Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

50. CHRISTMAS one of forever

"Cały czas nadrabiamy dwa lata zaległości, ale przede wszystkim tworzymy przyszłość"

Sharon

Święta spędzaliśmy w domu Jacka i April. Wczoraj po plaży pomagaliśmy udekorować cały dom. Kocham klimat tego małego domku, ale przede wszystkim kocham tych ludzi. April cały czas rozpływała się nad idealnymi zaręczynami.

Jesteśmy tu z Lukiem od wczoraj i nie wracaliśmy do siebie. Zostawiliśmy tam moich rodziców, w tym domu studenckim, mam nadzieję, że nie oszaleli z tumem studentów za ścianą.

Przez cały wieczór gotowaliśmy w czwórkę różne potrawy, a potem zasnęliśmy. Dzisiaj stoję z samą April w kuchni gdy chłopacy jeszcze śpią. Niedługo przyjedzie reszta. Babcia i brat Allison zatrzymali się w naszym starym mieszkaniu, które tymczasowo stoi puste.

- Zaczęłaś już w głowie planować ślub? - pytam April gdy podaje jej kawę.

- Robię to od dłuższego czasu, czułam, że oświadczy mi się w najbliższym czasie, za dobrze go znam - jest tak rozpromieniona, że od razu widać, ze albo się zaręczyła albo jest w ciąży.

- Wszyscy przeszliśmy przez gówno, ale to nas nie pokonało - nagle dookoła mnie owinięta są szerokie ramiona.

- Dzień dobry - całuje mnie w szyję, a ja obracam się, żeby go pocałować. Mówiłam, że nigdy nie mam dosyć? Tak zdecydowanie .

- Mogłaś mnie obudzić - upija długi łyk kawy i w tym samym momencie do kuchni wchodzi drugi Hemmings.

- Wesołych świąt! - czy mówiłam, ze nawet tak samo traktują dziewczyny? Jack to bardzo dobry wzorzec.

Po chwili słychać dźwięk dzwonka do drzwi, więc biegnę je otworzyć, żeby nie przerywać parze narzeczonych.

- Wesołych świąt! - to Calum i Scarlett, wraz z Mikiem, Cayltyn i Ashtonem. U Scarlett widać już lekko zaokrąglony brzuszek, więc delikatnie gładzę go dłonią. Wszyscy są szczęśliwi.

Potem dostrzegam w drzwiach moją rodzinę, a wraz z nimi rodzinę Allison i Jasa.

- Cześć, wchodźcie - nie wiem czy wszyscy się pomieścimy. Musieliśmy przywieść dwa stoły z innych mieszkań, ale chodzi o to, żeby być razem, prawda?


Po zjedzonym posiłku siedzimy w malutkim salonie wraz z alkoholem w rękach.

- Znowu możemy poczuć się młodzi - mówi mój tata do mojej mamy. Nie ma za dużo miejsca, więc większość z nas siedzi sobie na kolanach.

- Ten młody dżentelmen o tutaj - mówi babcia Allison i wskazuje na Jasa.

- Robi najlepsze drinki na świecie! - cóż nie wiecie tego, ale jej babcia jest dosyć szalona.

Widzę chłopców, którzy siedzą pod choinką i próbują dojrzeć, co jest w prezentach.

- Otwieramy? - pytam wszystkich, a oni chętnie kiwają głowami. Ustaliliśmy, że dla Caluma i Scarlett zrobimy trochę podwójnych prezentów i nakupowaliśmy im wyposażenia do pokoju dla dziecka. Naprawdę chcieliśmy ich w ten sposób odciążyć, nie zapominając o samych młodych rodzicach.

Mój brat przychodzi z prezentem dla mnie i Luka.

- Co to? - pytam mojego chłopaka.

- Zobacz - otwieram bardzo powoli małe pudełeczko i od razu lecą mi łzy.

- To moja bransoletka - pomaga mi ją zapiąć.

- Nie, to nowa bransoletka tylko z tymi samymi zawieszkami, no i paroma innymi - widzę na niej napis kocham cię, napis Sydney, klucz i parę innych nowych zawieszek.

- Dziękuje, to jest piękne - czule go całuje, a potem on rozpakowuje swój prezent.

- Kupiłaś mi bilety na koncert? - kiwam głowa.

- Tak długo gadałeś o tym zespole.. - całuje mnie, po prostu całuje.

- Są dwa możesz zabrać, Caluma czy kogoś - on zaczyna się śmiać.

- Oczywiście, że to ty ze mną pójdziesz - potem gdy reszta naszej rodziny rozpakowuje swoje prezenty. Czuję się szczęśliwa. To jest to czego zawsze pragnęłam. Posiadania dużej ilości przyjaciół i jeszcze większej rodziny. Teraz mam to wszystko.

Luke własnie rozpakowuje swój prezent od Jacka.

- Jack - mówi cicho, ale brat i tak go słyszy.

- Dlaczego kupiłeś mi ochraniacze, piłkę i.. - Jack mu przerywa.

- Powinienem to zrobić wtedy, wiem, że chciałeś grać i znalazłem dla nas klub.

- Dla nas? - Luke jest widocznie zdziwiony.

- Amatorski klub na kampusie, tworzysz drużynę i po prostu grasz. Chłopaki się zgodzili - widzę jak jego przyjaciele kiwają głowami.

- Mam też paru swoich kumpli i w przyszłym tygodniu zaczynamy treningi - pierwszy raz widzę jak Luke miałby płakać.

- Ale mam pracę - broni się.

- To dobrze, że są to weekendy - całuje go w policzek.

- Rozumiem dlaczego kochasz Sydney, tutaj wszystko jest prostsze - szepcze do niego, ale on cały czas skupia się na ochraniaczach.

To jest właśnie magia świąt prawda?


Późnym wieczorem znajduję go z piwem na tarasie jest sam.

Staje pomiędzy jego nogami, a on od razu łapie mnie za biodra.

- Jesteś dzisiaj cichy - mówię mocniej się w niego wtulając.

- Myślałem, że przegram sam ze sobą, a wygrałem wszystko - mówi patrząc przed siebie, nie na mnie.

- Tak ustaliliśmy to już Luke.

- Gdy się poznaliśmy wydawało mi się, że masz nieźle nasrane w głowie, że wierzysz w dobro i chcesz je we mnie odnaleźć czy zasiać, a potem chciałaś, żebym cię trochę popsuł i w ten sam sposób naprawiłaś mnie.

- Dziękuje ci, kurwa - całuje go, bo nie uważam, że potrzeba tu więcej słów. On łapie mnie za tyłek i obraca tak, że to ja jestem przyciśnięta do boku domu.

- Kolejne fantastyczne święta

- Kocham cię

- Ja ciebie bardziej - odpowiada i znowu mnie całuje. Nagle na tarasie pojawia się mój brat.

- Wow - Luke zaczyna się śmiać.

- Tego nie rób młody, to zarezerwowane dla dorosłych - oczy Cama są wielkie jak spodki, a Luke obejmuje mnie ramieniem.

- Ile miałeś dziewczyn, Luke? - pyta go mój brat.

- Tylko jedną, która się liczy - i jak tu go nie kochać?

Mission Beach go nie zniszczyło.

Ale wyjazd do Sydney uratował.

Chociaż czasem chce wierzyć, że to byłam ja.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro