Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4 - „Prośba"

•••Basil•••

Obudziłem się wczesnym rankiem. Było może koło szóstej, ale nie bez powodu o tej wstałem. Chcąc odzyskać zaufanie Becky, powinienem się postarać, dlatego postanowiłem jej zrobić śniadanie. Nie wiedziałem, o której się ona przebudza i to był największy problem. Jeśli w takich godzinach jakie były w tym momencie, to przydałoby się pośpieszyć, a jeśli wolała sobie pospać – co w sumie byłoby zrozumiałe, kiedy wzięłoby się na uwagę to, że wczoraj przyleciała – to miałem jeszcze czas. Nie wychodziła z pokoju cały dzień, a gdy wszedłem do niej wieczorem, już spała.

Jak tak dalej pójdzie, to nigdy jej nie odzyskam... – pomyślałem, wybijając przy tym jajka na patelkę.

— Od kiedy ty gotujesz?

Spojrzałem w prawą stronę, dzięki czemu dostrzegłem Benjiego, który opierał się ramieniem o futrynę. Miał przy tym ręce włożone do kieszeni dresów i stał bez koszulki.

— Weź ty się ubierz....

Zaśmiał się na moją uwagę, a ja tylko zrobiłem wymowny wyraz twarzy i oparłem się lewą ręką o blat.

— Mówię serio. Ogarnij się, zanim Becky jeszcze nie wstała.

W tym momencie minął go Doug.

— Zgadzam się z Basilem. Nie chcesz jej chyba doprowadzić do zawału...

— Przez tego małego terminatora, to prędzej ja zejdę na zawał... — Benji przeczesał swoje włosy.

— Od kiedy ty gotujesz? — zapytał Douglas, który oparł się o blat wyspy kuchennej.

— Chcę być dobrym bratem i odzyskać zaufanie siostry. A już tym bardziej chcę się postarać, skoro powiedziała, że pomyśli o tym, żeby mi wybaczyć.

Wyraźnie zaskoczyłem tę dwójkę swoimi słowami. Raczej nie spodziewali się tego, że usłyszą coś takiego z samego rana. Zabrałem się za dalsze robienie śniadania dla swojej siostry. Moi przyjaciele oczywiście wypytywali się o wszystkie szczegóły dotyczące tego wszystkiego, na co ja im streściłem całą moją rozmowę z Becky, kiedy to jechaliśmy z lotniska. Po jakimś czasie przerzuciłem posiłek na talerz.

— Powodzenia — rzucił mi Doug, kiedy to ruszyłem w kierunku wyjścia z kuchni ze zrobionym jedzeniem.

Powoli wszedłem na piętro, aby przypadkiem nie zgubić sztućca. Po chwili znalazłem się w pokoju Becky, której spokojny oddech słyszałem już na wejściu.

Czyli musi jeszcze spać...

Zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do pół ścianki, za którą znajdowało się łóżko. Moja siostra spała odwrócona do mnie plecami. Położyłem talerz na etażerce stojącej obok i spojrzałem na nią. Uśmiechnąłem się mimowolnie, kiedy zobaczyłem jej spokojny wyraz twarzy, na którym nie było widać ani odrobiny nienawiści. Długie włosy miała związane w warkocza, który zwisał z posłania. Usiadłem obok niej, nie przestając się jej przyglądać.

Gdybym wcześniej zrozumiał, jak wielki błąd popełniłem, może nie wydarzyłoby się tamto, co ostatecznie przypieczętowało jej nienawiść do mojej osoby. Tamte wydarzenia nigdy nie powinny mieć miejsca, ale zobaczyłem, że źle zrobiłem dopiero w momencie, gdy zniknęła.

— Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo żałuję tamtej sytuacji. Jak bardzo mi ciebie brakowało. Jak bardzo zabolały słowa, które wtedy mi powiedziałaś. Jak wielkie wyrzuty sumienia miałem, kiedy zniknęłaś i wszyscy myśleli, że nie żyjesz. Jak bardzo bolała mnie myśl, że straciłem siostrę na zawsze — wyszeptałem, a przy tym poczułem to duszące uczucie, które towarzyszyło, kiedy miałem ochotę zapłakać. — Już nigdy cię nie zawiodę, obiecuję. Nie ważne jakiej próbie mnie poddasz, nie poddam się, dopóki nie odzyskam twojego zaufania...

Sięgnąłem do jej grzywki, która po bokach miała dłuższe włosy i właśnie to jedno pasmo odsunąłem, zanim weszło jej do ust. Opuściłem wzrok, dzięki czemu spostrzegłem dwa telefony, które ładowały się przy jej poduszce.

Po co jej aż dwa?

Spojrzałem szybko na swoją siostrę, która odwróciła się na plecy. To w tym momencie na jej przedramieniu, zaraz przy zgięciu łokcia zobaczyłem tatuaż, którym była jakaś data, przecinająca się z czterema innymi. Jedna wydała mi się znajoma, a gdy bardziej się zastanowiłem, uświadomiłem sobie, że jest to tamten dzień. Pokręciłem głową, po czym sięgnąłem do jej ramienia, którym lekko potrząsnąłem, aby ją obudzić, co okazało się niezbyt dobrym pomysłem. Początkowo cicho mruknęła, jednak potem wszystko runęło. Gdy tylko otworzyła oczy i mnie zobaczyła, odskoczyła na drugi koniec łóżka i zakryła się pościelą po samą szyję.

— Od kiedy to dozwolone jest, żeby przyglądać się śpiącym osobom? — zapytała z wyraźnym niezadowoleniem, jednak poluźniła zmarszczone brwi, kiedy to dostrzegła talerz z jajecznicą na etażerce.

Spojrzała na mnie wyraźnie nie rozumiejąc sytuacji, na co ja tylko przełknąłem ślinę. Opuściłem wzrok i zacząłem bawić się palcami swojej lewej dłoni.

— Zrobiłem ci śniadanie. Nie wiedziałem, co lubisz, więc strzelałem w to, co najczęściej jedliśmy jako dzieci...

— Dziękuję... — wyszeptała, a ja spojrzałem na nią zaskoczony.

Odwróciła wzrok i starała się, jak najbardziej zakryć pościelą. Zauważyłem to, że się lekko zarumieniła, co jeszcze bardziej mnie zdziwiło. Miałem wrażenie, jakby jej lodowata skorupa opadała, a tym samym ukazywała się moja młodsza siostrzyczka Becky, której mi tak bardzo brakowało. Po chwili lekko potrząsnęła głową, jakby starała się ogarnąć i po raz kolejny spojrzała na mnie w ten sam sposób, w jaki patrzyła na mnie na lotnisku i za każdym razem w tym domu.

— Tatuaż na twojej ręce — zacząłem. — Jest na nim tamta data. Dlaczego?

— Pięć najważniejszych dat w moim życiu — wytłumaczyła.

— Najważniejszych?

— Tych, które mnie zmieniły.

Kiwnąłem głową, kiedy to powiedziała, a przy tym wstałem.

— Idę na dół. Przyjdź trochę do nas. Cała nasza trójka się zmieniła przez ostatnie lata.

— Zastanowię się...

Po jej słowach wyszedłem z pomieszczenia, po czym zszedłem na parter. Przetarłem swój kark, głośno przy tym wzdychając. W tym samym momencie znalazłem się w kuchni, gdzie Benji i Doug jedli śniadanie.

— Wracasz bez talerza, w jajecznicy nie jesteś, więc chyba nie poszło najgorzej. — podsumował Douglas, a ja cicho się zaśmiałem, ale mój entuzjazm opadł, kiedy do mojej głowy ponownie wrócił tatuaż mojej siostry..

— Co jest? — zapytał Benji, na którego spojrzałem.

— Ma na ręce tatuaż z kilkoma datami...

Wyraźnie ich zaciekawiłem.

— Jedna to tamten dzień...

Przełknęli ślinę, a w tym samym momencie usłyszeliśmy, jak ktoś schodzi po schodach. Odwróciłem się w kierunku łuku wejściowego do kuchni, a tam zobaczyłem Becky, która miała na sobie dresy, top do ćwiczeń i bluzę z kapturem. W ręce niosła także opróżniony talerz, który włożyła do zlewu.

— Becky?

•••Rebecca•••

Gdy tylko Basil wyszedł z pokoju, spojrzałam na talerz. Skrzywiłam się nieco na widok tego, co się na nim znajdowało.

Nie ma opcji, że to zjem, choć w sumie winić go nie mogę, bo nie wiedział, że jestem weganką...

Wstałam z łóżka, by następnie wziąć naczynie do łazienki, gdzie całą zawartość wyrzuciłam do ubikacji i spuściłam wodę. Miałam małe wyrzuty sumienia, bo się musiał napracować, ale swoich przekonań nie zmienię, a już tym bardziej, kiedy chodziło tu też o całkiem pokaźną sumkę pieniędzy.

Wygram ten cholerny zakład z Milo!

Wyszłam z łazienki, by w kolejnej chwili wziąć moje ubrania do ćwiczeń oraz bieliznę i się w nie przebrać we wcześniejszym pomieszczeniu. Wciągnęłam na siebie nieco luźniejsze dresy, jednak nie były one przesadzone z rozmiarem. Założyłam do tego mój czerwony top do ćwiczeń, który w całości odkrywał mi brzuch, tym samym ukazując na nim lekko widoczne mięśnie. Na plecy i ramiona zarzuciłam jeszcze czarną bluzę, która była w tym samym kolorze co spodnie. Na stopy zaciągnęłam moje buty do biegania. Zgodnie z zaleceniami, jakie dał mi Misza, zanim rozczesałam perukę, zdjęłam ją z głowy. Gdy ponownie znalazła się na swoim miejscu, związałam jej włosy w niskiego kucyka.

Wzięłam talerz, by w kolejnej chwili ruszyć do wyjścia, wcześniej jeszcze biorąc telefon oraz moje słuchawki. Wyszłam z pokoju, zeszłam po schodach, a przy tym już słyszałam, jak chłopcy rozmawiają ze sobą w kuchni.

A myślałam, że Egil i Milo nadają jak katarynki...

Przestali w momencie, kiedy weszłam do pomieszczenia, gdzie odłożyłam talerz do zlewu, całkowicie ignorując fakt, że owa trójka mi się przygląda.

— Becky?

Praktycznie się wzdrygnęłam, kiedy znowu mnie nazwał w tak dziecinny sposób.

— Becca! — poprawiłam Basila, na którego spojrzałam.

Widocznie zaskoczył go mój wygląd, ale w sumie nie tylko jego. Doug aż się zachłysnął, a Benji odwrócił wzrok paląc przy tym buraka. Pierwszy z chłopaków złapał od razu za kubek z piciem, aby prawdopodobnie być w stanie przełknąć to, co utknęło mu w gardle.

— Nie spodziewałem się, że do nas zejdziesz — odezwał się Basil, a ja poczułam, jak wzdrygnęła mi się prawa brew.

— Sam mówiłeś, żebym do was zeszła, a teraz nagle zaskoczony? — Założyłam ręce pod biustem, a przy tym wpadłam na pewien pomysł.

Mogę ich wyzywać w innych językach. Rosyjskiego, norweskiego czy koreańskiego raczej nie znają, czyli będą się głowić nad tym, co ja właściwie gadam – wymyśliłam, a przy tym dałam sobie mentalną piątkę za kreatywność.

— W każdym razie, wychodzę. — Minęłam ich, ale mój brat mnie zatrzymał.

— Gdzie? — zapytał, a ja zatrzymałam się w wejściu do pomieszczenia.

— To chyba oczywiste, że stroju do biegania nie założyłam, bo mi w nim wygodnie. Pomyśl, Pridurok! — podniosłam nieco głos.

— Po jakiemu ty pierdolisz? — wtrącił się Benji.

— Po innemu i coś czuję, że żaden z was tego nie rozumie. — Uśmiechnęłam się złośliwie.

— Bingo — wyszeptał Doug, który ponownie napił się ze swojego kubka.

— W każdym razie, wychodzę.

Już miałam wychodzić, kiedy to usłyszałam Benjiego, który coś szeptał pod nosem do chłopaków.

— Skoro wychodzi, to możemy sprawdzić jej rzeczy. Czegoś się o niej dowiesz, Basil...

— To nie jest dobry pomysł, Benji — wtrącił się do jego małej przemowy Douglas.

— A to niby czemu? I tak pewnie nie zauważy, że coś jest nie na swoim miejscu. Może i trochę się zmieniła, ale to jest nadal jedna i ta sama Rebecca Pembrook, którą znamy od małego...

— To serio nie jest dobry pomysł, Benji. Tym bardziej...

Przerwałam Basilowi.

— Tym bardziej, że ja nadal nie wyszłam z domu — powiedziałam, na co cała trójka się wzdrygnęła. — Jak zobaczę, że coś jest nie tak, jak to zostawiłam, to nie wykręcę ci ręki tak, jak to było wczoraj, tylko ci ją złamię, jasne? — zapytałam, na co kiwnął po chwili głową. — Zapamiętajcie sobie. Ja już nie jestem tą małą Becky, którą znaliście, jak byliśmy mali. Tamta zdechła. — Uśmiechnęłam się złośliwie, po czym ruszyłam w kierunku drzwi, za które w końcu wyszłam.

Nieco kropiło, dlatego założyłam na swoją głowę kaptur bluzy, którą następnie zapięłam. Już w kolejnej chwili ruszyłam biegiem w prawą stronę. Podczas tej czynności włożyłam do uszu słuchawki, jednak w momencie, gdy chciałam włączyć jakąś koreańską piosenkę, zadzwonił do mnie Misza. Uśmiechnęłam się szeroko, a przy tym schowałam się pod zadaszeniem przystanku, aby odebrać.

— Hej, Misza — odezwałam się jako pierwsza.

Priwjecik, Kroszka. Jak pierwsza noc? — zapytał od razu, a ja oparłam się o ścianę.

— Ujdzie, mogło być gorzej. Zawsze mogłam zostać postrzelona — zaśmiałam się lekko.

Nawet tak nie mów — rozkazał, na co ponownie się cicho roześmiałam.

— A co u was? — zapytałam, a po drugiej stronie usłyszałam, jak ktoś pociągnął nosem. — Nie mów mi, że jestem na...

Przerwano mi.

Głośnomówiącym! — odezwali się wszyscy moi współlokatorzy z Norwegii.

Błagam cię, wracaj! — krzyknęła do słuchawki Ingrid, na co westchnęłam.

— Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo bym chciała wrócić, ale nie mogę...

— Dlaczego? — zapytał ktoś za mną na co się gwałtownie odwróciłam.

To był Basil, który musiał za mną wyjść. Wzięłam głębszy wdech, żeby przypadkiem nie wybuchnąć. Chciał ponownie o coś zapytać, ale mu nie dałam.

— Oddzwonię...

Rozłączyłam się szybko, po czym stanęłam przed Basilem z założonymi rękoma. Wydawał się wyraźnie zaniepokojony. Byłam ciekawa, ile usłyszał z tej rozmowy.

— Od kiedy podsłuchuje się, jak ktoś rozmawia przez telefon? — zapytałam opryskliwie.

— Co? Nie — zająknął się. — Nie chciałem. To wyszło przez przypadek — wytłumaczył, ale po chwili zaniepokojenie wzięło górę. — Co miało znaczyć, że nie możesz wrócić? Becky, co się...

Przerwałam mu zirytowana ciągłym poprawianiem go.

— Powiedziałam już niejednokrotnie. Becca, nie Becky — zwróciłam mu uwagę.

— Mniejsza, powiedz, o co chodzi. Wpakowałaś się w jakieś kłopoty?

I tu, „drogi braciszku", trafiłeś w sedno...

— To nie ma z tobą nic wspólnego, więc się nie...

Wszedł mi w zdanie.

— Owszem, ma ze mną coś wspólnego. Konkretniej to ciebie. Jesteś moją młodszą siostrą, która się wpakowała w kłopoty, a ja nie wiem czy cokolwiek mógłbym zrobić, żeby ci jakoś pomóc. Choć trochę, przynajmniej odrobinę, dopuść mnie do siebie. Chcę ci pomóc, ale nie dam rady, jak cały czas będziesz mnie odpychać. Jak będziesz coś ukrywać, nie będziesz chciała się w ogóle do mnie zbliżyć. Jak przyjechałaś, tak cały czas siedziałaś w swoim pokoju, nie wychodziłaś praktycznie po nic, po jedzenie czy picie...

Miałam wrażenie, jakbym widziała w jego oczach zbierające się łzy, ale to mogła być też kwestia tego, że deszcz zaczynał przybierać na sile.

— Minęło sześć lat, a ja odzyskałem siostrę, ale nie uda mi się ciebie odzyskać, jeśli będziesz mnie tylko od siebie odpychać. Wiem, że święty nie byłem i dużo rzeczy zjebałem, ale zmieniłem się. W głównej mierze przyczyniło się do tego jedno, czego wiem, że nie naprawię za diabły, bo nie mam żadnej mocy, żeby cofać czas. Młodemu sobie najchętniej dałbym przez łeb i to kilkukrotnie za tamto, co ci zrobiłem. Chciałbym to naprawić, ale mi nie dajesz...

Wzięłam głębszy wdech, a przy tym spojrzałam na ulicę, gdzie widziałam kilka samochodów, które nas mijały. Mówił serio. Już rozumiałam, czemu w jego aktach było zapisane, że ciągle się zadręczał. Wczorajszy monolog również był kwestią tego, że żałował. Co powinnam zrobić w takiej sytuacji? Pozwolić mu się do mnie zbliżyć?

Zranił mnie. Skrzywdził tak, jak nawet szczur laboratoryjny nie powinien być traktowany. Cierpiałam przez lata po tamtej sytuacji, a teraz, gdy miałam możliwość, aby się na nim odegrać, jakaś część mnie chciała mu wybaczyć, w pewnym stopniu mi go brakowało. Pragnęłam go niejednokrotnie usłyszeć, ponieważ znowu chciałam mieć starszego brata, ale wtedy nadchodziły obawy, że kompletnie mógł się nie zmienić, a mój zapał do wszystkiego znikał jak za machnięciem magicznej różdżki.

Westchnęłam cicho i wróciłam spojrzeniem na Basila.

— Wpadłam w kłopoty — zaczęłam, czym go wyraźnie zaskoczyłam.

Miał uniesione brwi i szeroko otwarte oczy, w których widziałam zaciekawienie oraz nadzieję, że w końcu się otwieram.

Co ja do chuja wyprawiam? Popierdoliło mnie?

— W urodziny znajomi zabrali mnie do klubu. Jeden gościu, który, jak się później okazało był niezłym kasanową, dostał ode mnie po dupie i stwierdził, że tego pożałuje. To po nim jest siniak — wytłumaczyłam, a on ostrożnie podszedł bliżej, aby przyjrzeć się tej skazie na mojej twarzy. — Nic mi nie jest. On skończył gorzej...

— Uciekłaś przed nim?

Podniósł nieco mój podbródek, przez co musiałam siłą się zmuszać do tego, żeby nie odtrącić jego dłoni. Konkretniej wbiłam sobie paznokcie w dłonie.

Teraz już pewnie nie są tylko czarne, a mają dodatek czerwieni...

— Nie chciałam, ale mój przyjaciel powiedział, że tu będę bezpieczniejsza — powiedziałam, ale już ugryzłam się w język.

Już wystarczająco zdradziłam, a przy tym i tak miałam wrażenie, że to było za dużo.

— Dobrze powiedział. — Zabrał rękę. — Powinienem mieć w domu maść na siniaki. Dam ci ją, to ten tu szybciej zejdzie...

Kiwnęłam głową, po czym odsunęłam jego rękę i odwróciłam wzrok w innym kierunku. Chciałam odejść bez słowa, jednak mnie zatrzymał.

— Czekaj, i tyle? Otworzyłaś się, a teraz znowu? — zapytał, na co z powrotem na niego spojrzałam.

— Co w tym takiego dziwnego?

Wyraźnie go zaskoczyłam.

— Otworzyłam się tylko w jakimś stopniu, ale to nie tak, że już, od razu ci wybaczyłam...

Posmutniał. Ponownie chciałam odejść, ale nadal trzymał mój nadgarstek.

— Puścisz mnie? — zapytałam zirytowana.

— Nie...

Wzięłam i od razu wypuściłam głęboki wdech, aby nie wybuchnąć.

— Co proszę?

— Nie puszczę cię. Obiecałem sobie, że tym razem cię nie zawiodę i tego nie zrobię. Tak długo, jak mi nie wybaczysz, nie poddam się. Nie ważne jaką próbę mi dasz, nie poddam się...

— Nie radziłabym... — powiedziałam, kiedy nieco mocniej zacisnął dłoń na moim nadgarstku.

— Beck... Becca... — poprawił się, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. — Proszę, porozmawiaj ze mną szczerze. Pomogę ci ze wszystkim, tylko mi na to pozwól...

— Będziesz upierdliwy, dopóki się nie zgodzę, prawda? — Uniosłam jedną brew.

On jedynie kiwnął głową. Westchnęłam zrezygnowana. Oczywiście, upartość miał po chuj wie kim, ale zapewne po rodzicach.

— No dobra...

Widocznie się ucieszył, ale mimo wszystko starał się tego jakoś bardzo nie pokazywać. Powoli ruszyłam przed siebie, a przy tym poprawiłam kaptur na głowie. On zrobił to samo i dogonił mnie, aby zrównać ze mną kroku.

— Mogę w końcu się dowiedzieć, gdzie byłaś przez te wszystkie lata? — zapytał po chwili ciszy.

— Nie wystarczy ci informacja, że za granicą?

Pokręcił głową, na co westchnęłam i ponownie się rozejrzałam dookoła.

— W Norwegii...

Wyraźnie go zaskoczyłam.

— Jak ty się tam dostałaś?

— Długo by tłumaczyć — odpowiedziałam, a w tym samym momencie zatrzymałam się przy przejściu dla pieszych.

Basil początkowo tego nie zauważył, przez co zrobił dwa kroki dalej, ale ostatecznie się zawrócił i stanął obok mnie. Włożył ręce do kieszeni i czekał na moment, aż ruszymy dalej.

— Wiesz, mamy czas. Możesz mówić — zauważył, a ja westchnęłam.

— Dostałam się tam samolotem. Podrobiłam podpis rodziców, a jak na innym lotnisku pilnowała mnie stewardessa, to powiedziałam, że muszę do łazienki. Zwiałam przez okno...

Zaśmiał się, a ja zabiłam go wzrokiem, kiedy to nie zrozumiałam co w tym takiego zabawnego.

— Przepraszam, po prostu twoja drobna postura chyba w tamtej chwili miała przewagę nad stewardessą...

— Insynuujesz, że jestem niska? — spytałam z wyraźnym poddenerwowaniem w głosie.

Od razu zrozumiał, że mój wzrost to drażliwy temat. Mimo wszystko, naciągany metr sześćdziesiąt dwa, robił ze mnie dosłownego konusa. Wzdrygnął się, kiedy krzywo na niego spojrzałam. Ruszyłam przez pasy, gdy zobaczyłam zmieniające się światło. Basil ruszył za mną, ale między nami były dwa kroki odstępu. Słyszałam to, jak szeptał coś pod nosem, dlatego spróbowałam się na tym skupić.

— Jestem idiotom, to raczej oczywiste, że nie lubi rozmawiać o swoim wzroście. Nigdy nie lubiła tego tematu, a ja walnąłem takim tekstem. Jeszcze bardziej ją do siebie zniechęcę, zamiast przekonać, jak nie zacznę gryźć się w język, zanim cokolwiek powiem — wyszeptał, a przy tym poprawił kaptur na swojej głowie.

Dobrze myślał. W moim towarzystwie trzeba uważać na słowa i swoją głupotę. Jedyne osoby, które mi nie przeszkadzały, kiedy „załączał" im się ich głupi humor, to Ingrid, Misza i Jurij. Może jeszcze odrobinę Ulrik. Resztę miałam zazwyczaj ochotę zaszlachtować w najbardziej brutalny sposób, jaki mi w ogóle przychodził do głowy.

W tym momencie potknęłam się o krawężnik. Nim wylądowałam na cementowym chodniku, zostałam złapana w talii przez mojego brata. Spojrzałam na niego zaskoczona, jednak szybko, jeszcze zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, brutalnie odepchnęłam jego rękę. Ruszyłam dalej, a przy tym włożyłam ręce do kieszeni bluzy. Szłam przed siebie szybkim krokiem, przez co Basil musiał praktycznie za mną biec.

Słyszałam cały czas to, jak prosił, żebym zwolniła i jak zadawał kolejne pytania.

Kilka dotyczyło także sytuacji sprzed paru minut. Warknęłam cicho pod nosem i ponownie wbiłam sobie paznokcie w dłonie. Gdyby nie to, że mój żołądek odwrócił moją uwagę, to zapewne bym się na niego wydarła. Zaczęło mi burczeć w brzuchu.

Nie zjadłam tamtego, co dla mnie zrobił Basil, więc się nie dziwiłam. Zobaczyłam sklep, do którego weszłam, a mój brat zaraz za mną. Złapałam za koszyk, aby następnie zacząć szukać czegoś wegańskiego.

Zaczęłam pakować do koszyka wszystko, co udało mi się znaleźć, a Basil cały czas chodził za mną i dokładnie przyglądał się temu, co biorę.

— Szłaś pobiegać, a jednak robisz zakupy? — odezwał się nagle, kiedy chciałam sięgnąć do lodówki po mleko sojowe.

— Moje postanowienia się zmieniły. Jak chciałam pobiegać, to zadzwonili do mnie moi przyjaciele, a potem napatoczyłeś się ty. Dochodzi ósma, a ja nie lubię o tej godzinie biegać, bo dużo ludzi zaczyna jeździć po ulicach. Do tego zaczynało padać, co normalnie by mnie nie powstrzymało przed treningiem, ale samochody plus kałuże na ulicach, nie są zbyt dobrymi warunkami, aby biegać...

Kiwnął głową iż rozumie. Gdy wrzuciłam karton do koszyka, usłyszałam dzwonek mojego telefonu, którym była piosenka jednego koreańskiego zespołu. Konkretniej Everglow, a piosenka to „Adios". Na ekranie zobaczyłam, że dzwoni do mnie Misza. Mentalnie uderzyłam się w czoło z otwartej dłoni.

Mówiłam, że oddzwonię, a tego nie zrobiłam. Musiał się zmartwić, bo zwykle staram się to zrobić natychmiast...

Odebrałam, a przy tym od razu się odezwałam, ale tym razem od razu po rosyjsku, aby tym razem Basil nie podsłuchiwał.

— Izwinite mjenia szto ja nie pierezwoniła. U mjenia wsjo charoszo...

Po pierwsze, weź ty mnie nie strasz. A po drugie, czemu mówisz po rosyjsku?

— Rjadom i nie choczet astawit mjenia w pakoje

Pogodziłaś się z nim? — zapytał zaskoczony, na co się skrzywiłam i ruszyłam w kierunku półki, gdzie zobaczyłam kolejną rzecz, która może mi się przyda.

— Wy s uma soszli? Wo-pierwych ja prjewraszczy jewo żyźń w ad, poże ja podumaju a tom sztoby prostit jewo — Minęłam jakąś dziewczynę, która miałam wrażenie, jakby się za mną obejrzała. — Jesli on nie poprosit mjenia ujti rańsze...

— Rebecca? — Usłyszałam za sobą, ale to zignorowałam.

Czy ty go chcesz wykończyć?

— Wy pozwlolitje mnje? — Zatrzymałam się przy jednej półce, po czym odłożyłam koszyk na ziemię i stanęłam na palcach, aby sięgnąć to, co chciałam wziąć.

Wiesz, że nie — zaśmiał się. — Becca, tam jesteś bezpieczna. Tutaj nie — zaciął się nagle. — Co ty kurwa robisz, że wydajesz jakieś dziwne jęki?

— Ja pytajuś polożit ruki na grebanuju polku w magazinie

Kroszka, masz obok siebie Basila. Weź go o to poproś...

— Nie raspljuszcziwajutsja, pjered nim kak blin

W tym momencie ktoś nade mną sięgnął po opakowanie, które próbowałam dosięgnąć. Odwróciłam się, dzięki czemu zobaczyłam mojego starszego brata, który podał mi paczkę z siemieniem lnianym. W podziękowaniu kiwnęłam tylko głową.

— Pierezwonit wieczjerom, Misza...

Jasne, trzymam cię za słowo...

Podniosłam wzrok na swojego brata, który od razu włożył ręce do kieszeni i mi się przyglądał. Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc, o co mu mogło chodzić.

— Co? — zapytałam w końcu, a on rozejrzał się po sklepie.

— Jakaś dziewczyna cię rozpoznała. Mówiła, że cię zna jeszcze z czasów szkolnych — wytłumaczył.

— Mam to w dupie. — Odwróciłam się i poszłam w kierunku kas.

Basil mnie dogonił, a przy tym próbował złapać za nadgarstek, abym się zatrzymała, jednak przyspieszyłam kroku. Kątem oka zauważyłam, że się zatrzymał i pokręcił głową.

— Cały czas tak będzie?

— To znaczy?

— Że będziesz się przede mną otwierała, a potem znowu będziesz mnie miała w głębokim poważaniu. — Podszedł do mnie, kiedy wyciągałam zakupy na taśmę.

Mówił z wyraźną pretensją w głosie, ale jakoś bardzo mnie to nie obchodziło. Zdecydowanie rozmawiałam już z nim zbyt długo, jak na jeden dzień. Miałam dość jego towarzystwa, najchętniej, gdybym miała jakiekolwiek moce jak w filmach fantasy, sprawiłabym, żeby zniknął, ale musiałam to przetrwać.

Misza, czemu mi nie dasz go po prostu zapierdolić?! Ja wiem, że to mój brat, ale taka pizda nie ma prawa bytu! — wrzasnęłam w myślach.

— Becky...

Przerwałam mu gestem ręki i oblizałam powierzchnię zębów zdenerwowana.

— B. E. C. C. A — przeliterowałam. — Czy to jest takie trudne do zapamiętania? Nie każę ci zapamiętywać, ile wynosi cała liczba pi czy ile mają stopni kąty jakichś pierdolonych trójkątów...

— Przyzwyczajenie...

Zaśmiałam się mu w twarz, czym go wyraźnie zaskoczyłam. Oblizałam usta.

— "Przyzwyczajenie"? Sześć lat myślałeś, że nie żyję, a teraz nagle taki dobry, najwspanialszy braciszek się znalazł? Idi na chuj...

Odwróciłam się do kasjerki i zapłaciłam przez telefon.

— Możesz mówić po mojemu? — zapytał z pretensją.

— Nie — odpowiedziałam szybko, zbierając z lady swoje zakupy i pakując je do papierowej torby.

— Czemu? — spytał ponownie.

— Bo nie. Dobrze się bawię, jak ty nic nie rozumiesz. — Wzruszyłam ramionami, zwracając się przy tym do wyjścia.

— Moja siostra zamieniła się w jakąś cholerną sadystkę... — wyszeptał pod nosem, kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz.

— Ty nie wiesz jaką ja sadystką potrafię być... — Uśmiechnęłam się wrednie, idąc przed siebie.

Basil mnie dogonił, a mój entuzjazm natychmiast zszedł z twarzy. Szłam przed siebie, nie zwracając już uwagi na to, że cokolwiek do mnie mówił. Skupiłam się bardziej na tym, że w najbliższym czasie miałam odwiedzić oddział gangu w Seattle. Misza mi powierzył, żebym sprawdziła to miejsce, ale pytanie, czy powiadomił tego całego szefa stąd. Jeśliby o tym zapomniał, to musiałabym się sama wszystkim zajmować, a jakoś wielkiej chęci na to nie czułam.

— Becky, co do rodziców...

Znowu zaczyna ten temat...

— Co tym razem? Znowu mam ci przeliterować? — zapytałam załamana jego nie pojmowaniem sytuacji.

— Powiedziałaś, że nie chcesz naprawiać relacji z bliskimi. Mi na to pozwalasz, więc dlaczego nie chcesz ich też naprostować z rodzicami?

Opuściłam wzrok, a przez moją głowę przeleciało pewne wspomnienie.

Stanęłam przy balustradzie, dzięki czemu byłam w stanie widzieć parter. Zauważyłam rodziców, którzy szykowali się do wyjścia. Mieli przy sobie walizki. Ruszyłam schodami, aby stanąć na samym dole klatki, jednak nie zwrócili na mnie nawet uwagi. Dalej rozmawiali tylko między sobą, a ja kompletnie nie rozumiałam, o czym oni mówili.

Masz wszystko?

Tak. Zabrałeś bilety? zapytała moja matka, a ja w końcu zwróciłam na siebie uwagę.

Mamo? odezwałam się cicho.

Nawet na mnie nie spojrzeli. Po prostu wzięli swoje rzeczy, po czym wyszli. Po chwili usłyszałam za sobą ruch, dlatego się odwróciłam. Zobaczyłam jedną z pokojówek w naszym domu, która następnie do mnie podeszła, aby zapytać czy czegoś nie potrzebuję. Gdy odpowiedziałam, że chciało mi się pić, od razu wzięła mnie za rękę, by w kolejnej chwili zabrać mnie do kuchni.

Pokręciłam głową. Podniosłam wzrok i na niego spojrzałam.

— Większość mojego życia mieli mnie gdzieś, a ja mam się z nimi spotkać, bo? Podaj mi chociażby trzy powody, dlaczego miałabym to zrobić. — Zatrzymałam się, co również i on uczynił.

— Bo to nasi rodzice, chcieli cię odnaleźć choćby nie wiem co i... — zaciął się.

— I? Skończyły ci się powody? — Ruszyłam dalej.

— I ja cię o to proszę...

Zatrzymałam się nagle. Zaskoczył mnie. Nie spodziewałam się, że nagle z czymś takim wyskoczy, ale nie mogłam go winić. Musiał znaleźć jakiś sposób, żebym zwróciła na to jakąś większą uwagę. Odwróciłam się do niego, a przy tym zagryzłam wargi zdenerwowana.

— Nienawidzę cię — powiedziałam, siląc się na w miarę spokojny ton, co mi średnio wychodziło, kiedy mówiłam przez zaciśnięte zęby.

Uśmiechnął się rozbawiony, choć nie rozumiałam co go tak śmieszyło.

— Nie martw się, jeszcze trochę...


Pridurok - Debilu

(Rozmowa z Miszą przez telefon/ Tłumaczenie)

Przepraszam, że nie oddzwoniłam. Jestem cała...

Basil jest obok i nie chcę mi dać spokoju.

Pojebało cię? Najpierw mu zrobię z życia piekło, a dopiero potem się zastanowię, czy mu wybaczyć.

O ile wcześniej nie będzie mnie prosił o to, żebym znowu wyjechała...

A pozwolisz mi?

Próbuję sięgnąć do jebanej półki w sklepie...

Nie będę się przed nim płaszczyć, jakbym była naleśnikiem...

Oddzwonię pod wieczór, Misza...

(Wyzywanie Basila przy kasie)

Spierdalaj


Mam nadzieję, że rozdział się podobał! Dajcie znać koniecznie i do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro