Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

CHAPTER 4


Od tego pamiętnego wieczora minął jakiś czas. Mieli chyba jednak jakąś rozmowę, bo jak na razie nie widziałam ich w stanie totalnego odlotu. Jeśli brali, to w swoich pokojach, a nie na moich oczach. Mimo tego incydentu z wszystkimi zdążyłam się już nieźle zżyć. Trochę to dziwne, bo bardziej ufałam Slashowi niż własnemu bratu. To w gitarzyście miałam oparcie.

Wszystko było w jak najlepszym porządku, do czasu...

Pewnej majowej nocy chłopcy w końcu wyciągnęli Slasha za moją namową do klubu. Nie chciał mnie zostawiać samej, bał się o mnie. Tak więc Duff się poświęcił zostając ze mną. Zapewnił, że nie będzie się narzucać w żaden sposób.

Około pierwszej w nocy poszłam pod prysznic. Umyłam włosy nie dając ich na pastwę suszarki, która robiła większy hałas niż zespół podczas prób. W koszulce Rolling Stones, która była dość krótka zeszłam do kuchni po herbatę. Sięgając ją z górnej półki poczułam czyjeś dłonie oplatające mnie w pasie. Odwróciłam się gwałtownie i ujrzałam zaćpane oczy basisty.

- Duff, jesteś naćpany. Puść mnie! No zabieraj te łapy, do cholery! – krzyczałam próbując się mu wyrwać. Jednak nie było to łatwe. Nie dość, że Mulat był wysoki to co mogę powiedzieć o McKaganie.

Nie mogłam się w żaden sposób wyrwać, był silniejszy ode mnie. Jedną dłonią ściskał mocno moje nadgarstki, a drugą błądził po ciele przyciągając mnie brutalnie do siebie. Krzyczałam. Szarpałam się z nim, ale to było kompletnie bez sensu. Dzięki temu przypomniałam sobie jak agresywnie traktował mnie Jim.

- Puść, proszę... - nie miałam sił krzyczeć, dławiłam się swoimi łzami. Uwolnił moje ręce, lecz zaraz przyparł mnie do blatu kuchennego i zaczął całować. To było napastowanie, cholernie brutalne.
Zaczęłam go okładać pięściami na oślep, chcąc jakoś go od siebie odsunąć, na co on jedynie uderzył mnie otwartą dłonią w twarz. Patrzyłam się na niego oniemiała.

To bolało, nie było miejsca na moim ciele, które nie pulsowało w tym momencie bólem.

- Niech sobie ten skurwiel nie myśli, że będzie miał taką dziwkę tylko dla siebie. – odsunęłam się pod ścianę jak najdalej od niego, ale to nie wystarczyło. Podszedł do mnie i rozerwał moją koszulkę na pół. Tak bardzo chciałam by przestał. Łzy ciekły mi po policzkach, nic nie widziałam tylko czułam na sobie dłonie Duffa. Niech ten koszmar już się skończy.

Akurat, gdy dotykał moich nagich piersi usłyszałam kilka donośnych głosów wykrzykujących coś do siebie. Zsunęłam się po ścianie nie rozróżniając postaci. Oni też przyszli zrobić mi krzywdę? Poczułam jak jakieś dłonie unoszą mnie z podłogi.

- Puść mnie! Zostaw, nie dotykaj mnie! – krzyczałam głośno szlochając i wyrywając się na oślep.

Jednak nic takiego się nie stało, a co było dalej? Tylko ciemność...

*

- Kurwa! Trzymajcie mnie z daleka od tego kutasa, bo dłużej nie wytrzymam! – Axl wrzeszczał w niebogłosy, przewracał wszystko co stało mu tylko na drodze. Był nieźle wkurzony na Duffa, który siedział na fotelu patrząc na wszystko nieprzytomnym wzrokiem. – Musiałeś brać?! Nie pomyślałeś, że przypomniałeś jej jak traktował ją były?! Myślisz, że teraz w ogóle będzie w stanie się po tym pozbierać? Weź pomyśl lepiej czasem o kimś innym, niż tylko o sobie. Kiedyś ten egoizm wyjdzie ci na złe. Spróbuj ją tylko dotknąć, a wylecisz stąd szybciej niż byś tego chciał.

Ostatnie zdanie zabrzmiało złowrogo, a mina Axla potwierdzała to wszystko. Izzy właśnie schodził na dół i położył się na sofę. Gdy ujrzeli akcję jaka działa się w kuchni każdy wytrzeźwiał momentalnie.

- Jakoś udało mi się ją uspokoić, chwilę potem zasnęła. Ubrałem ją w swoją koszulkę, nie chciałem by pół naga spała w pokoju bez zamka. Cóż, na jedną noc to dla mnie za dużo wrażeń, będę u siebie. – powiedział cicho i wymknął się z salonu. Steven zasnął za kanapą, Axl chodził niespokojnie po całym pokoju, a Duff ledwo co kontaktował.

Co się stało ze Slashem?

*

Nie mogłem wytrzymać tej cholernej bezsilności. Jak on mógł?! Znał jej sytuację, przeszłość więc co mu odwaliło? Zostawiłem ją tylko na jedną noc! Przecież widziałem, jak on na nią patrzy, prawie że rozbierał ją wzrokiem za każdym razem. Ona potrzebowała tylko kogoś, kto ją wyleczy z tych demonów przeszłości.

Tylko kto? Może ja? Jasne, ze mną będzie bardzo bezpieczna. Szczególnie podczas mojego odlotu na dragach. Co ja mam teraz zrobić? Sam już nie wiem. Zostaje jedno, ważne pytanie.

Kim ona dla mnie jest? Na pewno kimś, komu chciałbym zaufać, powierzać swoje problemy i radzić się w sprawie rozwiązania ich. To wszystko jest zbyt pogmatwane jak na taką godzinę.

Wyrzuciłem niedopałek papierosa na trawę za domem, który tlił się dalej gdy kierowałem się do sypialni Lilith. Potrzebowaliśmy się w tym momencie, czułem to.

Lecz nie potrafiłem wyrzucić z głowy obrazu prawie nagiej Lilith po brutalnym niedoszłym gwałcie.

*

Był wszędzie. Jego usta. Jego dłonie. Jego oddech przesiąknięty wódką i papierosami. Nie potrafiłam się uwolnić. Chciałam krzyczeć, nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Tak bardzo potrzebowałam pomocy, nikt nie przyszedł. Moje nieme wołanie było na nic. Został ze mnie psychiczny wrak, lecz potem mogło być tylko gorzej...

- Nie! – krzyknęłam głośno podnosząc się do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się gorączkowo po pokoju nie dostrzegając niczego złego. Pierwsze promienie słońca wślizgiwały się do pomieszczenia oświetlając je, był wczesny świt. Poczułam czyjąś dłoń dotykającą moich pleców. Odskoczyłam jak oparzona, drżały mi ręce ze strachu. – Nie dotykaj!

Odwróciłam się powoli w bok, nie spodziewając się kogo tam zastanę. Saul patrzył na mnie wielkimi, zatroskanymi oczyma. Zabrał rękę, ale nie przestał mnie obserwować. Chciałam go przytulić, lecz nie mogłam się ruszyć. Powiedzieć coś innego niż miałam w głowie. Nie potrafiłam. Łzy cisnęły mi się do oczu z bezsilności.

Widząc jak się rozklejam delikatnie położył mnie z powrotem i przytulił do siebie.

- Nic ci nie zrobię, to ja Slash – głaskał mnie po głowie uspokajająco. – Jesteś ze mną bezpieczna.

Słysząc jego głos rozkleiłam się jeszcze bardziej i łzy płynęły mi ciurkiem po twarzy. Czuwa nade mną, zależy mu bym nic sobie nie zrobiła. Jeszcze nikt nie był wobec mnie taki... opiekuńczy. To było dla mnie nowe, nie wiedziałam jak się zachować w takiej sytuacji. Wyciągnęłam rękę i przejechałam opuszkami palców po jego klatce piersiowej, czułam pod palcami jak wali mu serce.

- Nie mogę, przepraszam – szepnęłam i odwróciłam się od niego płacząc w poduszkę. Chyba nie podjął kolejnej próby uspokojenia mnie, bo tylko leżał nie ruszając się. Sama jego obecność działała kojąco, jak na razie na tyle było mnie stać.

Czeka mnie pewnie rozmowa z bratem, Izzym, może nawet i Adlerem. O basiście na razie nie chcę myśleć. Gdy tylko przypomnę sobie jego uderzenie w twarz nie potrafię opanować spazmatycznych oddechów. Krztuszę się.

Straciłam zaufanie do mężczyzn. Nie wiem czy kiedykolwiek będę mogła zbliżyć się do kogoś, na pewno nie w najbliższym czasie.

*

Więc to tak smakuje odrzucenie przez osobę, na której ci zależy. Ja tylko chciałem jej pomóc się uspokoić! Czy to aż tak dużo? Zamknęła się we własnej skorupie bojąc się dopuścić kogokolwiek do środka.

Muszę zrobić coś, żeby pokazać jej dowód mego zaufania.

Nigdy nie walczyłem w taki sposób o kobietę.

Co mam zrobić?

Jestem bezradny.

Może wystarczy tylko być przy niej?

Sam już nie wiem, to trudne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: