Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdzial 20 Jeszcze trudniej


POV Dekashi

Minęły trzy dni, a ja czułam jak rozpadam się coraz bardziej.  Nie dość, że co noc musiałam znosić czynne „towarzystwo" męża to jeszcze pełną parą szykowano wszystko do ślubu Sasuke i Sakury.

Jako jego macocha miałam masę obowiązków i oczekiwano ode mnie, że zajmę się przyszłą synową i pomogę jej przygotować się do ślubu.

Zgodnie ze Zwyczajem miałam ją ubrać do ślubu i pomóc się przygotować na noc poślubną. Czy mogło być jeszcze coś gorszego?
Jak struta chodziłam po rezydencji odpowiadając na pytania służby która biegała wokół szykując wszystko na zbliżającą się uroczystość. 

- Jak się trzymasz Dekashi? – to Itachi położył rękę na moim ramieniu i  popatrzył na mnie uważnie

- Jestem niedospana – odparłam zgodnie z prawdą na co westchnął ze zrozumieniem.

- Powinnaś odpocząć...

Spojrzalam na niego blado i po chwili zapytałam ignorując jego spostrzeżenie

- On mnie nienawidzi, prawda?

- Sasuke? Bardziej nienawidzi siebie...

- Nie pokazał się ani razu od ślubu...

- wierz mi... jest w takim stanie, że lepiej go nie oglądać. 

- To wszystko moja wina...

- On mówi to samo o sobie... Dekashi, nie mieliście na to wpływu. Nie mieliście wyboru

- Ja miałam... i go dokonałam – spuściłam głowę w dół

- Żałujesz?

- Nie – odparłam szczerze, a po chwili poczułam jak przyjazne ramiona mnie obejmują.

- Więc zrozum, że nie było innej drogi i przestań się obwiniać. Musisz żyć dalej. Dla Yumi...


Miał rację. Nie mogłam się ciągle użalać nad sobą skoro uratowałam tym samym siostrę. Ona zrobiłaby dla mnie to samo. Wzięłam głęboki oddech. Najbliższe dni miały nie być dla mnie łatwe, jednak postanowiłam dzielnie to znieść.

„Tylko tydzień i zostawię przeszłość za sobą" – powtarzałam w myślach mając nadzieję że jakoś przetrwam kolejny ślub...

...............

- Jesteś dziś bardzo milcząca – zagadnął mój mąż przy śniadaniu. Do tej pory gdy się do mnie odzywał lub zwracał czułam się dziwnie. Na dodatek widziałam jak stara się „zaprzyjaźnić”.

Na codzien do innych jak skała do mnie chciał wykazywać jakieś zalążki człowieczeństwa i sympatii.

- To z powodu tego całego tempa. Mam bardzo dużo obowiązków, a do ślubu zostały dwa dni – odparłam co było częściowo zgodne z prawdą.

- Fakt... jako moja żona musisz dopilnować wielu rzeczy. Niestety nie mogę ci ich odjąć, ale mogę ci to wynagrodzić w inny sposób

Spojrzałam na niego z nie małym zdziwieniem. Fugaku ewidentnie zmartwił się moją osobą...  po chwili kontynuował

- Itachi opowiadał mi o twojej siostrze... postanowiłem sprowadzić ją do rezydencji wraz z całym potrzebnym sprzętem. Lekarz będzie ją doglądał codziennie wraz z pielęgniarką, a ty będziesz mogła odwiedzać ją kiedy zechcesz. Pokój w lewym skrzydle już jest przygotowywany. To mój prezent ślubny dla Ciebie.

Patrzyłam na niego w tym momencie jak na anioła. Miałam wręcz krzyczeć z radości ciesząc się jak dziecko! Moja Yumi będzie przy mnie! Bedzie mieć najlepszą opiekę medyczną i będę mogła ją codziennie odwiedzać. Byłam wdzięczna Itachiemu, że urobił ojca, ale wiedziałam że Fugaku naprawdę musiał czegoś chcieć by coś zrobić.

- Nawet nie masz pojęcia jaką radość mi tym sprawiłeś! -powiedziałam entuzjastycznie, ale trzymając emocje na wodzy. Nawet w naszych prywatnych relacjach Fugaku życzył sobie bym zachowywała konwenanse.

- Co ojciec na to, nie miał nic przeciwko?

- Nie miał absolutnie nic do powiedzenia w tej kwestii. To ja stoję na czele rodu, a ponieważ ty jesteś dziedziczką swojego również i on mi podlega. To ja decyduje teraz o najważniejszych kwestiach  wśród  naszych klanowych rodzin łącznie z wydawaniem pozwoleń na śluby. Sprawa twojej siostry była także pod moją jurysdykcją więc musiał się podporządkować. Po ślubie Sakury i Sasuke ją przetransportują ze szpitala w którym leży.

Każde zdanie jakie wypowiadał sprawiało mi ogromną radość. Po raz pierwszy w zyciu ojciec nie miał nade mną kontroli. Nie mógł nic zrobić. Sprzedając mnie Fugaku, sprzedał tak naprawdę swoją wolność bo teraz bez pozwolenia mojego męża nie mógł podejmować najważniejszych decyzji w klanie mimo że był jego przywódcą. O ironio losu...

Gdy Fugaku odchodził od stołu odezwałam się do niego

- Dziękuję za to co zrobiłeś... Ja także nie dałam ci prezentu ślubnego. Czy jest coś co chciałbyś dostać? – zapytałam grzecznościowo czując że może nawiążemy jakąś nić porozumienia. Że się polubimy... jednak po jego odpowiedzi czar tych głupich marzeń prysł jak bańka mydlana...

- Owszem. Pragnę dziedzica z tego związku. I wydaje mi się, że już wkrótce go dostanę – uśmiechnął się do mnie lekko, a ja poczułam po raz kolejny jak grunt wali mi się pod nogami...

.............
POV FUGAKU

Patrząc na jej blade plecy i krągłe pośladki nie mogłem się już dłużej powstrzymywać. Ścisnąłem ją mocniej w talii i przycisnąłem do swoich bioder wypełniając ją obficie. Delikatnie ją uniosłem lekko pionizując jej posturę, dalej będąc w jej rozkosznym ciele. Pocałowałem jej długą szyję, a dłońmi sięgnąłem do kształtnych piersi. Biust dalej miała nabrzmiały, a sutka sterczące co na nowo mnie nakręciło. 

Chciałem ponownie ją posiąść, ale złapała mnie delikatnie za dłoń i powiedziała:

- Fugaku, daj mi proszę odpocząć. Chciałabym być dzisiaj jak najbardziej efektywna. W końcu cały nasz klan musi zobaczyć, że jestem godna miana twojej żony.

Zaimponowała mi tym jak bardzo przykłada się do swoich obowiązków i jak bardzo chce zasłużyć na moje uznanie.

- Dobrze więc. Dziś ślub mojego syna więc wszystko powinno być idealne. Wierzę, że ci się to uda.

Przytaknęła po czym Ubrała długi szlafrok i poszła do łazienki.
Była piąta rano, a mimo to czułem się zrelaksowany i wypoczęty. A to wszystko za sprawą mojej drogiej żony, której ciało doprowadzało mnie do pasji.

Przypieczątyowywujac umowę z jej ojcem o naszym ślubie nie sadziłem, że ta młoda kobieta wyzwoli we mnie takie pokłady pożądania. Przy niej młodniałem z każdą chwilą i za każdym razem. 

Wiedziałem, że zapewne sama ma potrzeby odkąd poznała co to seks więc chciałem sprostać i jej oczekiwaniom. Dzieliła nas spora różnica wieku, jednak nie byliśmy przecież pierwszym i jedynym takim małżeństwem. Wiedziałem, że prócz szacunku nie żywi do mnie uczuć, ale nie przeszkadzało mi to. W małżeństwie miłość była luksusem, a najważniejsza i tak była miłość do dzieci. Wiedziałem, że nasze relacje i klany może scalić jedynie potomek.

Chciałem by urodziła mi syna, by nasza pozycja jeszcze bardziej się umocniła. Itachi był moją prawą ręką ale Sasuke za bardzo przypominał swoją matkę. Był niezależny, buntowniczy. W niczym nie przypominał mnie. Miałem nawet podejrzenia, że nie jest on moim synem, gdyż Mikoto często spędzała czas ze swoim przyjacielem z dzieciństwa gdy ja zajmowałem się interesami. Nigdy jednak nie zarzuciłem niewierności w twarz swojej żonie ani nie zrobiłem testu na ojcostwo. Gdyby to się wydało straciłbym uznanie w klanie. Dlatego wolałem udawać, że niczego nie widzę...

Teraz jednak wiedziałem, że Itachi może i stanie na czele klanu, ale będzie potrzebował pomocy, a Sasuke mu jej nie udzieli. Nie interesował go klan. Jednak Mój syn i Dekashi mógłby wszystko zmienić.

Sama Dekashi poczułaby się szczęśliwsza. Przecież dla kobiety nie ma nic cudowniejszego i wspanialszego niż dziecko. Gdy wyszła z łazienki była już idealnie ubrana.

- Powiedz służbie by naszykowała mi śniadanie w gabinecie. Przed uroczystością muszę jeszcze naszykować kilka dokumentów.

- Dobrze Fugaku, do zobaczenia później- odparła wychodząc, a ja popatrzyłem na nią mając nadzieję, że już w krótce pod sercem będzie nosiła moje dziecko.

POV DEKASHI

Pomimo umytych piętnaście razy zębów, wypitej wody i tabletek od Sory ja wciąż miałam odruch wymiotny... to był koszmar.

Byliśmy małżeństwem raptem tydzień, a Fugaku zainicjował seks już kilkanaście razy... nie miałam nawet spokoju nad ranem. Mimo że parokrotnie odmówiłam wymigując się zmęczeniem czy bólem tamtych partii i uszanował moje „nie", nadrobił je sobie bardzo szybko... tabletki powoli mi się kończyły, a musiałam przyznać działały całkiem nieźle.

Najwidoczniej byłam dość „kumata" w trakcie, tak że Fugaku niczego się nie domyślał gdy mój umysł wyłączał się wymazując cale epizody zbliżeń.

Niekiedy tylko pojawiały się urywki tego koszmaru co doprowadzało mnie do depresji, ale szybko brałam się w garść. To była moja nowa rzeczywistość i nie mogłam jej zmienić. 

Poza tym czekał mnie bardzo ciężki emocjonalnie dzień, a potem miało być już wszystko lepiej...   miała ze mną mieszkać Yumi.

- Pani Uchiha, gdzie mam postawić ten wazon? – pokojówka odezwała się do mnie trzymając w rękach pokaźną wazę wysoką na dwa metry.

- Najlepiej w tamtym rogu, a kwiaty włóż do niego w ostatnim momencie. Czy namiot już stoi?

- właśnie go rozkładają.

- Świetnie, pamiętaj by stoły nie znajdowały się w zbyt dużej odległości od siebie i połóż na nich zastawę po maksymalnie sześć osób- rozporządziłam.

Ślub Sasuke i Sakury miał odbyć się w rezydencji w ogrodzie, a ja miałam dopilnować by wyglądał bajecznie. Tak naprawdę każdy w klanie czekał na moją porażkę na tej płaszczyźnie traktując mnie jak przehandlowane dziecko z uboższego klanu. Mimo że tak było w rzeczywistości nie mogłam pozwolić by tak mnie traktowali.

Byłabym wtedy poniżana do końca życia a Fugaku mógłby urządzić mi piekło wyładowując swoje niezadowolenie.  Chciałam też oderwać swoje myśli od własnego marnego losu i zaczęłam organizować przyjęcie traktując je jak odskocznie. Były momenty że wypierałam ze świadomości, że jest to ślub Sasuke... inaczej serce pękałoby mi z bólu w każdej sekundzie, a tak umierałam z rozpaczy tylko co kilka godzin.  

- Panienka Sakura już przyjechała  - oświadczyła kolejna służąca wchodząc do pokoju, a ja wzięłam głęboki oddech by iść spotkać się ze swoją „synową".

.............

- Te kolczyki nie pasują do moich włosów – Narzekała gdy tylko pokojówka pomogła mi ją ubrać.

- Do takiego różu ciężko cos dobrać – skwitowałam zmęczona jej samą obecnością i gadaniną. Przez całe dwie godziny musiałam słuchać gdzie pojadą w podróż poślubną i co będą tam robić. Na dodatek wszystko jej nie pasowało. A to Yukata za pstrokata, a to buty ją uwierają.

- Sasuke zawsze mówił że lubi mój kolor włosów- odparła dumnie

- Zdajesz sobie sprawę, że mężczyźni często kłamią? – zapytałam, a zielone oczy momentalnie się wzburzyły.

- Nasz związek jest oparty na szczerości – odparła

- Myślałam że na „mam ochotę więc przyjedź"- zironizowałam wbijając jej niby przypadkiem szpilkę w ciało

- ała... – pisknęła – widzę, że jesteś zazdrosna. Cóż nie każdy ma szczęście jak ja. Mój przyszły mąż jest bogaty, przystojny... i młody- docięła patrząc na mnie z wyższością.
Juz mialam się odgryźć, gdy weszła kolejna pokojówka

- Pani Dekashi, wszystko gotowe, a ojciec Panienki Sakury chce z nią jeszcze porozmawiać sam na sam.

- Nie ma problemu. I tak bardziej jej nie upiększę – skwitowałam nie przejmując się chichotem pokojówki i faktem, że widzi jak się nie znosimy. Jednego nie zamierzałam nigdy udawać: że lubię tę pustą landrynę...

............

Biegając po całym domu i ogrodzie i dopilnowując ostatnich organizacyjnych spraw, szukałam w tłumie jednej  osoby. Po godzinie udało mi się ją „dopaść”.

- Madara, wreszcie złapałam cię bez twojej żony. Ciągle za tobą łazi – stwierdziłam będąc naprawdę zszokowana tym faktem od momentu gdy ujrzałam jak chce z nim wejść nawet do toalety.

- Próbuje się jej pozbyć od lat, ale słabo mi wychodzi – odparł z przekąsem.

- Widzę, że życie w tym klanie dopieprza regularnie... – stwierdziłam widząc irytację tym faktem w jego oczach.

- Po tobie też widać, że ledwo to znosisz – odparł ze współczuciem- wuj jest dobry dla Ciebie?

- Aż za dobry dlatego potrzebuje pomocy Sory. Poproś ją o kolejną dostawę tabletek. Dzwoniłam do niej w tej sprawie, ale nie chce mi już ich załatwić.

- Nie dziwię się i w pełni ją popieram. I tak byłem zły, że ci je dała. Po tym towarze ludzie lądują w wariatkowie.

- Bez nich też tam wyląduję

- Dekashi nie proś mnie o to... to zniszczy ci życie

Nie wytrzymałam. Każdy się niby o mnie martwił, ale to ja przechodziłam na trzeźwo prawdziwe piekło. Spojrzałam na niego i bez cedzenia słów wypaliłam:

- Wiesz co niszczy mi życie? Świadomość że za pół godziny miłość mojego życia weźmie ślub z jakąś kretynką która jest w moim wieku a nazywa mnie „mamą". Że musiałam to wszystko zorganizować, łącznie z kupieniem bielizny Sakurze na noc poślubną oraz fakt, że mój mąż pieprzy mnie kilka razy dziennie chcąc bym jak najszybciej zaszła w ciążę. Tabletki antykoncepcyjne jestem w stanie załatwić sobie sama, ale te na „przetrwanie" są poza moim zasięgiem wiec nie chrzań mi tu o zmarnowanym życiu Madara.


Patrzyłam na niego z lekkim obłędem, ale widać to co powiedziałam jakoś do niego przemówiło.  Popatrzył na mnie smutno  i powiedział

- Dobra... ale.... bądź ostrożna. Wiedziałem ludzi, którzy  to przedawkowali... ich mózg już nigdy nie będzie sprawny.

- Ja chce przetrwać, a nie cpać... – odparłam. Gdy juz mialam odejść nie wytrzymałam i zapytałam:

- A co z Sasuke... jak się trzyma?

- Nie jest z nim dobrze. Itachi po niego pojechał bo nie mogłem się  dodzwonić. Wczoraj zrobiłem mu detoks alkoholowy ale wygląda strasznie. Ma ten sam wzrok co ty...

Gdyby nie fakt, że zbliżała się do nas Karin, powiedziałabym, by przekazał mu że na zawsze będę go kochać i że czekam na kolejne życie w którym będziemy razem.

Jednak musiałam się oddalić, chcąc ukryć łzy które uparcie i regularnie cisnęły mi się do oczu, a które ciągle powstrzymywałam.

Nie widziałam Sasuke od dnia swojego ślubu i co się okazało stan ten miał się nie zmienić bo mimo wybitej godziny uroczystości, punktualnie przybyłych gości i gotowej panny młodej, Pana młodego i jego świadka nigdzie nie było, a ich telefony  były poza zasięgiem...

W całym zamieszaniu i gęstniejącej atmosferze widziałam jak mój mąż chodzi niespokojnie po ogrodzie z miną, która nie zwiastowała niczego dobrego. Jedno wiedziałam na pewno. Jeśli Sasuke nie zjawi się na własnym ślubie nie tylko ojciec mu tego nie wybaczy, ale i ten cały cholerny klan...

Gwiazdeczki xD
Miałam dziś dobrą passę i złapałam godzinkę na dokończenie rozdziału! ( wczorajszy komunikat był aktem rozpaczy, ze taka chwila juz nie nadejdzie) Okropne rzeczy się dalej dzieją, prawda? Coż... nie mam nic na swoje usprawiedliwienie... i chciałabym przeprosić za POV FUGAKU... jednak  chciałam pokazać jego tok rozumowania.

Kocham
Wasza/Twoja
Juri/Deki

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro