Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3 - "Chęć"

Miłej lekturki ♥

Warknęłam na niego, poprawiając go, kiedy to nazwał mnie tak, jak to robił kiedyś. Wyraźnie go zaskoczyłam tym, że się w taki sposób zwróciłam. Niegdyś wszyscy mnie uznawali za osobę, która nie byłaby w stanie powiedzieć chociażby jednego przekleństwa, ale życie zmienia. A już tym bardziej takie, jakie ja prowadziłam dotychczasowo. Bycie prawą ręką szefa gangu Volkova, akcje z bronią, zlecenia, które głównie wykonywałam ja, bo trzeba było do tego po cichutku podejść. Takie rzeczy zmieniają ludzi.

W tym momencie zobaczyłam to, jak się lekko uśmiechnął, a przy tym chciał podejść, aby mnie uściskać, jednak go odepchnęłam. Zwrócił na mnie wzrok zaskoczony, kiedy spojrzałam na niego z czystą nienawiścią w oczach, jednak parę sekund później pokiwał głową, że mnie rozumie.

— Rozumiem, że mnie nienawidzisz. — Włożył ręce do przednich kieszeni spodni.

— Po tym co mi zrobiłeś, to mało powiedziane — zauważyłam, zakładając przy tym ręce na klatce piersiowej.

Jak myślisz, że skoczę ci w ramiona i powiem, że ci wybaczyłam, bo chciałeś mi okazać choć odrobinę braterskiej miłości, to się grubo mylisz – pomyślałam, zaciskając przy tym zęby z całych sił.

— Pomogę ci może z walizką? — zapytał nie będąc pewnym, czy dobrze robi.

— Dzięki za chęci, ale jestem duża i poradzę sobie sama. — Złapałam za rączkę od walizki.

Kiwnął głową na moje słowa, po czym gestem ręki, którą wyciągnął z kieszeni, wskazał, abyśmy wyszli z lotniska. Poczekałam na to, aż sam się ruszył, po czym zaczęłam kierować się za nim. Wzięłam głębszy wdech, kiedy wyszliśmy na zewnątrz, gdzie było zachmurzone niebo. Wcześniej jeszcze tak nie było, ale w sumie się nie dziwię. Klimat tutaj był nieznośny od kiedy sięgałam pamięcią. Ruszyłam za Basilem, który odchrząknął. Po chwili widziałam to, jak wyjął z kieszeni klucze od auta, które odblokował pilotem.

Czasami mam ochotę udusić Eliasa za to, że przez niego jestem w stanie rozpoznać praktycznie każde auto...

Nie wiedziałam w sumie czemu się dziwiłam tym, że mój brat jeździ zielonym Chevroletem Camaro, który przez środek miał czarny, gruby pasek. Pochodziliśmy z dość wysoko postawionej rodziny, bo rodzice prowadzili biznes hotelarski. Za dziecka mieliśmy wszystko, czego tylko sobie zapragnęliśmy, ale nie uwagę naszego ojca i matki. Otworzył bagażnik, do którego włożyłam swoją walizkę, przy której chciał mi pomóc, ale ponownie mu powiedziałam to, że nie potrzebuję litości. Gitarę włożyłam na tylne siedzenie, ponieważ ona się już nie zmieściła. Po kilku sekundach wsiedliśmy do pojazdu, a przy tym zapięłam pasy. Mój starszy brat odpalił silnik, dzięki czemu słyszałam głośny ryk, który wydobywał się z układu wydechowego.

Pytanie, to jest tak specjalnie zrobione, czy może jednak tłumik mu poszedł? Zapierdolę Eliasa, jak go tylko zobaczę, bo to przez niego mam mózg mechanika... – Zacisnęłam szczękę.

Po kilku minutach wyjechaliśmy z parkingu, by następnie dołączyć się do ruchu drogowego i ruszyć w kierunku jego domu. Między nami cały czas była cisza, której żadne z nas nie chciało przerywać. Zakłócała ją tylko muzyka z radia. Usłyszałam to, jak przełknął ślinę, oblizał usta i złapał głębszy oddech.

— Gdzie — zaciął się, kiedy to odezwał się cichym, chrypliwym głosem. — Gdzie byłaś przez te wszystkie lata? — ponowił swoją próbę zadania pytania, a ja oparłam się łokciem przy szybie.

— To nie ma znaczenia — odpowiedziałam mu krótko, czym go chyba nieco zawiodłam.

— Becky, ja naprawdę przepraszam za to, co się wtedy stało. Posunęliśmy się wtedy za daleko.

Słyszałam w jego głosie skruchę, jednak w tym momencie miałam ją głęboko w poważaniu. Wzięłam duży wdech, a przy tym starałam się, aby utrzymać spokój.

— Po pierwsze, Becca. Nie Becky. — Spojrzałam na niego. — A po drugie, mam w dupie przeprosiny. — Wyraźnie go zaskoczyłam tym, że użyłam tak mocnych słów. — Przeszłość, to przeszłość i jej się już nie zmieni — zauważyłam, na co kiwnął głową.

— Naprawdę żałuję tego, że nie zmądrzałem w odpowiedniej chwili. Straciłem twoje zaufanie, wiem, ale chciałbym je odzyskać. Przez ostatnie siedem lat myślałem, że nie żyjesz. — Zaskoczył mnie tą informacją. — Policja cię szukała, jak zniknęłaś. Po pół roku się poddali, mimo że rodzice prosili, aby szukali cię dalej.

W tym momencie samochód zatrzymał się na światłach.

— Powiedzieli, że już nie ma nadziei na to, że po tak długim czasie byś się znalazła żywa. Że co najwyżej mogą poszukać twojego ciała, ale niczego nie obiecują. — Złapał głębszy oddech, aby się choć nieco uspokoić. — Mama się załamała, tata się rzucił w wir pracy, ale i opiekował się naszą matką. Ja, gdy się dowiedziałem o tym, co powiedzieli policjanci, też się załamałem. Winiłem się i miałem za co, bo zraniłem cię do tego stopnia, że nikt by nie był w stanie czegoś takiego odpokutować. Obwiniałem się za wszystko. Najbardziej bolał mnie fakt, że już nigdy nie będę w stanie cię przeprosić. Że cię nie odzyskam. Siostry, która była dla mnie całym światem, a ja ją potraktowałem w taki sposób, w jaki nie powinien być traktowany nikt. — Zauważyłam to, że w oczach mu się zebrały łzy.

Prawdziwe czy udawane? Równie dobrze może sobie ze mnie robić jaja, żebym przy nim zmiękła. – pomyślałam, a przy tym poczułam, jak samochód ponownie ruszył.

— Ale chcę spróbować. — Załamał mu się lekko głos, a ja poczułam ukłucie w klatce piersiowej. — Chcę odpokutować, bo kolejnej szansy już raczej nie dostanę. Po tych wszystkich latach jesteś obok mnie i może się nieco zmieniłaś, ale nadal jesteś moją młodszą siostrą. Najbardziej na świecie bym chciał tego, żebyś mi wybaczyła. Zrobię dla ciebie wszystko.

Mówiąc ostatnie zdanie, spojrzał mi szybko w oczy, które to cały czas w niego wwiercałam. Chciałby, abym mu wybaczyła, ale nie byłabym pewna tego, że ja byłam gotowa, aby mu wybaczyć. Zranił mnie, ale nie on jedyny. Wiele osób z mojego środowiska to zrobiło, więc mam wiele ludzi, których nienawidzę.

Co w tej sytuacji powinnam zrobić? Wybaczyć mu? Nie, to zdecydowanie zbyt szybko. Widzę w jego oczach, że jest szczery i naprawdę cierpi. Powiedział, że zrobi dla mnie wszystko, więc go trochę pomęczę, a potem się zastanowię czy jest wart tego, abym mu wybaczyła – pomyślałam i dałam sobie mentalnie piątkę za ten plan.

— Dam ci szansę na to, aby odpokutować. — Spojrzał na mnie, przez co zauważyła w jego oczach to czyste szczęście, kiedy wypowiedziałam swoje słowa. — Ale od razu ci nie wybaczę. — Założyłam ręce na klatce piersiowej, a on kiwnął głową iż rozumie.

Myślał, że będzie tak łatwo? Nic bardziej omylnego. Dam mu tak popalić, że mnie popamięta i będzie błagał, abym ponownie wyjechała. Poczułam to, jak mój prawy kącik ust się lekko podniósł, kiedy to byłam zadowolona z samej siebie. W tym momencie poczułam wibracje mojego telefonu, na który spojrzałam. Wiadomość była od Miszy:

Jak minęła podróż?
Mam nadzieję, że bez problemów
I mam nadzieję, że peruka jest cała

Chciałam się zaśmiać na ostatnie zdanie, jednak się powstrzymałam, bo nie chciałam okazywać zbyt wiele emocji przy Basilu. Wcisnęłam miejsce do wpisywania wiadomości, a następnie zaczęłam szybko przebierać palcami na klawiaturze dotykowej mojego telefonu, który mam do rozmowy z członkami gangu. Drugi telefon leży sobie spokojnie w mojej kieszeni na brzuchu, ale nie ma jakoś dużej różnicy między nimi. Etui w jakich się znajdowały są identyczne, tak samo marka i dzwonki. Trochę można się z nimi pogubić, ale w samolocie dałam radę je jakoś ogarnąć. Głównie przez to, iż światełko od powiadomienia ma inny kolor w stosunku do drugiego.

Większość podróży przespałam
Czyli w sumie dobrze
Znając moją chorobę lokomocyjną
To by się dobrze nie skończyło, jakbym nie poszła w kimę
Już miałam ochotę rzygnąć na pracowników
Jak mi sprawdzali dokumenty jakieś dwadzieścia razy

Rozumiem...
A peruka?

Wciąż równie wkurwiająca, co wcześniej
Nadal jest na swoim miejscu
Powoli się do niej przyzwyczajam

Uf~
Chociaż tyle

Na lotnisku myśleli, że przewożę jakieś narkotyki

CO?!

To tylko moje glany
Przez dwie godziny patrzyłam
Jak obsługa robi z siebie debili
Gdyby nie to, że aktualnie sprawiam pozory milutkiej dziewczynki
To by dostali wiązankę w czterech językach

Czyli jak chcesz
To umiesz nie kląć co drugie zdanie

Pierdol się

Nie mam z kim

To znajdź sobie dziewczynę

Za dużo fatygi
I za stary jestem

Masz 24 lata
Ale z wyglądu to faktycznie
Dziadek z ciebie

Osz ty wredna małpo

Za szczerość mnie kochasz

— Z kim ty tak zawzięcie gawędzisz? — zwrócił moją uwagę Basil, na którego spojrzałam.

— Z najlepszym przyjacielem — odpowiedziałam mu krótko, po czym wróciłam do rozmowy, gdzie Misza mi zostawił już pięć wiadomości.

Kroszka, uwierz
Ja cię kocham
Ale nie za szczerość
Tylko za to
Że swoimi częstymi potknięciami w czymkolwiek, umiesz mi umilić życie

Cholerny Yeti

Krasnal ogrodowy

Mimowolnie prawy kącik moich ust się uniósł, jednak szybko się ogarnęłam. Odłożyłam telefon do kieszeni i spojrzałam przez okno. Niewiele osób poruszało się po chodnikach. Głównie widziałam motory, skutery i samochody. Bardzo mało przechodniów. Mocno się to różni od tego, co jest w Norwegii. Tam ludzie mimo wszystko starają się, aby jak najmniej zanieczyszczać naszą planetę. 

Ale może to być również kwestia tego, że powoli zaczyna padać. W tej chwili widziałam krople deszczu, pojawiające się na szybie. W Oslo też często padało, jednak nie porównywałam pod tym względem nawet tych dwóch zakątków świata. Wiele rzeczy się różni i żadnego z tych miejsc nie da się podrobić. W tym momencie podrapałam się po nosie, na co Basil zwrócił oczywiście uwagę.

— Zrobiłaś sobie kolczyk w nosie — zauważył, na co ja tylko przytaknęłam. — Twój makijaż...

— Nie będę gadała o makijażu z facetem — przerwałam mu, na co się wzdrygnął przez mój nieco bardziej surowszy ton. — Poza tym to jest chyba moja sprawa z tym, jak wyglądam. — Założyłam ręce na klatce piersiowej.

— Fakt, ale chciałem tylko zwrócić uwagę na to, że jest dość mocny...

— W takim makijażu czuję się najlepiej, a tobie nic do tego...

— Mama nie byłaby zbyt zadowolona, gdyby cię teraz zobaczyła. — Wzdrygnęłam się na jego słowa.

— Co ona ma do tego? — zapytałam, a przy tym spojrzałam na jego profil.

— No... — Przełknął ślinę. — Pomyślałem, że skoro wróciłaś, to może się spotkasz z rodzicami? — Parsknęłam.

— Całe życie mieli nas gdzieś, bardziej ich interesowała praca, a ja mam się z nimi spotkać, bo może „ojej, zmienili się i nagle zwrócą na nas uwagę"? — Zwróciłam na niego wzrok, a na mojej twarzy rysował się sarkastyczny wyraz twarzy.

— Zmienili się. Gdy się dowiedzieli, że zniknęłaś, niemal natychmiastowo wrócili do domu z delegacji i zaczęli cię szukać w każdym...

— Mam to gdzieś. Może i wróciłam tu na jakiś czas, ale nikt nie powiedział, że zamierzam naprawiać wszystkie relacje z „bliskimi" osobami, które zostały zjebane przez ostatnie lata — wtrąciłam mu się w połowie zdania.

— Ucieszyliby się, gdyby dostali informację, że żyjesz, a jakby cię zobaczyli, to w ogóle by umarli ze szczęścia. — Skrzywił się lekko, kiedy to wywiercałam w niego wzrok.

Od momentu, gdy wypowiedział tamte słowa, między nami panowała cisza trwająca do chwili, aż samochód się zatrzymał. Uchyliłam powieki, które miałam zamknięte przez większość drogi. Uchyliwszy powieki dostrzegłam biały dom, który był dość ekskluzywny, jednak bez nadmiernego przepychu. Razem z Basilem wyszłam z pojazdu. Otworzyłam tylne drzwi, aby wyjąć pokrowiec od mojej gitary. Gdy tylko zauważyłam to, jak chcę wyjąć moje walizki z bagażnika, szybko do niego podeszłam i zatrzymałam, łapiąc przy tym za jego rękę. Spojrzał na mnie zaskoczony, kiedy to poczuł moje lodowate dłonie.

— Dam radę sama. — Spojrzałam mu w oczy, a przy tym zadarłam głowę do góry.

— Pozwól mi chociażby w jednej rzeczy sobie pomóc. Jak mam się postarać o to, żebyś mi wybaczyła, skoro nie dajesz mi na nic szansy? — zapytał z wyraźną skruchą w głosie, na co westchnęłam nieco zirytowana i zabrałam dłoń. — Becky...

— Becca — poprawiłam go, łapiąc przy tym za torbę podręczną.

Kątem oka zwróciłam uwagę na to, jak się lekko uśmiechnął, na co zmarszczyłam nieco bardziej brwi. Wyjął walizkę, po czym dał mi znak, abym poszła przodem. Odetchnęłam cicho, zakładając przy tym ręce na klatce piersiowej, uważnie mu się przyglądając. Przełknął ślinę, ruszając przy tym w kierunku domu, któremu się nieco przyjrzałam. Budynek był na planie prostokąta, a aby się do niego dostać, trzeba wejść dwa stopnie z białej, prawdopodobnie klinkierowej cegły. Na białych ścianach odznaczały się okna o czarnych futrynach. Od tego odchodził także ciemny dach.

Gdzieś z boku, po lewej zauważyłam to, że na ogród jest wyjście w postaci nieco bardziej okrągłego łuku przejściowego. Przy drzwiach wisiały dwie lampy, które wpadały w nieco pomarańczowy kolor. Można by powiedzieć, że były w odcieniu bursztynowym. Usłyszałam to, jak Basil otworzył drzwi, w których mnie przepuścił, na co tym razem weszłam jako pierwsza.

— Jesteśmy! — Wzdrygnęłam się, kiedy to mój brat nieco podniósł głos, aby oznajmić naszą obecność.

— Możesz z łaski swojej zamknąć mordę i się nie drzeć?

Usłyszałam z kierunku zakrętu, dlatego spojrzałam w stronę, skąd dochodziło jakże subtelne proszenie o ciszę. Tam zobaczyłam wysokiego bruneta, który miał wymodelowany zarost. Jego piwne oczy niemal natychmiastowo zatrzymały się na mnie, a przez to poczułam, jak momentalnie zabrakło mi powietrza. Sam również się nieco spiął, jednak gdy mnie zlustrował od góry do dołu, przybrał bardziej luźną postawę i przerzucił ciężar ciała na lewą nogę, wkładając przy tym ręce do kieszeni jeansów.

— Co tu się... — Wychylił się z kuchni blondyn o zielonych oczach, ale zaciął się, kiedy mnie dostrzegł.

Miał nieco bardziej wklęsłe policzki, niż pozostała dwójka.

Czyli od dnia dzisiejszego będę mieszkała w domu, gdzie znajdowało się troje chłopaków, co? – Przełknęłam ślinę, kiedy to sobie uświadomiłam.

Może i mieszkałam z Miszą, Jurijem i pozostałą czwórką chłopaków, ale nadal pod tamtym dachem znajdowała się Ingrid, którą zazwyczaj broniłam przed wszystkimi, jak chłopcy mieli jakieś dziwne humory z tym, żeby rozmawiać o zboczonych rzeczach.

— Zmieniłaś się — odezwał się ten, który stał w wejściu do kuchni.

— Na gorsze na pewno. — Wywróciłam oczami, a przy tym starałam się nie dać po sobie poznać, że jestem jakaś nieswoja w ich towarzystwie.

Brunet, to zapewne Benji, który był pomysłodawcą tego, co mi całą trójką zrobili. Blondyn zaś musi być Douglasem. Z tego co przewijało się w mojej pamięci, to chyba jego najbardziej znosiłam z całej tej „Trójcy Świętej".

— Grubasek zmienił się w jakąś laskę, czy pomyliłeś kogoś na lotnisku, Basil? — zaśmiał się Benjamin, a ja zauważyłam to, jak mój starszy brat chciał coś zrobić, ale powstrzymałam go gestem ręki. — Nadal jesteś tym „Dzieckiem Pokoju", który nienawidzi „rozlewu krwi", Becky? — Zrobił cudzysłów w powietrzu, a ja lekko odetchnęłam i na niego spojrzałam swoim wzrokiem, który sprawi, że każdego przejdzie dreszcz po plecach.

W tym przypadku nie było inaczej. Dokładnie widziałam to, jak wzdrygnął się na to, iż na niego spojrzałam.

— Skończyłeś? — zapytałam, a oni idealnie usłyszeli wydźwięk mojego głosu, który brzmiał, jakbym mówiła nieco przez nos.

Odwróciłam się do niego przodem, dzięki czemu ponownie zobaczyłam to, jak się lekko spiął.

— Jeśli tak, to posłuchaj uważnie, bo nie zamierzam się powtarzać. Po pierwsze, „Becca", nie „Becky". — Pokazałam palec wskazujący. — Po drugie, zatrzymałam Basila, bo sama umiem o siebie zadbać i jestem w stanie poradzić sobie z takimi chujami jak ty. — Szerzej otworzyli oczy, kiedy użyłam tak mocnego słowa. — I po trzecie. Jak tak ci się nudzi, to przydaj się jako blender. Skoro tak lubisz mielić jęzorem, to może byś się nadał do tej roli...

Można powiedzieć, że na moje słowa opadła mu szczęka.

— Pokażesz mi, gdzie mogę zostawić rzeczy, Basil? — Odwróciłam się do niego.

Przytaknął, nadal nieco zaskoczony moim zachowaniem, po czym minął mnie i poprowadził w kierunku schodów. Ruszyłam za nim, jednak przechodząc obok Benjiego poczułam, jak złapał mnie on za nadgarstek. Szybką reakcją odwróciłam rolę, ponieważ udało mi się wyrwać swoją rękę z jego uścisku i samej wykręcić mu ramię, na co oczywiście jęknął z bólu.

— Zapamiętaj sobie jedno i najważniejsze. Nie dotykaj mnie — wycedziłam przez zaciśnięte zęby. — Może i jestem niska, ale na pewno nie jak kiedyś, słaba i do tego bez żadnej możliwości obronienia się...

Puściłam go, a on złapał się za obolały nadgarstek, który wcześniej ścisnęłam z całej siły. Spojrzał na mnie jak na jakąś wariatkę, jednak to zignorowałam i poszłam dalej za Basilem, który zatrzymał się przy schodach i patrzył na to, do czego jestem zdolna, pomimo mojego metra sześćdziesiąt dwa. Włożyłam ręce do kieszeni kangurka, po czym zaraz za moim bratem weszłam po schodach. Za sobą usłyszałam, jak Doug uspokaja Benjiego.

— Zamieniła się chyba w jakiegoś pierdolonego Robocopa, ale wersję żeńską i do tego w sukę... — syknął cicho Benji, a Doug się lekko zaśmiał.

— Po prostu przyznaj, że dokopała ci laska...

— Pojebało cię?

— Jakimś sposobem się z tobą przyjaźnię, więc pewnie tak. Chodź, przyłożysz sobie lód. — Słyszałam to, jak oboje gdzieś poszli, dlatego spojrzałam pod nogi, aby nie „wywinąć orła" na schodach.

Zatrzymałam się jeszcze na klatce, kiedy to zobaczyłam, jak Basil otwiera drzwi do pierwszego pokoju po prawej.

Jakby były otwierane w drugą stronę, to by ktoś zrobił kilka fikołków w dół – zaśmiałam się pod nosem, kiedy sobie takową sytuację wyobraziłam.

Weszłam do pomieszczenia zaraz za Basilem. Pokój był dosyć sporawy, ale nie przeszkadzało mi to. Przynajmniej nie będę musiała się gnieździć w jakiejś małej klitce. Po prawej przy wejściu znajdowały się drugie, jasne drzwi, zapewne do łazienki. Pomieszczenie było raczej w jasnej barwie, bardziej pochodzącej pod kolor kości słoniowej, jednak w miejscu, gdzie znajdowało się łóżko, ściany były ciemno granatowe lub nawet czarne. Całe pomieszczenie znajdowało się pod samym zadaszeniem, więc sufit formował się w nieco większy spadek, niż w przypadku mojego poprzedniego lokum.

— To będzie twój pokój — odezwał się, kiedy to chciałam się rozejrzeć. — Tu jest łazienka, w każdym pokoju jest oddzielnie, więc nie będzie problemu z tym, żeby rano się uszykować. Nie wiedziałem do jakiego stopnia się zmieniłaś, dlaczego niczego tutaj nie ruszałem. Jak będziesz chciała, to zgarnę chłopaków, żeby tu trochę przemeblować czy coś...

— To nie będzie potrzebne. Jest ok — powiedziałam, a on kiwnął głową.

— Jesteś pewnie zmęczona po podróży i chcesz odpocząć, albo poukładać sobie ubrania i rzeczy, więc cię zostawię. — Położył moją walizkę pod szafą, która była wbudowana w ścianę po lewej stronie.

Minął mnie, a ja go odprowadziłam wzrokiem do wyjścia, za którego futryną stanął. Podeszłam do powłoki zaraz za nim, a on się jeszcze do mnie odwrócił.

— Jak byś czegoś potrzebowała, to daj..

Nim skończył, zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Słyszałam to, jak odetchnął smutno, po czym zaczął schodzić po schodach. Odłożyłam swoją torbę podróżną obok mojej walizki, by kolejno złapać za futerał od mojej gitary, z którego ją wyjęłam. Następnie wzięłam stojaczek, który również miałam w nim złożony i ustawiłam na nim instrument. Odetchnęłam cicho, by następnie spojrzeć ponownie na pomieszczenie. Po prawej od wejścia drzwi do łazienki i pół ścianka, która od jednej trzeciej miała metalową kratkę. Za nią znajdowało się duże łóżko i dwie szafki, na których stały lampki.

Przed łóżkiem stało kolejne odgraniczenie, które było złożone z drewnianych szafek, wychodzących na wylot, jednak nie wszystkie. Przeszłam nieco bardziej wgłąb pokoju, aby się lepiej rozeznać. Po drugiej stronie zobaczyłam ekran telewizora, pod którym znajdowała się duża szuflada, a obok duży fotel i pufa. Na podłodze leżał dywan, gdzie stał stolik złożony z dwóch okrągłych stoliczków. W pomieszczeniu były także okna, a pod nimi grzejniki.

Odetchnęłam cicho, po czym z powrotem spojrzałam na moją gitarę, którą położyłam w kącie. Była prawie w całości czarna, jednak gryf był ozdobiony białymi kwiatami, które kiedyś namalowała Ingrid. W każdym miejscu na drewnie znajdowało się coś, co stworzył Misza, Jurij, Ingrid i reszta. Można to uznać za coś dziecinnego, ale dzięki takim rzeczom miałam wrażenie, jakby oni też tu ze mną byli. Poczułam to, jak moje usta samoistnie wygięły się w lekkim uśmiechu. Może się tutaj nie znajdywali, ale ja czułam, że jednak tak.

Weszłam po chwili do łazienki, gdzie lekko przemyłam swoją twarz, uważając, aby nie naruszyć swojego makijażu, który i tak w jakimś stopniu zmazałam, kiedy się wycierałam. Na moim policzku nadal znajdował się siniak, którego Ingrid mi zakryła jeszcze w Oslo. W tym momencie usłyszałam, jak mój telefon wydał dźwięk dzwonka, dlatego złapałam za ten, który to zrobił. Szerzej się uśmiechnęłam, kiedy zobaczyłam kto do mnie dzwonił. Od razu odebrałam i przyłożyłam telefon do ucha, wychodząc przy okazji z ubikacji.

Priwjecik, Kroszka. Jak tam w Stanach? — zapytał Misza, a ja na dźwięk jego głosu jeszcze bardziej się ucieszyłam.

— Pada... — Podeszłam do okna, aby przez nie wyjrzeć, dzięki czemu dostrzegłam kolejne krople deszczu na szybkie.

Wcześniej się trochę uspokoiło.

— Już jestem u niego w domu, a ty chyba znowu zarwałeś nockę, co da się wywnioskować z tego, w jaki sposób mówisz. Misza, idź spać. U was jest prawie dwudziesta trzecia, a ja słyszę to, jak po prostu usypiasz na... — Uniosłam oczy ku górze. — Strzelam, że na siedząco...

Zaśmiał się na moje słowa.

Jak zawsze trafiłaś, Kroszka, ale nie mogę iść jeszcze spać. Sprawdzam wszystko odnośnie Sokolova. — Usłyszałam to, jak ziewnął.

— To w takim razie czemu do mnie dzwonisz? — Rozsiadłam się na fotelu, przerzucając swoje nogi za podparcie ręki.

Strasznie tu cicho bez ciebie i nie ma mnie kto opieprzyć za siedzenie po nocach — wytłumaczył, jednak miałam wrażenie, że coś jeszcze chciał powiedzieć. Nie pomyliłam się, bo po kilku sekundach odparł: — No i, chciałem cię usłyszeć...

Zaskoczył mnie swoimi słowami, bo aż się wyprostowałam na fotelu, kiedy to powiedział i szerzej otworzyłam oczy. Dodatkowo opuściłam nogi na podłogę. Nagle poczułam to, jak serce uderzyło mi mocniej w piersi, jednak starałam się uspokoić.

— Naprawdę powinieneś iść spać, Misza, bo już mówisz dziwne rzeczy — wybełkotałam, mając wrażenie, że skoczyła mi też temperatura.

Mówię, jak jest. Może i wcześniej ze sobą pisaliśmy, ale to nie jest to samo, co rozmowa na żywo. Telefon też ci zniekształca głos, więc to i tak jest nieporównywalne do normalnego porozumiewania się, ale na pewno tak jest lepiej, niż jakbyśmy mieli gadać przez czat...

Mogę się z kimś założyć, że właśnie się szeroko uśmiechnął, rozmarzył i wzruszył ramionami... – pomyślałam załamana, a także nieco zawstydzona tym, jaką rozmowę prowadzimy. – Jesteśmy dla siebie jak rodzina, a ten mi z czymś takim wyjeżdża...

Chciałbym, żebyś tu była, ale jest zbyt niebezpiecznie. Reszta też już za tobą tęskni, a Ingrid to już chyba wypakowała połowę domu zasmarkanymi chusteczkami. — Parsknęłam śmiechem na jego słowa.

— Od mojego pokoju z dala z tymi chusteczkami. — Teraz to on się zaśmiał. — Jak chce coś na poprawę humoru, to niech sprawdzi prawą szufladę pod moim łóżkiem, ale od strony okna...

Znowu coś tam przygotowałaś? Jakąś pułapkę na nas?

— No co ty? Trzymam tam albumy ze zdjęciami i filmy, które były naszymi ulubionymi. Zgrałam je na dysk przenośny — powiedziałam, a po drugiej stronie usłyszałam, jak mruknął w zastanowieniu. — Sokolov?

Czy ty zamontowałaś w moim gabinecie monitoring?

Bo to jeden?

Ty mała — zaciął się, kiedy to chciał mnie jakoś nazwać.

— Misza? — zwróciłam jego uwagę zaniepokojona, a przy tym usłyszałam, jak ktoś otworzył drzwi do pokoju, jednak chwilowo nie spojrzałam w tamtym kierunku.

Nie ważne. Tęsknimy, Kroszka — powiedział, na co opuściłam wzrok.

— A ja za wami. Na razie. — Już miałam się rozłączać, kiedy to postanowiłam dodać: — I idź ty w końcu spać.

Usłyszałam to, jak się jeszcze zaśmiał, ale nie zdążył mi już nic odpowiedzieć, ponieważ się rozłączyłam. Spojrzałam w kierunku wejścia, gdzie zobaczyłam Basila, który kulturalnie zaczekał, aż skończę rozmowę.

— Czego? — rzuciłam nieco bardziej oschle, na co ten na mnie spojrzał.

— Pomyślałem, że może byś coś zjadła, ale nie wiem na co byś miała ochotę. Chciałem zapytać...

— Nie jestem głodna — odpowiedziałam, a przy tym weszłam mu w zdanie.

— Jasne. — Opuścił wzrok i podrapał się po karku. — Rozmawiałaś ze swoim chłopakiem?

Szerzej otworzyłam oczy, kiedy o to zapytał.

— C.. co? Nie! — Widocznie go zaskoczyłam swoim zająknięciem.

— W sumie to chyba nie powinienem się tym interesować. To twoja sprawa, ale dlaczego postanowiłaś wrócić? Skoro, jak to podkreśliłaś nie chcesz naprawiać żadnych relacji, to czemu? — Spojrzał mi w oczy, jednak zatrzymał wzrok na siniaku, który znajdował na mojej kości jarzmowej. — Co ci się stało? Dlatego przyjechałaś? Uciekłaś od chłopaka, który cię...

— Nic z tych rzeczy! — podniosłam na niego głos. — Misza by nigdy nie podniósł na mnie ręki, a to powstało przez moją własną głupotę. — Wskazałam na swój policzek. — A odpowiadając na to, czemu wróciłam, to mam tu coś do załatwienia i nie wiem, jak długo to potrwa. — Założyłam ręce na klatce piersiowej i oparłam się o zgięcie fotela.

— Rozumiem. — Ruszył w kierunku drzwi z opuszczoną głową, a ja odwróciłam wzrok.

Nie sądziłam, że może się tym zmartwić. Przez ostatnie sześć lat, tak jak o tym wcześniej wspomniał, myślał, że nie żyję, więc teraz musiał mu się „załączyć" jakiś instynkt starszego brata, który za bardzo się martwi o swoją siostrę. Nie wiem czy powinnam to uznać za przejaw tego, co wcześniej mówił? Że chciałby, abym mu wybaczyła i, że przez to zrobi wszystko, byleby to się stało? A może tak naprawdę chce mnie zmiękczyć, żeby mi znowu na nim zależało, tak, jak to było te kilka lat temu, a potem mnie wyśmiać po raz kolejny? Nie wiedziałam co powinnam o tym myśleć. Mógł się też zmienić i to jet jego twarz, której nie miałam jeszcze okazji poznać. To, że się tak zamartwiał było nawet urocze...

Nie, nawet nie próbuj! Przypomnij sobie tamten dzień. Może się nieco zmienił, ale to nadal ten sam Basil. Twój brat, który cię niewątpliwie zranił...

Pomimo swoich przemyśleń, nic mi to nie dawało. Nim się spostrzegłam, z mojego gardła wydobyło się zdanie, którego nie powinnam powiedzieć.

— *Spasiba szto ty wolnowatsja o minja... — Odwrócił się gwałtownie w moim kierunku.

— Co ty właśnie powiedziałaś? — zapytał, a ja nieco szerzej otworzyłam oczy i przełknęłam ślinę. — Nic nie zrozumiałem...

— Nie ważne. Zapomnij. — Kiwnął głową, po czym wyszedł z pomieszczenia, zamykając przy tym drzwi.

Kiedyś sobie w końcu strzelę w łeb z to nietrzymanie języka za zębami...

*dziękuję, że się o mnie martwisz

Mam nadzieję, że rozdział się podobał! Dajcie znać koniecznie i do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro