Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

35. Like in fraternity house

"Czasem jestem z nas dumny i z tego jak daleko zaszliśmy, a potem zdaje sobie sprawę, że dalej mamy w sobie Mission Beach"

Lucas

Gdy obudziłem się rano, nie było w łóżku mojej dziewczyny. Nie zdarzało się to często, ale też wcale często z nią nie spałem.

Wyszedłem ze swojego pokoju, żeby zobaczyć jak Calum też wychodzi ze swojego, również chyba rozczarowany brakiem swojej dziewczyny. Skinęliśmy na siebie głowami i ruszyliśmy do salonu, jednak dobiegły nas śmiechy z kuchni.

Stanęliśmy z Calem w drzwiach, żeby zobaczyć trzy dziewczyny ubrane w nasze koszulki. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji.

- Cześć przystojniacy - powiedziała Scarlett i dalej zajęła się gotowaniem. Cal od razu do niej podszedł, za to ja czekałem aż moja dziewczyna podejdzie do mnie.

- Hej - całuje mnie krótko, ale od razu ją przyciągam na dłuższy pocałunek.

- Marzenie każdego faceta - śmieje się i gładzi moją nagą klatkę piersiową. Naprawdę to scena jak z jakiegoś filmu o studentach.

- Co tak pachnie? - do kuchni wpada Mike i nagle na twarzy ostatniej z dziewczyn rozjaśnia się uśmiech.

- Nie wiem czy w ogóle tu gotujecie - Mike podchodzi do niej i lekko ją całuje, a Calum i Scarlett dalej są zajęci sobą przy blacie kuchennym.

- Co masz pod spodem? - pytam Sharon i podwijam jej koszulkę. Znajduję króciutkie spodenki od piżamy.

- Chociaż tyle - całuje mnie w brodę i wraca do przygotowywania śniadania.

- Nawet nie wiecie jak dobrze was mieć dziewczyny, gotowanie,  dla tych czterech kolesi to nie lada wyczyn - mówi Scarlett, która przez ostatnie dwa lata mieszkała tutaj z nami sama. Nie wiem dlaczego nie wynajęli mieszkania sami z Calumem, ale dobrze było mieć ich obok siebie.

- Może gotują lepiej niż ty - Scarlett pokazuje mi język, a my siadamy do stołu, nie starając się nawet pomóc. Brakujące ogniwo zespołu wpada do pokoju.

- Kurwa, ale tutaj radośnie - nalewa sobie szklankę soku i siada do nas przy stole. W momencie gdy okazało się, że trójka z nas ma dziewczyny nasz stół zrobił się za mały, więc któregoś dnia dokupiliśmy z Calumem krzesła, chociaż właściwie moglibyśmy kupić większy stół. Naprawdę dobrze jest mieć ich tu razem.

- Niedługo Chris ma urodziny Sharon - to ja się spinam na te słowa.

- Tak wiem - kurwa.

- Możemy mu coś zorganizować tak jak w zeszłym roku? - właśnie zdałem sobie sprawę jak wiele jeszcze nie wiem o mojej dziewczynie i o tym czasie gdy nie byliśmy razem.

- Tak jasne, pogadamy z Mandy - próbuje nie być zazdrosnym dupkiem, ale trochę mnie nosi. Dlatego gdy przynoszą śniadanie do stołu wciągam ją na swoje kolana.

- I po co nam te dodatkowe krzesła? - warczy Ashton, czasem wydaje mi się, że tutaj jest bardziej nieszczęśliwy niż w Mission Beach.

- Spadam stąd tu jest, kurwa zbyt radośnie - i po prostu wychodzi. Chyba naprawdę musimy z nim pogadać. Mike też robił taki cyrk w Mission Beach, ale szczerze po Ashtonie się tego nie spodziewałem.

- Co się z nim dzieje?  - wydaje mi się, że Sharon nie miała jeszcze okazji poznać prawdziwego Asha i czasem się boje, że nigdy nie będzie miała okazji.

- Pogadam z nim potem, lepiej powiedz mi, co z tymi urodzinami - przekręca się na moich kolanach tak, żeby patrzeć mi w oczy.

- W zeszłym roku z rodzicami i Caytlyn zrobiliśmy dla niego grilla, a w tym Caytlyn chce zrobić większa imprezę na plaży z biegaczami, nami, Mandy - wiem, że to ostatnie ma mnie uspokoić.

- Nie rób takich min, kochanie- uśmiecham się i szybko ją całuje.

- Pamiętasz, że jesteś moja?

- Zawsze - pozwalam jej zjeść w spokoju i siada obok mnie na krześle.

Do mieszkania wpadają Jase i Allison.

- Nie zaprosiliście nas na rodzinne posiedzenie? - mówi Allison gdy każdego z nas po kolei całuje w policzek.

- Luke Hemmings - zawsze się śmieje gdy dalej to podkreśla.

- Już mnie to nie obraża - klepie mnie po głowie, jak dobrego zwierzaka.

- Dalej nie wierzę, że to ty - czochra mi włosy i muszę z powrotem wciągnąć na kolana Sharon, żeby Jase i Allison mieli chociaż jedno wolne miejsce.

- Czy to mieszkanie nie jest za małe? - mówi nagle Scarlett.

- Spójrzcie, mamy cztery pokoje, a ostatnio zrobiło się tłoczno jak na dworcu. Nie rób tego Scarlett.

- Chyba czas, żeby ktoś się wyprowadził - wcale nie sugeruje tego któremuś z nas.

- Myśleliśmy o tym z Calumem dużo i tak jak kochamy spędzać z wami czas..

- Nie - to ja się odzywam.

- Kurwa, jesteśmy na studiach nie musicie mieszkać razem jak stare małżeństwo - Sharon wierci się nerwowo na moich kolanach, więc łapie ją w talii i unieruchamiam.

- I tak imprezujemy już mniej, a tutaj zawsze jest tłok..

- Chciałaś dużej rodziny, to proszę bardzo masz ją - chyba po raz pierwszy od zawsze przyznaje, że jesteśmy rodziną.

- Naprawdę rodziną Luke? - pamiętam jak kiedyś się o to wkurzałem i w kółko powtarzałem, że to nie rodzina. Moja rodzina była popieprzona, nie potrzebowałem drugiej, ale oni są moim światem. Proszę bardzo, przyznałem się do tego.

- Tak, kurwa - sięgam po papierosa, a wszyscy patrzą na mnie zdziwieni. Tak jestem nałogowcem i wciągnąłem w to Sharon.

Już nie nosiłem w kieszeni papierosów, a co jedynie zdjęcia jedynej dziewczyny, którą kiedykolwiek kochałem. Patrzcie jak działa odejście, a jak powrót, co bardziej niszczy. Śmieszne.

- Spędzasz, co drugą noc u Sharon - dobra ma racje.

- Nawet tam nie jesteśmy sami, za ścianą pieprzą się Jase i Allison - Jase pokazuje mi środkowy palec, a Sharon kładzie rękę na moim kolanie, żebym mnie uspokoić. Działa.

- Dobra róbcie, co chcecie - nagle odzywa się Mike.

- Albo wynajmijmy większe mieszkanie - mamy na to pieniądze.

- Chcesz zrobić z naszego życia dom bractwa? - pyta go Calum.

- Caytlyn mieszka sama, mogę się tam przeprowadzić, ale to za wcześnie, dużo za wcześnie - od kiedy on jest tym rozsądnym?

- Kiedyś naszym problemem był brak mieszkania, a dzisiaj jest to, że jest za małe? - wszyscy się uśmiechamy, zrozumieliśmy właśnie jak daleko zaszliśmy.

- Macie racje, jesteśmy w tym razem - i tak po prostu znowu jest dobrze. Mamy swój mały świat, swoje za małe mieszkanie, ale zaczynamy to doceniać.

- Musimy porozmawiać - słyszę jak Scarlett szepcze do Sharon. Cóż może jednak nie wszystko jest załatwione.

A ja wiem, że muszę porozmawiać z Sharon o naszym stanie mieszkaniowym i coś czuje, że nie skończy się to jej uległością.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro