Rozdział 2 - "Wyjazd"
Miłego czytania! ❤
•••Basil•••
Siedziałem w autentycznym osłupieniu, kiedy to po drugiej stronie usłyszałem dziewczynę, która zwróciła się do mnie tak, jak to robiła tylko jedna osoba w całym moim życiu. Czułem to, jak oddech ugrzązł mi w gardle, a przez chwilowy brak oddechu prawie zleciałem z krzesła. W porę Benji i Doug mnie przytrzymali, zanim zaliczyłem glebę.
— Becky? — odezwałem się, a przy tym poczułem, jak blisko płaczu jestem w tym momencie.
Jeden z moich przyjaciół odłożył talerz na blat, kiedy tylko usłyszał, że wypowiedziałem skrót imienia, jakiego zawsze używałem, gdy zwracałem się do swojej siostry. Drugiemu natomiast wypadł z ust kawałek jedzenia, gdy ten otworzył je ze zdziwienia. Każdy z nas w tym momencie zamarł. Mimo wszystko to przez nas wtedy uciekła. Rodzice wydali masę pieniędzy, żeby chociażby wiedzieć w jakim kierunku jej szukać, ale wszystkie ślady po niej zniknęły. Policja nawet uznała, że moje młodsza siostra jest trupem i teraz co najwyżej mogą poszukać jej ciała, ale nie dali rady.
— Mam prośbę... — powiedziała chrypliwym głosem, a ja starałem się w tym momencie uspokoić, aby zrozumieć co się dzieje.
— Jasne, o co cho...
Weszła mi w zdanie.
— Za kilka dni będę w Seattle... — Przełknąłem ślinę, kiedy to powiedziała.
Ona tu wraca? Po tych wszystkich latach? Po tym co jej zrobiłem?
— I na trochę zostanę. Znalazłoby się u ciebie miejsce, żebym mogła na trochę zostać? — Podniosłem wzrok na chłopaków.
— Jasne, będziesz mogła
Znowu nie dokończyłem.
— Dzięki, jeszcze się odezwę. Na razie. — Po swoich słowach się rozłączyła, a ja chcąc ją jeszcze zatrzymać, zdążyłem wypowiedzieć tylko połowę jej imienia.
Odsunąłem urządzenie od ucha, a przy tym opadłem praktycznie na deski przy oparciu krzesła, nie dowierzając w to, co się przed momentem stało. Moja młodsza siostra do mnie zadzwoniła. Po tych sześciu latach dała jakikolwiek znak, że żyje i jest cała i zdrowa, a ja nawet nie miałem sekundy, aby ją przeprosić za to, co się wydarzyło, gdy byliśmy mali i głupi.
— Wszystko ok? — zapytał Benji, a ja na niego spojrzałem jak na idiotę.
— A jak myślisz? — odezwałem się z pretensją w głosie, a przy tym wstałem. — Zadzwoniła do mnie siostra, o której myślałem, że nie żyje. O której zniknięcie się obwiniałem i, której zrobiłem coś tak okropnego, że sam Bóg mi tego nie wybaczy. — Zacząłem chodzić po pomieszczeniu w kółko, ale zatrzymałem się przy oknie i oparłem się o parapet. — Wraca do Seattle — wychrypiałem.
Ona mi nigdy nie wybaczy tego, co jej zrobiłem... – pomyślałem, jednocześnie zagryzając wargi.
— Jaja se robisz, prawda? — zwrócił się do mnie Doug, na co pokręciłem głową i odwróciłem się do nich. — Ona nas nienawidzi.
— Mam nadzieję, że przynajmniej zmieści się w drzwiach — zażartował Benji, a ja i blondyn spojrzeliśmy na niego nie dowierzając.
— To nie jest zabawne — zauważyłem, a jemu zszedł uśmiech z ust. — Też się przyczyniłeś do tego, że zniknęła. Sam się obwiniałeś za to, że było to z naszej winy. Ty wymyśliłeś to, żeby coś takiego jej zrobić „z czystej ciekawości". Już nie pamiętasz co było, jak policja ogłosiła, że ona prawdopodobnie nie żyje? — Rozłożyłem ręce, a on przełknął ślinę.
— Nie przypominaj mi nawet tego...
Po swoich słowach odszedł od blatu, po czym ruszył w kierunku łuku wejściowego do kuchni, w której się znajdowaliśmy. Założyłem ręce po bokach, a przy tym nadal starałem się uspokoić. Nadal mam przyśpieszony oddech i bicie serca.
Nie wiem, jak zareaguję na to, kiedy mnie zobaczy, a chłopaków tym bardziej.
Po tamtym chciałem zakończyć z nimi znajomość, ale się nie dało. Oboje stwierdzili, że tylko trzymając się razem uda nam się odpokutować, bo będziemy musieli znosić swoje towarzystwo i cierpieć za każdym razem, jak na siebie spojrzymy, bo to nam będzie przypominać, że to była tylko i wyłącznie nasza wina. Miała trzynaście lat, gdy zniknęła. Ja i moi przyjaciele po czternaście, a do tego zamiast mózgu, w głowach przelewała nam się coca-cola i energetyki.
— Idę spać — powiadomiłem Douga, a on kiwnął tylko głową na moje słowa.
Zauważyłem to, że też nad czymś mocno myślał. Zapewne nad tą sprawą sprzed kilku lat i nad sytuacją, która wydarzyła się jakiś czas wcześniej. Ruszyłem przez salon w kierunku klatki schodowej, która składała się z dwóch stopni, zakrętu i kolejnych ośmiu podstopnic. Po chwili znalazłem się na piętrze, gdzie znajdowały się cztery pokoje. Zaraz na wejściu, po prawej stronie był pierwszy, który jest prawie całkowicie pusty. Becky będzie się mogła w nim zatrzymać tak długo, jak tylko zechce.
Po tych wszystkich latach zrobię wszystko, byleby mi wybaczyła – pomyślałem, jednocześnie cicho wzdychając.
Naprzeciwko tego pomieszczenia znajduje się mój pokój. Na ścianie przede mną jest wielkie okno, które sięga zarówno podłogi, jak i sufitu. Minąwszy metalową balustradę zobaczy się jeszcze dwa pomieszczenia. Pokój Benjiego, a po drugiej Douga. Łazienki są w każdym osobno. Po chwili cicho odetchnąłem i wszedłem do siebie, gdzie oparłem się o drzwi oraz spojrzałem na jedną rzecz, która stała na moim biurku. Złapałem za krawat, który znajdował się przy moim ubiorze, po czym podszedłem do mebla, jednocześnie go z siebie zdejmując.
Wtedy jeszcze było inaczej...
Złapałem za ramkę ze zdjęciem, gdzie byłem tylko ja i Becky, kiedy ja miałem dziewięć lat, a ona osiem. Usiadłem na krześle, opierając się o moje kolana i w dłoniach nadal trzymając zdjęcie, na którym przytulam swoją młodszą siostrę. Te czasy już nie wrócą. Zaprzepaściłem wszystkie lata, kiedy to mogłem ją jakoś wyszukać. Robiłem to, ale nic to nie dało. Zawiesiła każde swoje konta społecznościowe i nie wchodziła na ani jedno. Musiała założyć chyba nowe, a do tego pod nieprawdziwym imieniem i nazwiskiem.
Niczym nie różnię się od rodziców, którzy też mieli nas gdzieś, ale do czasu. Zaczęli się bardziej interesować moim życiem, kiedy ona zniknęła. Nie chcieli stracić drugiego dziecka, a już zwłaszcza, kiedy nasza matka nas urodziła, jak miała trzydzieści dziewięć lat, a gdy Becky zniknęła, to nasza rodzicielka miała już pięćdziesiąt dwa. Nie miałaby szansy, aby zajść w kolejna ciążę.
Postaram się! Odzyskam siostrę i zrobię wszystko, aby tylko mi wybaczyła! – Zacisnąłem palce na ramce zdjęcia, kiedy tylko o tym pomyślałem.
•••Rebecca•••
Usiadłam na brzegu mojego łóżka, a przy tym spojrzałam na moją walizkę, która jest już prawie cała zapełniona. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że wracam na moje stare śmieci. Na dodatek tego jeszcze do brata, który jak się okazuje, chodzi do prywatnej szkoły i mieszka razem ze swoimi dwoma kumplami „od siedmiu boleści".
— I na co mi był ten wpierdol? — zapytałam samą siebie, a w tym samym momencie usłyszałam to, jak ktoś zaczął mi się dobijać do drzwi, do których w kolejnej chwili podeszłam.
Przekręciłam kluczyk w zamku, by w kolejnej chwili uchylić drewnianą powłokę przed Miszą, który stał i trzymał w obu dłoniach paszport. Podał mi owy dokument. Odebrałam go, a przy tym wpuściłam Rosjanina do pokoju. Miał zapiętą bluzę, co mi nieco nie pasowało, bo mimo wszystko on raczej nosił ją rozpiętą. Zmarszczyłam lekko brwi, po czym zamknęłam drzwi. Smutno wypuścił powietrze, kiedy zobaczył w większości zapakowany bagaż.
— Będzie tu cicho bez ciebie, Kroszka. — Pokiwałam głową na jego słowa, a przy tym spojrzałam do paszportu i szerzej otworzyłam oczy, kiedy to zobaczyłam siebie w starej fryzurze.
— Nie mów mi, że muszę wyglądać tak jak kiedyś. — Podniosłam na niego wzrok, a on zacisnął wargi i odwrócił wzrok. — Misza, błagam. Nie wystarczy już to, że lecę na drugi koniec globu? — Rozłożyłam ręce, które szybko opuściłam.
— Dlatego tu przyszedłem — zaczął, obróciwszy się w moim kierunku. — Peruka...
Podał mi przedmiot, który był zawinięty w specjalną siatkę, a ja go od niego odebrałam. Opuściłam rękę załamana, a przy tym pokręciłam głową i zwróciłam swój wzrok na lustro.
— Nie mogę wyglądać normalnie? — Z powrotem na niego spojrzałam.
— Muszę ci przypominać, że każdy, kto tylko cię zna ze społeczeństwa gangu, jak tylko cię zobaczy, to spieprza, ile sił w nogach? Usłyszą tylko twoje przezwisko, już się rozglądają przerażeni. Twoja fryzura jest zbyt charakterystyczna i praktycznie każdy cię rozpozna, jak tylko się gdzieś pojawisz. — wytłumaczył, a przy tym cały czas na mnie spoglądał błagalnym wzrokiem, abym tylko przystała na to wszystko.
— Makijażu nie muszę zmieniać? I nie muszę być milutka? — Zaśmiał się na moje pytania.
— Przeraziłbym się ciebie, jakbym cię zobaczył bez twojego typowego makijażu i dla każdego milutką. — Założył ręce na klatce piersiowej, a ja spojrzałam na niego nie dowierzając.
— HAHA! Bardzo zabawne! Umiem być miła, jak chce. — Założyłam rękę na biodrze.
— Uważaj, bo uwierzę. — Pochylił się nieco w moim kierunku, aby znaleźć się na równi z moim wzrostem. — Powiedz coś miłego, zapiszę to w dzienniczku i zakreślę na czerwono. — Uśmiechnął się zawadiacko, na co zacisnęłam wargi, bo w sumie miał rację.
Ja nie umiem być miła dla nikogo...
Zaśmiałam się po chwili, czym go widocznie zaskoczyłam, ponieważ się wyprostował. Podniosłam na niego wzrok, który przez chwilę wbijałam w ziemię, po czym rzuciłam oba przedmioty na łóżko i do niego podeszłam, aby w kolejnej chwili go przytulić. Wzdrygnął się, kiedy to zrobiłam tak niespodziewanie, ale po kilku sekundach sam się pochylił i mnie objął.
— Będę tęskniła za tymi sprzeczkami — wyszeptałam, a jego dłoń wylądowała na mojej głowie.
— Ja też. — Czułam to, że chciał coś jeszcze powiedzieć, ale się wyraźnie powstrzymywał.
Nie będę go przecież ciągnęła za język. Powie, gdy będzie gotowy... – pomyślałam, a przy tym jeszcze bardziej się wtuliłam w tego wielkiego Yeti.
— Kocham cię, Misza. — Wzdrygnął się na moje słowa. — Jesteś dla mnie jak starszy brat, o jakim bym mogła marzyć — dodałam, a przy tym na niego spojrzałam.
Uśmiechnął się do mnie, ale miałam wrażenie, że jest jakiś smutny i to raczej z jeszcze innego powodu, niż mój wyjazd. Po chwili się od niego odsunęłam, a on założył mi kosmyk włosów za ucho.
— Udało mi się załatwić lot na dzisiaj wieczorem. — Posmutniałam na jego słowa.
— Czyli jutro rano byłabym na miejscu — zauważyłam, na co kiwnął głową.
— Dasz radę — pocieszył mnie. — Dla ciebie nie ma rzeczy niemożliwych, Kroszka.
Uśmiechnęłam się, kiedy to powiedział. Po chwili dodał, że mam samolot o drugiej trzydzieści w nocy, a zanim wyszedł z pomieszczenia, położył mi dłoń na ramieniu, aby dodać mi otuchy i polepszyć humor, ale to mi raczej nic nie dało. Nadal będę myślała o tym, do jakiego domu się przeniosę. W tym momencie zobaczyłam na moim łóżku trzy kartoteki, dlatego spojrzałam zaskoczona na drzwi.
Jak zwykle coś knuje? – zapytałam samej siebie, po czym podeszłam do dokumentów i spojrzałam na to, co się w nich znajdowało.
Już je miałam podnosić, kiedy to przez moje „dziurawe" ręce, jedna z trzech wylądowała na moim dywanie. Westchnęłam zdenerwowana i pokręciłam głową nie dowierzając. Schyliłam się, by wszystko podnieść, jednak zatrzymałam się w momencie, kiedy to dostrzegłam imię przy zdjęciu chłopaka, którego włosy były jasno brązowe, a oczy w kolorze trupiego błękitu.
— Basil?
Przyjrzałam się zdjęciu, jednak już po chwili spojrzałam na bok, gdzie znajdował się pełny opis. Tak, jak przypuszczałam patrzyłam na mojego starszego brata, który mocno się zmienił, od kiedy miał te czternaście lat. Szerzej otworzyłam oczy, kiedy to się dowiedziałam jednej rzeczy, która znajdowała się w kartotece.
Przynależność do gangu Volkova - dwa lata
Opis ogólny: Posiada dobry cel, a także refleksu nie można mu odmówić. Ma równie duży talent do walki, jednak jego dużą słabością jest przeszłość, przez którą często się rozkojarza, co przynosi mu tylko przegrane. Kilka przewinień z prawem na pewno wiele go nauczyło, czego dowodzi jego aktualna postawa. Raczej do wszystkiego podchodzi z dystansem i rozwagą, co w pewnym sensie robi z niego dobry wzór, jednak niektóre jego postępki, które niegdyś uczynił zasługują jedynie na potępienie. Zbagatelizowawszy je, można powiedzieć, że nadaje się na przyszłą głowę rodziny, z której pochodzi, jednakże to, co czyni teraz może mu przynieść nieco więcej problemów w przyszłości. Dotychczas wszystko brał na spokojnie i początkowo nie wdawał się w konflikty, co niestety nie dawało mu zbyt wiele, dlatego też zaczął brać udział w wielu akcjach, aby podskoczyć kilka rang. Jest raczej zamknięty w sobie i nie lubi rozpamiętywać tego, co było w przeszłości, co mu zazwyczaj nie wychodzi i zadręcza się tym. Z raportów wynika, że najczęściej, kiedy to nie jest w stanie poradzić sobie z własną przeszłością, uderza w worek treningowy, aby rozładować rozczarowanie samym sobą.
Jeżeli to prawda i należy do gangu, to znaczy, że cały ten czas mógł on wiedzieć, gdzie się znajdowałam. Oddziałem w Seattle przewodzi podobno jakiś chłopak, który niby jest w cholerę chamski, ale pochodzi z bogatej rodziny. Chwila, jeżeli to byłby Basil, a ja miałabym sprawdzić ten oddział, to mogłabym mu dać popalić za to, co mi zrobił te sześć lat temu. Z drugiej strony jest tu napisane, że zadręcza się swoimi czynami z przeszłości.
Pytanie tylko, jakimi? – pomyślałam, jednocześnie drapiąc się za uchem.
Westchnęłam cicho, po czym odłożyłam wszystko na bok do teczki. Przejrzę to w samolocie, jeżeli Misza mi pozwoli te kartoteki zabrać. Po chwili wstałam z podłogi, na której ten cały czas siedziałam i sprawdzałam wszystko po kolei. Niejednokrotnie w czasie pakowania swoich rzeczy spoglądałam na te teczki, bo nie ukrywam, bywałam dość ciekawska i tak mi pozostało. Już miałam wstawać i czytać to wszystko dalej, jednak udało mi się powstrzymać.
Musisz się spakować! Nie miej tego do zrobienia na ostatnią chwilę, bo zapomnisz o nie wiadomo ilu rzeczach! – skarciłam samą siebie, po czym zaczęłam chować moje buty, których pewnie i tak nie założę, bo najwygodniej jest mi w glanach.
Westchnęłam cicho, gdy w tym samym momencie usłyszałam, jak ktoś wchodzi mi do pokoju. Zobaczyłam Ingrid, która wychyliła się zza drewnianych drzwi, a przy tym wydała się wyraźnie smutna.
— Misza i Jurij wam powiedzieli? — zapytałam, na co pokiwała głową i do mnie podeszła, by następnie usiąść za mną i się do mnie przytulić.
— I komu ja się teraz wygadam, jak coś mi będzie na sercu leżało? — Pociągnęła nosem, a przy tym nieco sepleniła, co znaczyło, że płakała.
Mimo wszystko w tym domu mieszka tylko nasza dwójka, jeżeli chodzi o płeć żeńską. Pamiętam nawet to, jak się poznałyśmy. Ona myślała, że to jakiś pierdolony harem, ale potem ją jakoś przekonałam, że nikt tu nikogo do niczego nie zmusza. Potem razem się spiknęłyśmy i w sumie to jesteśmy trochę takimi najlepszymi przyjaciółkami. Poza Miszą i Jurijem, tylko ona zna mnie od tej innej strony. Uśmiechniętą, a nie laskę z wiecznym okresem, za którą mnie uważa pozostała czwórka domowników.
— Zawsze będziesz mogła do mnie zadzwonić. Albo pogadamy przez kamerkę — próbowałam ją pocieszyć, jednak nie na wiele mi się to zdawało.
Odsunęła się ode mnie, a ja na nią spojrzałam.
Ingrid Solberg, dwudziestolatka. Naturalnie jej włosy są w jasnym odcieniu blondu, jednak ona kocha kolory, dlatego je farbuje i to na dość niecodzienne kolory. Aktualnie ma je zielone i do tego jeszcze dość jaskrawą barwę. Długością sięgają za łopatki. Oczy natomiast podstawiłabym pod kolor stali, ponieważ są dość jasne. Niby szare, ale jednak metaliczne. Do tego jej nos i policzki zdobią piegi, których szczerze jej zazdroszczę, gdyż dodają jej uroku, którego pewnie wielu by powiedziało, że mi osobiście brakuje. Jest dość urocza, czego wskazuje nieco okrągła twarz, ale idąca w nieco bardziej szpicowaty kształt przy brodzie. Nos ma prosty, oczy duże i otoczone przez firankę nieco bardziej brązowych rzęs, a usta średniej wielkości. Do tego posiada dość jasną karnację, jednak Miszy nie przebije.
Jeśli chodzi o jej styl ubioru, to ubiera się jak najbardziej na luzie, ale jest to głównie przez to, że twierdzi, iż ma dużo kompleksów.
Jak dla mnie nie ma ani jednego, ale co ja tam wiem?
Zazwyczaj zakłada luźne koszulki, aby zakryć tą właśnie jedną skazę w swoim wyglądzie, którą jest według niej nieco za duży biust. Niejednokrotnie słyszałam to, że narzeka na ból pleców, co mnie czasem irytowało, ale już się do tego przyzwyczaiłam. Do swoich ukochanych szerokich bluzek nosi krótkie spodenki, a pod nimi grubsze rajstopy. W takowy strój jest także i dzisiaj ubrana. Jeśli chodzi o jej wzrost, to oczywiście mnie przerasta, bo ma równy metr siedemdziesiąt, a jeśli chodzi o wagę, to nigdy mi tego nie zdradziła.
— Nawet jak będziesz na drugim końcu świata, to się mnie nie pozbędziesz. — Odwróciłam wzrok.
— Ingrid, nie żeby coś, ale ja będę na drugim końcu świata. — Uśmiechnęłam się złamana jej kalectwem z geografii, na co szerzej otworzyła oczy.
— A — wydusiła z siebie, kiedy jej to uświadomiłam. — Nie patrz się tak na mnie! Przez dwadzieścia lat życia nie wyściubiłam nosa poza granice Norwegii, mogę tego nie wiedzieć. — Założyła ręce na klatce piersiowej, a przy tym odwróciła wzrok wielce urażona tym, jak na nią w tym momencie patrzę.
Westchnęłam zrezygnowana, po czym trąciłam ją ramieniem. Spojrzała na mnie, a ja ją w tym momencie przytuliłam, przez co ponownie się popłakała i objęła. Pomogła mi spakować jeszcze kilka rzeczy, po czym zaciągnęła mnie do reszty, która również w jakimś stopniu była smutna z powodu tego, że od jutra mnie nie będzie w tym domu. Oczywiście zdziwiło mnie to, że oni wszyscy tak się czuli, bo mimo wszystko miałam wrażenie przez większość czasu, iż za mną nie przepadają.
A może to ja po prostu jestem ślepa i nie widzę tego, jak oni są do mnie przywiązani? – pomyślałam, kiedy to każdy mnie objął tak, jakby mnie widział ostatni raz w życiu.
Większość czasu do momentu, kiedy to Misza i reszta ma mnie odwieźć na lotnisko spędziłam właśnie w ich gronie. Zrobiliśmy sobie takie małe posiedzenie ze wspomnieniami.
— A pamiętacie to, jak Becca prawie zleciała z rusztowania, gdzie czekała ze snajperką? — zapytał Elias, a wszyscy się zaśmiali tak, że gdybym ich nie zabiła wzrokiem, to by się popłakali.
— Nie tyle ona sama zleciała, co snajperka dostała nóg i popełniła samobójstwo, zeskakując przy tym z rusztowania, żeby się powiesić — dodał Ulrik, na co opuściłam ręce wkurzona tym, że się ze mnie naśmiewają.
Przełknęłam ślinę, kiedy przez to właśnie poczułam się nieswojo.
— Do śmierci nie zapomnę widoku Beccy, która próbowała sięgnąć tę snajperkę z poziomu niżej i prawie sama się przez to zwaliła na ziemie z piątego piętra — odezwał się tym razem Egil.
— Dobra, starczy wypominania tej sytuacji — zatrzymał to wszystko Misza, który chyba zauważył moje spięcie tą sytuacją.
Wszyscy spojrzeli na mnie, dzięki czemu zobaczyli, jak bardzo byłam spięta w tym momencie i z całej siły zaciskałam dłonie na materiale kanapy. Dodatkowo powoli zaczynały mnie boleć zęby, które ścisnęłam równie mocno, co zmiażdżyłam swoje usta. Chyba wyraźnie ich zaskoczyłam swoją reakcją.
— Becca? — zwróciła moją uwagę Ingrid, na którą spojrzałam.
— Nic mi nie jest — powiedziałam, po czym wstałam z kanapy. — Idę do łazienki.
Szybko wbiegłam na piętro, gdzie weszłam do toalety, a przy tym puściłam wodę z kranu i się jej przyglądałam, gdy znikała w odpływie. Brałam przy tym głębokie wdechy, jednak moje odzyskiwanie równowagi przerwała mi osoba, która weszła do pomieszczenia i zakręciła kurek. Odwróciłam się zirytowana tym, że to powstrzymała, jednak uspokoiłam się, gdy zobaczyłam Michaiła.
— Nie gniewaj się, ale musiałem im wytłumaczyć twoje zachowanie. Wiedzą o wyśmiewaniu się w szkole, ale o twoim bracie nic nie wspomniałem — wytłumaczył, na co pokiwałam głową. — Patrzenie na lecącą wodę już nie pomaga. Sama musisz to przyznać. Musisz znaleźć inny sposób na to, aby się szybko uspokoić, bo komuś zrobisz krzywdę. Wiesz o tym...
Spojrzałam na niego, kiedy oparł się o blat umywalki. Ponownie przytaknęłam głową na jego słowa, a przy tym znów puściłam wodę i zmoczyłam prawą dłoń, którą następnie przetarłam swój kark.
— Mam zdecydowanie zbyt częste huśtawki nastroju...
— Rozmawialiśmy już o tym. To przez to, co stało się kiedyś. Na dodatek denerwujesz się wyjazdem i ponownym spotkaniem z bratem, który cię mocno skrzywdził, Kroszka. To normalne, że łatwiej jest cię przez to wyprowadzić z równowagi. — Położył mi dłoń na ramieniu, a ja po raz kolejny w odpowiedzi skinęłam głową. — Za dwadzieścia minut jedziemy — powiadomił, na co któryś raz z rzędu przytaknęłam.
Po jakimś czasie siedziałam na przednim siedzeniu w samochodzie Miszy. Z tyłu siedział Jurij i Ingrid, która cały czas przeżywała to, czego się dowiedziała o mojej przeszłości. Raczej rzadko wspominam o tym, że byłam ofiarą dręczenia, gdy byłam dzieckiem, a o tamtym wie tylko Michaił i jego brat. Lekko westchnęłam, kiedy to dojechaliśmy na miejsce. Mój drogi przyjaciel zatrzymał się na parkingu, a ja opuściłam nogi na podłogę, ponieważ przez całą drogę miałam je podsunięte do klatki piersiowej. Podrapałam się po głowie, na której już miałam nałożoną perukę, która długością sięgała mi tak, jak miałam włosy, zanim je ścięłam, czyli za tyłek, a do tego miałam je związane w dość niskiego kucyka.
— Wkurwia mnie ta peruka... — wymruczałam pod nosem, a Misza się lekko zaśmiał.
— Musisz wytrzymać. — Wyciągnął jedną z moich walizek z bagażnika, a ja sięgnęłam po futerał od gitary.
— Jak nie wytrzymam, to peruka zacznie swoją wędrówkę od zwiedzenia całego samolotu, a konkretniej jego podłogi. — Rozśmieszyłam swoimi słowami wszystkich, którzy w tym momencie do nas podeszli.
— Będziesz ją mogła dopiero zdjąć w łazience, w domu twojego brata. Tak masz ją nosić nawet w pokoju, jaki ci da, jasne? — Przewróciłam oczami. — I nie wywracaj oczami. Twój brat jest w gangu, ale nie wie, że tak jakby nad jego szefem, jesteś ty. — Zaśmiałam się na jego słowa, kiedy coś sobie uświadomiłam, a wszyscy spojrzeli na mnie nie rozumiejąc przez co nabrałam aż takiego entuzjazmu.
— Bawi mnie fakt, że on jest tak naprawdę najzwyklejszym przydupasem. — Ponownie każdy się zaśmiał.
Po jakimś czasie, gdy już oddałam bagaż i gitarę do luku, a także gdy został sprawdzony mój bilet, wróciłam do reszty z moją średniej wielkości torbą podróżną. Wszyscy po chwili odprowadzili mnie do miejsca, gdzie będą sprawdzali moje papiery, a potem przejdę odprawę.
— Misza, nie zapytałam wcześniej — zwróciłam uwagę. — Mój ścigacz... — Zaśmiał się, kiedy tylko o nim wspomniałam.
— Przypłynie statkiem za maksymalnie tydzień, Kroszka. — Włożył ręce do kieszeni swoich spodni. — Wiem, że bez wyścigów byś nie przeżyła miesiąca. — Sztucznie się uśmiechnęłam, a w tym samym momencie zobaczyłam to, jak odblokowują przejście.
Po jakże ckliwym pożegnaniu ze strony najbliższych mi osób, ruszyłam w tamtym kierunku. Jakiś czas później, czyli około godziny, którą musiałam czekać do momentu, aż po raz trzeci będą mi sprawdzać paszport, w końcu znalazłam się w samolocie, gdzie ponownie zerknęli na moje dokumenty i wskazali mi moje miejsce.
Jak jeszcze raz mi ktoś sprawdzi ten paszport, to przysięgam. Rzygnę na tę osobę...
Usiadłam na miejscu pod oknem, kiedy to osoba, którą poprosiłam o pomoc włożyła moją torbę podręczną do szafki nad naszymi głowami, bo nawet stając na palcach nie byłam w stanie jej sięgnąć. Od razu zapięłam pasy, a przy tym na swój kark założyłam słuchawki. Gdy tylko samolot wystartował, założyłam je na swoje uszy. W czasie lotu napisałam do mojego brata, że będę w Seattle za około trzynaście godzin, a przy tym będę miała przesiadkę, więc jeszcze więcej czasu może to zająć. Gdy napisał, że przyjedzie mnie odebrać, dodałam, że dam mu znać, jak będę miała jakąś godzinę do lądowania. Szybko dostawałam od niego odpowiedzi, ale także się mnie o kilka rzeczy pytał, jednak ignorowałam ten wywiad.
Całe życie mnie miałeś głęboko w dupie, a teraz się zamieniasz w kochanego braciszka? Pierdol się... – wyzwałam go w myślach, po czym wygasiłam ekran i nieco rozłożyłam swój fotel, aby ułożyć się do snu.
Zostałam obudzona przez stewardesę, kiedy to lot już trwał jakieś nieco ponad dwie godziny. Poprawiłam się w fotelu.
I ponownie cała sekwencja od początku ze sprawdzaniem biletów i paszportów. Mój żołądku, przygotuj się na możliwy zwrot swojej zawartości...
Kolejną godzinę spędziłam na lotnisku w Londynie, czekając na to, aż zaczną wpuszczać do drugiego samolotu. Nie należałam do zbyt cierpliwych osób, więc w połowie tego czasu zaczęłam się przechadzać po poczekalni, starając się wyładować całą tę energię i złość, która się we mnie kumulowała z każdą sekundą. Nie wiem ile czasu minęło, aż w końcu ponownie znalazłam się w maszynie, która tym razem leci prosto do Seattle. Ponownie zasnęłam, a przy tym miałam słuchawki na uszach. Obudziłam się jakieś trzy godziny przed lądowaniem, dlatego napisałam do Basila wcześniej.
Co dziwne odpisał mi chociaż był środek nocy. Widziałam też wiadomości, które przez cały ten czas mi wysyłał. Mimo wszystko nie widział mnie te sześć lat i nie wie, jak aktualnie wyglądam, więc w sumie się nie dziwię tym, na jaki temat są te pytania. Na żadne nie odpowiedziałam, tylko je przejrzałam, po czym spojrzałam przez okno na oświetlone miasta, które się ciągną pod nami. Siedziałam w ten sposób i wyglądałam za szybę do czasu, aż dostrzegłam miejsce, z którego uciekłam. Niemal poczułam to, jak mój wzrok stał się martwy, kiedy tylko ujrzałam Space Needle.
Wróciłam...
Z głośników doszło to, że za pół godziny lądujemy, na co przełknęłam lekko ślinę. Byłam coraz to bliżej momentu, aby po tych sześciu latach ponownie spotkać się z bratem w cztery oczy. Jakiś czas później wstałam ze swojego miejsca, aby wyjść z samolotu, który wylądował na King Country International Airport - Boeing Field w Seattle. I ponownie czekało na mnie sprawdzanie dokumentów, co mnie jakoś szczególnie nie pocieszało. Oblizałam wargi, kiedy to się znalazłam za bramkami, gdzie widziałam taśmę, na której znajdowały się walizki. Podeszłam bliżej mechanizmu, na którym po kilkunastu minutach zauważyłam pokrowiec mojej gitary, którą oczywiście wzięłam, kiedy to akurat do mnie podjechała.
Jeszcze walizka, z którą było więcej problemu, bo wzięto ją na przeszukanie, jakbym przewoziła w niej narkotyki. Jak się okazało wykryte w niej przedmioty, to nic innego, jak moja druga para glanów, które w podeszwie miały metalowe śruby. Kolejne dwie godziny spędziłam na tym, aż obsługa lotniska zrobiła z siebie debili, którzy potem mnie przepraszali za niedogodności. W tamtym momencie miałam naprawdę ochotę się na nich wydrzeć piękną wiązanką słówek z zarówno angielskiego jak i rosyjskiego, norweskiego oraz koreańskiego, jednak się powstrzymałam, bo mimo wszystko wyglądałam aktualnie jak milutka dziewczynka z mocnym makijażem, dlatego wolałam grać taką rolę i nie dać nic po sobie poznać.
Przez nich moje wyjście z portu lotniczego przedłużyło się do takiego czasu, że była tu już dziewiąta.
Nienawidzę lotnisk... – pomyślałam, jednocześnie oblizując wargi i kierując się już w kierunku odpowiedniego przejścia.
•••Basil•••
Od pół godziny chodzę w kółko. Jakiś czas wcześniej ogłosili, że ma być opóźnienie, bo wystąpił jakiś problem, który musi zostać zażegnany, ale dla mnie to minęło tak, jakbym był tu dobre dziesięć minut. Spojrzałem na telefon, gdzie cały czas dostawałem wiadomości od chłopaków, czy coś się stało. Odpisałem im tylko tyle, że jest opóźnienie. Przeczesałem swoje włosy, a przy tym za nie lekko pociągnąłem i odetchnąłem zdenerwowany.
No już, uspokój się. Wszystko będzie dobrze. Przecież tylko widzisz się ze swoją siostrą, którą uważałeś za martwą przez ostatnie sześć lat. To przecież nic takiego... – Westchnąłem, gdy starałem się uspokoić samego siebie, jednak gdy mi się to nie udało, przystanąłem i opuściłem rękę. – Kogo ja chcę oszukać? Nie mam bladego pojęcia, jak powinienem się zachowywać...
W tym momencie usłyszałem kolejne ogłoszenie, że za moment pasażerowie lotu z Londynu będą wychodzić przez wyjście numer trzy. Ruszyłem w tamtym kierunku szybkim krokiem, jednak kompletnie nie wiedziałem na kogo patrzeć. Nie miałem bladego pojęcia, jak teraz wygląda moja młodsza siostra, dlatego stanąłem z boku i patrzyłem na każdą kobietę czy dziewczynę, która przechodziła obok mnie, jednak nie było nikogo.
Pomyliłem wyjścia? – Spojrzałem na numer, który się znajdował przy drzwiach, jednak znajdowałem się pod odpowiednim.
— Cholera... — Wyszeptałem pod nosem, a przy tym założyłem ręce na karku i czekałem, aż wszyscy ludzie się rozejdą. — Mówiłaś, że przylatujesz...
— Bo przyleciałam...
Gwałtownie się odwróciłem, dzięki czemu zobaczyłem dużo niższą ode mnie szatynkę, która miała na sobie ciemno czerwoną bluzę kangurka, która była na nią zdecydowanie za duża, czarne, jeansowe rurki i glany. Przy sobie miała jedną większą walizkę, torbę podróżną, która wyglądała jak na siłownię, a na plecach trzymała futerał na gitarę. Jej falowane włosy sięgały prawie do zakończenia tyłka, co zauważyłem, ponieważ miała je związane w niskiego kucyka i puszone przez lewe ramię. Jasne oczy były obrysowane naokoło czarnym kolorem, co nieco straszyło, jednak w jej tęczówkach dostrzegłem coś znajomego. W tym momencie zmarszczyła brwi.
— Becky? — odezwałem się drżącym głosem.
— Becca...
Mam nadzieję, że rozdział więc podobał!
Dajcie znać koniecznie i do następnego! ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro