Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

49. The biggest family ever

"Moje życie to droga pełna wyboi, ale nie zamierzam dłużej robić z siebie ofiary, bo dzięki temu jestem tutaj z tymi ludźmi i nie chciałbym być nigdzie indziej"

Lucas

- Dziewiętnaście lat i mieszkać z chłopakiem? - postanowiłem, że to ja powiem o tym rodzicom Sharon. Szczególnie o tym jak jej ojciec zareagował gdy dowiedział się, że jesteśmy razem w Misison Beach, nie miałem ochoty na powtórkę, nawet jeśli potem mnie przeprosił.

- Wszyscy mieszkają w tym bloku - wspominałem, że właśnie przyjechali na święta? Sharon jeszcze o tym nie wie, bo to niespodzianka. Ona jest na uczelni, w momencie gdy jak pokazuje jej rodzinie nasze nowe mieszkanie.

- Nie chce być dziadkiem w tak młodym wieku - obydwoje się śmiejemy, ale w twarzy jej ojca jest cień powagi.

- My też tego nie chcemy w szczególności gdy będziemy mieli przedsmak - wiem, że jej rodzice wiedzą. Myślę, że nie znają tylko jej brudnych sekretów z Mission Beach.

- Dają radę?

- Calum jest bardzo odpowiedzialny - nie wierzyłem, że da radę dopiero teraz to widzę.

- Masz pieniądze na to mieszkanie? I tyle, żeby wam niczego nie brakowało? - pyta jej ojciec.

- Tak oczywiście, znalazłem pracę w firmie budowlanej, za kilka miesięcy kończę szkołę - jej ojciec klepie mnie po ramieniu.

- Jestem z ciebie dumny - i to znaczy dla mnie tyle samo ile te słowa od Jacka.

- Dziękuje panu - jej ojciec bierze mnie w uścisk.

- Co tutaj się dzieje? - moja dziewczyna wróciła z zaskoczenia.

- Sharon! - jej mama od razu ją obejmuje, gdzieś tam widziałem też Cama.

- Co tu robicie tak szybko? - mama nie wypuszcza jej z objęć, a teraz jeszcze dołączył jej ojciec.

- Niespodzianka - mina Sharon jest warta każdej ceny.

- Przepraszam, że wam nie powiedziałam, że... - jej tata ją powstrzymuje.

- Luke nam wszystko wytłumaczył i podoba mi się tutaj - znowu klepie mnie po ramieniu. Normalnie bym się wściekł, ale jej ojciec może to robić tak wiele razy jak tylko ma na to ochotę.

- Hej - mówi do mnie i daje mi szybkiego buziaka, ale ja tego nie uznaję i przyciągam ją do prawdziwego powitania.

- Chcecie coś zjeść? Zaraz mogę coś ugotować - wpada do kuchni w mgnieniu oka.

- Luke właśnie gotował z twoją mamą obiad - na twarzy Sharon maluje się zdziwienie, a potem całuje mnie w brodę. Mogę tak żyć.

- Wiesz Luke? Powinieneś mówić do mnie mamo! - Sharon jęczy z zażenowania i chowa głowę w moim ramieniu.

- My tylko zamieszkaliśmy razem - uśmiecham się do jej mamy.

- Sharon chce zaszaleć, bo ma dziewiętnaście lat - szczypie ją w tyłek, tak, żeby nikt nie zauważył, a ona podskakuje.

- Dobrze zaczekam jeszcze kilka lat - obejmuje Sharon jednym ramieniem, a potem ona znika z mamą w kuchni, a ja zostaję z Camem i jej ojcem.

- Czy popływamy? - Cam wyrósł, ale dalej ma na tym punkcie obsesje.

- Oczywiście, że popływamy, młody! - ich tata idzie do kuchni coś pomóc. Chociaż jestem pewien, że chce usłyszeć wersje Sharon z mieszkaniem tutaj.

- Jak tam z tą dziewczyną? - nie widziałem tego młodego faceta tylko trzy miesiące, ale sam pamiętam jak wiele dzieje się gdy masz czternaście lat. Ale jestem stary.

- Zabieram ją do kina po nowym roku! - przybijam mu piątkę.

- Kup jakiegoś kwiatka, dziewczyny lubią kwiatki - kiwa głową.

- Lubię cię, Luke - czochram mu włosy, gdy do salonu wchodzi Sharon i stawia na stole posiłek.

Umiem gotować. No dobra, większość zrobiła mama Sharon, a ja tylko pokroiłem warzywa, liczy się prawda? Zaglądałem też czy się nie przypala. To już coś.





Później tego dnia jesteśmy nad oceanem i właśnie przygotowuje się do wyścigu z Camem.

- Start! - krzyczę i zaczynam biec, ale na tyle wolno, żeby udało mu się szybciej dobiec do wody, a potem leniwie macham rękami, żeby udało mu się wygrać.

- Wygrałem! - krzyczy, a potem pojawia się obok jego siostra.

- Brawo! - przybijają sobie piątki, w takich momentach widzę jak bardzo są do siebie podobni, ale to nic w porównaniu ze mną i Jackiem. Skoro o nich mowa widzę, że właśnie do nas dołączają.

Sharon przed chwilą przedstawiła im rodzicom, a teraz są z nami w wodzie.

- Luke nigdy nie może wygrać - szturcham go, a nasze dziewczyny przewracają oczami.

- Luke to cienias! - krzyczy Cam, a wszyscy wybuchają śmiechem.

- To co wyścig dużych chłopców? - wyzywam Jacka.

- Proszę bardzo! - i po chwili obydwoje nurkujemy w wodzie i ścigamy się w tą i z powrotem do naszych dziewczyn. Jest remis. Cholerny starszy brat.

- Jesteście pewni, że nie jesteście bliźniakami? - przyciągam do siebie moją dziewczynę i całuję.

- Pocałunek był za wygraną - całuje ją jeszcze raz.

- Jack!

- Jeszcze raz! - on nie sprzeciwia się. Lubimy zdrową rywalizację, ale to Jack przez większość życia wiedział, co to zdrowa. Kiedyś bardzo dawno odbiłem mu dziewczynę, żeby coś udowodnić, ale to było jeszcze w ogóle przed tym jak dowiedzieliśmy się prawdy o mnie. Nigdy więcej tego nie zrobiłem, ale przez jakiś czas mocno to we mnie siedziało.


Później gdy siedzimy na plaży z rodzicami Sharon, jej mama zauważa, że faktycznie wyglądamy identycznie, a potem Sharon znikąd wyciąga aparat i robi rodzinną sesje. Co dziwne, naprawdę uważam ich za rodzinę.

- Dobrze, że ją masz - mówi do mnie Jack gdy popijamy piwo, a nasze dziewczyny rozmawiają.

- Też jestem z tego powodu cholernie szczęśliwy - Jack posyła mi zadowolony uśmiech starszego brata.

- Mówiłem ci, że jestem z ciebie dumny?

- Ostatnio aż za często, uważaj, bo podskoczy mi ego - żartobliwie mnie pcha.

- Dziękuje ci, wiesz? Że we mnie nie zwątpiłeś - kiwa głową.

- Jesteś moją rodziną, a niedługo zamierzam zrobić z April moją żonę - na mojej twarzy maluje się właśnie największe zdziwienie na świecie, a po chwili do mojego boku przytula się Sharon.

- Co masz taką minę?

- Jack zamierza się oświadczyć! - Sharon już podskakuje z radości i przytula mojego brata.

- Kiedy? - pytamy razem.

- Właśnie teraz - dobra tego się nie spodziewałem.

Gdy u jego boku pojawia się April on po prostu klęka na jedno kolano.

- April, jesteś miłością mojego życia, nie pamiętam czasów gdy nie byłem z tobą, mimo, że przez ostatnie kilka lat dzieliły nas tysiące kilometrów i tak byliśmy razem, wytrwałaś ze mną podczas najgorszego, a teraz chce cię uczynić moją żoną i tworzyć jak najwięcej dobra - nie dziwię się gdy widzę w oczach April łzy.

- Robię to teraz, bo to jest moja cała rodzina i chciałbym uczynić cię częścią niej - po raz pierwszy spotykał rodziców Sharon, ale uważa ich za rodzinę, bo ja tak robię. Oni też uważają go za rodzinę.

- Czy wyjdziesz za mnie? - całuje Sharon w czoło, bo ona też płacze, ze szczęścia.

- Tak! - rzucają się sobie w objęcia, a on zakłada jej pierścionek. Jednak April nie skupia się na wielkości brylantu tylko na Jacku i to nazywa się prawdziwa miłość. I po raz pierwszy w życiu, też chce kiedyś to zrobić.

- Kocham cię - szepcze Sharon do ucha, a ona obraca się i mnie całuje.

- Ja ciebie też, Luke - wspominałem, że święta z Sharon były idealne? Te zdają się wychodzić po za skalę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro