Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8 - "Zemsta"

Czułam na sobie uważny wzrok Basila. Przyglądał mi się całe zajęcia, podczas których, tak szczerze, mało nie zasnęłam. Nauczyciel przynudzał, choć widziałam, że dużo osób go słuchało ze skupieniem. Tak na dobrą sprawę mówił o czymś, co z łatwością rozwiązywałam w wieku piętnastu lat. Głównie ze względu na całkiem inne podejście do tego tematu.

Cóż, biorąc pod uwagę fakt, że było mi to tłumaczone na przykładzie kąta strzału, to lepiej, żebym się nie wypowiadała, że nauczyciel zrobił błąd w zadaniu...

W tym momencie, poprzez wibracje, mój telefon zakomunikował, że coś do mnie przyszło. Podświetlił powiadomienie o czacie z Miszą, gdzie miał naprawdę głupie zdjęcie, gdy kiedyś wygłupialiśmy się w kuchni – skończył w całości obsypany mąką, a na tej fotografii wyciągał jeszcze język. Obok widniała wiadomość:

Jak w szkole?
Mam nadzieję, że nikogo nie zamordowałaś...

Od razu zaczęłam odpisywać.

Dałeś mi zakaz na zabijanie Basila...

Chwilowo...
Bardziej się martwię o kadrę nauczycielską...

...

Te dwie baby chętnie bym postrzeliła...

Jakie baby?
I za co?

Dwie, które już mi wjebały nagany...
Jakieś nauczycielki
Którym się nie spodobało moje zachowanie
Makijaż i obuwie...
Szkoda gadać

Ledwo pierwszy dzień
A ty już masz kłopoty?
Kroszka, ogarnij się...

Ale tak jest zabawniej :D
Połowa klasy już się mnie boi
Szczególnie ta, co mnie nazwała „niziołkiem"
I chciała mi podstawić nogę :)

Boję się tych twoich minek...

Czego tu się bać? :)

Coś jej powiedziała na tamto?

A co miałam?
Tylko się jej zapytałam
Czy nadal chce mieć nogę w całości
Czy w kawałkach
Nic wielkiego :b

Kroszka...
Załamujesz mnie...
A nie, bardziej rozczarowujesz.
Tylko tyle?

A co niby miałam jej zrobić?
Złamać nos przy całej klasie?

Na przykład?
Albo złapać za kudły
I zajebać jej głową o ławkę?
...
Za dużo z tobą przebywam...

Uśmiechnęłam się delikatnie. W tym momencie usłyszałam odchrząknięcie, jednak to zignorowałam. Po chwili się ponowiło, a po nim usłyszałam:

— Panno Pembrook, jest pani naprawdę zdolną uczennicą, biorąc pod uwagę test przydzielający do grupy, ale może odłożyłabyś komórkę i skupiła się na tym, co dzieje się na tablicy? — zwrócił uwagę nauczyciel. — No, chyba że jesteś geniuszem. Jeśli w ten sposób sytuacja wygląda, to proszę. Pokaż nam, jak rozwiązać to zadanie.

— Skoro pan tego nie umie zrobić, to proszę bardzo — rzuciłam bez zawahania, wciąż patrząc na ekran telefonu.

Większość osób w sali się roześmiało na mój komentarz. Kątem oka zauważyłam, że Basil nieco zbladł na twarzy, a nauczyciel aż poczerwieniał.

— Grabisz sobie, tym razem, u mnie. Jeszcze jedna taka odzywka i pójdziesz do dyrektora. Ponownie...

Da ne goni?* — przerwałam mu w połowie, przewracając oczami i uśmiechając się już złośliwie.

— Słucham?

— A, pomyliłam języki. Uczy pan w końcu matematyki, nie rosyjskiego. Ups? — zażartowałam, czym ponownie rozśmieszyłam część klasy.

— Rebecco Pembrook, masz ostatnie ostrzeżenie! — podniósł lekko głos.

Kątem oka zobaczyłam sygnały wysyłane przez Basila, żebym się zamknęła, przeprosiła czy w sumie, nie wiadomo co, ale, oczywiście, nic z tego. Dobrze się bawiła, kiedy widziałam jego przerażenie.

— Jakim sposobem został pan nauczycielem matematyki? Tamto poprzednie miało być ostatnim — zauważyłam, odchylając się na tylnych nóżkach krzesła.

Przy tym włożyłam ręce do kieszeni spódnicy. On za to jeszcze bardziej poczerwieniał ze zdenerwowania.

— Dość! W tej chwili do dyrekto...!

Przerwał mu dzwonek.

— Chyba ta chwila nie wystarczyła, żeby mnie wysłać „na dywanik" — rzuciłam, po czym, jak reszta uczniów, zaczęłam się zbierać, by wyjść z klasy.

Na odchodne usłyszałam, że mężczyzna krzyknął którąś stronę z zadaniami na pracę domową. Kątem oka dostrzegłam, że Basil do niego podszedł, ale miałam to całkowicie gdzieś. Ruszyłam w poszukiwaniu jakiegoś ustronnego miejsca, gdzie mogłabym zapalić i ochłonąć przez tę sytuację.

Gdy szłam, czułam na sobie czyjś wzrok. Zwolniłam kroku, odwróciłam delikatnie głowę. Zobaczyłam chłopaka o czarnych włosach i szarozielonych oczach – ten drugi kolor odznaczał się nieco bardziej przy źrenicy.Był wysoki, może około metra osiemdziesiąt trzy, może nieco więcej. Dobrze zbudowany i serio przystojny. Obok niego stała jakaś dziewczyna, ale widziałam jedynie tyle, że miała proste długie, sięgające niemal do pasa, blond włosy. Przez to, że z nim rozmawiała, do mnie znajdowała się plecami.

Ruszyłam dalej, widząc, jak Basil wychodzi z klasy wkurzony. Uśmiechnęłam się wrednie, ruszyłam dalej. Po chwili wyszłam na tylny plac, gdzie nie widziałam nikogo. Od tej strony wychodził jedynie widok z klas, więc mogłam spokojnie wyjść na środek i sobie zapalić. Ostatnio robiłam to zdecydowanie zbyt często, a przez to wydaje mi się, że powoli wpadam w nałóg.

Muszę przestać, zanim Misza się dowie...

Ruszyłam w stronę pierwszej lepszej ławki, a przy tym złapałam za zamek przy mojej torbie. Cały czas miałam ubaw, że udało mi się zdenerwować Basila. To dość zabawny widok, kiedy ze złości czerwieniały mu uszy, bardziej siniały mu miejsca pod oczami i powieki oraz drgała mu lewa brew.

Stanęłam na ławce nogami, usiadłam na oparciu i w tej chwili wyciągnęłam paczkę papierosów – świeżą, bo poprzednia została mi skonfiskowana przez dyrektora. Włożyłam jednego do ust, a gdy zaczęłam szukać zapalniczki, został mi on wytrącony przez Basila, który chyba mnie gonił, bo był zdecydowanie zbyt zdyszany. Wyrzucił go do kosza, który stał obok ławki.

— Żarty sobie stroisz?! — Rozłożył ręce, które od razu opuścił.

W oddali zobaczyłam zbliżającego się do nas Benji'ego i Douga. Westchnęłam.

— Becky, robieniem sobie pod górkę w tej szkole, niczego nie ugrasz. Po jaką cholerę...

— Poprawka! — wyskoczyłam. — Becca, nie „Becky".

— Mniejsza z tym!

— Nie mniejsza. Jak mam cię niby słuchać, skoro nawet nie wypowiesz mojego imienia poprawnie? Poprawiam cię za każdym jednym razem, a nadal nie potrafisz tego zapamiętać. Co jest z tobą nie tak?

— Co jest ze mną nie tak?! — Zaśmiał się. — Co jest z tobą nie tak?! Co ci się, do cholery, stało w tej Norwegii, że taka jesteś?! — nie wytrzymał. — Ani trochę nie przypominasz tej Becky, którą kiedyś byłaś! Masz, dosłownie, na wszystko wywalone! Nie obchodzi cię nic, najmniejsze staranie się o to, by się do ciebie jakkolwiek zbliżyć, kończy się na tym, że to ignorujesz, nie można cię o nic zapytać, bo już naskakujesz! Jak mam niby się postarać, żebyś mi wybaczyła, skoro nic nic nie mogę ci powiedzieć?!

Zaśmiałam się, czym go wyraźnie zaskoczyłam.

— Myślisz, że mi chodzi o słowa? — rzuciłam, kiedy przerwał.

Parsknęłam, widząc wyraz jego twarzy. Przy tym chciałam wyjąć kolejnego papierosa, jednak wyrwał mi paczkę z ręki.

— Nie pozwolę ci się tym truć, jasne?

— Nie. — Wyjęłam trzecią paczkę.

Przygotowałam się... – pomyślałam, kiedy dostrzegłam szeroko uchylone powieki Basila.

— Na no ci tego tyle?! — spytał, nie dowierzając, a przez to jego głos stał się delikatnie piskliwszy.

— Jakoś muszę przetrawić fakt, że patrzę na ciebie i tamtą dwójkę — wskazałam na nich ruchem głowy — dłużej, niż mi to do życia potrzebne. To mi pomaga, żeby nie wstać z miejsca i wam nie wjebać, więc powinieneś się raczej z tego powodu cieszyć, że jeszcze ci się nie oberwało, choć szczerze, za tę sytuację z rana, powinnam ci skopać dupę.

— Jesteś niemożliwa!

— Dzięki za komplement.

— To nie był komplement... — Złapał się za głowę, pociągnął za włosy i warknął pod nosem. — Dlaczego musisz być taka uparta? Nie możesz się zachowywać, choć przez pięć minut, jak ty sprzed lat? Kiedy...

Przerwałam mu.

— Kiedy zrobiliście mi, co mi zrobiliście? — Włożyłam jedną fajkę między wargi.

Wzdrygnął się nagle. Pozostała dwójka identycznie. Basil przyglądał mi się zaniepokojony, kiedy napomniałam tamten dzień.

— Nie musiałaś...

— Chyba właśnie musiałam, skoro nie potrafisz pomyśleć — przerwałam mu.

W tym czasie podpaliłam końcówkę papierosa. Zaciągnęłam się dymem, wyjęłam go, trzymając go między palcem wskazującym a środkowym i wypuściłam chmurę prosto na mojego brata. Rozproszył ją machnięciem ręki.

— Oho, komuś, chyba, przeszkadzają osoby palące w jego towarzystwie — skomentowałam, widząc, że chciał mi coś jeszcze odpowiedzieć, na moją poprzednią uwagę. — Jak myślisz, dlaczego się tak wobec ciebie zachowuję?

Co ja, u diabła, wyprawiam?

— Dlaczego nie chce z tobą rozmawiać i mam w dupie wszystko, co próbujesz zrobić w moim kierunku?

Cholera, zamknij się!

— Zastanów się i zadaj sobie pytanie: „Co mogę czuć, kiedy mieszkam pod jednym dachem z trójką moich oprawców z dzieciństwa?".

Becca, zamknij mordę!

— Chciałeś, żebym ci wybaczyła.

Spojrzał na mnie, gdy się podniosła.

— Rodzice mnie zapisali do szkoły, żebym spędziła z tobą więcej czasu i zobaczyła, jak to się zmieniłeś, ale wiesz co? Urozmaicę to sobie. — Zeskoczyłam z siedziska, podeszłam do niego.

Cofnął się o krok, ale złapałam jego krawat od mundurka i pociągnęłam, żeby choć raz nie patrzył na mnie z góry. Spojrzał na mnie, wyraźnie nie rozumiejąc, co zamierzałam, ale momentalnie zamarł, kiedy patrzył mi w oczy. Z boku usłyszałam, jak pozostała dwójka przełknęła ślinę..

— C-co chcesz zrobić? — wyjąkał.

Kątem oka zobaczyłam, że Benji i Doug coś chcieli zrobić, ale wiedzieli, iż to źle będzie wyglądało, jeżeli coś zrobią dziewczynie dużo od nich niższej. Ponownie się zaciągnęłam, dmuchnęłam dymem prosto w twarz mojego brata. Zakasłał kilka razy.

— Chcesz wiedzieć, co zrobię? Chwilowo coś ci opowiem. Powiedzmy, że to historia o rodzeństwie, gdzie jedno drugiemu zrobiło coś tak okropnego, że młodsze znienawidziło starsze.

Wzdrygnął się na moje słowa. Przy tym też szerzej uchylił powieki, jakby się bał, co może ode mnie usłyszeć.

— Starszy skrzywdził swoją młodszą siostrę, ona uciekła do innego kraju. Nie miała oparcia w nikim, wychowała siebie sama, przez jakiś czas spała na ulicy, w ośrodkach dla bezdomnych łapała się wszystkiego, byleby móc cokolwiek zjeść, gdy skończyła jej się kasa.

Przyglądał mi się przerażony, gdy mu to powiedziałam.

— Wszystko się zmieniło, gdy poznała swojego najlepszego przyjaciela, który przygarnął ją pod swój dach i nigdy nie oczekiwał niczego w zamian. Zajął się nią jak własną siostrą, której nigdy nie miał. Mieszkali razem, a dziewczyna w pewnym momencie swojego życia zrozumiała, że jedyną osobą, na której może polegać, bo nigdy jej nie zawiedzie, poza jej przyjacielem, jest ona sama. Została odtrącona przez wszystkich, straciła wszystko, co kiedyś uważała za najważniejsze i zabiła swoją starą stronę, która była bezbronna.

— Przestań... — poprosił.

— Zmieniła się, bo życie ją wychowało — kontynuowałam.

— Becky, przestań...

— Dobra, serio, skończcie... — wtrącił się Douglas, który chciał chyba jakoś załagodzić sytuację, ale zatrzymał go Benji.

— Na twoim miejscu bym się w to nie wtrącał...

Choć raz powiedział coś mądrego.

— Życie na ulicy ukształtowało w jakimś stopniu jej nowe „ja". Stała się samotnym wilkiem, który wyczuwając jakiekolwiek zagrożenie, atakował jako pierwszy. Wdawała się w bójki, zmieniała powoli cały swój całokształt, który został jej nadany przez wygląd za dziecka. Stała się typem dziewczyny, z którą lepiej nie zadzierać, bo potrafi zgotować piekło w realnym świecie. — Puściłam go. — Jak raczej łatwo się domyśleć, chodzi o mnie. — Rzuciłam niedopałek na ziemię i przydeptałam. — Także, „braciszku", przygotuj się na to, że w końcu będziesz mnie mieć na tyle dosyć, że będziesz mnie błagał, żebym znowu zniknęła z twojego życia.

Przełknął ślinę, identycznie jak pozostała dwójka.

— Becky, co ty mó...

— Powiedziałam już — przerwałam, a przy tym zabrałam mu tę paczkę papierosów, którą mi skonfiskował. — Twoja „kochana i urocza" siostrzyczka, której skracałeś imię do „Becky", zdechła dawno temu. Z niej został tylko wygląd, bo resztę zajęła „Becca". Zapamiętaj to sobie, bo więcej nie zamierzam się powtarzać. — Odeszłam w stronę budynku, po drodze popychając ramieniem Douga.

Ruszyłam do placówki. Wbiegłam po kilku schodkach, by w kolejnej chwili wejść do środka. Miałam nadzieję, że tym razem wyraziłam się wystarczająco jasno, jeśli chodziło o skrót mojego imienia, ale miałam dziwne wrażenie, jakbym powiedziała nieco za dużo. Zbyt wiele wyznałam odnośnie mojego pobytu w Norwegii. Teraz wiedział, jak wyglądały moje początki tam. Jak starałam się tam jakkolwiek przeżyć, aż spotkałam Miszę.

Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy przypomniałam sobie tamten dzień:

— Przepraszam, czy wszystko dobrze? — spytałam niepewnie, podchodząc do chłopaka.

Było zimno, padał śnieg, a on siedział na ziemi. Widziałam, że się trząsł, czyli marzł. Zbliżyłam się bardziej, kucnęłam przy nim i sięgnęłam dłonią.

— Zostaw mnie...

— Jest zimno, powinieneś się ogrzać. — Sięgnęłam do mojego czerwonego szalika.

— Powiedziałem, żebyś mnie zostawi...! — zaciął się, widząc, jak podaję mu materiał.

— Proszę, jest ciepły. — Uśmiechnęłam się do niego, a on szerzej uchylił swoje jasnobłękitne tęczówki.

— Czemu to robisz? Pomagasz mi...

— Bo ktoś może się zasmucić, jeżeli coś ci się stanie.

— Jak masz na imię? — zapytał, kiedy założyłam mu materiał na kark.

— Rebecca...

— „Becca"... — skrócił, by w kolejnej chwili się uśmiechnąć. — Dziękuję...

Stanęłam przy parapecie pod jedną z sal. Zerknęłam na plan, którego zdjęcie miałam w telefonie.

To chyba tu – pomyślałam, a przy tym ponownie zerknęłam na drzwi.

Oparłam się przy oknie, weszłam w konwersację z Miszą, a obok niej zauważyłam dymek jakiejś grupy. Weszłam w niego, a dzięki temu zobaczyłam na nich wiadomości od wszystkich.

Michaił Volkov utworzył tę grupę
Masz 7 znajomych w tej grupie
Michaił Volkov nadał grupie nazwę Samotne Wilki „Auu"
Michaił Volkov zmienił ci nick na „Becca"

Ingrid 09:03
WRACAJ MI DO OSLO, BABO
ONI SIĘ NADE MNĄ PASTWIĄ
MILO MI WSZEDŁ DO ŁAZIENKI
JAK SIĘ PRZEBIERAŁAM
ELIAS ROZBIŁ MÓJ ULUBIONY KUBEK
EGIL WYLAŁ NA MNIE KAWĘ
MISZA MNIE OBUDZIŁ Z DRZEMKI
JURIJ UKRADŁ MI MOJE CIASTKA NA OKRES
A ULRICK... JEST ULRICKIEM

Ulrick 09:06
Co ma znaczyć, że jestem sobą?

Milo 09:06
SAMA NIE ZAMKNĘŁAŚ DRZWI!
PRETENSJĘ MIEJ DO SIEBIE!

Egil 09:07
NIE ZROBIŁEM TEGO SPECJALNIE!
NIE ZAUWAŻYŁEM CIĘ!

Elias 09:07
O który tym razem chodzi?
Bo tak jakby ulubionych kubków masz 20...

Michaił 09:10
Jakby...
Obudziłem cię, bo by cię plecy nawalały?
I PRZEPRASZAM BARDZO
CHODZIŁEM Z ODCISKIEM TWOJEGO BUTA
NA TYŁKU
PRZEZ TYDZIEŃ
KTO SIĘ NA KIM PASTWI?

Jurij 09:10
NIE BYŁY PODPISANE!

Becca 09:15
Oke, bookuje bilety

Milo 09:15
O shit...

Elias 09:15
Idę się pakować...

Egil 09:15
Pakować?
Ty kurwa testament spisuj!

Michaił 09:15
ZAKAZ!

Jurij 09:16
Jadę do kowala po zbroję...

Ulrick 09:16
To ja idę zrobić sobie kawy

Becca 09:16
A tak serio, to nic z tego
Jakbym wróciła do Oslo
Misza by mnie odesłał poleconym
Z powrotem do brata...

Michaił 09:17
A żebyś wiedziała...

Becca 09:17
Przykro mi Ingrid

Ingrid 09:17
To chociaż miej dzisiaj wieczorem czas, żeby pogadać, upierdliwa babo...

Becca 09:17
Jak nie będę zakopywać zwłok mojego brata
To może pogadamy : D

Michaił 09:18
SPIERDALAJ Z TYM UŚMIESZKIEM
MASZ ZAKAZ NA ZABIJANIE GO

Becca 09:18
To spierdalam na zajęcia : D
Dam ci znać czy mój brat przeżył
: D
Już mnie dzisiaj wkurwił :)

Michaił 09:19
JURIJ, BOOKUJ BILETY
I ZAMAWIAJ KAFTAN BEZPIECZEŃSTWA

Poczułam na twarzy, jak uniosły się moje kąciki ust. Tęskniłam za nimi, choć czasami mnie wkurwiali. Byli dla mnie jak wielka, nieco porąbana, rodzinka, z którą za nic nie chciałam się rozstawać.

•••Basil•••

Stałem kawałek od Becky. Przyglądałem jej się uważnie, kiedy uśmiechała się do telefonu. Musiała od kogoś dostać wiadomość. Jeszcze ani razu nie widziałem u niej takiego entuzjazmu. A przynajmniej nie przy mnie czy chłopakach. Przy rodzicach tak samo. Nie była tu szczęśliwa. Chciała wrócić do miejsca, które uważała za dom. Ostoję, gdzie miała pewność, że nic jej nie groziło, ale nie mogła. Bo właśnie jakieś niebezpieczeństwo na nią tam czyhało, a ja nadal nie wiedziałem, co to dokładnie było.

— Co ty tak cały czas trzesz to ramię? — rzucił nagle Benji.

— Bo mnie, w cholerę, teraz boli? — odpowiedział ironicznie. Ledwo trzymał przy tym kartonik soku w ręce. — Becca albo ma bary jak zapaśnik, albo nosi jebane naramienniki.

— Nie przeżywaj, jest od ciebie jakieś dwadzieścia pięć centymetrów niższa. Może więcej — stwierdził, po czym zerknął na mnie.

— Ale zajebać umie... — wymamrotał jeszcze Doug.

— Jak chcesz się z nią znowu kłócić, to droga wolna — powiedział tym razem do mnie, kiedy to zauważył, jak się przyglądam swojej siostrze.

— Wszyscy ją omijają szerokim łukiem — rzuciłem, nie za bardzo słuchając jego poprzedniej wypowiedzi.

— Zauważ, że każdego odstrasza swoim wzrokiem i, zdecydowanie, mocnym makijażem — rzucił chłopak po mojej lewej. — Słuchaj, zmieniła się. Wszyscy to już zauważyli, tylko ty starasz się dotrzeć do tej jej starej części. Może, nie wiem, spróbuj jakoś dotrzeć do tej, którą jest teraz?

— Może to jest jedyne wyjście — rzuciłem pod nosem.

W tym samym momencie rozległ się na korytarzu pisk, Już po chwili uczniowie zaczęli się rozstępować na korytarzu, przez który biegła jakaś blondynka. Kojarzyłem ją, bo często rozmawiała z Oscarem, ale dlaczego, kiedy teraz, prawdopodobnie wpakowała się w kłopoty, nie znajdował się obok?

Wyjąłem telefon, wybrałem numer do Oscara i napisałem mu wiadomość:

Twoja przyjaciółka ma kłopoty

•••Rebecca•••

Uniosłam wzrok znad konwersacji ze wszystkimi, dzięki czemu dostrzegłam jakąś dziewczynę o jasnych, blond włosach, która zwiewała przed tą, która wcześniej chciała mi podstawić nogę. Pierwsza była znacznie szybsza od drugiej, a przy tym zdecydowanie ładniejsza, kiedy brało się na uwagę fakt, że jej makijaż pokrywał jej twarz w znacznie mniejszych ilościach. Miała identyczny mundurek, ale na jej stopach znajdowały się typowe buty, które ja raczej zakładałam do tańca, kiedy sobie ćwiczyłam z Ingrid.

Jej włosy sięgały może do pasa, ale od przedziałka odchodziły dwa warkocze, które znikały za uszami. Oczy barwiły się nieco ciemniejszym, niż moje, błękitem i były duże, w kształcie migdałów. Twarz miała szczupłą, lekko zaokrągloną przy policzkach, zwężającą się ku brodzie. Nos miała prosty, możne lekko dłuższy. Usta pełne, o ładnie zarysowanym kształcie.

Sylwetka szczupła – można powiedzieć, że aż za bardzo. Nogi jak patyki, ręce wyglądające jakby nie miała prawie żadnych mięśni, a jednak nie wyglądała na taką, co, gdyby się ją popchnęło, od razu by się przewróciła. Minimalnie szersze biodra, wyraźnie widoczny, nieco większy biust i mocniejsze wcięcie w talii.

— Wracaj mi tu! — krzyknęła dziewczyna za nią, która była cała przemoczona.

Miałam ochotę się roześmiać, ale się powstrzymałam.

Pierwsza mnie minęła, ale zanim zrobiła to ta druga, instynktownie podłożyłam jej nogę, przez co już w kolejnej sekundzie leżała na podłodze. Blondynka się zatrzymała i zerknęła na swój „pościg", który podnosił się powoli z ziemi, jakby się bała, że makijaż się jej odbił na posadce. Kątem oka zauważyłam, jak mój brat oraz jego dwójka kumpli chciała podejść i załagodzić sytuację, w jaką się wplątałam, ale nie dali rady się przebić przez tłum, jaki się zebrał dookoła naszej trójki. Obok nich po chwili stanął chłopak o czarnych włosach, który znajdował się ostatnio u Basila w domu.

— Co do chuja?! — wrzasnęła, spoglądając w moją stronę.

— Zapytaj go, to może ci odpowie — rzuciłam.

Na korytarzu rozległ się szum, spowodowany śmiechem sporej ilości uczniów.

— Za kogo ty się uważasz?! — Wstała i do mnie podeszła.

Chwyciła za kołnierzyk, czym mnie nieco rozśmieszyła. Można powiedzieć, że nawet bardzo, bo dało się dokładnie usłyszeć moje chichranie się pod nosem.

— I z czego ty się, kurwa, śmiejesz?! — warknęła.

— Eee, z twojej głupoty, która się aż z ciebie wylewa? — Uniosłam tęczówki w zastanowieniu. — Z tego, że jesteś albo głupia, albo głupsza? Mam wymieniać dalej?

— Co proszę?! — dopytała, wyraźnie zirytowana moim zachowaniem.

— Nie dość, że głupia, to jeszcze głucha. Może potrzebujesz wizyty u laryngologa? — rzuciłam dla żartu.

Ponownie dało się usłyszeć śmiechy na korytarzu.

— Suka... — Zacisnęła bardziej dłoń na moim kołnierzyku. Przy tym też próbowała mnie nieco unieść ponad podłogę, ale nie miała na tyle siły, żeby mnie podnieść. — Zrobię ci z życia piekło...

Ponownie się roześmiałam.

— Jesteś w stanie przebić moje dotychczasowe? To dawaj, jestem chętna. — Uśmiechnęłam się złośliwie.

— Nie wiesz z kim zadzierasz, prawda?

— A ty wiesz? Może jednak nie jesteś głupsza, a po prostu głupia?

Zaśmiała się na moje słowa.

— Jesteś nikim, niziołku — dodała, kiedy się uspokoiła.

— Ciekawostka o niskich osobach. To, że nie dorównują ci wzrostem, nie znaczy od razu, że nie mają z tobą szans. — Złapałam za jej nadgarstek lewą dłonią i go zacisnęłam z całej siły.

Jęknęła z bólu, puściła moje ubranie i niemal upadła na kolana przy mnie. Uśmiechała się wrednie, kiedy to ona uderzała w moją rękę, żebym ją puściła. Próbowała się wyrwać, ale bezskutecznie.

I tak używam tej słabszej ręki.

— Puszczaj mnie! Wariatka! Jesteś walnięta! — krzyczała, ale nie reagowałam.

Pociągnęłam ją do siebie, a ona spojrzała na mnie tym razem przerażona. Widziałam łzy w jej oczach, kiedy to jej dłoń powoli zaczynała przybierać fioletowawy kolor.

— I kto jest teraz ofiarą? — spytałam z wyższością. — Zapamiętaj sobie na przyszłość. Dręczenie słabszych wcale nie jest takie fajne, jak się wydaje, bo pewnego dnia możesz sama skoczyć na tym miejscu. Zawsze się znajdzie ktoś silniejszy od ciebie. — Puściłam jej rękę i chwyciłam za kołnierzyk. — Sama byłam kiedyś na miejscu ofiary, ale teraz lepiej uważać. Jak znowu zobaczę, że komuś dokuczasz na moich oczach, to skończysz gorzej, niż z lekko naruszonym nadgarstkiem.

Puściłam ją. Nie dała rady utrzymać równowagi, upadła na ziemię, ale już po chwili szybko się podniosła i uciekła, przepychając się przez tłum gapiów. Odetchnęłam, ponownie się oparłam o parapet, a zbiorowisko się rozeszło.

Wyjęłam ponownie swój telefon, aby sprawdzić te dwadzieścia powiadomień, które mi przyszło w czasie tej akcji, ale ostatecznie nie udało mi się tego zrobić. Obok mnie stanęła ta dziewczyna, która się wpakowała w kłopoty.

— Czego chcesz? — Spojrzałam na nią kątem oka.

— Podziękować — odpowiedziała krótko.

— Nie zrobiłam tego dla... — zacięłam się, kiedy wbijała we mnie swoje niebieskie ślepia. — No dobra, może trochę. Nie umiem stać z boku i być obojętna, kiedy ktoś ma kłopoty.

Widziałam jej zainteresowanie moją osobą.

— Sama kiedyś przez to przeszłam, więc teraz nie potrafię czegoś takiego zignorować. Poza tym należało jej się za tego „niziołka". Pokazałam jej, gdzie raki zimują. — Strzeliłam knykciami.

Dziewczyna się zaśmiała.

— Rozumiem.

Oparła się obok mnie o parapet.

— Ludzie raczej mnie omijają szerokim łukiem i unikają mojego wzroku — zauważyłam, kiedy nie robiła sobie nic z faktu, że wszyscy na nią dziwnie patrzą.

— Teraz to głównie ze względu na fakt, co zrobiłaś Susan. Zależy w sumie bardziej od typu człowieka czy boi się ciebie bardziej, czy mniej.

Parsknęłam śmiechem, czym ją widocznie zaskoczyłam. Kątem oka zauważyłam, że Basil przyglądał mi się z szeroko uchylonymi powiekami.

— Nie zależy mi, żeby być popularną.

— Tak w ogóle, to jestem Julie. Ale może być też Jules, ewentualnie Marsjanka.

— Czemu „Marsjanka"?

— Zapytaj Oscara, bo sama nie wiem. On to wymyślił.

Ponownie się zaśmiałam.

— A ty? — dopytała.

— Rebecca, ale wolę Becca — odpowiedziałam, wzruszając ramionami. — A, nigdy, przenigdy, „Becky". Za „Becky" jestem gotowa zabić. — Pogroziłam jej palcem.

Roześmiała się, a do nas dołączył chłopak o szarozielonych oczach, który wcześniej stał z Basilem i tamtymi dwoma matołami.

— Dobrze wiedzieć, żeby z tobą nie zadzierać, Pembrook.

— „Pembrook"? — odezwała się zaskoczona. — Tak, jak Basil?

Opuściłam głowę załamana.

— I znowu się zaczyna...

Oboje się zaśmiali z tonu mojego głosu, a ja, spojrzawszy na nich, dostrzegłam na ścianie zaczepiony plakat z dużym napisem: ZAPRASZAMY DO SZKOLNEGO KLUBU TANECZNEGO. 

*Serio?

Mam nadzieję, że rozdział po tak długiej przerwie się podobał!Dajcie znać koniecznie i do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro