Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6 - "Gang"

Dawno nie było, ale miłej lektury!

Przeciągnęłam się obolała, po czym uniosłam się na łokcie. Nadal nieco zaspana rozejrzałam się po pomieszczeniu. W całości miało białe ściany. Praktycznie, wraz z Basilem, zostałam zmuszona, aby zostać na noc. Rodzice nie chcieli, żebyśmy jeździli po ulicach, gdy było już ciemno. Podniosłam się, przetarłam swoje oczy i podrapałam z tyłu głowy. Wstałam, wzięłam swoje wczorajsze ubrania i ogarnęłam się w łazience, której drzwi znajdowały się w pokoju. Włosy związałam w świeży – mimo niechlujnego wyglądu – warkocz. Przeczesałam palcami grzywkę, aby nie sterczała w każdym kierunku, wygładziłam swoje ubrania i spojrzałam w swoje błękitne oczy.

Nie wiedziałam, co powinnam o tym wszystkim myśleć. Z tatą jakimś dziwnym sposobem udało mi się nieco – pomimo naprawdę niskiego stopnia – dogadać, co uważałam za duży wyczyn. Z mamą nie umiałam zamienić jednego słowa, bo już stwierdzała, że mój ton wypowiedzi był chamski, ale na to nic nie mogłam poradzić. Taki miałam głos i tyle – niby spokojny, ale jednak z wyraźnie słyszalną chrypką na końcu. Szczególnie dało się to dosłyszeć, kiedy już zaczynała mnie męczyć jakaś rozmowa bądź powoli się denerwowałam i podnosiłam go na tyle, że stawał się nieco piskliwy. Z Basilem niby rozmawiałam, ale z drugiej strony kompletnie nie miałam na to ochoty.

Nie umiałam się przyzwyczaić do faktu, że znowu znajdował się obok mnie. Zachowywałam się chamsko, żeby zaczął myśleć, co zrobić, aby jakoś mógł do mnie dojść. Westchnęłam cicho.

Wychodząc z łazienki, postanowiłam pościelić swoje łóżko. Poprawiłam poduszkę i kołdrę, a do mojej głowy nie wiedzieć czemu, wróciło jedno wspomnienie.

— Becca, co się dzieje? — spytał Michaił, a ja uniosłam na niego wzrok.

— Nie mogę spać... — wyjaśniłam krótko, jednak wyraźnie mi nie uwierzył.

Wszedł do pomieszczenia, poprawiając przy tym swoją bluzę, a w kolejnej chwili usiadł obok mnie. Poprawił mi włosy za ucho, kiedy usiadłam po turecku.

— Znowu ci się to śniło? — dopytał, a ja pokiwałam głową. — Tu jesteś bezpieczna. Daleko od tamtych trzech idiotów, którzy ci to wszystko zrobili. Nie powinni byli.

— Michaił... — zaczęłam cicho, a on wygodniej się rozsiadł.

Przy tym także się uśmiechnął, czym starał się mnie zachęcić do dalszego mówienia.

— Położysz się obok mnie?

Widocznie go zaskoczyłam. Opuściłam wzrok, a jego lewa dłoń wylądowała na mojej głowie. Spojrzałam mu prosto w oczy, kiedy delikatnie potarmosił mnie po włosach, po czym wszedł na łóżko i zajął miejsce obok mnie. Przysunęłam się do niego i przytuliłam do klatki piersiowej. Złapałam go za rękę, którą przymierzyłam do swojej.

— Jest już późno, więc powinnaś iść spać, Becca — zauważył, a ja podniosłam na niego wzrok.

— Opowiedz mi jakąś historię — poprosiłam.

— Proszę? — dopytał, krzywiąc się przy tym delikatnie.

— Albo zaśpiewaj kołysankę — dodałam, na co jeszcze bardziej się zdziwił moją prośbą.

— Jak ja śpiewać nie umiem — stwierdził, na co ja spojrzałam na niego swoimi dużymi oczami. Jeszcze bardziej się skrzywił, po czym powiedział: — No dobra...

Uśmiechnęłam się szeroko, po czym mocniej do niego przytuliłam, kiedy myślał zapewne nad tym, co mógłby zaśpiewać.

— Zdzies na zemli tak mnoga zwezd,

W niżnej etich gorodow,

Zwezdy gorodowi dajut znać,

sztoby deti lożatsja spać.

Umiał śpiewać, choć sam twierdził, że było na odwrót. Miał spokojny głos, lekko chrypliwy, ale jednocześnie przyjemny do słuchania, przez co stała się jedna rzecz. Udało mi się spokojnie zasnąć i spałam już tak do samego rana.

Uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy przypomniałam sobie, jak Misza mi śpiewał. W tamtym momencie było to naszą rutyną. Niby ledwo co się wtedy znaliśmy, ale zdawało mi się, że mogłam mu zaufać w każdej sprawie. Nie myliłam się. Do tej pory uważałam go za swoją rodzinę. Potem dołączył do tego Jurij, kolejno Ingrid, a potem reszta – pomimo faktu, że najczęściej dostawałam przez nich białej gorączki.

Po kilku sekundach zgarnęłam swój telefon i wyszłam z pokoju. Znajdując się na korytarzu, ziewnęłam, a przy tym ruszyłam do schodów.

— Dzień dobry.

Usłyszałam za sobą, dlatego zwróciłam się w tamtym kierunku. Zobaczyłam mamę, która akurat kończyła wiązanie swojego warkocza. Uważnie mi się przyjrzała, delikatnie marszcząc brwi.

— Lepiej wyglądasz bez tak mocnego makijażu, w jakim pokazałaś się wczoraj — rzuciła nagle po kilku sekundach.

— Mój makijaż, to chyba moja sprawa — zauważyłam nieco chamsko, wkładając przy tym dłonie do kieszeni na moim brzuchu.

Wywróciła delikatnie oczami na moje słowa, a przy tym lekko posmutniała. Zabolało mnie to, a przy tym jednocześnie zdziwiło. Myślałam, że w stosunku do mamy nie miałam żadnych uczuć. Tym bardziej biorąc na uwagę fakt, że wczoraj się z nią minimalnie pokłóciłam, kiedy to chciałam jednak wracać, a nie zostawać na nocowanki. Nie wiedziałam, czemu to wszystko się działo – kłótnie, boleści serca, czasami chęć płaczu. Prawdopodobnie miało to związek z moją kilkuletnią nieobecnością, kiedy nie miałam z nią żadnego, najmniejszego kontaktu. Mimo tego uważałam, że coś takiego nie powinno mieć miejsca.

Przełknęłam ślinę.

Po prostu to zignoruj – pomyślałam, po czym zwróciłam się w kierunku korytarza, kiedy to do moich uszu doszedł dźwięk nadchodzącego szpica.

Zobaczyłam, jak wbiega po schodach, by w kolejnej chwili ruszyć w naszym kierunku. Szerzej uchyliłam powieki, po czym zakryłam usta oraz nos rękawem i stanęłam pod ścianą, kiedy to zwierzę mnie przyparło do muru. Mama, widząc w jakim położeniu się znajdowałam, od razu do mnie podeszła, by wziąć miniaturkę na ręce.

— Spokój, Lucky — odezwała się do niego, po czym zwróciła na mnie swoje zielone tęczówki.

Aby spojrzeć jej w twarz, byłam zmuszona do zadarcia głowy. Mimo wszystko, mama to naprawdę wysoka kobieta. Kątem oka zauważyłam, jak delikatnie wzdrygnęła jej się ręka, którą w następnej sekundzie sięgnęła do moich włosów. Poprawiła mi delikatnie dłuższe pasmo grzywki z prawej strony głowy, które musiało się w jakiś sposób spleść. W podziękowaniu jedynie kiwnęłam głową, po czym jak najszybciej odwróciłam się do korytarza i ruszyłam w stronę klatki schodowej. Ona uczyniła to samo i mnie dogoniła, kiedy ja widocznie specjalnie przyśpieszałam kroku.

— Basilowi naprawdę zależy, żebyś mu ponownie zaufała — zaczęła, kiedy dogoniła mnie na zakręcie.

Ja za to już zaczęłam schodzić piętro niżej i, pomimo faktu, że szybko schodziłam, robiłam to dość ostrożnie, żeby nie wywinąć orła.

— To niech się postara i ruszy dupę, bo nic nierobieniem mnie nie odzyska — zauważyłam, wzruszając obojętnie ramionami.

— Rebecca... — zwróciła mi uwagę pretensjonalnie.

Zatrzymałam się, zerknęłam na nią, a przy tym nie miałam ani jednego wyrazu na twarzy. Kompletnie nie przejęłam się tonem, jakim się do mnie odezwała. Po tych wszystkich latach zachciało jej się zgrywać matkę. Miała mnie gdzieś, wolała o mnie zapomnieć i nie zwracać najmniejszej uwagi na fakt, że kiedyś jej potrzebowałam. Teraz to wszystko uległo zmianie o sto osiemdziesiąt stopni. Nie musiałam mieć nikogo, żeby przeżyć. Umiałam o siebie zadbać, a to wszystko się stało, bo taka trójka idiotów postanowiła mnie skrzywdzić i zrobić ohydną rzecz.

Widziałam, że się zaniepokoiła moim obojętnym zachowaniem, jednak miałam to wszystko gdzieś. Musiałam po prostu przetrwać do momentu, aż Basil stwierdzi, że czas się zbierać do domu. Miałam już dość tego miejsca. Niby to mój dom, ale kompletnie tego nie czułam. Tylko mieszkanie Miszy i Jurija, w sumie to miejsce zamieszkania wszystkich najwyżej postawionych osób w gangu uważałam za moją bezpieczną ostoję, gdzie mogłam być po prostu sobą. Wiedzieli, jak się normalnie zachowywałam, nie zmuszali mnie do udawania dziewczynki, która nie miała w jakimś stopniu zatargu z prawem.

— Naprawdę się zmieniłaś przez te kilka lat — powiedziała, czym tym razem mnie nieco zaskoczyła, bo nagle wyskoczyła z czymś takim. — Rozumiem wszystko. Mnie i twojego ojca przy was nie było, kiedy nas potrzebowaliście. Potem ty zniknęłaś, dorosłaś poza rodzinnym domem i wychowało cię życie, zamiast właśni rodzice. Nie było nas i to w głównej mierze nasza wina, że stało się, co się stało. Nie przypilnowaliśmy was. — Spojrzała mi prosto w oczy. — Zmienił się, Rebecca. Nie jest już tą samą osobą. Żałował, żałuje i prawdopodobnie będzie żałować, że jako twój starszy brat dopuścił się tego, co ci zrobił razem z tamtą dwójką, której naprawdę o mało nie zastrzeliłam, gdy się o wszystkim dowiedziałam. Żałuje wszystkiego, co ci kiedykolwiek zrobił. Gdy zniknęłaś, załamał się. Potrzebował pomocy, nie umiał sobie z niczym poradzić. Tym bardziej, gdy policja powiedziała, że najprawdopodobniej nie żyjesz. Obwiniał się, że to wszystko jego wina, a przez całą tę sytuację, razem z tamtą dwójką, nie zdał jednej klasy. Bolał go fakt, że stracił młodszą, najukochańszą siostrę na zawsze. Błędy widać dopiero, kiedy jest już po wszystkim. On je zobaczył w momencie, w którym zniknęłaś. Zarówno on, jak i ja i twój ojciec nigdy nie zapomnimy tamtego dnia, kiedy ciebie nigdzie nie było. Tym bardziej tego, jak Basil do nas zadzwonił z płaczem i powiedział, że nie ma cię w domu...

Opuściłam wzrok, kiedy dostrzegłam jej delikatnie szklące się oczy. Wzięłam głębszy wdech, odwróciłam głowę, a przy tym zobaczyłam Basila stojącego w przejściu do jadalni.

— Dobry...

Zacisnęłam wargi.

Naprawdę musiałam się powstrzymać, żeby jakoś chamsko mu nie odpowiedzieć. Zbiegłam z ostatnich trzech stopni, ruszyłam w jego kierunku, a przechodząc obok niego pchnęłam delikatnie jego ramię pięścią. Skulił się, bo chyba myślał, że mu przywalę z całej siły, jednak ostatecznie wydał się wyraźnie zaskoczony.

— Dobry... — rzuciłam pod nosem i weszłam do pomieszczenia, gdzie tata już siedział przy stole, czytając gazetę.

— To coś nowego...

Usłyszałam Basila, jednak postanowiłam go zignorować.

— Coś ty jej powiedziała? — dopytał mamy, kiedy stanęła obok niego.

Uśmiechnęła się.

— Trochę ją wprowadziłam w całą sytuację — wyjaśniła tajemniczo, na co ten zamrugał kilkukrotnie.

— Okej... Chyba się boję — stwierdził, po czym podszedł do krzesła obok tego, na którym usiadłam.

Odsunęłam się jak najdalej od niego, a przy tym oparłam się o blat. Chłopak spojrzał na mnie nieco zaniepokojony, bo jednak przed momentem zmusiłam się nawet do tego, żeby go dotknąć. Nie wiedziałam, co mógł sobie myśleć, choć pewnie, jako że był idiotą, to nawet tego nie potrafił.

— Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś zobaczę nas wszystkich w komplecie — odezwał się nagle tata, na którego wszyscy spojrzeli.

Widocznie był szczęśliwy, że dwójka jego dzieci znowu siedziała obok siebie, choć ja, jako młodsza, w ogóle nie miałam ochoty na jakiekolwiek sentymenty. Ledwo kilka sekund później, kiedy na stół zostało przyniesione jedzenie, wszyscy zaczęliśmy jeść, a przynajmniej oni. Nic nie wyglądało na stricte wegańskie, poza wodą z cytryną.

— Rebecca, czemu nic nie jesz? — spytała mama, kiedy wzięłam akurat szklankę, żeby się napić.

— Jestem weganką — wytłumaczyłam pokrótce.

Oni wszyscy na tę informację otworzyli szerzej oczy.

— Ale jogurty pijesz... — zauważył Basil.

— Piję jogurty sojowe, Pridurok — powiedziałam w jego kierunku.

— Wiesz, że ja nie rozumiem, co ty do mnie mówisz, jak gadasz w innym języku? — spytał ironicznie.

— Oczywiście, że wiem, ale zabawnie się na ciebie patrzy, jak nie wiesz, o co mi chodzi i musisz się nad tym zastanawiać. — Uśmiechnęłam się złośliwie. — Uprzedzając prawdopodobne pytanie, to tak, jestem sadystką.

— Świetnie...

— Rebecca, mów do niego normalnie i nie nazywaj go debilem — zwróciła mi uwagę mama.

Spojrzałam na nią zaskoczona. Nie wiedziałam, że znała rosyjski. To chyba znaczyło, że nie mogłam go przezywać, jak mi się żywnie podobało w jej towarzystwie.

Opadłam na krzesło i odwróciłam wzrok.

— Nazywałaś mnie debilem? — dopytał, na co ja oblizałam wargi.

Nideul geugeo ib-eo... — powiedziałam pod nosem.

— Dobra, teraz nie zrozumiałem kompletnie nic — stwierdził Basil.

Przez większość śniadania po prostu czekałam, aż wszyscy skończą jeść. Miałam dość ślęczenia w jednym pomieszczeniu z całą tą trójką. Choć bardziej dwójką, bo jednak z tatą udało mi się jakoś dogadać. On nie wymagał ode mnie tego, żebym zachowywała się jak nie ja. Mogłam być sobą, czyli dziewczyną z naprawdę niewyparzonym językiem.

Zerknęłam na Basila kątem oka. Nadal jadł, ale tym razem opowiadał coś mamie. Jak tylko usłyszałam słowo „szkoła", to się wyłączyłam. Do tej rozmowy łączył się tata, który powiedział, że zacznę uczęszczać do tej samej placówki, do której chodził mój brat. Oboje – mama i Basil – zerknęli na mnie zaskoczeni, jednak ja już patrzyłam się na ekran drugiego telefonu. Przeglądałam, co mi akurat pod palec podjechało, ale przestałam, kiedy zobaczyłam pojawiającą się ikonkę czatu z Miszą.

Czułam, jak mój prawy kącik ust się delikatnie uniósł, a przy tym zignorowałam całkowicie to, o czym ze sobą rozmawiali.

Dlaczego, jak ciebie nie ma
To nagle mam więcej roboty?

Nie moja wina
Jesteś szefem
To chyba normalne

Ściągnę cię tu chyba z powrotem...

Nie ma
Wara ode mnie
Twoja robota

Kroszka...
Proszę cię...

I tak połowę roboty wiecznie robiłam za ciebie
Zagoń Jurija do roboty

Jak tylko mu powiedziałem
Że coś jest do roboty
To wybył z domu...

Twój brat
Ja muszę swojego znosić
Już się ledwo powstrzymuję, żeby nie złapać za patelnię

W twoim przypadku
Bardziej zabójczą bronią
Byłaby gitara...
Ewentualnie pilniczek ci dać
Też zadziała

Twierdzisz, że jestem brutalna?

Mam ci przypomnieć sytuację
Z długopisem i dupą Milo?

Miałam czternaście lat...
I pierwszy okres...
Odczep się

Nie przypominaj mi nawet...
Przebiegłem wtedy maraton...

Nie moja wina
Sam zacząłeś panikować
Nie uczyli cię o tym w szkole?

...
Przypominam ci, że uczyłem się w domu...

A, no tak...
W każdym razie
Zagoń do pracy Ulrica
Albo któregoś z reszty debili
Ingrid pewnie już śpi
Więc lepiej jej nie budź
Chyba, że chcesz skończyć z odciskiem klapka na tyłku

Raz to zrobiłem
Potem nie mogłem usiąść przez trzy dni...

Czekaj, co?
Kiedy to było?

Kolejnego dnia po twoim wyjeździe
Zasnęła na kanapie w salonie
Chciałem ją wygonić do łóżka
I mi się oberwało...
Nadal czuję tego buta na dupie...

Wzdrygnęłam się w napływie śmiechu, jednak zagryzłam dolną wargę, aby nie zwrócić na siebie niepotrzebnej uwagi Basila i rodziców.

W ogóle, Kroszka
Mam dla ciebie zadanie bojowe na dzisiaj

Wszystko będzie lepsze
Niż siedzenie z tym półgłówkiem,
potocznie nazywanym moim bratem
i z rodzicami
Muszę się stąd wyrwać, bo zwariuję,
jak znowu usłyszę komentarz o moim
prawdopodobnym powrocie do szkoły...

Czekaj, co?
Jakim znowu powrocie do szkoły?
I co ty do cholery robisz u swoich rodziców?
Co mnie ominęło?

Oj, wiele rzeczy...
Opowiem ci później, jak wrócimy z Basilem do domu
Bo chwilowo jesteśmy u rodziców...
Droga powrotna zajmie pewnie około dwóch godzin
Więc dam ci znać, jak będę w swoim pokoju

Jasne
A co do zadania
To trzeba w końcu przebadać kwaterę
Podobno kumpel twojego brata niezłe bajery mi wciska
kiedy składa miesięczny raport
Zadzwonię do niego
Nastraszę go, że ma się pojawić moja prawa ręka
i że przeprowadzi tam inspekcję

Hehe, już mi się podoba😈

Okej...
Wnioskując po tej mince
Stwierdzam, że będą mieli przesrane

Dokładnie🤗

Po tej wiadomości wygasiłam ekran i zerknęłam na Basila, który właśnie dopijał picie ze szklanki. Przy tym nadal był wyraźnie skupiony na rozmowie z rodzicami, do której postanowiłam się włączyć, chociaż kompletnie nie wiedziałam, o czym mówili.

— Dzisiaj jeszcze nie dostałem żadnego telefonu odnośnie budowy...

Dobra, jednak mnie to nie interesuje...

— Oho, Becky skończyła gadać ze swoim chłopakiem — stwierdził Basil, a na jego słowa poczułam, jak wzdrygnęła mi się brew.

Wyraźnie zaskoczył przy tym rodziców, którzy aż się zachłysnęli herbatą, słysząc coś o domniemanym „chłopaku". Spojrzeli na mnie z szeroko uchylonymi oczami.

— Misza to nie mój chłopak... — warknęłam pod nosem, a on delikatnie się skulił.

— To kto w takim razie? — dopytała zaciekawiona mama.

— Nie można mieć chłopaka za najlepszego przyjaciela? — spytałam pretensjonalnie.

— Musisz się odzywać takim tonem?

— Taki mam ton głosu naturalnie. Nic nie jestem w stanie z nim zrobić. — Oparłam się o zgięcie krzesła i odwróciłam wzrok.

— Ann — zwrócił jej uwagę tata.

— No co?

— Nie rób jej kazań. Spędzasz z nią drugi dzień po kilkuletniej nieobecności, a przyczepiasz się o wszystko, co zrobi. Nawet ja to widzę, Basil też zwrócił na to już uwagę. Jest dorosła, więc daj jej żyć — powiedział, jednak mama nie odpuściła.

— Z tego co pamiętam, to moja córka nie była chłopczycą z niewyparzonym językiem.

— Mamo, starczy. Tworzysz problem tam, gdzie go nie ma — wtrącił się Basil.

— Nia ma? Rebecca się zmieniła i to jest problem. Nie zachowuje się tak, jak powinna we własnym domu, uważa nas za obce osoby, a do tego kompletnie nie przejmuje się, co się do niej mówi. — Wskazała na mnie, jednak ja jedynie oblizałam wargi.

— Skończyłaś? — zapytałam, a ona spojrzała na mnie zaskoczona.

Na twarzy miałam jedynie czyste znudzenie jej wywodem, który kompletnie nie miał sensu. To raczej oczywiste, że po tym wszystkim, co mnie spotkało przed wyjazdem, po nim i w jego trakcie, się zmieniłam. Nie byłam małą, kolorową księżniczką z dwoma kucykami na głowie i w różowej sukieneczce w gwiazdki. Życie w gangu mnie odmieniło, co wiedział każdy, kto poznał mnie, zanim pierwszy raz kogoś postrzeliłam, zbiłam do nieprzytomności i prawie udusiłam.

— Słucham? — dopytała, nie dowierzając, że weszłam w jej wywód.

Ona pewnie uważała, że to najważniejsza kwestia świata, bo, ojej, zachowywałam się inaczej niż kiedyś. Dla mnie jednak ten jej wywód brzmiał tak, jakby mówiła o pogodzie. Wyprostowałam się i spojrzałam jej prosto w oczy.

— Pytałam, czy skończyłaś. Robisz mi reprymendę o moje zachowanie, a nie pomyślisz, dlaczego się w ten sposób zachowuję. Wczoraj z Basilem rozmawiałaś, mówiłaś w miarę do rzeczy, a dzisiaj co? Dzień dobroci dla zwierząt się skończył? Okres ci się zaczął, że przypierdalasz się o wszystko? Zmieniłam się, bo, jak sama wcześniej zauważyłaś, wychowało mnie życie, w którym nie uczestniczyłaś. Miałaś mnie gdzieś przez większość mojego życia, więc nie rób mi rabanu o nic, bo nie wiesz, jaka byłam wcześniej, a jaka jestem teraz. — Oparłam się z powrotem o zgięcie, a przy tym założyłam ręce na piersi.

Mama wydawała się wyraźnie zaskoczona, że jej odpowiedziałam, a nie, jak zapewne podejrzewała, siedziałam cicho jak mysz pod miotłą. Nienawidziłam, kiedy ktoś się wypowiadał o mojej osobie, gdy kompletnie nic o mnie nie wiedział.

— Może... — zaczął Basil, aby przerwać ciszę, która między nami nastąpiła. — Lepiej, żebyśmy się już zbierali...

— Przynajmniej raz powiedziałeś coś mądrego — rzuciłam pod nosem, po czym wstałam i ruszyłam do drzwi.

Przy nich znajdowała się szafka na buty, skąd wzięłam swoje glany. Ledwo kilkanaście sekund później mój brat także do mnie podszedł i zaczął ubierać swoje obuwie. Założyłam ręce na piersi, kiedy rodzice wyszli zza ściany, żeby się z nami pożegnać. Wiedziałam, że mama nawet nie odezwie się do mnie słowem, bo ktoś podważył jej autorytet. Oboje pożegnali się z Basilem, a kolejno podszedł do mnie tata, który najpierw poprawił mi grzywkę za ucho, po czym mnie uściskał.

— Cieszę się, że wróciłaś do domu — wyszeptał, jednak jedynie kiwnęłam głową.

Gdy się odsunął, zwrócił się w stronę mamy, która miała spuszczony wzrok na białe kafelki. Tata odchrząknął, a ona zaszczyciła mnie w końcu spojrzeniem. Westchnęła cicho, by w kolejnej chwili do mnie podejść i mnie objąć, co oddałam z naprawdę dużą niechęcią. Już po kilku minutach Basil otworzył przede mną drzwi. Rodzice jeszcze coś wspomnieli, że tym razem to oni wpadną do domu mojego brata w odwiedziny, na co się lekko skrzywiłam, bo przez to zostałabym zmuszona do wyjścia ze swojej nory.

Wychodząc za drzwi, ujrzałam czystą ulewę. Skręciłam nieco swoje włosy i schowałam pod kaptur bluzy. Chłopak uczynił to samo. Machnął jeszcze rodzicom.
— Uważajcie na drodze! — krzyknęli oboje, kiedy zaczęliśmy biec w kierunku samochodu.

Wsiedliśmy do Chevroleta, a przy tym wzajemnie – przez przypadek – daliśmy sobie z główki. Jęknęliśmy z bólu, trzymając się za obolałe miejsca. Basil się zaśmiał, jednak ucichł, kiedy zabiłam go wzrokiem.

Przełknął ślinę, odpalił silnik, a ja w tym czasie zapięłam pasy. Już w kolejnej minucie podjechał do bramy, która automatycznie się otworzyła. Wyjechaliśmy na ulicę.

— Wjedź po drodze do jakiegoś sklepu — poprosiłam, czym go wyraźnie zaskoczyłam.

— Po co? — dopytał.

— To chyba jasne, że żeby coś kupić. Rusz głową — rzuciłam kąśliwie, na co zacisnął wargi.

— Jasne — wyszeptał, a przy tym wrócił wzrokiem na jezdnię.

Jakoś pod koniec drogi zatrzymał się w tym samym sklepie, gdzie ostatnio robiłam sobie zakupy. Wysiadłam z auta, po czym ruszyłam do małego sklepu osiedlowego, gdzie weszłam tylko i wyłącznie po to, aby stanąć w kolejce. Poczekałam chwilę, aż nadeszła moja kolej.

— W czym mogę pomóc? — spytała kasjerka, widząc, że nie miałam żadnych zakupów.

— L&M zielone poproszę — powiedziałam, a ona od razu sięgnęła do półki.

— Mogłabym prosić o jakiś dowód pełnoletności? — dopytała, nim skasowała paczkę, a ja wyjęłam z portfela swoje prawo jazdy, na którym był napisany mój wiek. — Okej, tyle mi starczy. — Skasowała produkt. — Osiem siedemdziesiąt — poprosiła, a ja wyjęłam kartę kredytową.

— Jeszcze zapalniczkę — dodałam, a ona jedną zeskanowała.

— Dziewięć siedemdziesiąt — powiedziała, a ja przyłożyłam kartę do czytnika. — Dziękujemy za zakupy — dodała, kiedy zabierałam swoje rzeczy.

Pokiwałam głową, po czym ruszyłam do wyjścia. Nim wyszłam, założyłam na głowę kaptur i przebiegłam do samochodu Basila, w którym na mnie czekał. W czasie tego schowałam papierosy do kieszeni bluzy, żeby ich nie zauważył, bo sądząc po nim, to mógłby mi zrobić o to jakąś reprymendę.

Paliłam, ale nie nałogowo. Robiłam to, gdy musiałam nad czymś pomyśleć, ewentualnie, jak miałam na to po prostu ochotę, czyli kupowałam paczkę na dwa, może trzy tygodnie. Więcej mi nie było trzeba. Poza tym Misza by mnie ukatrupił, jakby wyczuł ode mnie dym tytoniowy, bo sam jak najbardziej stał przeciwko tej truciźnie. Wolałam nawet nie myśleć, jaki opieprz bym od niego dostała, gdyby się dowiedział, że jarałam. Równie dobrze mógłby mnie użyć jako tarczy strzelniczej, a tego jednak chciałam uniknąć.

— Już? — spytał, gdy otworzyłam drzwi do pojazdu.

— Ta — odpowiedziałam krótko.

— Co kupiłaś? Nie masz żadnej siatki — zauważył, odpalając ponownie silnik.

— Nie twój interes — rzuciłam, marszcząc delikatnie nos.

Westchnął, po czym ponownie włączył się do ruchu drogowego, by w końcu dojechać pod dom. Zatrzymał się przy chodniku, kiedy to zauważył samochód stojący na parkingu. Nie widziałam go wcześniej. Basil też wyraźnie się zaniepokoił, czego dowodziły jego delikatnie zmarszczone brwi.

— Znowu ten debil... — wymruczał pod nosem.

— Kto? — dopytałam, a on na mnie spojrzał.

— Nie ważne. Wejdziemy do domu, a ty pójdziesz od razu do siebie, okej? — Spojrzał mi w oczy. Chciałam coś powiedzieć, ale mi przerwał, mówiąc: — Proszę...

Widziałam w jego oczach, że się czymś martwił, jednak kompletnie nie zrozumiałam, czym dokładnie. Kiwnęłam tylko głową, po czym oboje wysiedliśmy z pojazdu. Zauważyłam na jego twarzy delikatny uśmiech, jednak zniknął równie szybko, jak się pojawił, a jego miejsce zastąpił grymas powagi zmieszanej z niezadowoleniem. Nim weszliśmy do domu, oboje usłyszeliśmy Benji'ego, który wrzasnął głośne: „Kurwa!".

Mogę się z kimś założyć, że dało się go usłyszeć po drugiej stronie ulicy – pomyślałam, a przy tym siłą się powstrzymywałam, żeby się nie zaśmiać, bo jednak podejrzewałam, o co mogło chodzić. – Coś czuję, że Misza musiał już zadzwonić do kwatery i powiedzieć, że przyśle tu mnie na inspekcję...

Westchnęłam lekko, kiedy wpuścił mnie do domu jako pierwszą. Zdjęłam od razu buty i ruszyłam do siebie, mijając przy tym wejście do kuchni, gdzie zauważyłam kątem oka, jak Benji opierał się na łokciach o blat kuchenny i trzymał się za swoją głowę, Doug prawie płakał ze strachu, a przed nimi stał jakiś chłopak o czarnych włosach, trzymając ręce w kieszeni. Do pomieszczenia od razu wszedł Basil. Wbiegłam po schodach, jednak nie weszłam do pokoju. Dla zmyłki otworzyłam drzwi i je zatrzasnęłam, po czym jak najciszej zeszłam na półpiętro i usiadłam na stopniach, aby podsłuchać rozmowę.

— Dobra, gadaj, co ty tu, do chuja Pana, robisz, Oscar? — odezwał się Basil.

— Dzwonił nasz szef, ale do żadnego z was nie dało się dodzwonić, więc musiałem ruszyć tyłek aż tutaj, żeby was o tym powiadomić, idioci — odpowiedział mu nieznajomy mi chłopak.

— Zważaj na słowa, młody — rzucił do niego Benji.

— O co chodzi dokładnie? — spytał tym razem Doug.

To w sumie dziwne, że przed chwilą Benji i Doug zachowywali się tak, jakby za moment miała im grozić śmierć, a teraz, z dupy, nagle wrócili do normalności...

— Szef wysłał swoją prawą rękę na inspekcję — rzucił krótko, a przy tym czułam w powietrzu, jak bardzo napięta atmosfera wychodziła zza zakrętu.

— Jak ona zda mu raport, to jesteśmy, jak nic kurwa, martwi, martwi i jeszcze raz, kurwa, martwi — stwierdził Basil.

— Tym bardziej, jak się dowie o przekłamanych ilościach zarobków z narkotyków, ostatnich pięciu przegranych wyścigach, przegranych w walkach bokserskich...

Wyjęłam telefon i zaczęłam notować, o czym muszę wspomnieć Miszy.

— O zmniejszeniu terenu zapomniałeś wspomnieć, Doug — odezwał się Oscar.

Oj, Misza ich zapierdoli – pomyślałam, zapisując kolejny punkt w notatkach, a przy tym czułam na swojej twarzy mój szatański uśmiech. – Już czuję ten opierdol, jaki dostaną.

***

— Becky, my wychodzimy! — krzyknął Basil z piętra niżej, jednak nie odpowiedziałam i po prostu zawiązałam luźno na swojej szyi apaszkę w czerwonoczarną kratkę.

Wiedziałam, gdzie się wybierali. Mieli przywitać prawą rękę Miszy pod kwaterą, czyli jechali na spotkanie ze mną. Oj, już czuję, że będzie mnie wieczorem bolało gardło.

Złapałam za kaburę, którą miałam schowaną w futerale od gitary, który był podzielony na dwa schowki. Założyłam jedną w pasie i zakryłam ją swoją granatową bluzką z dość lejącego się materiału. Na plecy zarzuciłam swoją drugą, a na nią skórzaną kurtkę, która posiadała zapięcie na boku, przez co przy jej spięciu wystawał spod niej „język" od jednej zastawki. Na nogach miałam swoje czarne rurki z dziurami na całej długości. Wciągnęłam na stopy swoje buty z lekkim obcasem i czubkiem idącym bardziej w szpic. Zapięłam ich zamki znajdujące się na bokach, po czym chwyciłam za moje rękawiczki bez palców. Zaciągnęłam je na dłonie.

Jeszcze nim wyszłam z pokoju, stanęłam przed lustrem i zdjęłam z głowy perukę, tym samym uwalniając swoje rozjaśnione do blondu, sięgające do ramion, włosy. Poprawiłam je i ułożyłam przedziałek z lewej strony. Nieco także podbiłam sobie objętość włosów, choć tego nie potrzebowałam.

— Kto by pomyślał, że zapomnę, jak wyglądałam w normalnej fryzurze — mruknęłam sama do siebie.

Złapałam za swoją kosmetyczkę, z której wyjęłam czarną kredkę do oczu i obrysowałam nią oczy, ale w nieco inny sposób, niż zazwyczaj. Tym razem zrobiłam sobie kreski i bardziej wyciągnęłam kształt na koci. Po chwili pomalowałam rzęsy tuszem, po czym sięgnęłam do kieszeni mojej kurtki i wyjęłam z niej moją maskę, dzięki której mało kto wiedział, jak naprawdę wyglądałam.

Ukrywanie twarzy przez osoby z wyższej sfery gangu było rzeczą jak najbardziej normalną. Każda z osób, z którą mieszkałam w Oslo, nosiła swoją unikatową, która łączyła się z naszymi pseudonimami.

Westchnęłam i spojrzałam na nadruk.

Cała szczęka, zęby, nos... Wszystko w formie szkieletu.

Uśmiechnęłam się szerzej, przejeżdżając opuszkami po malunku, który stworzył dla mnie Jurij. Chciał jak najbardziej uchwycić mój charakter i chyba mu się to udało.

Założyłam na uszy gumeczki, po czym odpowiednio ponaciągałam materiał na twarzy. Już po chwili złapałam za moje dwa pistolety, które schowałam w kaburach. Powoli ruszyłam w kierunku drzwi, jednak nim wyszłam, przyłożyłam ucho do powłoki. Wolałam uniknąć sytuacji, gdyby któryś z tamtej trójki jednak wrócił się po coś do mieszkania. Mimo wszystko każdy z nich miał już pierwsze objawy sklerozy albo to już przedwczesna demencja im wchodziła. Zerknęłam na swój główny telefon, gdzie zobaczyłam zdjęcie Miszy, co znaczyło, że do mnie dzwonił.

— Właśnie wychodzę z pokoju — powiedziałam, kiedy już otworzyłam drzwi.

Weź sobie torbę z rzeczami na zmianę, bo nie wiem, czy dasz radę dotrzeć przed tą trójką z powrotem do domu — zalecił, a przy tym słyszałam jakieś szeleszczące opakowanie

— Czy ty się znowu opychasz cukierkami? — spytałam, a po drugiej stronie nastąpiła nagła cisza.

Potem szmer, jakby coś sobie wcisnął do ust.

Nie wiem, o co ci chodzi — odezwał się z pełną buzią.

Zaśmiałam się, wróciłam do pokoju.

— Co zajadasz, gadaj. — Złapałam za plecak, do którego włożyłam swoją perukę, jakąś losową koszulkę i koszulę w kratę, a także chusteczki do demakijażu.

Różki czekoladowe.

Jęknęłam niezadowolona.

— Ja też chcę...

Czekolada ma dodatek mleka, Pani weganko na zakład — dogryzł mi, a przy tym ponownie zaczął szeleścić opakowaniem.

— Powoli zaczynam nienawidzić tego zakładu, ale pięć kafli mi koło nosa nie przejdzie — powiedziałam, na co się zaśmiał.

No cóż, biorąc pod uwagę twoją zawziętość w układach, to wygrasz w jakichś dziewięćdziesięciu ośmiu procentach. Milo już ledwo dycha. Ostatnio prawie wlał sobie zwykłe krowie mleko do kawy, więc byłaś bliska wygranej — rzucił.

— Kurwa... — przeklęłam cicho, po czym w końcu wyszłam z pomieszczenia i zamknęłam za sobą pokój.

Zbiegłam po schodach, by w kolejnej chwili przejść przez dom i wyjść z mieszkania, które zamknęłam na klucz – Basil mi go wyrobił w ciągu kilku ostatnich dni. Mimo wszystko od spotkania z rodzicami minęło koło tygodnia. W czasie tego rodzice załatwiali mi dojście do klasy w szkole, a Basil i tamte dwa półgłówki nawet nie zwracali na to uwagi. Chodzili do swojej placówki codziennie rano, dzięki czemu mogłam od rana do piętnastej robić, co mi się żywnie podobało. Nawet chodzić bez peruki.

Wynająłem ci garaż niedaleko domu Basila. Obie twoje maszyny w nim stoją. Możesz tam trzymać rzeczy, jak stajesz się Grim Reaper — zaproponował, a ja pokiwałam głową, rozważając jego propozycję.

— Nie głupi pomysł. Przynajmniej nie musiałabym się przemykać cichaczem obok Basila i tamtych przerośniętych plemników — rzuciłam, a przy tym usłyszałam, że się zakrztusił.

Zaczął kaszleć. Usłyszałam, że chyba odłożył opakowanie słodyczy na biurko, a przy tym, jak coś się przesunęło po drewnianym blacie. Już w kolejnej chwili doszedł mnie dźwięk otwieranej puszki.

— Czy ty pijesz jakiegoś energetyka? — spytałam, ruszając w kierunku wyznaczonym przez mapy Google.

Piwo. — Zakaszlał, po czym głośno odetchnął. — Że ja się przez ciebie jeszcze przez te wszystkie lata nie udusiłem, to to jest cud. Zawsze musisz rzucić żartem, jak akurat coś jem.

— Też cię kocham, Misza — dodałam, jednak nic na to nie odpowiedział.

Rozmawiałam z nim do czasu, aż się znalazłam pod odpowiednim obiektem. Poszłam do recepcji odebrać klucz, a strażnik zaprowadził mnie pod mój garaż, gdzie gdy tylko weszłam, ujrzałam moje dwie śliczności, na których widok miałam ochotę się popłakać. Podeszłam do mojego ukochanego motoru, usiadłam na nim, po czym przytuliłam do maszyny.

— Mój kochany motorek — wymruczałam, a w telefonie usłyszałam śmiejącego się Miszę.

Trochę płynęły. Żadnej skazy nie nabrały? — dopytał, a w czasie tego robił sobie kawę.

Moment wcześniej poszedł do kuchni.

— Chyba nie, ale dokładniejszy przegląd im zrobię w następny weekend. Jutro rodzice mają do nas wpaść i przywieźć mi mundurek szkolny, a potem pierwszy tydzień szkoły. Bardzo się z tego powodu cieszę — powiedziałam sarkastycznie, a chłopak się zaśmiał.

No wiesz, siedzieć przez cały czas też nie możesz — stwierdził.

— Ta, kurwicy w tym domu już dostaję. Tym bardziej z tym królikiem za ścianą, którego jeszcze trochę i naprawdę postrzelę, żeby skończył piszczeć.

Zaśmiał się.

Dobra, Kroszka. Uważaj na drodze i nie zabij ich od razu. Pomęcz ich trochę. Niech mają jeszcze tę złudną nadzieję, że są na bezpiecznej pozycji — powiedział, na co teraz ja się zaśmiałam.

— Na razie — pożegnałam się, a on odpowiedział mi tym samym, po czym się rozłączył.

Wyprostowałam się, zdjęłam plecak i rzuciłam go na drugi ścigacz. Złapałam za kask, po czym założyłam go na głowę. Zapięłam pasek pod brodą, a w kolejnej chwili odpaliłam pojazd. Słysząc pracującą maszynę, szeroko się uśmiechnęłam. Wyjechałam poza garaż, wróciłam do drzwi i zamknęłam drzwi, przypinając je pod koniec do haka wbitego w ziemię. Przeciągnęłam się nieco, by z powrotem wsiąść na pojazd. Chwyciłam za rączki, lekko się pochylając w ich kierunku. Przekręciłam rączkę, przez co wprawiłam wszelaką maszynerię w ruch.

Poczułam, jak na ten dźwięk przebiegł mi po kręgosłupie delikatny dreszcz. Serce uderzało mi z całej siły od rosnącej powoli adrenaliny. Już w kolejnej chwili schowałam stopkę, wrzuciłam odpowiedni bieg, popuściłam sprzęgło i następnie ruszyłam do wyjazdu. Chwilowo powoli...

Misza kazał mi jechać powoli, ale to raczej oczywiste, że jak nie jeździłam półtora tygodnia, jak już w sumie nie dwa, to nie ma opcji, że pojadę bezpiecznie – pomyślałam, kiedy zatrzymałam się przy wyjeździe i zapięłam swoją kurtkę do końca.

Dopięłam pojedynczy guziczek, chwyciłam ponownie za rączki i przekręciłam korbę, aby dodać gazu. Już w kolejnej chwili wyjechałam na drogę, gdzie wyprzedzałam każdy możliwy samochód, który zbytnio się nie śpieszył.

Czułam, jak przyśpieszał mi puls. Jak adrenalina rozeszła się po całym moim ciele. Wiatr owiewał moje ciało, kiedy przy skrzyżowaniach bardziej przyśpieszałam, aby nie musieć się bez powodów zatrzymywać. Bardziej się pochyliłam, a gdy zobaczyłam nazwę ulicy, zwolniłam. Wiedziałam, że i tak za moment będę musiała się zatrzymywać pod kwaterą, którą była jakaś stara kamienica. Wjechałam w odpowiednią uliczkę, a w niej zauważyłam samochód Basila, a także zobaczyłam całą trójkę, stojącą pod wejściem. Na dźwięk silnika motoru się wzdrygnęli i spojrzeli na mnie. Zatrzymałam się, zgasiłam silnik i wyprostowałam, by w następnie zdjąć z głowy kask i przywrócić swoje włosy do stanu normalności, zanim zostały zmiażdżone. Przy tym nieco nimi zarzuciłam.

Poprawiłam maskę na swojej twarzy, po czym zsiadłam z maszyny, którą podparłam na nóżce.

— To chyba ona... — powiedział cicho Benji.

— Z wyglądu wydaje się okej, ale coś czuję, że prawą ręką naszego szefa nie została bez przyczyny — dodał Doug.

— Przypominam, że jej przezwisko to Grim Reaper — rzucił Basil.

— Nie przypominaj nawet — rzucił w jego kierunku Benji.

— Słychać was na drugim końcu parkingu — zauważyłam, na co się wzdrygnęli.

— Przepraszamy! — Stanęli na baczność.

— Mam nadzieję, że podróż nie była męcząca...

I strzelił pierwszą gafę.

— Podróż tu z Norwegii trwa trzynaście godzin. Oczywiście, że była męcząca — zauważyłam, zakładając ręce na piersi i lekko zadzierając głowę ku górze.

— Najmocniej przepraszam. — Opuścił głowę zażenowany.

— Mniejsza. Jak wiecie, mam tu przeprowadzić inspekcję i, najprawdopodobniej, nieco tutaj zabawię, także przyzwyczajcie się, że przed każdą akcją ląduje na biurku raport przed akcją i kolejny po akcji, jasne? Nie toleruję samowolek, także radzę wam się trzymać zasady, że o wszystkim mi mówicie — powiedziałam nieco władczo, na co oni przełknęli ślinę. — To co, chłopcy? Zaczynamy zabawę? 

Mam nadzieję, że rozdział się podobał!
Dajcie znać koniecznie i do następnego!
(może za pół roku wstawięXD no chyba, że ktoś mnie pośpieszy)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro