Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Roszpunka

Nagle otwarłam oczy. Nie wiem co dokładnie mnie obudziło. Podciągnęłam kolana i oplotłam nogi rękami. Nie do końca jeszcze rozbudzona próbowałam znaleźć powód mojego niepokoju. I nagle spłynęło na mnie oświecenie. Może chodzi o to, że już niedługo będę mieć 18 lat na karku. Nie śpieszno mi było do pełnoletności a ona zbliżała się coraz szybciej. Może to napawało mnie niepokojem. Rozmyślanie przerwało mi wejście mojej opiekunki.

-Roszpunko! Czas wstawać - jak zwykle przyszła mnie obudzić. Codziennie słyszałam ten monotonny głos, widziałam jej czarne, kręcone włosy i szare, stalowe oczy. Nie można mi było wyjść, więc nie miałam szans kogokolwiek spotkać.

- Już wstaje - lekko się, uśmiechając zsunęłam się z łóżka. Odpowiedziała lekkim wygięciem warg i wyszła. Nieszczery uśmiech, którym obdarzyłam opiekunkę szybko spełzł z mojej twarzy. Miałam już dość tej bezgranicznej monotonii i nudy. Tylko jedna rzecz mogła mi pomóc. Jednak na razie była nieosiągalna więc, chcąc nie chcąc musiałam trwać w tej rutynie. Szybko narzuciłam na siebie moją jedyną sukienkę i spojrzałam w lustro. Jak zwykle wyglądałam jakbym całą noc nie spała. Przez to moje oczy miały ciemniejszą barwę. Ze zwykłej zieleni tworzył się głęboki, ciemny szmaragd. Tak jak przypuszczałam, nie udawało mi się ukrywać melancholii. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Nie może niczego podejrzewać. Udało mi się zamaskować prawdziwe uczucia i wyszłam z mojego pokoju. Uważając, by nie zahaczyć o włosy zbiegłam na niższy poziom wieży. Czarnowłosa już czekała na mnie ze śniadaniem.
- Nie spałaś w nocy? - spytała, lustrując mnie wzrokiem, gdy siadałam przy stole. Za każdym razem się o to pytała. I  odpowiedź zawsze ta sama.
-Spałam, spałam. Po prostu tak wyglądam - lekki fałszywy śmiech i taki sam uśmiech. Opanowane do perfekcji przez kilka ostatnich lat. Następne w schemacie porannej rutyny było zjedzenie śniadania i wyjście czarnowłosej z wieży. I na to czekałam. Wtedy mogłam zrealizować mój plan, którym była ucieczka jak najdalej od tego przeklętego więzienia.

***
- Pamiętaj Roszpunko, jeśli pojawi się jakiś obcy postaraj się, żeby się tu nie dostał - po raz kolejny tłumaczyła jak mam się zachowywać gdy już pójdzie.

-Oj nie jestem już dzieckiem. Wiem co mam robić - udałam naburmuszoną. Cicho się zaśmiała.

- No dobrze dobrze. Mam ci coś kupić? -s pytała lekko rozbawiona. Jak byłam młodsza nie prosiłam o nic, bo nie zdawałam sobie sprawy z tego, że wielu rzeczy mi po prostu może brakować.

- Może jakąś nową sukienkę? Mam tylko tą szarą przydałaby mi się jedna w razie gdyby ta się ubrudziła.- starałam się mówić tak jak zwykle gdy musiałam o coś prosić. Im robiłam się starsza tym trudniej mi było prosić o cokolwiek.

- Zobaczę, skarbie. Muszę już iść. Pa - pomachała mi i zjechała z okna po linie. Bo zrobienie schodów na sam dół wieży byłoby zbyt schematyczne. Patrzyłam za nią dopóki nie zniknęła w lesie. Teraz mogłam rozpocząć przygotowania. Szybko rozczesałam włosy i zrobiłam warkocza żeby o nie nie zahaczać podczas ucieczki. Wpadłam do pokoju i spakowałam do torby najważniejsze rzeczy: szczotkę, którą trzymałam w ręce, sztylecik, który podwędziłam opiekunce i kilka innych drobiazgów. Rozejrzałam się pobieżnie zastanawiając się czy czegoś nie zapomniałam. Stwierdziwszy, że nie, uśmiechnęłam się patrząc w lustro. Po raz pierwszy od kilku lat szczerze. Wróciłam do głównego pokoju i podeszłam do okna. Spojrzałam w dół. Jeśli spadnę zostanie tam malownicza plama ze mnie. Złapałam linę i mocno się, trzymając powoli zaczęłam się opuszczać. Starałam się unikać myśli o spadnięciu i patrzenia w dół. Głupi lęk wysokości. Z ulgą stanęłam na trawie. Zadarłam głowę, żeby spojrzeć po raz ostatni na wieże. Te odrapane stare kamienie wyglądały jakby w każdej chwili mogły się zawalić. Cud, że wytrzymała te lata. Odwróciłam się i udałam tą samą drogą co moja stalowooka opiekunka. Szłam wolno, żeby przez przypadek na nią nie wpaść. W końcu zeszłam głębiej w las, unikając ścieżek. Przez to, że spędziłam całe życie w tamtej przeklętej wieży nie miałam żadnego zmysły orientacji. Szłam przed siebie w nadziei, że się nie zgubie. Chociaż raz szczęście się do mnie uśmiechnęło i doszłam do miasta a właściwie miasteczka. Przejście lasu po chaszczach i z kiepską orientacją w terenie zajęło mi cały dzień, więc byłam wściekle głodna i zmęczona. Jednak udało mi się znaleźć w lesie jakieś królicze truchło, a że umiałam rozpalić ognisko upiekłam mięso i zjadłam. Nie mogłam na razie ryzykować wejścia do miasteczka. Zaraz po tej niebogatej kolacji, poszłam spać. Dobrze, że noc nie była zimna.

***
Obudziłam się dość wcześnie. Wstałam, sycząc cicho, bo cała zdrętwiałam. Teraz mogłam wejść do miasteczka. Opiekunka musiała już zauważyć moją nieobecność i prawdopodobnie zaczęła mnie szukać. Rozglądałam się uważnie rozbudzona przez adrenalinę. Nareszcie się wyrwałam, nie mogę tam teraz wrócić przez jakiś głupi błąd. Z tą myślą przemierzałam wyludniałe jeszcze o tej porze uliczki. Praktycznie żadnego świadka mojego pojawienia się w mieście. Mogło to znacznie pomóc mi zniknąć przed szukającą mnie opiekunką. Znalazłam się w końcu u celu mojego szwendania po uliczkach. Duży plac jak najbardziej przypominający targowy. Tu już nie było tak pusto. Kilkoro ludzi uwijało się, żeby jak najwcześniej skończyć przygotowania i zacząć sprzedawać. Oparłam się o najbliższy budynek i trochę poczekałam. Życie miejskie zaczynało się budzić, więc musiałam się pośpieszyć. Szybko kupiłam, za ukradzione ze skrytki w wieży pieniądze, prowiant i udałam w dalszą drogę. Wbrew pozorom miałam wyraźny cel. Jak już udało mi się wyrwać to mogę zaszaleć i zamieszkać w stolicy, czyż nie? Zamierzałam też poszukać jakichś śladów rodziców. Jest jakieś prawdopodobieństwo, że nie jestem sierotą wychowaną przez przypadkową osobę, która mnie znalazła. Tak się zapowiadały moje plany.

*Time skip do przybycia do stolicy*

Zaskoczyła mnie wielkość miasta. Te które mijałam były małe i uporządkowane. A tutaj nie trudno było się zgubić przez chaos ulic i domów. Trudno mi się było sprawnie poruszać, ale w końcu znalazłam się na placu przed zamkiem. Co już wcześniej zauważyłam ludzie dziwnie mi się przyglądali. Raczej nie doszła do nich plotka o moich włosach. Jeśli tak, by się stało nie skończyłoby się to dla mnie zbyt dobrze. Kto by nie chciał włosów, które leczą wszystkie choroby i rany? Otóż ja. Może i jest to przydatne, ale wszyscy oczekują że będziesz używać tej mocy na najdrobniejsze ich zranienia i w każdym przypadku.

-Em... Przepraszam... - zaczepiło mnie jakieś na oko 10-letnie dziecko.

-Tak? - odparłam z uśmiechem. Coraz częściej był to szczery uśmiech, nie ten wymuszony.

-Skąd Pani pochodzi? - spytała bez ogródek dziewczynka. Dzieci zazwyczaj są takie bezpośrednie.

-Z daleka... A dlaczego pytasz? - zabolało mnie to, że zostałam nazwana panią. Aż taka stara nie jestem!

-Bo wygląda Pani podobnie jak nasza królowa - w tym momencie przyszła prawdopodobnie matka dziewczynki.

-Stella, chodź nie zawracaj Pani głowy swoimi pytaniami. Przepraszam za nią - kobieta uśmiechnęła się do mnie przepraszająco. Szybko się oddaliła zostawiając mnie z moimi myślami. Nie mając dokładnego planu od czego zacząć moje poszukiwania rodziny postanowiłam zbadać trop, który podsunęła mi tamta dziewczynka. W końcu raz się żyje.

*Kolejny time skip xD*

Obudziłam się gwałtownie i rozejrzałam. Poczułam wielką ulgę widząc, że jestem w mojej sypialni na zamku. Okazało się że jestem córką króla i królowej. To było coś czego się zupełnie nie spodziewałam. A teraz mija już rok odkąd ich odnalazłam. I nareszcie nikt nie zmusza mnie do używania mocy.

                            KONIEC

W niektórych miejscach to, aż zionie depresją. Jak ktoś zobaczył błąd to napiszcie w komie. Trochę słabo z tymi magicznymi włosami zrobiłam no, ale trudno. No to czekam na propozycje.
Bajo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro