Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kopciuszek (bxb)

-CO TO MA BYĆ?!
W całym dwupiętrowym domu było słuchać ten krzyk. Chłopak się wzdrygnął. Klęczał na kamiennej podłodze z szczotką w ręku. Za nim stała wysoka kobieta o surowych rysach twarzy. To ona krzyknęła. Blondyn już wiedział, że dostanie karę za wyimaginowany błąd. Zawsze się tak działo. Odkąd zmarł jego ojciec musiał użerać się z macochą. A Esmeralda była wzorową suką.
-Alex, miałeś zdaje się wyszorować podłogę - powiedziała z fałszywym spokojem. Blondwłosy chłopak odwrócił się powoli na dźwięk swojego imienia.
-To robię - odparł cicho, patrząc na czarnowłosą kobietę. Jego niebieskie oczy wyrażały ukrywany i nieoczywisty chłód.
-Nie, ty zamiast wykonać moje polecenie dobrze udajesz, że cokolwiek robisz -wysyczała z jadem - Od początku.
Bez słowa protestu Alex zaczął od początku. A towarzyszyły mu ciągłe komentarze ze strony Esmeraldy.
-Ty to nazywasz umytym?! Gorzej niż w chlewie...-wtrącała co chwila bardziej zjadliwą uwagę. Na szczęście dla Alexa szybko jej się znudziło i mógł w spokoju dokończyć pracę.
***
-W końcu - wymruczał do siebie. Strasznie bolały go plecy i kolana a to jeszcze nie był koniec. Musiał oprzątnąć jeszcze zwierzęta i zrobić kolacje dla siebie, macochy i jej dwóch córek. I dopiero koniec pracy na ten dzień. A następnego ten sam powtarzających się schemat. Rano przygotować śniadanie bo te trzy sieroty nie umieją same sobie zrobić, oprzątnąć zwierzęta, później jakieś zadanie od Esmeraldy, obiad, kolejne zadanie do wykonania, znowu nakarmić zwierzęta i kolacja. I ciągłe komentarze od przyrodnich sióstr i macochy. A to wszystko przez śmierć najpierw matki a potem ojca chłopaka. Wykonując codzienne czynności Alex dosyć często o nich myślał.
-Alex!! - wysoki i niecierpliwy głos macochy wyrwał go z rozmyślań. Cicho wzdychając udał się w stronę z której rozległ się wzywający go krzyk.
-Tak? - spytał przekraczając próg salonu. To co zastał powinno go co najmniej zdenerwować zważywszy, że cały dzień harował. Ale do perfekcji opanował sztukę ukrywania emocji. W pokoju było pełno materiałów, gotowych kreacji i przyborów do szycia co oznaczało tylko jedno. Bliźniaczki znowu rujnowały domowy budżet. W tej chwili młodsza o kilka minut Gryzelda mierzyła okropną pomarańczową suknie opinającą jej biust tak mocno jak były spięte w kok włosy Esmeraldy. Powiedzmy szczerze wyglądało to komicznie na 15 letniej dziewczynie. Obok stała jej siostra Anastazja ubrana w obleśnie zieloną sukienkę i zapewniała bliźniaczkę jak to ona ładnie nie wygląda. Przyglądająca się krytycznie kreacjom macocha odwróciła się do blondyna.
- Jutro o tej porze jest bal. Zlecę ci zadania które masz wykonać gdy pojedziemy. Bo chyba nie chcesz z nami jechać? - uśmiechnęła się złośliwie.
-Nawet jakbym chciał to i tak byś mi nie pozwoliła, prawda? - stwierdził bardziej niż zapytał, splatając ręce na piersi i opierając o framugę.
- Ależ nie, Alex. Tylko co ty tam będziesz robił? Nie odnajdziesz się wśród elity szlachty ,która została zaproszona - każde słowo ociekał fałszywą troską i słodyczą. Blondyna kusiło, żeby powiedzieć "To czemu wy tam jedziecie? " Ale się powstrzymał. Miał już dość roboty.
-Dobrze - odwrócił się, by wyjść.
-Stój - zastygł w bezruchu - Kto ci pozwolił odejść?
-O co chodzi? - spytał Alex, siląc się na spokojny ton.
-Mimo, że nie masz prawdopodobnie żadnego wyczucia stylu pomożesz siostrom wybrać stroje. Ja muszę jechać do jubilera. - powiedziała chłodno i skierowała się do wyjścia.

***
"Dlaczego ja? "- pomyślał Alex w czasie już trzeciej godziny rewii mody w wykonaniu bliźniaczek w najgorszych sukienkach jakie widział świat.
-Alex, a ta? - zwróciła jego uwagę Anastazja. Skierował wzrok na jej ubranie. Czyli niebieską sukienkę z dekoltem kończącym się prawie na pępku. Żeby chociaż miała co pokazywać.
- Nie uważasz że dekolt jest trochę za duży? - próbował wybrnąć dyplomatycznie z tej sytuacji. Ale nie wyszło.
-Gdzie się patrzysz? - warknęła obrażona po raz kolejny w ciągu tych trzech godzin.
-Trudno nie patrzeć na to jak komicznie to na tobie wygląda - mruknął tak, żeby ani Anastazja ani Gryzelda go nie usłyszały. I wreszcie rozległ się długo oczekiwany przez Alexa odgłos. A mianowicie otwieranie drzwi wejściowych. Chwile potem do pokoju wkroczyła odziana w czarny jak jej włosy płaszcz Esmeralda.
-Jeszcze nie wybrane? Alex - warknęła.
- To nie moja win... - nie dokończył bo Gryzelda weszła mu w zdanie.
-Krytykuje wszystko co założymy!! Mówi, że wyglądamy jak dziwki!
Alex już otwierał usta, żeby zaprzeczyć, ale tym razem ubiegał go macocha.
-Alex do pokoju. W tej chwili- mówiła spokojnie, ale dało się wyczuć groźbę. Bez sprzeciwów poszedł do swojej sypialni na drugim piętrze. Jeśli to pomieszczenie można było tak nazwać. Kiedyś to była graciarnia ojca Alexa, zaś po nastaniu panowania Esmeraldy zmieniło się w pokój Alexa. Mieściło się tam praktycznie tylko łóżko.
-Wszystko co złe to ja tsk - warknął, rzucając się na łóżko - Co ja im zrobiłem?
Patrząc w sufit nasłuchiwał tego co działo się na dole. Słyszał szum rozmowy ale nie mógł rozróżnić słów.
Zdjął kolczyki i obracał je w dłoniach. Wcześniej należały do jego matki.

•10 lat wcześniej•

-Mamo co to?
Jasnowłosa kobieta odwróciła się do zwracającego się do niej chłopca. W rękach trzymał dwa onyksowe kolczyki.
-To są kolczyki, skarbie- powiedziała uśmiechając się pogodnie- Miałam je dać mojej córce tak jak to zrobiła moja mama ale nie mam córki. Za to mam ciebie, Alexie.
-Dlaczego nie możesz przekazać ich mi? - spytał chłopiec z ciekawością. Kobieta się zaśmiała.
-Bo chłopcy nie noszą biżuterii - zaśmiała się znowu i potargała jasne jak jej włosy małego Alexa.
-To niesprawiedliwe - powiedział naburmuszony. Dokładnie oglądał kolczyki, że wszystkich stron. A było na co popatrzeć. Misternie zdobiony metal, wprawione w niego onyksowe kamyki dawały niezwykle piękny efekt.
- Uważasz, że to niesprawiedliwe? To co powiesz na to żebyś dostał te kolczyki?
-Serio?! - Chłopcu zabłysnęły oczy.
-Ale jest jeden warunek - powiedziała poważnie jasnowłosa. Alex spojrzał na nią pytająco. -Musisz je nosić. Co oznacza, że musimy ci przebić uszy.
Na twarzy chłopca pojawił się wyraz najwyższego skupienia. Po chwili energicznie pokiwał głową.

•Teraźniejszość•

Alex włożył na powrót kolczyki w uszy. Odgłosy z dołu ucichły co znaczyło, że jaśnie hrabiny jednak umiały coś przygotować własnymi rękami i pójść spać. Patrząc ciągle w sufit chłopak w końcu zasnął.

***
Rano obudził go huk. Nie do końca przytomny ruszył od razu na poszukiwanie źródła dźwięku. Okazała się nim Gryzelda. Spadła z kilku ostatnich schodków(notka od autorki: szkoda, że sobie tego głupiego ryja nie rozwaliła). Teraz ryczała na cały dom. I w tym momencie nasz, pół przytomny wcześniej, kopciuszek się rozbudził. Szybko ocenił, że wygląda to tak jakby ją zrzucił z tych schodów. Zatem powinien szybko ewakuować się z miejsca wypadku. Na jego nieszczęście nie zdążył.

-ALEX!!! COŚ TY ZROBIŁ?! - wrzasnęła, przekrzykując siostrę Anastazja.

-Ja ni... - zaczął, ale nie dane mu było skończyć.

-Alex!! Co ty zrobiłeś Gryzeldzie?! - warknęła Esmeralda. Jak zwykle nikt nie słuchał wyjaśnień blondyna. Anastazja podbiegła do skamlącego u stóp schodów rudzielca a macocha solidnie ochrzaniła Alexa za to czego nie zrobił.

- A chciałam cię zabrać z nami wieczorem. Wysprzątasz wszystko rozumiemy się?

-Ale...

-To nie podlega dyskusji - ucięła i ruszyła ku swojej córce zostawiając wściekłego blondyna.

-Czemu nikt mnie nigdy nie słucha? - warknął w próżnie i powoli wrócił do swojego pokoju. Zamknął drzwi i nasłuchiwał. Gryzelda umilkła prawdopodobnie dzięki pomocy czarnowłosej siostry. Usiadł na łóżku opierając się plecami o ścianę.
- Nie wyjdę stąd dzisiaj. Tylko dzisiaj...- mruknął, zamykając oczy.

***
-Alex!! Wyjdź natychmiast! - ten sam krzyk Esmeraldy odbijał się echem po domu. Od kilku godzin już zdzierała gardło bezskutecznie, próbując zmusić Alexa do wyjścia.

-Alex!! Wychodzimy. Wysprzątaj dom!! - krzyknęła w końcu po raz ostatni i szybko zeszła po schodach, kierując się do drzwi.

- No nareszcie - westchnął Alex i wstał z łóżka z cichym stęknięciem. Otworzył drzwi i wyszedł na korytarz. Nie miał zamiaru wykonywać polecenia macochy. Specjalnie na złość pojawi się na balu. Tylko po to żeby dopiec Esmeraldzie i jej córkom. Za długo już musiał znosić ich humory. Oczywiście nie przemyślał tego zbyt dokładnie. Ale ma szczęście, że pojawia się autorka jako wróżka chrzestna. Pozwólcie, że pominę opis spotkania. Ważne jest to, że na balu się pojawił.

***
Zamek nie był taki duży jak można by się tego spodziewać. Wystarczająco by się w nim zgubić ale daleko mu do królewskiego. Na twarzy Alex malowała się wahanie. Autorka-wróżka popchnęła go lekko.

-Nie musisz mnie popychać - syknął i szybkim krokiem ruszył w stronę wejścia. Nie czuł przytłoczenia przepychem, gdy wszedł do sali na której odbywał się bal. Dyskretnie zaczął się rozglądać za macochą i przyrodnimi siostrami. Chciał, żeby go wyraźnie zobaczyły, by potem móc się zmyć do domu. Jednak nawet się nie domyślał, że ktoś inny już go zauważył. Do Alexa podszedł wyższy od niego czarnowłosy chłopak.

-Hej - blondyn wzdrygnął się na niespodziewany głos za sobą. Szybko się odwrócił i zobaczył lekko uśmiechniętego bruneta.

-Eee...do mnie to?-tego nie było w planie Alexa (notka autorki: ale w moim było xD).

-Tak - zielone oczy wysokiego nieznajomego patrzyły przenikliwe na niższego chłopaka. Alex zapobiegliwie zamilkł, żeby nie powiedzieć jakiejś głupoty.

-Może się przejdziemy? - spytał zielonooki. Alex przejechał wzrokiem po sali. Nigdzie nie widział Esmeraldy ani Gryzeldy(notka od autorki: Nic się szmacie nie stało jak spadła z tych schodów) czy choćby Anastazji.

-Hej słuchasz mnie w ogóle?-przekręcił głowę nieznajomy. Blondyn wrócił wzrokiem do jego zielonych oczu.

-Taak... - tak naprawdę nie miał zielonego pojęcia co tamten powiedział. Brunet złapał go za rękę i pociągnął za sobą. Zaskoczony Alex nie protestował. Zielonooki chłopak prowadził go przez korytarze, aż na kamienny balkon. Dopiero tam go puścił.

-Porozmawiajmy - powiedział, obracając się przodem do blondyna. Nie wiedząc co odpowiedzieć jasnowłosy milczał.

-Trudno się z tobą rozmawia - zaśmiał się brunet. - Może zacznijmy od początku. Jestem Wiktor.

***
Mimo początkowych trudności jakoś udało się im znaleźć temat. Powoli zbliżała się północ. Wiktor tak manipulował rozmową, że blisko wybicia dwunastej w nocy tematem były preferencje i uczucia. Alex czuł się nieswojo bo nie przepadał za mówieniem o tym. Gdy zegary zaczęły wybijać północ brunet pochylił się i pocałował milczącego od dłuższej chwili chłopaka. Zielonooki wsunął rękę w jego włosy i lekko pociągał za jasne kosmyki. Językiem w tym czasie badał wnętrze jamy ustnej niższego chłopaka. Odsunął się dopiero, gdy zabrakło mu powietrza, wysuwając rękę z włosów Alexa.

- Już po północy, muszę iść- wymamrotał pośpiesznie blondyn i zwyczajnie uciekł. Jednak nie zauważył, że odpiął mu się kolczyk. Zaskoczony Wiktor podniósł piękną i misternie wykonaną ozdobę z metalu i onyksu(notatka od autorki: Kiedy nie wiesz jak inaczej napisać kolczyk xD).

***
Będąc już w domu Alex musiał przebrnąć przez dodatkowe obowiązki i reprymendę od macochy. Potem dopiero miał czas, żeby zobaczyć utratę kolczyka. Bezskutecznie próbował przypomnieć sobie gdzie go zgubił. Położył się na swoim łóżku. I tak nie mógł zasnąć. Musiał tylko przeczekać do rana.

***
Następnego dnia książę Wiktor udał się potajemnie na szukanie blondyna do którego należał kolczyk. Przypadek chciał, że trafił do miasteczka w pobliżu domu macochy. (Notka od autorki: Przypadek? Nie sądzę) Dyskretnie wypytywał o jasnowłosego chłopaka noszącego takie kolczyki. A większość mieszkańców znała Alexa i wskazała gdzie ma się udać.

***
Chłopak nawet nie pomyślał, że zielonooki będzie próbował go odszukać. Gdy rozległo się pukanie do drzwi to Esmeralda poszła otworzyć. Czyli jednak umiała zrobić cokolwiek pożytecznego jak chciała.

-Dzień dobry. Czy jest Alex?
Blondyn zamarł. Od razu rozpoznał głos Wiktora. Zanim macocha odpowiedziała jasnowłosy pojawił się obok niej.
-Tak?
Wyższy chłopak wyjął kolczyk.
-To twoje, prawda? - powiedział lekko się uśmiechając.

- Tak - opowiedział, starając się ignorować obserwującą go uważnie macochę, Alex. Wyciągnął rękę, by odebrać ozdobę ale zanim jej dosięgnął, Wiktor złapał go za wyciągniętą rękę i lekko pociągnął w swoją stronę. Brunet wsunął blondynowi kolczyk do drugiej ręki i coś powiedział na ucho. A potem odszedł, zostawiając Esmeraldę i Alexa na progu domu.

***
Nastał wieczór. Nie trudno było się Alexowi wymknąć wbrew pozorom. Z bijącym mocno sercem rozglądał się za miejscem gdzie miał się spotkać z Wiktorem. Szukał zarazem znajomej sylwetki bruneta. W końcu udało mu się dotrzeć do wyznaczonego miejsca, ale nigdzie nie widział zielonookiego. Zaczynał się już na dobre martwić, gdy ktoś objął go od tyłu. W pierwszym odruchu blondyn się wzdrygnął.
- Przyszedłeś - po usłyszeniu znajomego głosu Alex zupełnie się uspokoił.- Idziemy?
Blondyn tylko mruknął na znak zgody.

KONIEC

Tak mniej więcej to będzie wyglądać. A teraz sprawy organizacyjne. Wy, którzy to czytają będziecie tworzyć te książkę. Podrzucajcie pomysły albo bajki do przeróbki. I komentujcie fragmenty co się wam podobają. I już tu żule o gwiazdki. Jak wam się tak bardzo bardzo podoba to gwiazdkujcie. No to ja się odmeldowuję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro