Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

CHAPTER 15

Gdy próbowałam wstać z łóżka, trochę bolała mnie głowa. Cholerna impreza. Lecz, gdy po chwili przypomniałam sobie co się na niej wydarzyło aż się uśmiechnęłam szeroko. Zapoznanie swoich idoli to już jednak coś. Rachela już w pokoju nie było, wcale mu się nie dziwię bo właśnie dochodziła jedenasta! Dlaczego tak długo spałam? Mimo, iż jest niedziela wolę przed jutrzejszą pracą nie przesadzać. Po chwili leżenia wstałam i ruszyłam do łazienki trochę się odświeżyć.

Schodząc na dół już ogarnięta oraz ubrana, zastanawiałam się jak będzie wyglądał dom.

Ciekawe czy Gunsi jeszcze tutaj są. Pokonawszy schody skierowałam się do salonu. Aż westchnęłam. Jeszcze nikt tu nie sprzątał, w sumie to za dużo tego nie było. Jedynie szklanki i butelki. Pod stołem dalej spał Duff ze swoimi towarzyszami. Stłumiłam śmiech widząc też rozłożonego Bacha, mojego braciszka i Hilla na kanapie. Przypominając sobie o reszcie zahaczyłam o łazienkę. Adler leżał dalej w wannie, a Izzy ułożył się pod ścianą. Wchodząc do kuchni zaczęłam robić śniadanie. Mieszając składniki na naleśniki zastanawiałam się gdzie podziewa się do cholery Bolan. Ciągle mi gdzieś znika. By umilić sobie gotowanie włączyłam radio, a wydobywała się z niego piosenka The Beatles „Twist and Shout". Kręcąc biodrami smażyłam kolejne naleśniki. Zrobiłam obrót i wylądowałam w ramionach McKagana. Lekko zdziwiona, ale w dobrym humorze pozwoliłam mu chwilę ze mną zatańczyć. Jak on dobrze wywijał! Nie spodziewałabym się tego po nim.

- Od kiedy umiesz tańczyć swing? – spytałam oddychając ciężko na co on tylko się uśmiechnął, a gdy skończyliśmy piosenka zmieniła się na „I Wanna Dance With Somebody" w wykonaniu Whitney Houston.

Do kuchni wkroczyli zaciekawieni Bach, Hill, Axl oraz Izzy z Popcornem. Podając im śniadanie zaczęłam sobie śpiewać, a miny chłopaków były bezcenne! Sebastian prawie zakrztusił się naleśnikiem, a Stradlin oparzył się kawą. Axl siedział z szerokim uśmiechem czując wielką dumę.

Spojrzałam na nich radośnie i podążyłam za ich wzrokiem do tyłu. W progu kuchni stał mój chłopak widocznie w bardzo dobrym nastroju. Uśmiechał się widząc co robię. Chwycił moją dłoń i zrobiliśmy obrót i przechylił mnie tak, że włosami mogłam szorować po podłodze. Pocałowałam go mocno wspinając się na palce.

- Czemu my nic o tym nie wiedzieliśmy?! Że masz taki wielki talent? – spytał udając oburzenie Steven.

- Oh kochanie, co w rodzinie to nie zginie... - mrugnęłam do brata, chwyciłam tacę na której umieściłam śniadanie i podążyłam do śpiącego jeszcze Hudsona.

Ostrożnie wchodziłam po schodach, zapukałam cicho zastanawiając się czy jeszcze śpi. Nacisnęłam klamkę łokciem i weszłam do pokoju. Trzymałam w rękach tą cholerną tacę i wpatrywałam się w pogrążonego w sen Mulata. Sparaliżowało mnie, nie mogłam się ruszyć. Nagle coś huknęło na dole i na krzyk Sabo „TO BYŁ MÓJ NALEŚNIK!" ocknęłam się. Postawiłam tacę na stoliku nocnym, zauważyłam też swoje buty leżące obok łóżka. Chwyciłam je, rzuciłam ostatnie spojrzenie na Saula zakopanego w białej pościeli i wyszłam cicho zamykając za sobą drzwi. Szybko tylko wrzuciłam buty do sypialni i zeszłam na dół do chłopaków.

Siedzieli ożywieni i pogrążeni w rozmowie na temat dzisiejszego wyjścia do baru. Czy im nie zbrzydło ciągłe picie?

- Whisky czy Roxy?

- W Whisky są fajne kelnerki – spojrzał Bolan znacząco na Duffa. Klepnęłam go w ramię i spojrzałam karcąco.

- O stary, nie mów więcej takich rzeczy przy Lil – zaśmiali się wszyscy.

Pocałował mnie w policzek na przeprosiny. W tym momencie do salonu wszedł Slash w samych jeansach (moje wnętrzności się chyba właśnie przemieściły) trzymając pustą tacę.

- Dzięki za śniadanie, mała – uśmiechnął się lekko, odstawił naczynie do kuchni po czym wrócił się do nas.

- Wybacz, Lilith ale jesteś w mniejszości. Wygrało Whisky! – krzyknął Rob i przybił piątkę ze Scottim.

Wywróciłam oczami, ale wpadłam na szatański pomysł.

- Dobrze, pójdę z wami... pod jednym warunkiem – spoglądałam na każdego po kolei ze złośliwym uśmieszkiem. – Jeśli któryś z was pójdzie ze mną na zakupy.

Po tym zdaniu wszyscy mieli przestraszone miny. Kątem oka każdy na siebie spoglądał. Nagle jak jeden mąż podnieśli się Sebastian z Duffem.

- My z tobą pójdziemy – powiedzieli też równo.

Klasnęłam w dłonie, a następnie odwróciłam się do Rachela z uwodzicielską miną. Reszta muzyków wiedziała co szykuję, Bolan chyba też. Twardo patrzył przed siebie, próbując się nie śmiać niezwykle zaabsorbowany półkami na winyle.

- Kochanie... - wymruczałam, moja dłoń kierowała się powoli od jego kolana w górę. Czułam jak się spiął. – Potrzebuję też nowego kompletu bielizny, jakiś pończoch i pasa do nich.

Mówiłam do niego kusicielskim tonem, reszta nie mogła się powstrzymać od śmiechu. Na słowo „bielizna", Rachel spojrzał na mnie momentalnie.

- Dobra, ale to ja wybiorę.

Uśmiechnęłam się triumfująco i pobiegłam na górę przebrać się w coś innego. 

- Jestem – krzyknęłam schodząc po schodach i ubierając kapelusz. Obejrzałam się na salon, dalej siedzieli tam wszyscy. – Jedziemy?

Tak jakby się nagle ocknęli, po czym wstali i po kolei każdy zaczął wychodzić.

- Wy też? – spoglądałam na pozostałych Skidów i Gunsów.

- Oh nie, my idziemy na piwo – powiedział Axl.

Kiwnęłam głową i pomachałam im już z ładnego auta, którego wcześniej nie widziałam. Ruszyliśmy w stronę centrum miasta.

*

- Slash, daj sobie spokój. Nie dąsaj się tak – powiedział Izzy, który jako jedyny znał sytuację w jakiej się znajdowałem. Ja sam dokładnie nie wiem, co czuję ale myślę że to jednak miłość.

Kierowałem się z nimi na to piwo dla świętego spokoju, Rose potem chodziłby wkurzony gdybym strzelał ciągle fochy i nie dawał z siebie wszystkiego na koncertach. Może lepiej o niej zapomnieć? Jasne, frajerze... na pewno ci się uda. O takiej wspaniałej istocie się nie zapomina.

- I tak jej nie zdobędziesz – powiedział Adler do Roba, im chodziło o jakąś barmankę z Rainbow, ale ja czułem jakby to było skierowane prosto do mnie.

*

- YOU WERE BORN TO BE MY BABY, AND BABY I WAS MADE TO BE YOUR MAN! - śpiewaliśmy razem z Jonem Bon Jovi zdzierając sobie gardła. Droga upływała nam niezwykle przyjemnie, jakieś babcie na nas krzyczały że zachowujemy się jak banda degeneratów.

Siedziałam z Rachelem na tylnych siedzeniach samochodu i on całując mnie po szyi śpiewał mi tą piosenkę. Tekst pasował idealnie.

- Ej gołąbeczki, jesteśmy na miejscu – wysiedliśmy z wozu, ja poprawiłam włosy i nałożyłam kapelusz, a Bolan otrzepał ubranie: dokładnie to czarne Levisy, koszulkę Black Sabbath i flanelową niebiesko czarną koszulę. Na nogach standardowo miał glany. Wyglądał tak wspaniale. Złapał mnie za rękę i weszliśmy do jakiegoś centrum handlowego.

- To zaczynamy, co? – spojrzałam na moich towarzyszy z szerokim uśmiechem.

*

Byłam już w trzecim sklepie z ubraniami, a jeszcze nic mi się nie spodobało. Co do ubrań jestem niezwykle wybredna. Nie to co mężczyźni, którzy się ze mną wybrali. Każdy z nich zdążył już coś kupić, Duff nabył koszulkę The Ramones, Sebastian skórzane spodnie, a Rachel uparł się na nowe glany. Wkroczyłam w dział sukienek. Przeglądałam niektóre wieszaki już ze znudzeniem, gdy podszedł do mnie McKagan.

- Lil, co sądzisz o tej różowej sukience? – pokazał mi ubranie. Spojrzałam na biedaka z politowaniem.

- To jest zielona sukienka – słyszałam kiedyś wzmiankę, że był daltonistą ale żeby aż tak?! Śmiejąc się chwyciłam kilka rzeczy do przymierzalni. Akurat przy szukaniu nikt nie chciał mi pomóc, ale już jak mają wybierać ciuchy, to jak posłuszne pieski siedzą na sofie przed przebieralniami.

Pierwsza sukienka była króciutka, ledwo co zakrywała mi pośladki i do tego wściekle czerwona. Ja tego nie brałam...

- Który z was? – spytałam się chłopaków podpierając pod boki.

Sebastian zaczerwienił się mocno.

- Bach, nie podoba mi się twój tok myślenia – powiedział Rachel, po czym pokręcił głową patrząc na mnie. – Skarbie, piękna jest ale myślę że żaden facet nie wytrzyma widząc cię w niej.

Wróciłam, by pokazać się im w kolejnej. Ta była za to długa do połowy uda, a co mi się w niej podobało to wielkie wycięcia po bokach.

- Jak zakonnica – stwierdził Bolan, wystawiłam mu środkowy palec i wróciłam za kotarę.

Ostatnia jaką wybrałam to mała czarna, w sumie nic specjalnego ale miała bardzo przyjemny w dotyku materiał. Gdy do nich wyszłam zaczęli bić brawa.

- Dziękuję, dziękuję. Nie trzeba było, widzę że się wam podoba – przebrałam się wreszcie w swoje ubrania, zamierzałam kupić wszystkie sukienki prócz pierwszej. Nie chcę wyglądać jak dziwka z Sunset.

Oczywiście Rachel uparł się, że za wszystkie zapłaci i nie było mowy, bym się miała z nim o to kłócić. Wyszłam zadowolona z butiku i skierowałam się do sklepu z nakryciami głowy. Wybrałam sobie kremowy kapelusz do mojej kolekcji. Idąc do kasy mój wzrok przykuł cylinder, który stał na osobnej półce. Od razu ujrzałam w swych myślach Saula, gdy trzyma swojego Les Paula a spod cylindra wystają jego puszyste loki. Uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym zapłaciłam za rzeczy i wyszłam ze sklepu.

- Gdzie teraz chcecie iść? Daję wam wolną rękę – staliśmy właśnie na zewnątrz paląc papierosy.

Bolan zgasił swojego w połowie i spojrzał na mnie wyzywająco.

- Ja wiem, gdzie chcę iść – uniósł brew ku górze, na co ja się zarumieniłam. Oh nie... - Ale ty Bach i ty Duff nie idziecie z nami.

Oni udali oburzonych i kończąc palić poszli do auta słuchać Metalliki.

Rachel stał pod sklepem, który nosił nazwę Victoria's Secret i wpatrywał się w szyld.

- Jezusie, zniosę nawet i wieczność w tym sklepie – mruknął i jak na skrzydłach kroczył za mną.

Odwróciłam się, a on już wybierał jakieś komplety. Faceci.

- Pamiętaj o rozmiarze!

- Byłem sprytniejszy od ciebie i sprawdziłem przed wyjściem – wytknął mi język i powrócił do poszukiwań. Jakaś kobieta niewiele starsza ode mnie spojrzała na mojego chłopaka z wyraźnym zainteresowaniem. On jakby niczego nie zauważał. Wreszcie, gdy niby przypadkowo otarła się o niego biodrem on zmierzył ją wzrokiem. Momentalnie do mnie przyszedł z miną wyrażającą przerażenie.

- Ona była straszna – szepnął mi na ucho, po czym pocałował czule. Chwyciłam go za rękę i poprowadziłam w stronę przebieralni, uśmiechając się zwycięsko do tamtej babki.

Wkroczyłam, by ubrać pierwszy zestaw a Rachel czekał przed przymierzalnią. Wytrzeszczyłam oczy na swoje odbicie w lustrze. Bielizna była w kolorze czarnym, posiadała pas do pończoch i miała bardzo ładny wzór.

- Rachel?

Odsłonił kotarę i otworzył usta lustrując mnie wzrokiem.

- Eee... yyy..... no... ładnie – wydukał nie wiedząc gdzie patrzeć.

Uśmiechnęłam się szeroko i już przy nim ubierałam kolejny komplet.

- I tak lepiej wyglądasz bez – stwierdził, pomagając mi zapiąć stanik.

Kolejna prezentowała się tak... jak nie dla mnie.

 - Nie jestem aż taką zwolenniczką różu – powiedziałam głosem zbuntowanej nastolatki.

On tylko westchnął słysząc te słowa. Przebierając się w ostatni zestaw widziałam rosnące napięcie w jego oczach. Wybierał go niezwykle starannie więc czekał na moją opinię. Gdy stanęłam przed lustrem mając już wszystko zapięte oniemiałam i ja.

Była w odcieniu butelkowej zieleni, czarne wstawki z koronki dodawały jej dziwnego romantyzmu. Do tego pas do pończoch, bajka.

 - To... ty... ja... no nie – wypuścił głośno powietrze Rachel uśmiechając się do siebie. – Lepiej stąd wyjdę, nie chcę cię przelecieć w aż tak publicznym miejscu.

Zaśmiałam się i jeszcze raz oglądnęłam w lustrze. Był cudowny, jednak Bolan ma gust. Przebrałam się szybko w swoje ubrania i wyszłam z przebieralni. Odkładając drugi zestaw, wzięłam dwa pozostałe. Z torbami wypełnionymi szczęściem wyszliśmy z centrum. Na zewnątrz było słychać tylko „Master Of Puppets" wydobywające się z głośników naszego auta. Gdy wsiedliśmy do środka, ściszyli i ruszyliśmy w drogę powrotną do domu.

Znów nie mogąc się powstrzymać Sebastian, który prowadził włączył płytę zespołu Nazareth i mogliśmy sobie pośpiewać piosenkę „Hair Of The Dog".

- NOW YOU'RE MESSIN' WITH A SON OF BITCH! – darliśmy mordy, było nas chyba wszędzie słychać. Podstawiając Duffa pod Hellhouse, usłyszeliśmy tylko wiwaty Gunsów i chyba też Skidów słyszących piosenkę.

- Ja idę z żyrafą, macie wolną chatę dzieciaki – uśmiechnął się znacząco, po czym ruszył na imprezę.

Przesiedliśmy się do przodu, ściszyłam Nazareth i włączyłam ich kolejną piosenkę „Love Hurts". Śpiewając razem z wokalistą wracaliśmy do domu. 


__________________________________

No witam!

Nareszcie wstawiam kolejny rozdział, to chyba przez tą cudowną pogodę za oknem. Od razu chce się zrobić wszystko. Poza tym jest jeszcze fakt, że kilka dni temu odbył się pierwszy koncert Gunsów po powrocie. Moje serce się raduje, czekam z niecierpliwością na ogłoszenie tournee po Europie i mam nadzieję (pewnie nie tylko ja), że Polska również znajdzie się na liście miast. 

Nie mam pojęcia co z następnym rozdziałem, ponieważ dwa lata temu (albo i więcej) pisanie zakończyłam na połowie rozdziału następnego. Z racji tego, że moje studia są ostatnimi czasy dość stresujące nie mogę podać żadnego terminu, kiedy pojawi się kolejna część. A sesja coraz bliżej... 

Wiosennie pozdrawiam, A x 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: