zrobiłaby dla mnie to samo... jednak, gdy nadszedł moment „ ogłaszam was mężem i żoną, możesz pocałować pannę młodą” myślałam, że zemdleje... Fugaku nachylił się, a ja instynktownie zamknęłam oczy.
Nie chciałam nawet tego zarejestrować, ale mój mózg i tak przyjął bodźce dotyku. Jego szorstkie usta połączyły się z moimi. Myślałam, że zwymiotuje. Na dźwięk oklasków otworzyłam oczy i spojrzałam na Itachiego, który swoim spojrzeniem chciał dodać mi otuchy. Nie dodał. Nikt nie był w stanie tego zrobić. Moje życie się skończyło, a świat był teraz piekłem. Piekłem na którym musiałam egzystować...
...............
Życzeń nie było końca. Stałam i z bladym uśmiechem przyjmowałam je wszystkie. Gdy podszedł Takumi i złożył szacunek mojemu już „mężowi” spojrzał na mnie i zapytał:
- Czcigodny Fugaku, jak zapewne wiesz wychowałem się z twoją żoną i jestem dla niej niczym brat. W związku z tym chciałbym zapytać czy mogę ją uściskać w tym jakże szczęśliwym dniu, pomimo że etykieta tego nie pochwala?
„To nie przejdzie" pomyślałam, wiedząc jak Fugaku ceni etykietę i zasady.
Jakże byłam w szoku, gdy ten skamieniały człowiek uśmiechnął się i powiedział:
- To jeden z najpiękniejszych dni i z racji tego, że zapytałeś w tak honorowy sposób udzielam na to zgody. W końcu jest dla Ciebie jak siostra, a rodzina może okazywać uczucia publicznie.
Widać nie tylko mnie zatkało... Takumi jednak dalej trzeźwo myślał i korzystając z okazji mocno mnie objął.
- Jesteś bardzo dzielna Deki... Yumi ma szczęście, że Cię ma.
To jedno zdanie i dotyk bliskiej osoby, wlał odrobinę otuchy w moje serce w tej sytuacji. Zaraz po nim przetoczyła się masa innych gości. W tym mój ojciec i matka. Patrzyłam na nich z nienawiścią. Nawet nie słuchałam pieprzonych życzeń. Nadszedł jednak moment, gdy moje serce znów zamarło.
Zgodnie z tradycją, ostatni podeszli Sasuke z Itachim, klękając i kłaniając się nam.
- Ojcze, matko – zaczął Itachi- Jesteśmy niezwykle szczęśliwi z zaistniałej sytuacji. Oby nasz klan cieszył się waszym długim panowaniem.
Fugaku kiwnął z aprobatą na niego, po czym zerknął na drugiego syna i zapytał
- A ty nic nie powiesz Sasuke?
Brunet lekko uniósł głowę i odparł:
- Jest wiele słów ojcze które chciałbym powiedzieć, ale nie potrafię idealnie ich ująć w słowa, dlatego przyjmijcie wszelkie zaszczyty i honory.
Jego głos był niezwykle formalny podobnie jak cała formułka którą powiedział. W sumie czego innego mogłam się spodziewać. Patrzyła na nas masa osób, a synowie Fugaku musieli dać dowód poparcia jego władzy i oddać szacunek nowej małżonce.
Fugaku teraz rozejrzał się po reszcie zebranych i powiedział
- Przyjaciele... rad jestem, że w tym jakże wyjątkowym dniu jesteście tu razem z nami. Jest to dowód waszej lojalności i wsparcia, a także szacunku dla klanu. Od dziś będzie on pełniejszy o jedną osobę – tu spojrzał i wskazał na mnie – o moją małżonkę. Wielu zapewne dziwiło moje ponowne małżeństwo. Inni być może nie rozumieli istoty tego czynu. Zrobiłem to by nasz Klan był pełniejszy, silniejszy. Jestem pewien, że od dzisiaj Dekashi Uchiha będzie godnie nosić nasze nazwisko, a także będzie wypełniać wszelkie swoje obowiązki i powinności. A teraz moi drodzy towarzysze, zapraszam was do stołu, gdzie będziemy mogli cieszyć się swoim towarzystwem i wyśmienitymi potrawami.
Poszłam za nim niczym skazaniec do stołu. Dopiero teraz sobie uświadomiłam, że obok mnie siedzi...Sakura.
Synowie Fugaku siedzieli po naszych obu stronach i los chciał, że młodszy ze swoją narzeczoną mieli przydział siedzieć przy mnie... myślałam, że gorzej już być nie może.
Rozejrzałam się po reszcie gości. Takumi z Ten Ten siedzieli dość daleko, moi rodzice zupełnie na szarym końcu co zupełnie mi nie przeszkadzało, a Madara z miną jakby go coś bolało trafił kilka krzeseł dalej. Jego żona mówiła mu coś na ucho, co ewidentnie mu się nie podobało bo gestem ręki kazał jej zamilknąć. Kiedyś marzyłam o wielkim weselu, pięknej sukni i dobrej orkiestrze, dziś cieszyłam się że Fugaku nienawidził tego typu „komercji" i postanowił na tradycyjny klanowy obiad.
Mimo że dania wyglądały wybornie, nie mogłam niczego przełknąć, wszystko stawało mi w gardle.
- Sasuke skarbie, spróbuj tej sałatki – usłyszałam jak Sakura zwraca się do bruneta, który udawał do tej pory że jej nie widzi.
- Zostaw mnie w spokoju – warknął z cichą nienawiścią, którą dziewczyna może by dostrzegła, gdyby nie fakt, że miała IQ marchewki...
Po pewnym czasie łaskawie odwróciła się do mnie i wyszeptała
- Dekashi, to takie emocjonujące nieprawdaż?
- sałatka? Nie wiem jak u ciebie, ale u mnie w domu to normalne zjawisko na stole –
odparłam nie chcąc z nią rozmawiać.
- Nie mówię o sałatce a o sytuacji! Już za tydzień będziesz moją teściową, a jesteś w zasadzie w tym samym wieku
- Jestem młodsza – odparłam z przekąsem popijając wodę.
- Chciałabym byśmy zburzyły stereotyp relacji Synowa Teściowa i zaprzyjaźniły się! – powiedziała, ale doskonale czułam, że ta gadka miała mnie tylko wkurzyć.
- Przykro mi to niemożliwe. Za bardzo cenie tradycje i utarte schematy... - odparłam i odwróciłam od niej głowę dając tym samym do zrozumienia, że skończyłyśmy tę konwersację.
Byłam bliska obłędu.
Patrzyłam na otaczających mnie ludzi, którzy ignorowali moje cierpienie. Bałam się patrzeć na Sasuke, bo w jego oczach widziałam żal i gniew skierowany w moją stronę. Nie miałam mu tego za złe.
Rozumiałam go. Sama bym go zninawidziła gdyby był na moim miejscu, mimo że bardzo lubiłam Itachiego.
To było tak irracjonalne, tak patowe że im więcej o tym myślałam tym bardziej gubiłam się już w tym wszystkim wpadając w otchłań rozpaczy.
Tak pogrążyłam się w swoich myślach, że zupełnie nie zarejestrowałam upływu czasu. Dopiero gdy Fugaku wstał i ponownie podziękował wszystkim za przybycie zorientowałam się, że za oknem jest już ciemno. Zgodnie z tradycją para młoda wychodziła wcześniej z wesela, a reszta gości siedziała do samego rana.
-Chodź Dekashi – usłyszałam głos męża, a strach ponownie zajrzał mi w oczy. Ze łzami, które zdążyłam połknąć wstałam i poszłam za nim wiedząc co mnie za chwile czeka...
POV MADARA
- Ja pierdziele Karin, odwal się ode mnie. Powiedziałem, że nie – warknąłem na żonę cicho by tylko ona mogła mnie słyszeć
- Ale waśnie mam owulacje... przecież twój ojciec dał nam swoje błogosławieństwo. Musisz mieć dziedzica – mówiła jak katarynka, a ja uniosłem rękę by ją uciszyć i dając znak, że koniec dyskusji. To była istna paranoja.
Nie dość, że patrzyłem jak świat mojego kuzyna się rozpada to Karin wisiała nade mną, ze swoją rozbudzoną macicą...
Myślami uciekałem do Sory, która zapewne ze smutkiem ogląda jakiś film w naszym mieszkaniu. Mimo że starała się tego nie pokazywać i mówiła że to akceptuje, ja wiedziałem jak bardzo przeżywa że musiałem ją opuszczać i wracać do żony.
Spojrzałem na Dekashi. Wyglądała jak żywy trup. Dosłownie... trudno się dziwić. Nawet siedziała w beznadziejnym miejscu, pomiędzy mężem, ukochanym i narzeczoną ukochanego.
Sasuke nie wyglądał od niej lepiej. Utkwił wzrok w kieliszku i napełniał go w zastraszającym tempie. Wiedziałem, że jeśli nie zainterweniuje może dojść do rozróby. Sasuke po kilku drinkach robił się drażliwy a wtedy nie trudno było o kłótnie.
Jednak w momencie, gdy chciałem tam podejść mój wuj oświadczył wszystkim że zabiera się już z imprezy. Dla każdego było to jasne, że idzie skonsumować związek. Gdy tylko zniknął w drzwiach z panną młodą, Sasuke poderwał się i ruszył do drugiego wyjścia, biorąc ze sobą butelkę wina. Dałem znak Itachiemu, byśmy za nim poszli co momentalnie wychwycił. Było już za późno na uratowanie Dekashi, ale wiedziałem że mój kuzyn może popełnić jakąś głupotę. Czym prędzej ruszyliśmy za nim do ogrodu, gdzie jak się okazało usiadł na jednej z ławek i zaczął pić na umór...
POV DEKASHI
Cała drżałam... dosłownie trzęsłam się jak owłosiona galareta. Idąc korytarzami posiadłości za Fugaku, zdążyłam niepostrzeżenie wyjąc flakonik z tabletkami.
„Za późno się za to zabrałam” – pomyślałam – „powinnam była wziąć je jeszcze na przyjęciu”
Jednak tak zbłądziłam myślami, że straciłam na to okazje. Musiałam działać szybko. Fugaku nie oglądał się na mnie, dzięki temu mogłam otworzyć fiolkę i wsypać sobie kilka tabletek do ust. Ile? Ze stresu sama nie wiedziałam, ale na pewno kilka.
Czułam jak zalegają mi w przełyku i zaczynają się powoli rozpuszczać pozostawiając gorzki posmak po sobie. Niestety nie miałam pod ręką wody by je popić.
Gdy stanęliśmy przed Sypialnią mojego męża, Fugaku przepuścił mnie przodem. Weszłam powoli nie wiedząc jak się zachować i starając się nie krzyczeć z przerażenia.
Dokładnie w tym momencie usłyszałam jak zamyka drzwi na klucz.
- Dekashi – odezwał się, a ja spięłam się jeszcze bardziej z trudem się do niego odwracając. Spojrzałam na niego. W ręku trzymał kieliszek z winem i mi je podał.
- Napij się, to cię rozluźni – wyjaśnił, a ja automatycznie wzięłam kieliszek i wypiłam wszystko za jednym zamachem.
Obserwował mnie. Bacznie. Gdy odłożyłam kieliszek podszedł i położył dłonie na mojej tali. Myślałam, że zwymiotuje.
- Nie masz się czego bać. Będę delikatny, bo to twój pierwszy raz
Zaśmiałam się ironicznie w myślach co było efektem wypitego wcześniej już wina i strachu który zawsze potęgował we mnie ironię.
Jego dłoń zaczęła gładzić mój policzek, a następnie szyję. Przyciągnął mnie mocniej do siebie.
Czułam się słaba... nie potrafiłam wykrzesać z siebie żadnego słowa. Poddałam się...
„Dlaczego nie mogłam być zmyślna i wymyśleć coś co odwlekłoby to wszystko? Tak jak Szeheryzada opowiadająca baśnie w 1000 nocy, pragnącemu ją posiąść królowi? Ja chyba nie umiałabym tak opowiadać ciekawie jak ona, by facet chciał tak dlugo czekać na konsumpcję...” – pomyślałam uświadamiając sobie, że Fugaku właśnie mnie pocałował.
Tak bardzo chciałam by tabletki zaczęły już działać... tak bardzo chciałam by to się skończyło.
Chciałam uciec gdzieś myślami, ale nie potrafiłam... Nie mogłam też sobie wyobrażać ze to Sasukw mnie całuje bo bym zniszczyła wspomnienia najpiękniejszych chwil mojego zycia, dlatego tak bardzo chciałam się wyłączyć.
Jego język był bardzo natarczywy i nieustępliwy jak sam Fugaku. Póki nie otworzyłam szerzej ust, przyciskał mnie do siebie bardzo mocno. Jego dłonie nie próżnowały, bowiem zaczął mnie pozbawiać każdego elementu garderoby wręcz w piorunującym tempie. Poczułam chłód na moim nagim ciele. Jego dotyk stał się nieznośny, a pożądliwy wzrok odpychający. Wiedziałam, że to dopiero początek a przede mną rozpościera się niekończący się koszmar... koszmar nocy poślubnej z mężczyzną którego nie kochałam...
Uf...postanowiłam na tym momencie skończyć. Nie miałam serca dłużej opisywać tej męki...
Kocham
Wasza/Twoja
Juri /Deki
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro