Rozdział 5 - "Dom rodzinny"
Miłej lektury!
Basil przepuścił mnie w drzwiach, dlatego do domu weszłam jako pierwsza. Od razu zdjęłam buty, by następnie przejść do kuchni, gdzie schowałam do lodówki większość tego, co kupiłam. Po chwili ruszyłam do siebie. Zatrzymałam się dopiero przed drzwiami, które były nieco uchylone.
Pamiętam, że je zamykałam... – pomyślałam, marszcząc przy tym brwi.
Powoli weszłam do środka, a przy tym rozglądałam się dookoła. Niczego nie zauważyłam. Wszystko było na swoim miejscu. Zamknęłam powłokę, by w kolejnej chwili podejść do szafy, skąd wzięłam jakieś ubrania. Weszłam do łazienki, gdzie od razu zdjęłam z siebie ciuchy do biegania. Przebrałam się w białe rurki, które na końcach nogawek były poszarpane. Do tego narzuciłam na siebie czarny bezrękawnik, który miał niski golf. Wciągnęłam na siebie jeszcze cienki sweterek, którego rękawy podciągnęłam do łokci.
Oparłam się o zlew, z którego puściłam wodę. Spojrzałam na znikający płyn, a przy tym głęboko odetchnęłam. Nieco się zdenerwowałam po rozmowie z Basilem, dlatego musiałam się uspokoić. Po jakimś czasie ruszyłam do pokoju, gdzie od razu usiadłam przy biurku. Odpaliłam laptopa, na którym od razu włączyłam sobie muzykę. Spojrzałam na maila, który pokazał mi dwie nowe wiadomości. Jedna była od Miszy, a druga od Ingrid. Już miałam włączyć pierwszy, kiedy to nagle usłyszałam jakieś dziwne piski za sobą, a także, że coś spadło na podłogę. Ruszyłam wzrokiem za siebie, by następnie wydrzeć się na całe gardło.
•••Basil•••
Westchnąłem cicho, a przy tym oparłem się o blat. Przetarłem swój kark. Zaciąłem swój wzrok na kafelkach.
Jak dalej w ten sposób wszystko pójdzie, to moja obietnica pójdzie się jebać...
W tym momencie do pomieszczenia wszedł Doug, który rozglądał się we wszystkich szafkach. Podążyłem za nim wzrokiem, bo nie rozumiałem czego on w sumie poszukuje. Kilkukrotnie wydał z siebie dźwięk, którym zwykle wołał swoje zwierzątko, którym był królik. Wabił się Kiki – do tego w całości barwił się czarnym kolorem, ale dookoła jednego oka miał białą plamkę.
— Znowu zgubiłeś Kiki? — zapytałem, a on spojrzał na mnie załamany.
W tym momencie z piętra wyżej usłyszałem głośną muzykę.
— Zamykałem jej klatkę, ale i tak udało jej się wyjść. Do tego za cholerę nie wiem gdzie. Były otwarte drzwi, więc może być wszędzie — zauważył, a ja zdjąłem bluzę.
— W końcu zrobię z tego królika potrawkę — wtrącił Benji, który stał oparty o futrynę łuku wejściowego.
— To nie jest zabawne Benji, musimy ją znaleźć, zanim coś się jej stanie. Jak spadnie ze schodów, to będzie...
Przerwał mu nagły krzyk z piętra. Wszyscy szerzej otworzyliśmy oczy.
— Źle... — dokończył.
Całą naszą trójką ruszyliśmy na piętro, do pokoju mojej siostry. Wszedłem jako pierwszy, jednak widok jaki mnie zastał, był tak niespodziewany, że aż zaciąłem się w wejściu. Becky znajdowała się na biurku. Nawet na nim nie tyle siedziała, co wisiała, bo podtrzymywała się na rękach.
— Co tu się...
Przerwała Benjiemu.
— Zabierzcie stąd tego gryzonia! — krzyknęła.
Spojrzeliśmy na fotel, na którym znajdował się czarno-biały królik.
— Kiki — odezwał się Doug, któremu kamień spadł z serca, kiedy w końcu udało mu się ją złapać. — Nie mów, że przestraszyłaś się królika...
Wziął ją na ręce, a przy tym podszedł do dziewczyny, która aż odsunęła się pod ścianę. Zaskoczyła tym całą naszą trójkę.
— Jaja se robisz? — Zaśmiał się Benji.
— Nie boję się gryzoni, po prostu mnie obrzydzają i...
Zacięła się, kiedy Doug przysunął Kiki jak najbardziej do Becky, która zaczęła łapać głębsze wdechy, by w kolejnej chwili głośno kichnąć, a przy tym kopnąć w krzesło, które następnie wylądowało na ziemi. Chłopak zabrał od dziewczyny królika, a ona zakryła swoje usta i nos materiałem koszulki.
— Mam uczulenie na zwierzęcą sierść — wytłumaczyła, a Doug się od niej odsunął.
— Może lepiej, jak zabiorę stąd Kiki?
Kiwnęła głową, a w kolejnej chwili Doug wyszedł z pokoju mojej siostry. Kilka sekund później Benji postąpił w ten sam sposób. Ja za to zbliżyłem się do Becky, która odkryła twarz.
— Nienawidzę gryzoni — wyszeptała pod nosem.
— Czyli to dlatego, za każdym razem, jak zbliżał się do ciebie Lucky, to kichałaś na cały dom — powiedziałem, na co warknęła pod nosem.
— Nie przypominaj mi nawet... — Zeszła z biurka, po czym podniosła krzesło.
Przetarła nos krawędzią swetra i usiadła ponownie przy biurku. Spojrzała na mnie z niechęcią, dlatego po prostu wyszedłem z jej pokoju. Gdy zamykałem drzwi, zobaczyłem, jak kiwnęła głową, co znaczyło, że tego właśnie chciała.
***
•••Rebecca•••
Już od samego rana miałam średni humor, co w sumie nowością nie było. Od kiedy ponownie się pojawiłam w Seattle, cały czas taki mi towarzyszył, bo jednak zmuszałam się do tego, aby żyć pod jednym dachem z Basilem i tamtą dwójką idiotów – no i króliczkiem.
— Wyspałaś się? — spytał mój starszy brat, który siedział obok.
— Wyciągnąłeś mnie z łóżka o szóstej — zauważyłam, a przy tym na niego spojrzałam. — Jak myślisz, mogłam się wyspać, skoro położyłam się dość późno?
— Późno, czyli o której? — zapytał, kiedy akurat zatrzymaliśmy się na światłach.
Z powrotem oparłam się o swoją rękę, którą trzymałam przy szybie.
— Koło trzeciej. — Przetarłam sobie oczy, starając się nie uszkodzić makijażu.
— Powinnaś wcześniej chodzić spać — zauważył. — Tym bardziej, kiedy do rodziców jedzie się około dwóch godzin...
— Masz coś jeszcze mądrego do powiedzenia? — Zabiłam go wzrokiem, przez co ucichł.
Wygodniej się ułożyłam i oparłam głową o szybę. W ciągu kilku sekund zamknęłam oczy, a tym samym zasnęłam. Obudziło mnie szturchanie w ramię, dlatego uchyliłam powieki i spojrzałam na Basila.
— Przespałaś całą drogę —powiedział, na co kiwnęłam głową.
— W samolocie to samo. Dla mnie to plus, bo nie czuję efektów mojej choroby lokomocyjnej — zauważyłam, a przez moje słowa uniósł on brwi.
Za dużo gadam...
— Tak, mam chorobę lokomocyjną, uczulenie na zwierzęcą sierść i nie jem nic, co mogłoby być od zwierząt — wytłumaczyłam, a on kiwnął głową.
Po chwili oboje wysiedliśmy z samochodu. Spojrzałam na posiadłość, która przy wejściu miała sześć białych kolumn. Dom sam w sobie miał trzy piętra, z czego ostatnie można było nazwać strychem, bo było najmniej użytkowane. Zbudowano go ze zwykłej cegły budowlanej, dach zrobiono nieco bardziej szarawy. Po prawej stronie znajdowały się trzy garaże, a przy nich pojedyncze drzwi dla służby. Z przodu dało się zauważyć szesnaście okien. Po lewej stronie już zaczynał się ogród, a przed budynkiem można było dostrzec jeszcze dwie rabatki wypełnione roślinami. Dookoła nich posadzono niski żywopłot z bukszpanu – w środku zaś znalazły swoje miejsce agawa, żywotniki i kilka krzewów róż.
Przełknęłam ślinę, po czym ruszyłam za chłopakiem, który z marszu wszedł do budynku. Opuściłam głowę, co oczywiście zauważył, ale nic nie powiedział.
— Mamo! Tato! — zawołał ich.
Nieco się wycofałam, kiedy doszło mnie szczekanie psa. Już po chwili dało się go zobaczyć piętro wyżej – był biało brązowy. Zaczął zbiegać po stopniach, jednak w połowie – głównie przez swoje krótkie łapki – potknął się i stoczył na sam dół. Szybko się podniósł, po czym z wywalonym językiem na bok podbiegł do Basila, który klęknął na jedno kolano i pogłaskał szpica miniaturkę. Ja natomiast zakryłam usta i nos.
Nie sądziłam, że ten pies jeszcze żyje...
Pomeranian podniósł na mnie główkę, po czym podszedł bliżej i powąchał moje spodnie. Już po chwili zaczął się kręcić w kółko oraz szczekać ucieszony, na co cofnęłam się kolejny krok.
— Poznał cię — zauważył mój brat.
— Basil — odezwał się ktoś z boku, dlatego spojrzał on w tamtym kierunku.
Sama również skierowałam tam swój wzrok, dzięki czemu zobaczyłam nieco starszą kobietę ze znikomą ilością zmarszczek. Włosy miały nadal kolor jasnego brązu, ale gdzieniegdzie dało się zauważyć jaśniejsze odbłyski – bardziej siwe. Były związane w warkocza i przerzucone przez prawe ramię. Dodatkowo sięgały do jej łokci. Jej wyraz twarzy zdecydowanie mniej przypominał ten srogi, który widziałam za dziecka. Teraz wydawała się miłą, starszą kobietą.
— Hej, mamo. — Podszedł do niej, chcąc ją uściskać, ale go zatrzymała.
Miała na sobie sweter z golfem, a do tego była okryta narzutką. Na nogach miała jasne spodnie z rozszerzającymi się od kolana nogawkami.
— Trochę się zaziębiłam, a nie chciałabym cię zarazić — wytłumaczyła, a na mnie nieco wskoczył Lucky.
Odsunęłam się bardziej pod drzwi.
— Miałaś leżeć — odezwał się mężczyzna, który wyszedł z salonu za kobietą.
— I nie przywitać się z synem? — zapytała pretensjonalnie.
— Co ja z tobą mam? — Uśmiechnął się.
Mężczyzna był wyższy od kobiety. Jego krótkie włosy zdecydowanie bardziej posiwiały, co dało się zobaczyć, choć naturalnie wpadały w odcień blondu. Oczy barwiły się trupim błękitem. Miał na sobie czarne spodnie i ciemną koszulkę z rękawem podciągniętym do łokci.
— Cześć, tato...
Mężczyzna się uśmiechnął, a przy tym potargał jego włosy.
— Coś się stało, że przyjechałeś? Zwykle zapowiadasz, że...
Przerwało jej szczekanie psa. Cała trójka spojrzała w moim kierunku.
— Lucky, przestań — rozkazał, a przy tym do mnie podszedł i zabrał ode mnie szpica, dzięki czemu w końcu mogłam oddychać spokojnie.
Podniosłam wzrok na dwójkę dorosłych, dzięki czemu zobaczyłam, jak kobieta zakrywa usta nie dowierzając. Przełknęłam ślinę, nie wiedząc jak się zachować.
— Niemożliwe... — Podeszła do mnie kobieta. — Rebecca?
W jej oczach widziałam łzy, jednak nic nie powiedziałam. Po prostu stałam i odwróciłam wzrok, oblizując przy tym wargi. Wiedziałam, że to zły pomysł, aby tu przyjeżdżać. Serce mi waliło tak, jakby chciało mi wyskoczyć, kiedy pogłaskała mój policzek.
— Basil, co...
— Mówiłam, że to zły pomysł. — Złapałam za klamkę i wyszłam z budynku.
— Becky! — Wybiegł za mną mój brat i złapał za moją rękę, jednak od razu ją wyrwałam.
Rodzice także wyjrzeli za próg budynku. Wyglądali na zaniepokojonych moją reakcją, ale wydawali się także szczęśliwi, że w ogóle mnie widzą.
— Chociaż spróbuj — powiedział spokojnie.
— Nic z tego...
— Dlaczego? — spytał, a ja odwróciłam się do niego rozjuszona.
— Bo ja już nie jestem malutką Becky, która stara się na siebie zwrócić uwagę! Nie rysuję obrazków, żeby rodzice mnie pochwalili! Rozumiem, że próbujesz mi pomóc się tutaj znowu zaadaptować, bo chcesz przez to znowu zyskać moje zaufanie, ale podchodzisz do tego w sposób, w jaki ci się to nie uda. Spójrz na to z mojej perspektywy, przez pryzmat tego, jakie ja to wszystko zapamiętałam i nie umiem się przestawić na nową rzeczywistość!
— Be...
— Spokój obydwoje! I do środka, ale już! — odezwał się stanowczo ojciec.
— Nigdzie nie...
— Proszę... — zwrócił się do mnie, a przy tym wyraźnie widziałam w jego oczach szklące się łzy.
Mama także się powstrzymywała przed płaczem. Zacisnęłam szczękę i szybkim krokiem ruszyłam w kierunku drzwi. Minęłam ją, kiedy to chciała coś powiedzieć, po czym stanęłam po środku korytarza, zakładając przy tym ręce na klatce piersiowej. Odwróciłam przy tym też wzrok, aby nie patrzeć w tej chwili nikomu w oczy.
— Chodźmy może wszyscy do salonu. Usiądziemy i wszystko wytłumaczysz, Basil — zaproponował nasz ojciec.
Mój brat spojrzał na mnie przygnębiony, po czym kiwnął głową i ruszył przodem. Rodzice spojrzeli na mnie, dlatego po prostu ruszyłam bez żadnego słowa do pomieszczenia. Wszyscy usiedli na kanapach, jednak ja starałam się jak najbardziej utrzymać dystans. Nie chciałam tu przyjeżdżać, a jednak własne sumienie i Basil mnie do tego podkusili. Lekko westchnęłam, a przy tym oparłam się o ścianę przy oknie.
— Rebecca, usiądź. Nie musisz...
— Obejdzie się — przerwałam swojej matce, nawet nie przerzucając na nią wzroku.
Westchnęła smutno, a ja ponownie skrzyżowałam ręce.
— Basil, wytłumacz nam sytuację, bo kompletnie się w niej nie łapiemy. Jakim sposobem Rebecca...
— Zadzwoniła do mnie w czwartek. Sam byłem zaskoczony, gdy się odezwała, bo jednak nadal pamiętam, co mówiła policja. Powiedziała wtedy, że wraca do Seattle, bo ma coś tutaj do załatwienia i czy nie znalazłoby się u mnie dla niej miejsce. — Spojrzał na mnie. — To w sumie wszystko tak w skrócie...
— Rebecca — zaczęła moja matka. — Gdzieś ty była przez tyle lat? — zapytała, a przy tym dało się usłyszeć, jak blisko płaczu się znajdowała.
Oczywiście zignorowałam jej pytanie. Ponowiła próbę zwrócenia mojej uwagi poprzez wymówienie mojego imienia, jednak zrobiłam to samo. Zagryzłam przy tym górną wargę, przy której zaczęłam odgryzać suchą skórkę.
— Była w Norwegii — powiedział Basil, a kobieta z powrotem na niego spojrzała, co zauważyłam kątem oka.
Mocniej się wgryzłam w swoją wargę, kiedy to zdradził. Czułam, jak moje zdenerwowanie powoli sięgało zenitu, a za tym szło, że mogłam w każdej chwili wybuchnąć i znowu zacząć na niego krzyczeć.
— W Norwegii? — dopytał ojciec. — Jak ty się tam dostałaś? Na lotnisku powinnaś zostać zapytana o opiekuna...
— Powiedziała, że podrobiła wasze podpisy, a na lotnisku uciekła stewardesie — wyjaśnił mój brat.
W tym momencie poczułam w ustach nieco metalicznego smaku. Przegryzłam sobie wargę. Odsunęłam się od ściany.
— Becky? — odezwał się zaskoczony, kiedy zaczęłam iść do wyjścia z pomieszczenia.
— Po pierwsze "Becca", a po drugie, idę do łazienki. — Wyliczyłam na palcach, po czym wyszłam z salonu.
Kilka sekund później zamknęłam się w jednaj łazience, gdzie oparłam się o drzwi i wzięłam głębszy wdech. Pokręciłam głową, nie wierząc w sytuację, jak miała miejsce kilkanaście sekund później. Pierwszy raz w życiu interesowali się oni moim życiem. Ciekawiła ich moja osoba, ich rodzona córka, o której przez pierwsze trzynaście lat życia zapomnieli, bo bardziej interesował ich biznes hotelarski.
Podeszłam do umywalki, gdzie odkręciłam wodę, aby umyć dłonie i zmyć z nich nieco krwi, która wyleciała z małych ran od wbijania sobie paznokci w skórę. Kilka sekund później oparłam się nimi po bokach i przyglądałam się, jak woda uciekała w odpływie. Łapałam przy tym głębsze wdechy, żeby się uspokoić i nie dać się ponieść emocjom.
Misza słusznie zauważył, że patrzenie na uciekającą wodę już na mnie nie działa tak jak to kiedyś było. Teraz jestem w stanie się przy tym co najwyżej sama zarżnąć – zauważyłam, przecierając swoje usta płynem i pozbywając się z nich nieco czerwonego koloru.
Odetchnęłam cicho i zakręciłam kran. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Przez moment patrzyłam się na swoje oczy.
— W Oslo wszyscy uznawali cię za sukę i postrach każdego. Tutaj też możesz taka być. Nie daj się im tylko zmiękczyć i nadal miej na wszystko wywalone — wyszeptałam sama do siebie, po czym wyszłam z pomieszczenia.
Szłam spokojnym krokiem, jakoś specjalnie się nie śpiesząc z powrotem do salonu, jednak zatrzymałam się przy ścianie, kiedy doszedł mnie temat rozmowy tamtej trójki – mówili o mnie.
— Nie wiem, jak mam z nią rozmawiać, żeby się z nią nie kłócić lub jej nie denerwować. Sami widzieliście, że ona już nie jest taka sama jak kiedyś. Szybko się denerwuje, trzeba uważać na słowa, a kiedy jesteśmy u mnie, całe dnie przesiaduje w swoim pokoju, słuchając muzyki albo rozmawiając ze swoim najlepszym przyjacielem. Jeszcze jak zadzwoni akurat przy mnie, to Becky zaczyna mówić w innym języku. Nie wiem co mam zrobić, żeby chociaż przez moment z nią porozmawiać na spokojnie i pokazać, że się zmieniłem od tamtej sytuacji — narzekał Basil, dlatego oparłam, się o mur.
— Może zrób tak, jak ci powiedziała, kiedy na ciebie wrzeszczała — zaproponowała nasza matka. — Postaw się w jej sytuacji. Ona nie wie do jakiego stopnia się zmieniłeś, dlatego jej to pokaż. Może wtedy sytuacja między wami nie będzie aż taka napięta i będzie z tobą chętniej rozmawiać...
Miałam ochotę się roześmiać na jej ostatnie słowa, ale jednak musiałam zachować pozory niechętnej do nawiązywania relacji z rodziną dziewczyny i nie dać się nakryć na podsłuchiwaniu.
— Po sześciu latach wróciła do rodzinnego kraju, miasta, do rodziny i w środowisko osób, które ją zraniły. Ona nie zdaje sobie sprawy, że wszystkich nas jej ucieczka zmieniła, że każdy z nas miał i nadal ma wyrzuty sumienia za to, że ją zostawiliśmy prawie na pastwę losu...
Skrzyżowałam ręce i poprawiłam się, żeby opierać się teraz całkowicie plecami o ścianę, mając przy tym zgiętą jedną nogę. Przy tym cały czas patrzyłam w przestrzeń.
— Musiała sobie radzić ze wszystkim sama, nie miała w nikim ze strony rodziny oparcia, ufała nam, a my ją zraniliśmy najbardziej, jak tylko się dało. Pokaż jej, że może ci znowu zaufać. My musimy zrobić to samo, jeśli chcemy odzyskać córkę. Dla ciebie to jest trudniejsze, bo to twoja siostra. To normalne, że więcej będzie wymagać, a już tym bardziej, że byłeś współsprawcą tego, co ją spotkało. Pomyśl, jak ty byś się po tym wszystkim czuł i, jak ciężko byłoby ci się przestawić — zakończyła swój wywód, jednak nadal nie weszłam do pomieszczenia, co było moim błędem.
— Rebecca? — odezwał się mój ojciec, który wychodził z jadalni, która znajdowała się po drugiej stronie korytarza.
Podniosłam na niego wzrok, jednak nic nie powiedziałam. Po prostu odwróciłam wzrok, w kierunku salonu, jednak z niego wychylił się Basil i nasza matka.
— Ile...
— Wszystko — odpowiedziałam mu, zanim zdążył zapytać.
— A powiedziałam coś zgodnego z rzeczywistością? — spytała mama, na co wzruszyłam ramionami.
— Może — powiedziałam, ponownie zakrywając dłonią usta, kiedy znowu zbliżył się do mnie Lucky.
— Lucky, daj jej spokój — odezwał się Basil, a rodzice widocznie nie rozumieli, o co mogło chodzić.
Chłopak na nich spojrzał, zabierając przy tym psa na ręce.
— Becky ma uczulenie na zwierzęcą sierść — wytłumaczył, na co pokiwali głowami, kiedy zabrał psa do innego pomieszczenia.
Przez jego ruch zostałam z nimi sam na sam. Odsunęłam rękę od ust, przesuwając przy tym językiem po powierzchni zębów.
I ta menda zostawiła mnie z nimi samą. Ja pierdolę...
W tym momencie telefon mojego ojca zadzwonił, dlatego na niego spojrzał. Odszedł kilka kroków, by odebrać, a do nas z powrotem dołączył Basil, który wrócił z pomieszczenia, gdzie zostawił Lucky'ego.
— Jakieś problemy? — spytał mój brat, kiedy usłyszał, jak mężczyzna próbuje się z kimś dogadać.
— Tworzenie nowych hoteli się kłania. Zawsze są jakieś problemy, a już tym bardziej, kiedy umowa na budowę jest w innym języku i współpracownicy też nie mówią po angielsku. — Złapała się za głowę.
— Gdzie tym razem? — Spojrzał przy okazji na mnie, jakby wpadł na jakiś pomysł.
— W Seulu — odpowiedziała mu krótko, a nasz ojciec się rozłączył.
— Jak szybko nie znajdziemy tłumacza, to nic nam nie wyjdzie, a jak jesteś chora, to się tym nie zajmiesz — powiedział do mamy, jednak nadal patrzył się na telefon. — Potrzebny jest na już...
— Becky, ile znasz języków?
Spojrzałam na niego z wyraźną niechęcią przez to, że znowu mnie tak dziecinnie nazwał. Rodzice spojrzeli na nas zaskoczeni. To chyba oczywiste, że żyjąc w innym, byłam zmuszona do nauki języka, żeby jakkolwiek tam móc funkcjonować na co dzień. Rosyjskiego mnie nauczył Misza i Jurij, koreańskiego zaczęłam się uczyć z nudów.
— Ty sobie naprawdę grabisz, jak cały czas mnie tak nazywasz — wycedziłam przez zaciśnięte zęby, by w kolejnej chwili zacisnąć usta w cienką linię.
Wyciągnęłam rękę w kierunku ojca, który od razu podał mi swój telefon. Wzdrygnął się lekko, kiedy prawdopodobnie poczuł, jak lodowate miałam dłonie, ale dla mnie to była norma.
— Chodźmy może usiąść? — zaproponowała nasza matka.
Z powrotem weszliśmy do salonu, gdzie tym razem usiadłam na kanapie. Obok mnie zajął miejsce Basil, którego wzrok cały czas czułam na sobie. Oczywiście starałam się nie zwracać na to uwagi i po prostu czytałam, co co znajdowało się na piśmie.
— Mamy rozumieć, że znasz koreański? — zapytał ojciec, dlatego podniosłam na niego wzrok.
— Nauczyłam się go z nudów. Wydawał się zdecydowanie łatwiejszy, aniżeli chiński — wytłumaczyłam krótko, na co kiwnęli głowami.
— Co tam wyczytałaś? — odezwała się matka, kiedy oddawałam tacie komórkę.
— Jak dla mnie nic, czym powinno się martwić, ale co ja tam wiem. Nie siedzę w tym na co dzień. Pisze tylko, że prace budowlane ruszyły, chwilowo bez żadnych problemów i, że już zaczęto przygotowania do zatrudniania personelu. Takie ogólniki, no chyba że mam tłumaczyć każde słowo po kolei, ale to zajmie dłużej. Tłumaczenie czytane, a tłumaczenie pisane są raczej różne, bo przy czytaniu lecę wszystko jak leci i dla mnie ma to jakiś sens. Przy pisanym musiałabym układać w miarę zrozumiałe zdania — zauważyłam, a przy tym założyłam nogę na nogę i oparłam się o prawe kolano lewym łokciem. — Oczy ci z orbit wyjdą, jak nie przestaniesz się gapić — zwróciłam się do Basila.
— Mówisz trzy razy więcej, niż u mnie w domu — powiedział, na co wypuściłam powietrze w napływie śmiechu i pokręciłam głową.
— Zawsze mogę znowu was ignorować. Sam wiesz, jak bardzo zmienne mam humorki. — Uśmiechnęłam się złośliwie, na co odwrócił wzrok.
— Aż za dobrze... — wymruczał cicho.
— Rebecca? — zwrócił się do mnie nasz ojciec. — Mógłbym cię prosić, żebyś zajrzała jeszcze do innych dokumentów po koreańsku?
Od razu kiwnęłam głową, po czym ruszyłam za nim do jego gabinetu, który znajdował się na piętrze. Przepuścił mnie jako pierwszą w drzwiach. Rozejrzałam się nieco po pomieszczeniu, bo jednak dość długi odstęp czasu mnie tu nie było. Zmieniło się tu. Ściany barwiły się na biało, meble na ciemno brązowy kolor. Znajdowało się tu o wiele więcej przestrzeni, niż kiedyś. Dostrzegłam, że książki i segregatory zostały ułożone alfabetycznie. Swoje miejsce także znalazły tu jakieś rośliny – między innymi monstera w rogu pokoju – dzięki czemu dało się tu wyczuć nieco więcej życia w tym pomieszczeniu.
Podeszłam do biurka stojącego prawie na środku korytarza, wraz z moim ojcem, który od razu otworzył laptopa. Włączył maile, gdzie od razu dostrzegłam Hangeul. Po chwili odszedł do półki z tyłu, skąd wziął czystą kartkę, kiedy ja przeglądałam wiadomości. Podał mi ją, a także długopis. Złapałam go w lewą dłoń, czym go nieco zaskoczyłam, czego świadczył jego zaskoczony wyraz twarzy.
— Kiedyś myślałem, że jesteś praworęczna — zauważył, na co ja momentalnie oderwałam się od pisania na kartce ogólnikowych haseł.
Przyglądałam mu się przez moment, by w kolejnej chwili oblizać usta. Widocznie był nieco smutny, że nie są w stanie do mnie w jakikolwiek sposób dotrzeć, a ja im tego dodatkowo nie ułatwiałam.
— Jestem oburęczna. Nauczyłam się tego, jak zaczęłam grać na gitarze. Było mi przez to łatwiej — wytłumaczyłam, wracając do pisania, ale jednak przerzuciłam długopis do drugiej dłoni.
— Nie przypominam sobie, żebyśmy zapisywali cię na lekcje..
Pokręciłam głową i ponownie na niego spojrzałam.
— Jestem samoukiem. — Wróciłam do pisania. — Języków też uczyłam się w głównej mierze sama. Tylko przy rosyjskim pomagał mi przyjaciel i jego brat...
Lekko się uśmiechnął, co dostrzegłam kątem oka. Po chwili podszedł do okna, by przez nie wyjrzeć. Zapadła cisza, przez którą przedzierał się tylko odgłos mojego szybkiego pisania. Nie chciałam sama z siebie zaczynać rozmowy. Nie wiedziałam nawet o czym mogłabym z nim rozmawiać. Jakoś pod koniec ostatniego maila sam się odezwał, a przy tym powiedział:
— Nie byłem najlepszym ojcem...
Spojrzałam na niego zaskoczona, kiedy to usłyszałam. Nie spodziewałam się, że zacznie właśnie taki temat.
— Ani dla ciebie, ani dla Basila. Bardziej interesowałem się pracą, aniżeli własną rodziną. Za późno sobie uświadomiłem, że zostawienie waszej dwójki samej może mieć konsekwencje później. Nim to wszytko do mnie dotarło, stało się, co się stało. Basil i tamta dwójka cię zranili, ale to w głównej mierze była to wina moja i twojej matki, bo się wami nie zajęliśmy, jak należało. — Pociągnął nosem. — Przemysł hotelarski zamydlił nam oczy i nie widzieliśmy nic, poza nim. Uznawaliśmy to za nasz największy sukces, a tymczasem w domu czekała na nas dwójka dzieci, która dorastała bez rodziców. — Odwrócił się do mnie, dzięki czemu zobaczyłam to wielkie poczucie winy. — Gdy zniknęłaś, obiecaliśmy sobie, że więcej nie popełnimy takich błędów. Od wtedy większość naszej pracy wykonywaliśmy z domu, żeby nie stracić drugiego dziecka...
Skrzywił się wyraźnie, na co ja nie wiedzieć czemu wstałam z fotela i podeszłam do niego. Wyraźnie go zaskoczyłam, kiedy przed nim stanęłam. Przyjrzał mi się dokładnie, a przy tym uniósł swoją prawą dłoń. Zawahał się, nim położył ją na moim policzku. Ostatecznie opuścił rękę, bojąc się prawdopodobnie, że ją odtrącę. Dużo się raczej nie pomylił. Sama nie wiedziałam, co bym mogła zrobić. Coś takiego u mnie zamieniło się już praktycznie w odruch bezwarunkowy. Nie działał on tylko, kiedy chodzi o Miszę, Jurija czy Ingrid.
— Naprawdę żałuję, że nie zauważyliśmy wcześniej, jak nasza nieobecność oddziałuje na waszą dwójkę i jak bardzo przez to ucierpiałaś...
Oparłam się o brzeg biurka, opuszczając przy tym głowę i łapiąc dłońmi za krawędź.
— W ciągu tych sześciu lat wszyscy się zmieniliśmy. Czy na lepsze, powinnaś sama ocenić, a nie zrobisz tego, jeżeli każdego będziesz odtrącać — zauważył, ale ja tylko kiwnęłam głową. — Na ile zostaniesz w Seattle?
Podniosłam na niego wzrok, po czym wzruszyłam ramieniem.
— Nie wiem — dopowiedziałam. — Zależy, ile zajmie sprawa, którą mam... — zacięłam się, widząc jego smutny wyraz twarzy.
Stwierdziłam, że chyba jednak lepiej będzie, jeśli nie będę wspominała o długości mojego pobytu tutaj. Sama nie wiedziałam, jak długo będę musiała zostać w Ameryce. Tydzień, dwa, miesiąc, pół roku, a może nawet rok lub więcej. Wolałam nie zgadywać, ile sprawa z Sokolovem się pociągnie.
Jeśli coś pokrzyżuje plany Miszy, to mogę utknąć tutaj do końca życia...
Podrapałam się po mojej prawej brwi, by w kolejnej chwili odsunąć się od biurka i ruszyć w kierunku drzwi. Chyba lepiej, żebym zostawiła go samego. Nie chciałam go jeszcze bardziej dobić. W sumie nie wiedziałam dlaczego, bo w tym byłam mistrzynią. Każdego albo przerażałam, albo sprawiałam, że stawał się przygnębiony. Nie umiałam rozmawiać z innymi tak, aby się z nimi zaprzyjaźnić. Tylko Ingrid wytrzymywała ze mną, kiedy miałam jakiś swój humorek, ale to głównie kwestia identycznego charakteru – choć w przeciwieństwie do niej nie byłam płaczką.
Czułam, że tata mi się przygląda, jak odchodzę. Miałam wrażenie, że chciał mi coś powiedzieć, jednak ostatecznie trzymał to dla siebie. Bał się prawdopodobnie mojej reakcji. Chciałam wyjść, jednak zacięłam się nagle, kiedy miałam łapać za klamkę. W głowie nadal obijały mi się słowa Basila, które powiedział mi w ciągu zaledwie trzech dni.
Jak mam się postarać o to, żebyś mi wybaczyła, skoro nie dajesz mi na nic szansy?
Szczerze powiedziawszy, nie wiedziałam. Chciałam się w jakiś sposób odegrać, ale nadal nie wpadłam na inny pomysł, jak po prostu mówienie przy nich w innym języku. Koniec końców to pewnie i tak by mi nie poszło, bo istnieje coś takiego jak Translator, więc pewnie chodzili by za mną, żeby tłumaczyło im, co do nich mówiłam.
Chcę ci pomóc, ale nie dam rady, jak cały czas będziesz mnie odpychać. Jak będziesz coś ukrywać, nie będziesz chciała się w ogóle do mnie zbliżyć.
Było to chyba głównie spowodowane zbyt silnymi wspomnieniami. Tamtego dnia prawdopodobnie nie zapomnę do końca życia, a za tym szło, że nie jestem w stu procentach przekonana, czy będę w stanie kiedykolwiek przebaczyć Basilowi. Już sama nie wiedziałam, czy tego chciałam, czy też nie. Zdawałam sobie sprawę, że pragnęłam mieć brata, który już nigdy by mnie nie zranił. Kogoś takiego jak Misza lub Jurij, ale nie miałam żadnych mocy, żeby coś takiego wyczarować i zmienić swojego rodzonego brata.
Pomogę ci ze wszystkim, tylko mi na to pozwól...
Powinnam pozwolić? A może – jak zawsze – mieć na to wywalone? Nie zwracać na to jakiejkolwiek uwagi, zignorować jego chęci i męczyć go do skutku, aż w końcu zrozumie, że samą „chęcią" nic nie zrobi. Jeśli chciał mnie odzyskać, to musi ruszyć tyłek i na to zapracować.
— Rebecca? — odezwał się tata, nie rozumiejąc mojego nagłego zatrzymania.
Zacisnęłam powieki, po czym powoli się do niego odwróciłam i spojrzałam mu w oczy.
Becca, co ty do chuja wyprawiasz?
— Basil cały czas suszył mi głowę, żebym spróbowała naprawić relację z tobą i z mamą. Nie byłam co do tego przekonana. Nie chciałam, bo myślałam, że kompletnie nic się nie zmieniło. Że nadal bardziej was interesowała praca, aniżeli własne dzieci, ale... — zacięłam się, kiedy poczułam gulę w gardle.
Mężczyzna za to postanowił się do mnie nieco zbliżyć.
— Chyba się myliłam. Wszyscy, łącznie ze mną się zmienili. Nikt nie jest w stanie do mnie dotrzeć, bo mu nie daję. Własna podświadomość mi mówi „siedź cicho, w końcu się domyślą, że tobie nie zależy na słowach, tylko na czynach", ale tak nie jest i doskonale sobie z tego zdaję sprawę, ale inaczej nie umiem do tego wszystkiego podejść. Chciałam dać szansę Basilowi, bo każdy zasługuje na drugą, ale nie jestem w stanie nawet mu spojrzeć samej w twarz bez denerwowania się przy tym. Nie potrafię, bo za każdym jednym razem mam przed oczami tamtą...
Nie dokończyłam. Przerwał mi jego gest, którym było przytulenie mnie do siebie. Szeroko otworzyłam oczy z zaskoczenia, kiedy pogłaskał mnie po włosach i delikatnie pogładził moje plecy. Co dziwne, nie chciałam go od siebie odepchnąć. Nie rozumiałam dlaczego tak się działo. Brakowało mi ojcowskiej miłości i to prze to? Tak długo czegoś takiego nie doświadczyłam, że po prostu nie umiałam czegoś takiego zrobić? A może po prostu nie byłam w stanie czegoś takiego zrobić, bo to członek mojej rodziny?
Nie wiem... Już nic nie wiem... Przy tacie jestem spokojna, ale przy Basilu nie umiem taka być... Nie wiem dlaczego...
— Już spokojnie. Nie umiesz się pewnie przyzwyczaić do jego obecności, bo nie spędzasz z nim zbyt dużo czasu. — Odsunął mnie powoli od siebie. — Może łatwiej by ci go było poznać, gdybyś z nim spędzała kilka godzin wcześniej, a nie widywała go sporadycznie w ciągu dnia?
— Pewnie tak by było, ale nie umiem...
— A gdybyś poszła do tej samej szkoły, co chodzi Basil?
Spojrzałam na niego zaskoczona i lekko się skrzywiłam.
— Szkoła?
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro