40. Future with us
"Nie musisz mówić, że tego nie chcesz czy chcesz, po prostu gdy to się wydarzy albo to pokochasz albo znienawidzisz"
Sharon
Gdy wstałam rano Luka nie było w łóżku, za to przy łóżku znajdował się bukiet kwiatów. To po prostu sprawiłam, że się uśmiechnęłam.
Nie byliśmy normalną parą. Tak naprawdę dopiero zaczęliśmy być parą.
Jednak czy normalność to coś, co można uznać w związku? Ja od zawsze chciałam znaleźć się w tym miejscu w którym jestem, on? Niekoniecznie.
To samolubne, ale myślę, że przed moim pojawieniem się w jego życiu, on nie miał kompletnie pojęcia, co będzie robił i gdzie będzie.
Jest muzykiem, artystą i zarazem studiuję inżynierie to zdecydowanie więcej niż ktokolwiek by się spodziewał, ale przede wszystkim, więcej niż on sam oczekiwał.
Wącham kwiaty, a potem kieruje się do łazienki, żeby przygotować się na zajęcia.
Jest coś takiego we mnie, że dziwie się, że nie goni mnie czas. Gdy pojawił się w moim życiu miałam nie pełny rok, gdy zniknął z mojego życia miałam dwa lata i w głębi serca wiedziałam, że znowu go spotkam.
A teraz? Teraz nie mam nic co mnie goni lub przed czym muszę uciekać i to jest cholernie dobre, bo nie muszę nic planować, ale zarazem strasznie przerażające.
Im więcej rzeczy rozłożysz sobie w nieokreślonym czasie, tym mniej zrobisz teraz i to przeraża mnie dlatego, że nie wiem czy czasem nie wykładam tylko części mojej miłości. W Mission Beach robiłam wszystko na milion procent, tutaj?
Nie mogę wymyślać to nowych powodów do martwienia się.
Postanawiam tym razem samej trochę się postarać i nie czekać aż to on mnie znajdzie, więc kupuje dwie kawy i znajduję go na kampusie zajętego książkami od inżynierii.
- Jedna kawa - kładę ją przed nim, a on wychyla nos z książki.
- O cholera - wącha ją, a ja się uśmiecham.
- Chodź tu - wstaje z przeciwnej strony stolika i podchodzę do niego, a on wciąga mnie na swoje kolana.
- Dziękuje - całuje mnie w policzek i upija duży łyk kawy.
- Miałem zajęcia od rana, musiałem wyjść - nie przeszkadza mi to, z czasem będziemy wychodzić do pracy o różnych godzinach i nie będziemy mogli spędzać ze sobą tyle czasu. Dopiero teraz zaczynam rozumieć jak poważne to jest, jak poważni my jesteśmy.
- A więc twoja dziewczyna przynosi ci kawę - znowu mnie całuje, a potem obracam głowę, żeby dać mu prawdziwy pocałunek na dzień dobry.
- Dużo nauki ci jeszcze zostało? - wzrusza ramionami.
- Kilka miesięcy i będę pieprzonym inżynierem - uśmiecham się, obydwoje się uśmiechamy.
- Mam kilka propozycji pracy - ostatnio naprawdę czuję jak dojrzeliśmy.
- Nie wiem czy wiesz, ale twój chłopak jest jednym z najlepszych uczniów na roku - dobra nie wiem tego. Jak to możliwe?
- Już wiem - schodzę z jego kolan i siadam obok niego, zaglądając do jego książek. Jednak nie mam kompletnie pojęcia co jest w nich napisane. No co? Ja jestem tylko artystką, a on jest pieprzonym geniuszem.
- Zostaje tutaj w Sydney, wiesz o tym? - nie wiem dlaczego czuje zapewnienie powiedzeniami o tym. Wiem to.
- Wiem - przerzucam kartki z jego książki, ale to nie wiele mi pomaga.
- Czy ty zostajesz tutaj potem? - dlaczego po słowach "kocham cię", zrobiło się tak poważnie? To nagle nie brzmi już jak studencki związek.
- Raczej tak - obraca głowę, żeby na mnie spojrzeć i ściska moje kolano.
- Raczej? - uśmiecham się do niego.
- To zależy od tego, co będzie dalej - mocniej ściska moje kolano.
- Chyba muszę ułożyć ci nową historyjkę, Sharon - uśmiecham się, bo dobrze wiem o czym mówi.
- Dziwne, że ostatnia w większości się spełniła, prawda?
- Cóż może nie do końca myślałem, że tak szybko..
Pamiętacie to? Byliśmy tutaj na tym kampusie, trzy lata temu.
Luke opowiadał o tym, co może nam się przydarzyć, a właściwie co on dla nas widzi.
- Piosenki o złamanym sercu? - kiwa głową.
- Wkurzający współlokatorzy?
- Ostatnio Allison i Jase rzucają się po całym mieszkaniu - wybucham śmiechem.
- Pamiętasz wszystko, co? - znowu jestem na jego kolanach, po prostu kocham być blisko niego.
- Oczywiście, że pamiętam wszystko, a co do wystawy.. - mówię niepewnie.
- Mówimy o tej szkolnej czy o tej zaproponowanej przez tą małą galerie dla młodych zdolnych ludzi? - słuchamy się uważnie, ale wydaje mi się, że dalej się odkrywamy.
- O tym drugim - przeczesuje ręką jego włosy.
- A więc?
- Będę miała wystawę i wybrałam zdjęcia - nie wiem dlaczego mówię mu o tym dopiero teraz.
- Tak? - kiwam głową.
- Większość to nasze zdjęcia z Mission Beach z twoimi przyjaciółmi, twoje, nasze, ale też parę tych stąd - uśmiecha się, kocham jego uśmiech. Pamiętam jak pytał czy się go wstydzę, nigdy się go nie wstydziłam, bardziej tego, co on sprawia, że czuje, jak zmienia mojego cholerne życie i wcale tego nie chce.
- Nazwałam ją, nieplanowana przyszłość - uważam, że ten tytuł idealnie pasuje.
- A więc, co już spełniliśmy naszą przyszłość? - pyta mnie, a mi na chwile blednie mina.
- Więc czas na kolejną dawkę historyjek Luka Hemmingsa, kochanie - całuje go szybko i zaczynam słuchać.
- Cóż nie jestem już biedny, ale mam też odłożoną masę kasy, więc po pierwsze kupimy mieszkanie, nie duże, tak, żebyśmy nie mieli gdzie przed siebie uciec, ale z dużym tarasem i widokiem na morze - całuje mnie i zaczyna mówić dalej.
- Ty z cudnych fotografii swojego chłopaka przerzucisz się na krajobrazy, bo robisz cholernie piękne zdjęcia - znowu mnie całuje.
- Ale co najważniejsze, nic nas nie będzie dzielić, żadne Mission Beach, żaden Chris, żadna nasza przeszłość, Sharon - to mi się podoba.
- Ja w końcu przestanę się bać - robię wielkie oczy i nie jestem pewna czy wierzę w to, co mówi.
- Może kiedyś uda ci się mnie usidłać - wybucham śmiechem.
- Czasem myślę, że chciałbym mieć nasze dzieci, biegające pod moimi nogami - wtula głowę w moją szyję.
- Ale nie bądź tego taka pewna - już jestem dlatego biorę jego twarz w dłonie i całuje, mocno.
- Hej, to nie jest obietnica - myli się.
- No i moje piosenki nie będą już o nieszczęśliwej miłości - dobra zmienia temat, ale mu nie pozwolę.
- Możemy na chwile wrócić do ślubu i dzieci? - wzdycha ciężko.
- Masz dziewiętnaście lat, ja dwadzieścia jeden, nie Sharon - przytulam się do niego i szepcze mu na ucho.
- Dwójkę, chłopca i dziewczynkę, żeby on zawsze ją ratował przed gównem, a ona pokazywała mu, że dziewczyny nie są takie złe - wybucham śmiechem.
- Będą się bawić z dzieckiem Scarlett i Caluma, ale przede wszystkim z dzieciakami mojego brata, który będzie miał ich pieprzoną drużynę - wybucham śmiechem, to, że on chociażby to sobie wyobraża wiele znaczy.
- Będziemy mu je podrzucać gdy będę cię zabierał do Europy, żeby robić różne zdjęcia - znowu go całuje.
Tak rzeczywiście może wyglądać nasza przyszłość.
- Sharon - patrzę na niego, on patrzy na mnie i widzę wszystko, co chce widzieć.
- Przede wszystkim będę cię kochał, cholernie mocno i z każdym dniem jeszcze mocniej, bo nie wyobrażam sobie dzielić tego z nikim innym - całuję go, a on uśmiecha się wprost w moje usta.
- Powiedz coś - prosi cicho.
- Kocham cię, ty mój nieidealny chłopaku - tym razem to on mnie całuje i w ten sposób, prostym gdybaniem zaplanowaliśmy naszą przyszłość.
- Czasem będę dupkiem - mówi na koniec.
- A ja upierdliwą żoną - jego oczy robią się wielkie, ale nic nie odpowiada. Po prostu całuje się tak długo, póki obydwoje nie musimy biec na zajęcia.
******
O mały włos a ten rozdział byłby epilogiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro